Polskie miasta w perspektywie najbliższych 30 lat będą się wyludniać. Tak wynika z ustaleń prof. Przemysława Śleszyńskiego z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, który na potrzeby ministerstwa rozwoju opracował listę 122 polskich miast średniej wielkości, czyli powyżej 100 tys. mieszkańców, które odnotują znaczny ubytek ludności.
Prognozy dotyczą spadku liczby ludności do 2050 r. i w przeciwieństwie do danych GUS, zdaniem prof. Śleszyńskiego niedoszacowanych, uwzględniają nierejestrowaną emigrację zagraniczną.
Jak wynika z tych szacunków, największy procentowy ubytek liczby ludności będzie dotyczył Zabrza, w którym ludność zmniejszy się o 51,2%. W Bytomiu i Świętochłowicach niemal 50%, niewiele mniej w Tarnowie. W Łomży ubędzie 44,4% mieszkańców, a w Sopocie 42,5%. W przypadku 18 miast będących stolicami województw, w największym stopniu wyludni się Opole, w którym liczba mieszkańców obniży się z 119 tys. do 72,8 tys., czyli o 38,8%. Ponad jedną trzecią ludności stracą Kielce i Łódź. Kraków straci nieco ponad 11% mieszkańców, a Wrocław 13%. Depopulacja w najmniejszym stopniu dotknie stolicy. W Warszawie ubędzie zaledwie 2,2% mieszkańców. Niewielki spadek, o 4,3%, dotyczyć będzie Rzeszowa.
Zjawiska te, zdaniem prof. Śleszyńskiego, będą po części wynikiem przenoszenia się mieszkańców miast na przedmieścia. Po części, bowiem drugą istotną przyczyną będzie emigracja. Z jej powodu spadek liczby ludności w Polce może być jednym z największych na świecie. O ile nie nastąpi silniejsza imigracja z zagranicy lub reemigracja osób, które wyjechały z Polski po 1990 r., ludność naszego kraju może spaść nawet do 31 mln w ciągu 30-35 lat.
– Spadek o 6-7 mln, czyli o jedną piątą, to będzie katastrofa. Proporcjonalnie będzie to jeden z największych spadków na świecie – powiedział profesor.
Ocenił, że obecnie dzietność nie pozwala na zastępowalność pokoleń, optymizmem napawa jedynie notowane od pewnego czasu przyśpieszenie wzrostu gospodarczego. W jego ocenie od samego spadku liczby ludności groźniejsze jest starzenie się populacji i uwidaczniająca się luka podażowa na rynku pracy, która w perspektywie roku 2050 może wynieść od 2 do nawet 7 mln pracowników, przy czym najbardziej realna jest liczba 3-4 mln.
Jak
(źródło: PAP Nauka w Polsce)