Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1999

Spis treści numeru 1/1999

Włodkowie
Poprzedni Następny

Córka i syn czują się związani z warstwą ziemiańską i są przywiązani
do rodzinnej Dąbrowicy, choć od końca wojny tam nie mieszkają.

Magdalena Bajer

Fot. Stefan Ciechan
Wnętrze Collegium Novum UJ

Dom rodzinny w Krakowie, gdzie mieszka teraz "uczone rodzeństwo", prof. Zofia Włodek i prof. Jan Marian Włodek, już wyglądem swym przywodzi na myśl lektury, dysputy, wymianę myśli około spraw ważnych, szczególne "natężenie" umysłów ludzi, którzy tam żyli i bywali. Duży, wysoki chyba na dwa piętra hall, pod szklanym dachem ze schodami w górę wzdłuż ścian, przypomina lektorium naukowej biblioteki. Nie jest to jednak pragniazdo rodziny Włodków, która, jak mówią najstarsze - z pierwszej połowy XVI wieku - dokumenty wywodzi się ze wsi Włodki niedaleko Sokołowa Podlaskiego. Z górą sto lat później pierwszy Włodek Walenty, przyjechał do Krakowa studiować prawo, wzorem zresztą swoich kilku przodków. Ukończył je summa cum eminentia i był później prezydentem miasta Wieliczki.

Z ZIEMIĄ ZWIĄZANI

Dziadek moich rozmówców przeniósł się na stałe do Krakowa, ojciec zaś, podobnie jak jego brat Roman, "wyłamał się z szyku prawniczych pokoleń", studiując rolnictwo w Berlinie, Fryburgu i Wrocławiu. Zaraz potem został asystentem powstającej właśnie rolniczej Stacji Doświadczalnej w Mydlnikach i osiadł w Krakowie, choć nie tylko tam był dom rodzinny tego oraz następnego pokolenia Włodków. Dzięki małżeństwu z Zofią z Goetzów-Okocimskich Jan Włodek został gospodarzem jednego z majątków rodzinnych żony - Dąbrowicy w okolicach Bochni. Przedtem wstąpił ochotniczo do Legionów, zachorowawszy jednak ciężko w wołyńskich okopach znalazł się w służbie dyplomatycznej Naczelnego Komitetu Narodowego, którą kontynuował w Drugiej Rzeczypospolitej. Służbę Ojczyźnie Jan Włodek (starszy) pełnił do końca życia, wedle historycznych potrzeb, jak całe pokolenie ówczesnej inteligencji, zarazem wedle osobistych zainteresowań oraz upodobań. Lata 1917-1920 rodzice obecnych profesorów spędzili w Hadze, po czym wrócili na dobre do Krakowa. Ojciec przeszedł kolejne szczeble kariery naukowej w umiłowanej dziedzinie rolnictwa, uzyskując tuż przed drugą wojną profesurę zwyczajną w Uniwersytecie Jagiellońskim.

Nie ominął go zły los wojenny - aresztowany w Sonderaktion Krakau 6 listopada 1939 r. wrócił z obozu w lutym roku następnego śmiertelnie chory na zapalenie płuc. Zdołał jeszcze odwieźć do domu półprzytomnego z wycieńczenia szwagra, docenta Stefana Komornickiego, kustosza Muzeum Czartoryskich, który przeżył. Prof. Włodek zmarł kilka dni później.

Córka i syn czują się związani w warstwą ziemiańską i są przywiązani do rodzinnej Dąbrowicy, choć od końca wojny tam nie mieszkają. Prof. Włodek młodszy również ukończył studia rolnicze (o czym będzie mowa dalej), więc związki z ziemią ugruntowane są także, powiedziałabym, intelektualnie, zgodnie z tradycją, która dzieciom ziemian często kazała kształcić się w dobrym, nowoczesnym gospodarowaniu. Podczas wojny stało się to zadaniem wdowy po profesorze, która przejęła nie tylko zarząd rodzinnych majątków, ale bardzo czynnie działała w organizacjach ziemian Reduta, następnie Uprawa, mających za zadanie pomoc materialną oddziałom Armii Krajowej. W Dąbrowicy schroniło się wielu uciekinierów, głównie z poznańskiego, dom krakowski zaś również był ostoją sierot i ludzi potrzebujących pomocy.

MATKA

Była córką barona Jana Albina Goetz-Okocimskiego, właściciela znanego browaru, i hrabiny Zofii Sumińskiej ze Słotwiny. Należy do "rodu uczonego", mimo że nie pracowała naukowo. Była doktorem filozofii, osobą wykształconą wszechstronnie, władającą znakomicie angielskim, niemieckim i francuskim. Tego ostatniego języka uczyła podczas wojny przygarnięte znajome dzieci, troszcząc się zarazem o dobre ich odżywianie w ciężkich czasach. Mawiała, że filozofia pomaga praktycznie rozwiązywać trudne i absorbujące zadania, jakie spadły na nią po śmierci męża, ponieważ... nauczyła ją myśleć.

Rozprawa doktorska Zofii Włodkowej dotyczyła doktryny św. Tomasza z Akwinu. Później pani doktor przetłumaczyła na polski - po raz pierwszy - jedno z ważnych jego dzieł, Summa contra gentiles.

Wielki filozof i historyk filozofii, prof. Stefan Swieżawski tak wspomina swoją koleżankę oraz współpracownicę: Myślę najpierw o osobie, która w zupełnie wyjątkowy sposób, duchem, modlitwą i pracą (jako świetny tłumacz) wspierała nasze prace naukowe, badawcze, wydawnicze. Chodzi o panią Zofię z Goetzów Włodkową. Nigdy nie zapomnę pełnego życzliwości uśmiechu, który często - nawet w momentach trudnych i tragicznych - zdobił jej twarz, tak subtelną, delikatną, a przy tym wyrażającą stalową wolę i wytrwałość.

Dzieciom, podobnie jak ojciec, była wzorem - nastawienia do świata, życzliwości dla bliźnich, wytężonej pracy, mądrości i, co córka szczególnie podkreśla, wewnętrznej harmonii, której zewnętrznym wyrazem było, łatwe z pozoru, godzenie pracy intelektualnej i społecznej z rolą kochającej, rozumnie troskliwej matki - zwracającej uwagę na lektury i zabawy dzieci, rozmawiającej z nimi często - a także z rolą pani domu, w którym grywano na fortepianie, dyskutowano o ważnych i najważniejszych sprawach w gronie ludzi z uniwersytetu (bywał tam, już po wojnie, Karol Wojtyła, z którym obecnej prof. Zofii Włodek młodszej przyszło się spotkać później w Lublinie).

Praca społeczna to osobny, szeroki i ważki nurt w życiu jej matki. Działała w Akcji Katolickiej, w Sodalicji Pań Wiejskich oraz Katolickim Związku Kobiet - wygłaszając referaty na zjazdach tych organizacji, publikując liczne artykuły i broszury. Trudno wyliczyć wszystkie zasługi Zofii Włodkowej, jak niełatwo krótko opisać dorobek życiowy i naukowy jej męża.

ZOFIA WŁODEK - CÓRKA

W czasach, kiedy historia toczy się spokojnie, dzieci rodzin inteligenckich miewają ułatwione wejście na tę samą drogę, jaką przebyły pokolenia ich przodków. Dzieciom Zofii i Jana Włodków - noszącym imiona po rodzicach - historia spiętrzyła szereg przeszkód. W 1945 roku rodzinę wyrzucono z Dąbrowicy, w tamtejszym zaś domu znalazł miejsce zespół szkół rolniczych, co przypadkiem zgodne jest z zainteresowaniami właścicieli.

Młoda pani Zofia zapisała się na Studium Spółdzielcze przy Wydziale Rolniczym UJ. Zostawszy tam asystentką przekonała się rychło, że wobec zmian ideologicznych w odniesieniu do spółdzielczości, które nie ominęły uniwersytetu, musi stamtąd odejść. Przeniosła się na filozofię, ale niebawem Wydział Filozoficzny zamknięto. Zofia wyjechała do Lublina, gdzie w KUL znalazła się pośród takich mistrzów, jak: Stefan Swieżawski, Mieczysław Albert Krąpiec, Jerzy Kalinowski, Karol Wojtyła, nieżyjący już ks. Stanisław Kamiński, którzy pośród szalejącego w Polsce terroru stalinowskiego dawali studentom prawdziwą wiedzę, głęboką formację i... wzory własnego myślenia oraz postępowania. Był to okres niesłychanie twórczej i niesłychanie intensywnej pracy umysłowej w KUL. Pani Zofia Włodek zrobiła magisterium i doktorat pod kierunkiem prof. Swieżawskiego, niegdyś współpracownika naukowego jej matki, w dziedzinie filozofii średniowiecznej.

Przez parę lat nie mogła znaleźć pracy i dopiero w roku 1959 ówczesny dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, prof. Adam Schaff, znajomy prof. Swieżawskiego ze Lwowa zaproponował, aby grono absolwentów KUL zajęło się badaniem polskiej filozofii średniowiecznej, tj. rękopisów znajdujących się głównie w Bibliotece Jagiellońskiej. Sztandarowy marksista obiecał "spokój ideologiczny" i słowa dotrzymał. Rozpoczęło się doniosłe dla dziejów myśli w Polsce i zarazem główne w życiu prof. Zofii Włodek dzieło. Grono młodych badaczy uczyło się paleografii i kodykologii pod okiem kierownika działu rękopisów Jerzego Zatheya, aby niebawem przystąpić do wydawania międzynarodowego czasopisma naukowego "Medievalia Philosophica Polonorum", wymienianego za periodyki zagraniczne. Owocem kilkunastoletnich prac jest dziesięć tomów Dziejów Polskiej Filozofii Średniowiecznej, a także sporo odkryć tekstów - bądź nieznanych, bądź takich, o których wiedziano, że powstały, ale uczeni nie mogli ich odnaleźć. Pani profesor, będąc w latach 70. w Lipsku, trafiła na dzieło Jana Falckenberga, niemieckiego dominikanina, zawierające ostry atak na Władysława Jagiełłę, poszukiwane od kilkudziesięciu lat przez historyków.

Rękopisy Biblioteki Jagiellońskiej z zakresu filozofii są już opracowywane. Grupa wyspecjalizowanych w ich badaniu mediewistów wydaje kolejne tomy katalogu Biblioteki (po łacinie) badając teraz rękopisy teologiczne. Tomów jest dotąd siedem, a będzie 20; pani profesor martwi się, czy następcom nie zabraknie środków na dokończenie dzieła.

Wychowanka lubelskiej szkoły filozoficznej nie zapomniała o powinności łączenia badań z nauczaniem, wykładając filozofię średniowieczną w KUL, w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie oraz Krakowskim Kolegium Dominikanów. Z Instytutu Filozofii i Socjologii odeszła na emeryturę w 1995 roku.

JAN MARIAN WŁODEK - SYN

W 1943 roku zapisał się na konspiracyjne studia rolnicze. Gdy do Krakowa wkroczyły wojska sowieckie, zabrał się wraz z innymi studentami do porządkowania budynku Wydziału Rolniczego. Dzięki pożyczonej od brata biało-czerwonej opasce z pieczątką uniwersytetu Zofia Włodek wyjechała z miasta, żeby ostrzec matkę przed grożącym jej w Dąbrowicy aresztowaniem.

Po skończeniu studiów Jan Włodek (młodszy) chciał się specjalizować w ekonomii rolnictwa, ale podobnie, jak siostra po Studium Spółdzielczości stwierdził, że "zaczyna panować ideologia" i zwrócił się ku... statystyce. Wtedy wyrzucono go z uniwersytetu z wilczym biletem za działalność w Caritas Academica. Po bezskutecznym poszukiwaniu pracy zdobył godziny zlecone w placówce podległej miejskiemu wydziałowi zdrowia, jako "referendarz statystyczny". Mając trochę wolnego czasu napisał pracę doktorską, a że był już znany jako specjalista w zakresie statystyki rolniczej powierzono mu "zbiorowe korepetycje" z tego przedmiotu dla studentów mających ze statystyką trudności.

Po doktoracie został wreszcie zatrudniony - w Instytucie Biologii Wód Polskiej Akademii Nauk, i wtedy zainteresowania młodego badacza zwróciły się ku statystyce biologicznej. Długo prowadził hodowlę ryb w zakładach doświadczalnych, co było warsztatem dla pracy naukowej z początku w zakresie statystyki genetycznej, a potem już w "czystej genetyce", czym prof. Włodek zajmuje się do dzisiaj. I on, i siostra mają poczucie znaczenia tradycji w życiu społeczeństwa. Profesor sceptycznie patrzy na szanse kontynuowania pracy badawczej przez kolejne pokolenia w rodzinach inteligenckich. Uważa, że dopóki na naukę przeznaczać się będzie mniej niż pół procent PKB, najlepsi spośród potencjalnych sukcesorów pójdą szukać innych zajęć.

Pytałam, czy w Krakowie, gdzie przetrwały wojnę domy wielu inteligenckich rodzin - takie, jak ten moich rozmówców, przy ul. Wróblewskiego, gdzie przechował się genius loci - czy choćby tam odbywają się dziś spotkania i rozmowy mądrych ludzi na podstawowe tematy? Forum takich dysput jest odrodzona w 1989 roku Polska Akademia Umiejętności, słyszę. Niewielu dawnych jej członków przeżyło wojnę. Instytucję formalnie zniszczyły władze komunistyczne. Jest jednak PAU znowu miejscem wymiany myśli ogniskującym badaczy z różnych dyscyplin, co pani profesor i jej brat uważają za szczególnie cenne. Moja rozmówczyni dodaje z naciskiem: To była naczelna ogólnopolska instytucja opiniotwórcza, kulturotwórcza, która powinna wrócić do tej rangi. To jest na pewno coś do odbudowania. Zofia Włodek i Jan Włodek włączyli się w działalność odrodzonej PAU, co wydaje się, także im samym, zupełnie naturalnym podjęciem jednego z wątków tradycji i naśladowaniem najbliższych wzorów.

W 1993 roku stała się rzecz zupełnie niespodziewana, mówi prof. Jan Włodek, który zabiegał o stypendia francuskie dla uczniów szkoły rolniczej w Dąbrowicy. Dyrekcja nadała szkole imię Jana Włodka seniora. Podczas uroczystości pani profesor odsłaniała tablicę mówiącą o tym fakcie, a pan profesor pomnik ojca. Przyjechało sporo członków rodziny, a witało ich także niemało dawnych pracowników majątku. Pani Zofia mówi: Od początku właściwie było nam bardzo przyjemnie, że tam jest szkoła, że dom służy.


Tekst powstał na podstawie audycji "Rody uczone", nadawanej cyklicznie w Programie I Polskiego Radia S.A., sponsorowanej przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej.

Uwagi.