Historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego przy współpracy z ekspertami z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu odtwarza staropolskie leki. Informacje o nich odnajduje w pamiętnikach, listach, diariuszach i prywatnych notatkach sprzed wieków. Jego celem jest analiza zawartości związków czynnych oraz podstawowej aktywności biologicznej zrekonstruowanych preparatów.
Wśród wieloskładnikowych preparatów leczniczych Teriak uchodzi za rekordzistę pod względem najdłuższej tradycji i okresu stosowania. Jego nazwa, pochodzenie i skład były przedmiotem kontrowersji już w antyku – twierdzono, że pierwszy znany przepis, który stał się podstawą leku, został opracowany w III wieku p.n.e. przez Mitrydatesa VI, króla Pontu, jako antidotum na wszelkiego rodzaju trucizny: zarówno te pochodzenia naturalnego np. ukąszenie węża, jak i takie, które przygotował człowiek. Początkowo lek składał się z 36 składników, ale szybko rozszerzono przepis do 54 ingrediencji, a w II w n.e. Andromach, osobisty lekarz Nerona, rozbudował recepturę dodając doń mięso żmii i jeszcze bardziej zwiększając liczbę używanych surowców. Aby odróżnić te dwa preparaty, starszą formułę nazwano Mitrydatem, podczas gdy ta ostatnia stała się znana jako Teriak Andromacha. W średniowieczu Teriak przekształcił się z antidotum w panaceum, które rozpowszechniło się na półkach aptek oraz na kartach farmakopei. Najsłynniejszy i uważany za najlepszy był Teriak wytwarzany w Wenecji, acz produkowano go także w innych ośrodkach miejskich posiadających specjalne zezwolenia.
Do XVIII wieku większość lekarzy uznawała wartość tego preparatu i zalecała go zarówno jako lekarstwo przeciw truciznom, jak też w roli środka przeciwko chorobom zakaźnym, przede wszystkim dżumie. Z perspektywy dzisiejszej nauki te dwa zjawiska mają odmienną etiologię, ale w myśl dominującej wówczas patologii humoralnej, były ze sobą powiązane. Dawna nauka medyczna, oparta na poglądach przypisywanych m.in. Hipokratesowi (V/IV w. p.n.e.), zakładała istnienie w ciele czterech podstawowych substancji zwanych humorami. Zakłócenie ich równowagi lub ich zatrucie jadowitymi substancjami miało powodować chorobę. Uważano, że prawdziwą przyczyną epidemii są trujące wyziewy (miazmaty) lub „kontagia” (dosł. „nasiona zarazy”) wnikające do ciała i niszczące jego humory. W związku z tym leki, które stosowano przeciw truciznom, takie jak Teriak, były używane także przeciwko „chorobom zaraźliwym”.
Odtworzenia tych staropolskich medykamentów podjął się dr Jakub Węglorz, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego. Celem jego badań, realizowanych w ramach grantu SONATA BIS, jest analiza zawartości związków czynnych oraz podstawowej aktywności biologicznej zrekonstruowanych preparatów. Naukowiec wertuje staropolskie pamiętniki, listy, diariusze i prywatne notatki, w których odnajduje informacje o stosowanych wówczas lekach, opisuje je i – wraz z gronem współpracowników – odtwarza w laboratorium.
Projekt dotyczy przeszłości, więc w naturalny sposób prowadzony jest w Instytucie Historycznym. Natomiast badania polegające na analizie tych leków nie leżą w kompetencjach historyka, dlatego w tym zakresie prowadzimy owocną współpracę z Wydziałem Farmaceutycznym Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu – wyjaśnia dr Węglorz.
Swoją uwagę skierował m.in. na recepturę aptekarza miejskiego Paula Guldeniusa, która wykorzystywana była m.in. w okresie szerzenia się Czarnej Śmierci w Toruniu w 1629 roku. Guldenius w 1608 roku wyjechał praktykować aptekarstwo do Wittenbergi, będącej wówczas ważnym ośrodkiem produkcji Teriaku. W uznaniu jego znakomitych umiejętności, przyznano mu pozwolenie na produkcje oficjalnego Teriaku Andromacha w Toruniu. Promowana przezeń receptura składała się z 61 składników podstawowych oraz trzech złożonych preparatów.
Główną trudnością podczas naszej pracy było prawidłowe przetłumaczenie nazw roślin używanych przez aptekarza, które ze szczególną starannością należało zidentyfikować i dopasować do współczesnej nomenklatury botanicznej – opisuje kierownik projektu.
Teriak przygotowywano w złożonym procesie, angażując wiele trudnodostępnych surowców. Ich koszt był bardzo wysoki, przez co lek był jednym z najdroższych spośród ówcześnie używanych. Choć stosowano go w bardzo małych porcjach, cena jednorazowej dawki ważącej około 4 gramy równała się wartości kurczęcia lub półgęska. Preparat zawierał niektóre składniki mogące mieć pewne działanie farmakologiczne, a nawet takie uznawane dziś za trujące. Niemniej jednak ich ilość w pojedynczej porcji leku była bardzo niewielka, np. w przypadku dość trującej cebulicy morskiej było to 50-krotnie mniej niż dopuszczalna dziś dawka uznana za bezpieczną. W rezultacie badania wrocławskiego historyka wskazują, że Teriak stosowany zgodnie z ówczesnymi zaleceniami nie mógł być trujący. Czy miał zatem właściwości lecznicze?
Pełna odpowiedź na to pytanie wymaga jeszcze przeprowadzenia precyzyjnych analiz zrekonstruowanego preparatu, ale wstępne ustalenia wskazują, że ewentualna skuteczność Teriaku opierała się głównie na efekcie placebo. Choć nie brak w owym leku substancji wykazujących działanie lecznicze, to przy zalecanym sposobie dawkowania ich ilości są daleko niewystarczające, aby realnie wpływać na zdrowie człowieka – przekonuje dr Węglorz.
Wraz z zespołem sprawdza, jakimi środkami leczyli się ludzie w epoce staropolskiej, tj. od XVI do XVIII w. Tych leków, jak podkreśla, było bardzo bardzo wiele, ale co oczywiste nie wszystkie były powszechnie używane. Historycy ustalają ich recepty, a potem wraz z farmaceutami starają się przetłumaczyć je na język współczesny – określić, co oznaczają nazwy składników i jak zostały wykonane. Następny etap to wykonanie leku w laboratorium i analiza jego działania. Najwięcej kłopotu sprawia zdobycie niekiedy egzotycznych, trudno dziś dostępnych substancji.
Część z tych składników jest trudno dostępna ze względów prawnych. Np. mamy spory problem z opium, które jako narkotyk podlega obecnie ścisłej kontroli. Inne to substancje, których się dziś już nie wykorzystuje, jak np. ambra, która dziś występuje w śladowych ilościach i jest bardzo droga, jest też problem z substancjami odzwierzęcymi czy roślinnymi, które podlegają dziś ochronie – tłumaczy kierownik projektu.
Na realizację badań Narodowe Centrum Nauki przeznaczyło ponad 1,5 mln zł.
Agata Mitek, źródło: UWr