Strona główna

Archiwum z roku 2001

Spis treści numeru 3/2001

Twardowscy
Poprzedni Następny

Rody uczone (53)

Sednem całego splotu wątków tradycji było przekonanie 
o potrzebie uczenia się i kształcenia przez całe życie.

Magdalena Bajer

Kazimierz Twardowski

W czerwcu 1999 roku, czekając w nowym gmachu Biblioteki UW na przybycie Ojca Świętego, który miał gmach poświęcić, przyglądałam się postaci Kazimierza Twardowskiego stojącej na wysokim cokole, bliżej szklanego dachu niż nas maluczkich zgromadzonych w głównym lektorium. Sto lat mijało od urodzin wielkiego filozofa i oto jego duchowe prawnuki uznały, że ten właśnie mąż uczony, wraz z trzema innymi wielkimi polskiej nauki, strzec ma jej skarbnicy.

W MONARCHII

Wnuk po kądzieli Kazimierza Twardowskiego, dziedzic humanistycznych zainteresowań, choć nie filozof a historyk, prof. Andrzej Tomczak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, ma nie tylko osobiste powody, by znać dokładnie dzieje rodzinne. Jest specjalistą w zakresie archiwistyki, toteż zaraz na początku rozmowy zwrócił mi uwagę na prawdopodobne pokrewieństwo dalszych przodków z pisarzem epoki baroku Samuelem ze Skrzypny Twardowskim. Rodzina filozofa z tej samej ziemi kaliskiej się wywodzi.

Już jednak na początku wieku XVIII jeden z jej członków znalazł się na Podolu, a jego potomek Pius Twardowski robił karierę urzędniczą w Wiedniu, jak to było udziałem niejednego ziemianina, nieco zdeklasowanego. Spośród jego licznych dzieci Juliusz był politykiem, ministrem w rządzie monarchii austro-węgierskiej, a w niepodległej Polsce prezesem Izby Handlowej Polsko-Austriackiej. Jedna z sióstr została teściową profesora Politechniki Lwowskiej, Stanisława Fryzego, który po drugiej wojnie osiadł w Gliwicach.

Pośród rodzeństwa postacią najznamienitszą okazał się Kazimierz. Uczył się w Theresianum – szkole dla przyszłych urzędników austriackich, po czym studiował w Wiedniu filozofię. Gdy tylko studia ukończył, zaprosił go Wojciech Dzieduszycki, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, sam filozof, do Jezupola, podolskiego gniazda rodzinnego, na posadę guwernera swego syna, z uwzględnieniem wszakże zainteresowań młodego absolwenta i daniem mu możliwości rozwijania ich dzięki bogatej bibliotece. Kazimierz Twardowski poznał tam przyszłą żonę Kazimierę Kołodziejską. Ożenił się młodo, rychło też uzyskał doktorat, następnie habilitację.

15 listopada 1895 r. Kazimierz Twardowski wygłosił pierwszy wykład z katedry Uniwersytetu Jana Kazimierza – rozpoczynając historię naukowej szkoły filozoficznej, która stała się z czasem Szkołą Lwowsko-Warszawską, nazywaną imieniem pierwszego mistrza. Po 100 latach od owego wykładu filozofowie polscy i ukraińscy urządzili we Lwowie sesję naukową w celu upamiętnienia szkoły i jej twórcy.

NAUKA FILOZOFOWANIA

Prof. Tomczak przypisuje dziadkowi, którego uważa też za swego nauczyciela, zasługę wprowadzenia systematycznej nauki filozofowania uniwersyteckiego, niekoniecznie wtedy w Polsce powszechną. Edukowany w Wiedniu u Franciszka Brentano Twardowski cenił ogromnie systematyczność kształcenia, rzetelność pracy naukowej, pracowitość, punktualność, utyskując na niedostatek tych cnót u Polaków. Starał się zaszczepiać je uczniom, doskonaląc ich w metodzie bardziej niż wpajając poglądy określonych myślicieli lub własne. Bardzo szybko wykształcił grupę wybitnych filozofów, wśród których byli Jan Łukasiewicz i Władysław Witwicki, którzy później przenieśli do Warszawy podstawy myślenia naukowego i sposób filozofowania Kazimierza Twardowskiego. W drugim pokoleniu trwały one nadal, przysługując takim wybitnym umysłom, jak: Tadeusz Kotarbiński, Kazimierz Ajdukiewicz, Stanisław Leśniewski czy Alfred Tarski, który pod koniec okresu międzywojennego wyjechał do Stanów Zjednoczonych jako uznany w świecie badacz i wywarł duży wpływ na rozwój filozofii na tamtym kontynencie. Do młodszych, rozwijających skrzydła właśnie w okresie międzywojennym, uczniów i uczennic Twardowskiego należeli: Daniela Gromska, Izydora Dąbska, Tadeusz Witwicki (syn Władysława), Tadeusz Czeżowski, pracujący w Wilnie, po wojnie zaś w Toruniu, gdzie wnuk rodzony Andrzej Tomczak, u niego, wnuka duchowego, składał egzamin z filozofii.

Całe to liczne grono łączyły w rozmaitych epokach bliższe niż tylko uniwersyteckie więzy lub zażyłości. Wielu uczniów bywało w domu państwa Twardowskich wraz z rodzinami, gospodarze zaś interesowali się ich życiem rodzinnym tyleż prawie, co naukowym.

UCZENI W RODZINIE I WOKÓŁ

Prof. Tomczak ma w bliższej i dalszej rodzinie sporo „uczonej” tradycji. Kuzyn w jego pokoleniu, po kądzieli, to Jerzy Janik (syn lekarza, którego karierę naukową przerwała śmierć w Katyniu), profesor fizyki w Instytucie Badań Jądrowych im. Niewodniczańskiego. Nieżyjąca już jego żona była profesorem chemii. U państwa Janików, przy ul. św. Marka w Krakowie odbywały się spotkania fizyków z biskupem, później metropolitą Karolem Wojtyłą, kontynuowane z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo, jako seminaria Nauka – religia – dzieje. Podczas jednego z tych wakacyjnych spotkań Ojciec Święty, wskazując palcem córkę mego rozmówcy rzekł: – To to jest prawnuczka Kazimierza Twardowskiego. Młodej osobie uprzytomniło to wagę dziedziczonej tradycji.

Dwie z trzech jej babek, a córek wielkiego filozofa wyszły za mąż za przyszłych profesorów. Najmłodsza za ucznia swego ojca, Kazimierza Ajdukiewicza, który w „rodzie uczonym” zajął ważne miejsce, jak i w dziejach polskiej filozofii. Studiował we Lwowie – równolegle z filozofią – fizykę i matematykę, mając za mistrzów Mariana Smoluchowskiego, Wacława Sierpińskiego, no i Kazimierza Twardowskiego. Uzupełniał studia w Getyndze, gdzie należał do niezwykle wtedy żywego intelektualnie kręgu Edmunda Husserla. W 1934 roku został profesorem we Lwowie, obejmując Katedrę Logiki. Po II wojnie światowej Kazimierz Ajdukiewicz znalazł się w Poznaniu i w latach 1946-53 prowadził w UAM Katedrę Teorii i Metodologii Nauk, pełniąc przez 4 lata funkcję rektora. Ostatnich 10 lat życia przepracował w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. 

Rodzina Ajdukiewiczów należała we Lwowie do „centrum” tego szczególnie żywego, płodnego intelektualnie środowiska, którego pamięć trwa już w pokoleniu prawnuków. Postać wuja Ajdukiewicza żyje w pamięci prof. Tomczaka, należy do tych, w szeregu przodków, którzy są wzorami.

PRZYJACIELE REKTORZY

Pod koniec roku 1989 znalazł się we Lwowie Jan Kasprowicz, bardziej wówczas dziennikarz niż poeta, choć publikował już tomiki wierszy. Kazimierz Twardowski, zanim rozpoczął systematyczną pracę w uniwersytecie, ale i później, bardzo był czynny w umysłowym życiu miasta, które kwitło bujnie w warunkach względnej galicyjskiej autonomii, przy większym niż gdzie indziej otwarciu na świat. Spotykali się obaj panowie w rozlicznych organizacjach społeczno-oświatowych. W tym samym czasie założyli rodziny, a dwie córki Kasprowicza zaprzyjaźniły się wkrótce z trzema pannami Twardowskimi. W 1903 roku poeta namówił zaprzyjaźnioną rodzinę na letni wyjazd do Poronina, co zapoczątkowało bywanie tam profesorskiej familii nieprzerwanie aż do roku 1920. Kiedy Jana Kasprowicza powołano na Katedrę Literatury, zamieszkał w sąsiednim domu i obiady jadał u Twardowskich. Rektorem UJK był najpierw, w latach pierwszej wojny, Kazimierz Twardowski, później, choć nie bezpośrednio po nim, rektorem został Jan Kasprowicz.

Po śmierci przyjaciela Twardowski redagował jego sprawozdanie z władania uniwersytetem, czego ten zrobić nie zdążył. Dla prof. Tomczaka jest to sposobność do zwrócenia uwagi na wielką przyjaźń sławnych humanistów, pomimo niezupełnie błahych różnic w poglądach politycznych oraz usposobieniu. Kasprowicz był zwolennikiem Narodowej Demokracji, Twardowski trzymał się daleko od polityki, wyznając zasadę, iż uczony, angażując się w nią, powinien absolutnie zawiesić działalność akademicką. Kasprowicz, trochę bon vivant, nie stronił od alkoholu, Twardowski życie towarzyskie traktował poważniej. Tradycja rodzinnej przyjaźni i bliska zażyłość trwała do śmierci wszystkich córek.

Jego własne dziecinne wakacje upływały przez wiele lat w towarzystwie dziadków Twardowskich, którzy przyjeżdżali ze Lwowa w podłódzkie okolice, do swej średniej córki, Anieli. Rytuałem był spacer i opowieści oraz rozmowy, zapadłe w pamięć i serce, a także poobiednie lektury czy raczej gawędy dziadkowe „na tle” bajek braci Grimm, znacznie przezeń przetwarzanych.

SUKCESJA

Ojciec późniejszego prof. Andrzeja Tomczaka pochodził z rodziny chłopskiej. Sam był już inteligentem, ale prowadził gospodarstwo lub „mały folwarczek”, gdzie razem z właścicielami pracowała służba. Podczas wojny bolszewickiej 1920 roku walczył daleko od domu, w Galicji Wschodniej. Wówczas, w wojskowym szpitalu lwowskim, spotkał przyszłą żonę pracującą w szpitalnej bibliotece. Wrócił do Biesiekierza z żoną i tam urodzili się obaj jego synowie.

Po wielu latach, z perspektywy własnej drogi naukowej, prof. Tomczak powiada: – Widziałem dziadka zawsze gdzieś w tle i starałem się w moim postępowaniu nie zawieść tego człowieka, który już dawno nie żył. Niewątpliwie wywarł on wpływ na mój styl bycia uniwersyteckiego, i wpoił to przekonanie, że do zajęć trzeba się przygotować, trzeba je rozpocząć punktualnie, być odpowiedzialnym za swoich uczniów, że człowiek kształtując sobie pogląd na świat nie powinien poddawać się wyłącznie czy przede wszystkim emocjom, ale każdą rzecz przemyśleć. Profesor wybrał historię, o której wie, że tylko przybliża prawdę o przeszłości, ale wie również to, że można i trzeba historię uprawiać solidnie. Kierował się tym nakazem zawsze, przebywając szczeble kariery akademickiej, zamkniętej profesurą zwyczajną w 1981 roku, pisząc i publikując z górą 200 prac, działając w towarzystwach naukowych.

Studia rozpoczynał tuż po wojnie w Łodzi, gdzie rektorem uniwersytetu był wtedy Tadeusz Kotarbiński. Rychło przeniósł się do Torunia za pierwszym swym mistrzem Ludwikiem Kolankowskim. W Toruniu byli też przedwojenni filozofowie: wspomniany Czeżowski, Henryk Elzenberg, a Andrzej Tomczak chciał poznać więcej filozofii niż tego wymagano od studentów historii. Po doktoracie z historii Jagiellonów i dwóch latach asystentury, w roku 1950 musiał odejść z uniwersytetu. Poszedł wtedy do archiwum w Łodzi. podczas studiów odbył praktykę w Archiwum Głównym Akt Dawnych, z pasją zgłębiając korespondencję Janusza i Bogusława Radziwiłłów, przez co porządkowanie zasobów nieświeskich schodziło na drugi plan. Po Październiku wrócił na UMK, żeby zająć się archiwistyką, która to dyscyplina stała się właśnie nową specjalnością studiów historycznych.

Opowiadając o tym, profesor kolejny raz przywołuje osobę dziadka Twardowskiego i stwierdza, że jak wielki filozof miał satysfakcję z posiadania znakomitych i sławnych uczniów, tak on sam wykształcił liczne grono archiwistów-praktyków, pracujących dzisiaj w różnych miastach Polski i to bardzo go cieszy.

Związki z historią ma nie tylko zawodowe. Jak w wielu rodzinach, w rodzinie ojca był żołnierz powstania styczniowego, który powróciwszy z emigracji, prawdopodobnie zmienił nazwisko na pospolite w Kaliskiem, gdzie osiadł: Tomczak. Dwaj stryjowie obrali stan duchowny. Jeden z nich, wykształcony w znanym jezuickim Chyrowie, został profesorem seminarium warszawskiego, później pierwszym biskupem-sufraganem diecezji łódzkiej. I po mieczu ma więc profesor „uczoną” tradycję, gdyż ów stryj Kazimierz zajmował się badaniami z zakresu patrologii, tłumaczył mowy Leona Wielkiego i miał piękną bibliotekę, z której bratanek korzystał ucząc się w gimnazjum, kiedy przemieszkiwał u stryja.

Pytałam, jak uczony określiłby sedno całego tego splotu wątków tradycji, w której się wychował. Powiedział, że „centralne” było przekonanie, o potrzebie uczenia się i kształcenia przez całe życie. Kształcenie zaś nie może być tylko zawodowe, ale raczej ogólne, przede wszystkim humanistyczne. Lektury tekstów Jana Pawła II o zadaniach uniwersytetu, przed ostatnią pielgrzymką Ojca Świętego do Polski, pozwoliły to sobie lepiej uprzytomnić i bardziej się ucieszyć z takiego własnego dziedzictwa.

Tekst powstał na podstawie audycji Rody uczone, nadanej w Polskim Radiu BIS w czerwcu 1999, sponsorowanej przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej.

Komentarze