Wydobycie pierwiastków z dna oceanu może mieć negatywny wpływ na środowisko i zagrażać morskiej różnorodności biologicznej. Naukowcy z 10 krajów, w tym z Polski, prowadzą badania, które mają temu zapobiec.
Ponad trzydzieści instytucji z 10 krajów uczestniczy w projekcie Ecological Aspects of Deep-Sea Mining. Prowadzone w jego ramach badania koncentrują się wokół północno-wschodniego Pacyfiku, a dokładnie obszaru, który naukowcom i międzynarodowym koncernom górniczym znany jest jako Clarion-Clipperton Fracture Zone. Leży on między dwoma uskokami tektonicznymi i jest niezwykle ważny ekonomicznie z uwagi na obecność rud pierwiastków strategicznych, takich jak: kobalt, molibden, mangan, lit i miedź. Zaangażowani w przedsięwzięcie badacze oceniają bioróżnorodność biologiczną w tym obszarze oraz skutki, jakie mogą dla niej mieć działania o charakterze antropogenicznym.
Zasoby tych minerałów na lądzie są nie tylko skromne, ale i trudnodostępne, tymczasem na dnie oceanu jest ich dużo, a w tym obszarze najwięcej. Wprawdzie najbogatsze rudy kobaltu znajdują się w Republice Konga i położone są stosunkowo płytko pod powierzchnią ziemi, ale w miejscach porośniętych lasami deszczowymi, co oznacza, że sposób ich wydobycia jest równoznaczny z degradacją tych ekosystemów. Poza tym w Republice Konga w kopalniach kobaltu zatrudniane są dzieci, a cywilizowany świat się w oczywisty sposób nie godzi na takie praktyki. Stoimy zatem przed koniecznością poszukiwania innych źródeł tych minerałów – tłumaczy jedna z uczestniczek projektu prof. Magdalena Błażewicz z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.
Wydobycie rud metali z dna oceanu nie jest ani łatwiejsze, ani tańsze, ale jest nieuniknione. Wynika to wprost z potrzeb wielu gałęzi przemysłu. Te cenne pierwiastki wykorzystywane są do produkcji baterii o długiej żywotności i szybkim czasie ładowania, niezbędnych we wszystkich urządzeniach przenośnych. Presja pozyskiwania ich rud z dna oceanu jest zatem olbrzymia.
Naukowcy na straży bioróżnorodności
Rudy w postaci brył o średnicy od kilku do kilkunastu centymetrów spoczywają na powierzchni dna oceanicznego. Mogą więc być wydobywane przez podwodne pojazdy przypominające kombajny, które będą je zbierały i przekazywały na powierzchnię oceanu do statku-matki.
Rodzi się jednak pytanie, jaki wpływ będzie miała taka aktywność górnicza dla środowiska. Niestety, obszar środkowego Pacyfiku jest praktycznie nieznany nauce, co uniemożliwia ocenę, w jaki sposób i jak dalece górnictwo głębokowodne wpłynie na jego ekosystemy. Nie tylko nie znamy jego topografii, ale także warunków środowiskowych kształtujących to środowiska. Co więcej, niewiele wiemy na temat organizmów morskich, które tam żyją, z jakiej niszy pokarmowej korzystają oraz jakich warunków potrzebują do życia i tworzenia zdrowych i stabilnych populacji – tłumaczy prof. Błażewicz.
Naukowcy uczestniczący w projekcie badali wpływ przemysłowej próby pozyskania konkrecji polimetalicznych w strefie Clarion Clipperton Fracture Zone oraz starali się ocenić, jaki może mieć ona wpływ na jego ekosystemy. Dno oceanu pokryte jest warstwą miękkich osadów, więc prace górnicze z wykorzystaniem „kombajnów” będą je wzruszały, a prądy wody będą je transportowały w inne, być może odległe miejsca. Wykonano badania, by sprawdzić, jak daleko i w którym kierunku osady denne mogą być transportowane.
Informacja o kierunku transportu osadów dennych, jest niezmiernie ważna. Poszczególne obszary dna oceanicznego zasiedlane są przez odmienne zespoły organizmów, w tym organizmów filtrujących, takich jak gąbki, małże i mszywioły. Duża ilość osadów w wodzie może zatykać ich aparaty filtracyjne i prowadzić do ich rychłej śmierci – podkreśla prof. Błażewicz.
Podwodne obszary „dziedzictwem ludzkości”
Cały teren Clarion-Clipperton Fracture Zone mieści się w obszarze wód eksterytorialnych, co oznacza, że znajduje się poza jakąkolwiek jurysdykcją państwową i stanowi „wspólne dziedzictwo ludzkości”. Takie obszary są zarządzane przez Międzynarodową Organizację Dna Morskiego (MODM), ustanowioną na mocy Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS) z 1982 r. Poszczególne kraje, zainteresowane prowadzeniem tam działań gospodarczych, przystępując do realizacji kontraktów zawartych z MODM zobowiązują się do przeprowadzania badań naukowych i oceny stanu środowiska poprzedzających eksploatację.
Istnieje przeświadczenie, że dno oceaniczne jest ekosystemem niezróżnicowanym, a zamieszkujące je organizmy mogą się dowolnie w nim przemieszczać. Najnowsze badania naukowe, ponad wszelką wątpliwość kwestionują te poglądy. Dno oceaniczne to ekosystem niezwykle zróżnicowany, choć różnice te mogą być trudne do wskazania bez odpowiednio szczegółowych badań. By ocenić, czy ekosystem będzie zdolny do regeneracji po zakończonych działaniach górniczych, musimy być pewni, że żyjące tam organizmy mają możliwość przemieścić się z wyznaczonego przez ludzi rezerwuaru różnorodności biologicznej do obszaru zaburzonego działaniami gospodarczymi – zauważa łódzka uczona.
W swoich badaniach zajmuje się kleszczugowcami, bardzo drobnymi skorupiakami morskimi o bardzo ograniczonych możliwościach przemieszczania się.
Ich mała mobilność sprawia, że są one grupą modelową – zaznacza. – Właśnie takie zwierzęta są doskonałymi wyznacznikami łączności genetycznej między obszarem wyznaczonym do eksploatacji górniczej a „rezerwuarem różnorodności biologicznej”. Są zatem wyznacznikiem najbardziej restrykcyjnego podejścia do problemu – dodaje.
Naukowcy skupili się na badaniu pięciu obszarów północno-wschodniego Pacyfiku. Cztery z nich są kontraktowo przynależne do Niemiec (Federal Institute for Geosciences and Natural Resources of Federal Republic of Germany), Francji (IFREMER), Belgii (Global Sea Mineral Resources) oraz międzynarodowego konsorcjum Interoceanmetal, którego interesariuszem jest między innymi Polska. Piąty to obszar wyznaczony jako rezerwuar bioróżnorodności (APEI3 – Areas of Particular Environmental Interest 3) – chroniony, wolny od wszelkich działań o charakterze antropogenicznym.
Z naszych badań wynika, że obszar wskazany jako rezerwuar różnorodności biologicznej jest bardzo ubogi pod względem bioróżnorodności, co sugeruje, że nie będzie on stanowił dobrego rezerwuaru dla regenerującego się ekosystemu morskiego – wyjawia prof. Błażewicz.
Obszar APEI3 nie jest reprezentatywny dla badanych przez naukowców czterech obszarów kontraktowych – to główny wniosek płynący z zakończonych właśnie badań. Poza tym wspomniane cztery obszary bardzo różnią się między sobą.
Pod względem biologicznym obszar IOM i interesariusza niemieckiego są podobne pod względem zamieszkującej go fauny, lecz całkowicie inne od obszaru interesariusza francuskiego – raportuje prof. Błażewicz. – Jeszcze bardziej różni się obszar wyznaczony jako chroniony. To w połączeniu z wynikami badań nad innymi grupami zwierząt sugeruje, że należy bardzo rozważnie wyznaczyć obszary chronione i zaoferować naukowcom nieco więcej czasu na badania, nim rozpoczną się działania górnicze, które mogą mieć nieodwracalne i dramatyczne dla środowiska skutki – podsumowuje biolożka z Uniwersytetu Łódzkiego.
źródło: UŁ