Aktualności
Badania
08 Listopada
Opublikowano: 2017-11-08

Policzyć wilka

Wilkołak, wilczak, zły wilk z baśni o Czerwonym Kapturku, wreszcie wilczy bilet albo wilk porywający biblijne owce… Wilk – z drobnymi wyjątkami – nie miał nigdy dobrej prasy. Uosabiał zło, demoniczne siły, był definiowany jako zagrożenie dla wszystkiego, co żyje. Dzisiaj, gdy znajduje się pod ścisłą ochroną gatunkową, jego populacja się odradza i opanowuje coraz większe terytorium Polski.

Wilki żyją w Bieszczadach – to chyba powszechna wiedza. Jeszcze kilkanaście lat temu faktycznie występowały wyłącznie w Bieszczadach, Puszczach Białowieskiej i Boreckiej. Mniej powszechna dotyczy tego, że tak naprawdę przedstawiciele tego gatunku w ciągu ostatnich kilkunastu lat zasiedlili niemal wszystkie regiony kraju. Skąd taka ekspansja?

W latach 70. wilk postrzegany był przede wszystkim jako szkodnik: niepotrzebny przyrodzie ssak, którego jest za dużo, który niszczy uprawy i poluje na zwierzęta hodowlane. Powinno się go więc wyeliminować. Dlatego robiono to – rząd wypłacał premie za odstrzał, a to doprowadziło do znacznego przetrzebienia populacji tego gatunku w Polsce. Że akcja się powiodła, zaczęto zauważać na początku lat 90. W 1998 roku ówczesny minister ochrony środowiska, Jan Szyszko, wpisał więc wilka na listę zwierząt objętych ochroną gatunkową. Początkowo, w 1995 r., ochrona nie obejmowała osobników zamieszkujących kilka województw na wschodzie Polski – tam, gdzie było ich dużo i powodowały największe szkody wśród zwierząt gospodarczych. Jednak już w 1998 r., m.in. za sprawą działalności francuskiej gwiazdy kina Brigitte Bardot, która podjęła społeczne działania na rzecz ochrony ginących gatunków, prawo zmieniono i wilki objęto całkowitą ochroną terytorialną.

Na ratunek

Populacja wilka miała się odbudować i tak się stało. W 2000 roku postanowiono policzyć, ilu przedstawicieli gatunku zamieszkuje Polskę. W tym celu naukowcy skupieni wokół ówczesnego Zakładu Badania Ssaków PAN w Białowieży (dzisiejszego Instytutu Biologii Ssaków) wdrożyli swój pilotażowy projekt, w ramach którego liczenie powierzono tym, którzy mieli z wilkami do czynienia najczęściej – myśliwym i leśnikom. „Pomysł był dobry, ale przebieg działań gorszy – wyjaśnia dr inż. Jacek Sagan z Wydziału Leśnego SGGW. – Nie przeprowadzono żadnych szkoleń, opracowano wprawdzie metodykę, ale nie ustalono jednej linii działań”. Informacje o wilkach zbierano na poziomie nadleśnictw, a stamtąd przesyłano je do ZBS. Wykazano, że wilków zaczyna przybywać, że powodują coraz większe szkody i płoszą zwierzynę myśliwym.

Mimo że decyzji o wznowieniu odstrzału nie było, organizacje ekologiczne rozpoczęły szeroką kampanię na rzecz ochrony wilka. – Sprawa wilka stała się modna, to był wówczas nośny temat, na który łatwo było dostać pieniądze – tłumaczy Jacek Sagan. – Dlatego zaniżano i tak niedokładne wyniki inwentaryzacji oraz podawano, że kolejno: na początku XXI wieku wilków było około pięćset, a w 2009 – sześćset osobników. To były dane dla opinii publicznej oraz ekologów, wśród leśników mówiono, że w Polsce żyje ponad tysiąc sztuk tych drapieżników. Nie wprowadzono strukturalnych rozwiązań, ale populacja zaczęła się samoograniczać drogą selekcji naturalnej: zwierzęta padały m.in. od chorób grzybiczych, które pojawiają się u drapieżników w przypadku przegęszczenia, znajdowano je też w różnych miejscach kraju przejechane przez samochody.

Nieufne i stroniące od ludzi zwierzęta zaczęły przystosowywać się do życia obok człowieka, tolerować jego obecność. Było to niezbędne, bo poszczególne watahy, czyli rodziny wilków, nie wchodzą sobie w drogę. Każda z nich składa się z wadery-matki, basiora-ojca i młodych. Te ostatnie gdy dorosną, muszą opuścić rodziców i założyć swoje watahy na innym, niezasiedlonym jeszcze terytorium. To zmusza zwierzęta do migrowania. – Wilki dobrze sobie radzą z nową sytuacją. Przechodzą przez autostrady w poszukiwaniu kompleksów leśnych, bagien, krzaków, ols – czyli tych terenów, na których człowiek pojawia się rzadko albo wcale. Coraz więcej wilków zamieszkuje Puszczę Notecką, Ujście Warty, zachodnią Polskę. Niewiele jest ich w centrum kraju, zwłaszcza na terenie województwa łódzkiego – wylicza Jacek Sagan. I chociaż badania z 2000 roku nie były kontynuowane, nie stworzono żadnego nowego ogólnokrajowego programu liczenia wilków, to poszczególne organizacje próbują na własną rękę badać tę sprawę.

Metoda na wilka

Jedną z największych inicjatyw jest koordynowany przez zespół prof. Henryka Okarmy z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie Atlas ssaków Polski. To internetowa mapa Polski, na której każdy może zaznaczyć, gdzie spotkał przedstawicieli poszczególnych gatunków ssaków. Wprowadzona przez internautę informacja jest potem sprawdzana, weryfikowana i potwierdzana przez pracowników IOP. Dotąd zaznaczono około 1160 spostrzeżeń dotyczących wilka.

Ale to tylko jedna z metod. Jacek Sagan wylicza kilka kolejnych: – Najłatwiejsza i najbardziej wiarygodna jest metoda genetyczna oparta o zbiór odchodów wilków. Nie ingeruje się w ciało osobnika, nie płoszy go, ale zbiera to, co zostawia. Współczesne metody analiz genetycznych pozwalają na genotypowanie na podstawie materiału nieinwazyjnego np. z odchodów, co w konsekwencji umożliwia zebranie informacji o liczebności wilków. Drugą metodą jest telemetria. Tę stosuje zespół dr. Wojciecha Śmietany, także z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, do liczenia wilków w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Osobników spotkanej watahy, których uda się uśpić, wyposaża w nadajniki telemetryczne. Potem łatwo jest zlokalizować watahę, a następnie podejrzeć i przeliczyć jej członków. Trzecią metodą są fotopułapki na podczerwień: robią zdjęcia przechodzącym w ich pobliżu zwierzętom. Czwartą: tropienia na transektach. Ten sposób polega na tym, że przemierza się wybrane drogi leśne i lokalizuje przejścia wilków. Następnie podąża się za nimi i sprawdza, ile ich jest. Nie sposób pominąć też wykorzystywanych przy inwentaryzacji wilka metod GSM/GPS i całorocznych obserwacji, które wprawdzie – ze względu na brak metodycznych podstaw – nie są klasyfikowane jako metoda badawcza, ale często są kluczowe przy wyodrębnianiu watah. Takim przykładem może być znalezienie nory.

Najnowszym projektem, mającym wreszcie skoordynować działania różnych grup, jest zainicjowany przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska program liczenia wilków. Na wykonawcę tych prac wybrano firmę Krameko, której eksperci, z pomocą pracowników Lasów Państwowych, mają zbierać wszystkie rozproszone dane z tropów napotkanych zwierząt. Jej zadaniem będzie następnie weryfikacja i centralizacja danych. W dalszych etapach program ma być rozszerzony o badania genetyczne.

SGGW też liczy

W ramach SGGW od 2003 roku w Bieszczadach (na terenach  obecnych nadleśnictw: Lutowiska, Cisna, Baligród, Bircza i Stuposiany) realizowana jest akcja Wolf Expedition, mająca na celu rozpowszechnianie wiedzy o metodach interwencji.

Projekt powstał z inicjatywy Tomasza Kałamarza. Już rok później przybrał współczesną formę za sprawą Jacka Sagana. Dzięki nim – wówczas studentom SGGW, a obecnie pracownikom regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie i Warszawie, od 15 lat studenci SGGW mają możliwość prowadzenia badań nad liczebnością i behawiorem wilków w Bieszczadach. Zarówno Tomasz, jak i Jacek chcieli badać wilki, dlatego najpierw wspólnie pojechali w Bieszczady, a potem postanowili dzielić się swoją pasją z innymi. W pierwszej edycji Wolf Expedition wzięło udział kilkunastu studentów z całej Europy. – Szukaliśmy chętnych nie tylko wśród leśników, lecz także wśród wszystkich pasjonatów. Na pierwszy obóz pojechali z nami studenci filozofii i fizyki – i świetnie się sprawdzili. Z roku na rok grupa uczestników się powiększała, jeździli z nami Francuzi, Niemcy, Łotysze, Szwedzi, Czesi, Słowacy, a nawet Panamka; studenci, leśnicy i pracownicy przedsiębiorstw niezwiązanych z przyrodą. Łącznie na przestrzeni lat to ponad 450 osób – opowiada Sagan.

Celem obozu jest edukacja. – Uczymy, jak znaleźć wilka, na co patrzeć, jak go zrozumieć. Zastanawiamy się, czy rzeczywiście jest potrzebny ekosystemowi, czy należy go chronić, gdzie szukać złotego środka. Korzystamy z różnych metod inwentaryzacji: od tropień na transektach, po badanie odchodów pod kątem składu pokarmowego. Wykorzystujemy też nowatorską metodę stymulacji wokalnej. Próbujemy oszukać wilki, udając ich głos. Wielokrotnie udało się wywołać odpowiedź od wilków, które zdradzały, gdzie przebywają oraz ilu członków liczą ich rodziny. Nagrywamy wycie na specjalistycznym sprzęcie, a potem analizujemy sonogramy i wyciągamy wnioski” – tłumaczy. I opowiada, jak wiele korzyści dla polskiego leśnictwa przynoszą ich ekspedycje: „Studenci wykorzystują wyniki badań w swoich pracach dyplomowych, ale chętnie też opowiadają o swojej pasji na zewnątrz. W Warszawie można posłuchać ich np. podczas wydarzeń organizowanych w Południku Zero, na sympozjach, a także w programach telewizyjnych czy Internecie.

Opracowała: Katarzyna Wolanin

Dyskusja (0 komentarzy)