Aktualności
Badania
27 Czerwca
Fot. Jolanta Czuczko
Opublikowano: 2023-06-27

Kopernik na krańcu świata

Konserwatorki z Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika zbadały i określiły stan pierwszego wydania książki Mikołaja Kopernika „De Revolutionibus Orbium Coelestium” przechowywanego w bibliotece Uniwersytetu św. Tomasza na Filipinach. To początek współpracy toruńskiej uczelni ze szkołami wyższymi w Manili.

Najważniejsze dzieło polskiego astronoma ukazało się drukiem w 1543 r. Spod prasy drukarskiej wyszło wtedy około 500 egzemplarzy. Na Filipiny trafiły cztery lub pięć z nich.

Był to obszar kolonizowany przez Hiszpanów będących potęgą morską, a w dziele Kopernika „O obrotach sfer niebieskich” są tablice, którymi można się podpierać w nawigacji – tłumaczy dr hab. Mirosław Wachowiak, prof. UMK, prodziekan ds. nauki i współpracy międzynarodowej Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Dlatego Hiszpanie nie wciągnęli go na indeks ksiąg zakazanych. To paradoks, że Galileusz jest już zamknięty w areszcie domowym, dziełu Kopernika w krajach europejskich grozi się palcem, a tymczasem zakonnicy na Filipinach, m.in. dominikanie i augustianie, dbają o to, żeby w swoich księgozbiorach mieć tak światłego autora, jak Kopernik – dodaje.

Kopernik zostaje w Manili

Do dzisiaj na świecie zachowało się około 200 egzemplarzy pierwszego wydania „De Revolutionibus Orbium Coelestium”, w tym jeden w zbiorach biblioteki Uniwersytetu św. Tomasza w Manili.

W maju ubiegłego roku na Uniwersytecie św. Tomasza wizytę złożył ambasador RP na Filipinach – mówi dr Jolanta Czuczko z Katedry Konserwacji-Restauracji Papieru i Skóry UMK. – W jej trakcie zaproszono polską delegację do biblioteki, by pokazać, jakim skarbem dysponuje uczelnia. Gdy przedstawiciele naszego państwa zobaczyli, co to za dzieło i w jakim jest stanie, wpadli na pomysł, żeby w perspektywie zbliżającego się roku kopernikańskiego podjąć się wspólnej, polsko-filipińskiej konserwacji-restauracji książki.

Ambasada zwróciła się z prośbą o pomoc do Biblioteki Narodowej. Jej dyrektor zaproponował współpracę konserwatorom z Wydziału Sztuk Pięknych UMK. Toruńskie konserwatorki odbyły kilka wirtualnych spotkań z Filipińczykami i pracownikami ambasady, by uzgodnić zakres współpracy, termin, zadania oraz to, jakie są możliwości i zasoby konserwatorskie, aparaturowe i instrumentalne partnera.

Ocena strony filipińskiej wskazywała, że stan zachowania dzieła jest bardzo dobry – mówi prof. Wachowiak. – Dostaliśmy kilka fotografii strony zewnętrznej książki, które były zrobione w taki sposób, żeby nie wzbudzać naszych wątpliwości.

Mimo to badacze z UMK wskazywali, że najlepszym rozwiązaniem dla tego egzemplarza byłby transport i konserwacja w Polsce, ponieważ Centrum Badań i Konserwacji Dziedzictwa Kulturowego UMK dysponuje lepszym zapleczem kadrowym i sprzętowym.

Współcześnie ingerencja konserwatora nie polega na oczyszczeniu, podniesieniu jedynie walorów estetycznych artefaktu – tłumaczy dr Jolanta Czuczko. – Wykonujemy szereg badań, diagnozujemy, ustalamy szczegóły, a projekt kształtuje się i dojrzewa w wielu głowach.

Transport jednak okazał się niemożliwy, mimo że w przeszłości zdarzały się podróże wartościowych artefaktów.

Uniwersytet św. Tomasza jest uczelnią królewską i pontyfikalną – tłumaczy prof. Wachowiak. – Na jedno z wydarzeń wystawienniczych sprowadzano na Filipiny cenną księgę ze zbiorów watykańskich, co wiązało się z olbrzymimi kosztami przede wszystkim ubezpieczenia przesyłki. Wtedy pomógł Watykan, ale w tym wypadku wiedzieliśmy, że strona filipińska nie może sobie pozwolić na taki wydatek. Po za tym trzeba sobie uświadomić, że dla nich dzieło Kopernika jest jednym z ważniejszych w skali zbiorów państwowych, wciągniętym na narodową listę cennych obiektów, więc najprawdopodobniej na poziomie ministerialnym nie byłoby zgody na jego wyjazd. Oprócz logistyki i kosztów transportu chodziło też o to, że Filipińczycy chcą iść drogą edukacji i uczyć się konserwacji. To jest racjonalna i słuszna droga.

To tylko papier

Gdy konserwatorki w końcu zobaczyły dzieło Kopernika, były zszokowane jego stanem. Wnętrze wyglądało dużo gorzej niż oprawa.

Wiedzieliśmy, że są deformacje, ale nie spodziewałyśmy się aż tak złej kondycji podłoża papierowego – mówi dr Czuczko. – Na Filipinach papier jest tak zniszczony, tak zakwaszony, jak w Europie i Stanach Zjednoczonych papier XIX i XX-wiecznych książek produkowanych maszynowo, które często już u zarania są skazane na hydrolizę kwasową.

Badaczki zauważyły też zniszczenia spowodowane przez typowe dla tamtejszego klimatu tropikalnego owady, mikroorganizmy oraz oddziaływanie i wahania wysokiej temperatury i wilgotności. Naukowczynie nie wiedzą jeszcze, czy zakwaszenie papieru to efekt jedynie klimatu. Pomiędzy kartkami dzieła Kopernika znalazły resztki błękitnego proszku, nieużywanego przez konserwatorów w Europie. Okazało się, że wcześniejszym opiekunom księgi służył do odstraszania owadów lub zabijania mikroorganizmów. Później się z tego wycofano i usuwano proszek, ale niezbyt dokładnie. Na stan papieru mogły mieć też wpływ inne czynniki.

Manila to drugie po Warszawie najbardziej zniszczone miasto podczas II wojny światowej – mówi dr Czuczko. – Zarówno biblioteka, jak i cały uniwersytet, najpierw były zlokalizowane w centrum miasta, ale po wojnie przeniesiono je w inne miejsce, gdzie początkowo panowały niedogodne warunki, a księgozbiór narażony był na negatywny wpływ klimatu – dodaje, przypominając, że wilgotność na poziomie 80 proc. przez 4-6 miesięcy w roku to tam normalność.

Konserwatorki podkreślają, że papier w dziele Kopernika był już naprawiany, ale poczynione zabiegi negatywnie wpływają na jego kondycję i od dawna nie spełniają swojej funkcji. Zwracają też uwagę, że „De Revolutionibus Orbium Coelestium”, podobnie jak inne zabytkowe egzemplarze w filipińskiej kolekcji, nie były eksponatami muzealnymi, ale były użytkowane. Jeśli coś się psuło, dezaktualizowało, robiono korekty, notatki na marginesach, podklejano.

Tradycyjnie do naprawy nie używano klejów syntetycznych, był też na pewno problem z dostępem do odpowiedniego papieru – wyjaśnia mgr Karolina Komsta-Sławińska. – Materiały, których użyto, już się zestarzały, zwłaszcza że w tropikalnym klimacie wszystkie procesy degradacji przebiegają szybciej. Po kilku dniach pracy z Kopernikiem zaczęłyśmy się zastanawiać, jak muszą wyglądać inne książki z tego zbioru.

Konserwatorki starały się zebrać informacje dotyczące wszystkich elementów książki, takich jak blok, oprawa, elementy konstrukcyjne, znaki proweniencyjne, ustalić zmiany i zakres ingerencji w dzieło Kopernika. Dążyły do tego, aby wszystko rejestrować metodami nieniszczącymi, czyli przenośnymi mikroskopami z różnymi zakresami światła, starały się zidentyfikować dodatkowe, późniejsze adnotacje, a także zbadać odczyn pH papieru oraz obecność metali przejściowych w atramentach.

Wymagało to przekładania strony po stronie, tak by każda zyskała swój opis – relacjonuje prof. Wachowiak. – Każdy kolejny etap badań był już prowadzony na podstawie ustandaryzowanego opisu, oceniającego stan zachowania w czterostopniowej skali (A, B, C lub D) w perspektywie narastającego zagrożenia i kierunku kolejnych badań. Zwracaliśmy uwagę szczególnie na charakterystyczne symptomy, takie jak ściemnienie, zażółcenie, kruchość papieru, wskazujące na zakwaszenie kart, różnokolorowe zaplamienia będące wynikiem rozwoju mikroorganizmów czy rozległe ubytki, będące wynikiem żerowania owadów.

Filipińczycy od dość dawana są świadomi, że egzemplarz „De Revolutionibus Orbium Coelestium”, który mają u siebie, to „perełka”. Jest przechowywany w oddzielnej szafie. Im też zależy na tym, by dzieło Kopernika odrestaurować.

Dwie drogi

Toruńscy konserwatorzy pobrali mikropróbki do analizy i obecnie podsumowują badania.

Na miejscu prosiliśmy o możliwość konsultacji zarówno z konserwatorami, opiekunami zbiorów, jak i pracownikami instytutu badawczego, laboratoriów – mówi mgr Komsta-Sławińska. – Dążyliśmy do tego, żeby współpracować i rozmawiać. Mieliśmy szczęście, że osoba, która reprezentowała biuro współpracy międzynarodowej, jest chemikiem i rozumiała nasze potrzeby badawcze. Udało się doprowadzić do tego, że zostaliśmy zaproszeni do laboratorium, gdzie mogliśmy poznać możliwości badawcze fizyków i chemików. Towarzyszyli nam pracownicy biblioteki i konserwatorzy. Okazało się, że w laboratorium byli po raz pierwszy. Powstała duża motywacja i pozytywne nastawienie, że możemy w końcu doprowadzić do współpracy konserwatorów z naukowcami z innych dziedzin, co na polskim gruncie jest już od dawna praktykowane.

Dziś trudno przewidzieć, ile czasu potrwa konserwacja dzieła. Pierwotnie wszystkim zależało, żeby odrestaurować je w tym roku w związku z 550. rocznicą urodzin Mikołaja Kopernika. Ale księga ma już 480 lat, więc jeśli jej konserwacja przesunie się o rok, nic złego się nie stanie, o ile będzie przechowywana w dobrych warunkach. A tak jest obecnie.

Chciałabym, żeby ten rok skończył się raportem z badań i projektem dalszych prac. Zasugerowaliśmy pewne drogi do celu, ale tamtejsi konserwatorzy nie są do nich przyzwyczajeni. Na Filipinach konserwacje przebiegają tak jak u nas 20–30 lat temu, przy bardzo dużej ingerencji w dzieło. Niestety, przekłada się to na demontaż wszystkich elementów i utratę historycznej konstrukcji kodeksu. Wówczas karty papierowe można dogodnie oczyścić chemicznie, wzmocnić, uzupełnić ubytki, ponownie zszyć i oprawić. Jest to skuteczne, ale tracimy wiele atrybutów, którymi charakteryzuje się dawne, oryginalne dzieło. Obecne tendencje w konserwacji-restauracji zabytkowych kodeksów zakładają minimalną ingerencję i zachowanie nawet wtórnych napraw – przekonuje dr Jolanta Czuczko.

W wypadku filipińskiego egzemplarza konserwatorzy rozpatrują dwie drogi. Pierwsza, opisana wcześniej – zakładająca pełny demontaż i druga zakładająca konserwację księgi in situ – w bloku. W takiej sytuacji wszelkie niezbędne zabiegi prowadzone są karta po karcie, bez ich wcześniejszego rozszywania. Jest to jednak metoda bardziej skomplikowana, czasochłonna, a w warunkach tropikalnych musiałaby być przeprowadzona ostrożnie, aby uniknąć zagrożeń związanych z atakiem mikrobiologicznym. Naukowczynie z UMK preferują drugie rozwiązanie. W europejskich warunkach klimatycznych tego typu naprawa byłaby łatwiejsza, ale badaczki prawdopodobnie będą musiały nauczyć się pracować w klimacie filipińskim. Tym bardziej że pojawiły się propozycje, by wróciły na Filipiny już latem. Jest to niestety pora deszczowa i korzystniej byłoby pracować w porze suchej, dlatego do kolejnej wizyty dojdzie być może zimą.

Należy pamiętać, że właścicielem kodeksu jest Uniwersytet św. Tomasza i to decyzja tej uczelni będzie wiążąca, niezależnie od naszych rekomendacji – mówi prof. Wachowiak. – W konserwacji ścieżek jest wiele, pytanie, jakie wartości zabytku będziemy starać się wyeksponować, zachować: naukową, historyczną, emocjonalną, dokumentacyjną, estetyczną, dawności. Czasami w danym procesie wszystkie te atrybuty możemy tak samo docenić, a czasami musimy się zdecydować: coś kosztem czegoś i to nam dyktuje odmienną drogę postępowania.

W bibliotece Uniwersytetu św. Tomasza oprócz „De Revolutionibus Orbium Coelestium” znajdują się inne zabytkowe tomy i katalog ksiąg rzadkich. Cały czas postępują szeroko rozumiane prace związane z dbaniem i ochroną cennego księgozbioru. Należy jednak pamiętać, że na Filipinach nie funkcjonuje żadna uczelnia kształcąca w zakresie konserwacji-restauracji zabytków.

Na Uniwersytecie św. Tomasza funkcjonuje Instytut Dziedzictwa, jego pracownicy są proszeni o wyjazdy w teren i opinie, ale nie wiem, czy jest wśród nich dyplomowany konserwator – zwraca uwagę prof. Wachowiak. – Manila wraz z przedmieściami liczy ponad 24 mln mieszkańców, a pracuje tam 11 konserwatorów po specjalistycznych kursach, w tym tylko siedmiu senior-konserwatorów mających ukończone profesjonalne kursy konserwatorskie w Europie lub USA.

Często zapomina się o tym, jak ważnym portem była Manila. Mówimy współcześnie o globalizacji, tymczasem stopień globalizacji w XVII w. dla kilku mocarstw europejskich takich jak Hiszpania czy Portugalia nie był mniejszy. Manila stanowiła wrota do Chin. Na Filipiny regularnie kursowały statki z Ameryki Południowej. Monety, którymi płacono w Chinach, były wykonywane przez Hiszpanów z peruwiańskiego złota, a jeden z introligatorów, który oprawiał wprawdzie nie dzieło Kopernika, ale inne cenne księgi z tamtych zbiorów, pochodził z Meksyku.

Filipiny mają uniwersytet z przeszło 400-letnią tradycją, posiadający w swoich archiwach m.in. świetnie zachowane dokumenty, najwcześniejsze z  XVI w., ale jako kraj pełną niepodległość, po 400-letniej kolonizacji, uzyskały dopiero w 1946 r. Filipińczycy nadal budują swoją tożsamość i dochodzą do tego, że elementem państwotwórczym, tożsamościowym jest dbałość o własne dziedzictwo. A jest o co dbać, bo toruńscy naukowcy widzieli w bibliotece zabytkowe księgi w oprawach zbliżonych do tej, w jaką obecnie oprawione jest dzieło Kopernika. Dzięki pracom australijskiego badacza wiadomo, że zachowany na Uniwersytecie św. Tomasza egzemplarz dzieła Kopernika do Manili przywiózł Hernando de los Ríos Coronel, który najpierw był żeglarzem, a później został zakonnikiem.

Zidentyfikowałyśmy trzy różne rodzaje filigranów tożsamych z europejskimi, więc mamy pewność, że jest to pierwsze wydanie „De Revolutionibus Orbium Coelestium” – zapewnia dr Czuczko.

Podróż naukowców z UMK na Filipiny obejmowała również kontakt z Uniwersytetem Filipińskim, największą tamtejszą uczelnią publiczną. Zrodził się pomysł, by w Manili otworzyć kierunek konserwatorski. W czasie wizyty został podpisany list intencyjny o współpracy tej uczelni z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Marcin Behrendt, źródło: www.portal.umk.pl

Dyskusja (0 komentarzy)