Rozmowa z prof. Jerzym Zdradą,
wiceministrem edukacji narodowej

|
Prof. dr hab. Jerzy Zdrada (ur. 1936), historyk dziejów nowożytnych XIX i XX w. Ukończył wydział Filozoficzno-Historyczny UJ w 1960, doktorat w 1965 a habilitacja w 1973. Autor wielu rozpraw o Wielkiej Emigracji, powstaniu styczniowym, historii dyplomacji polskiej, walce Galicji o autonomię. W latach 1959-1984 pracownik naukowy PAN w Krakowie. Zwolniony z przyczyn politycznych. Od 1984 pracownik UJ, od 1993 profesor UJ. W latach 1989-1997 poseł na Sejm RP, wiceprzewodniczący Komisji Edukacji, Nauki i Postępu Technicznego. Od 12 listopada 1997 podsekretarz stanu w MEN. |
Rozmawiamy w rok po objęciu przez Pana funkcji wiceministra edukacji odpowiedzialnego za sprawy szkolnictwa wyższego. Co udało się przez ten rok zrobić?
- To był rok dość intensywnej pracy. W mediach słyszało się raczej o zmianach w oświacie. To jest, oczywiście, uzasadnione - podjęliśmy wielką reformę tej sfery, ale także w obszarze szkolnictwa wyższego miał miejsce cały szereg ważnych działań. Uchwalona w czerwcu 1997 roku ustawa o wyższych szkołach zawodowych weszła w życie i zaowocowała utworzeniem dziewięciu nowych państwowych wyższych uczelni. W oparciu o tę ustawę powoływane są także kolejne uczelnie niepaństwowe. Te nowe szkoły państwowe, kształcące na poziomie licencjatu i mające trochę inny charakter niż szkoły akademickie, powołaliśmy w mniejszych ośrodkach, by były uzupełnieniem istniejącej sieci szkół wyższych. Istotną rolę w ich tworzeniu, a mamy nadzieję że i dalszym funkcjonowaniu, odgrywają środowiska lokalne. W rozpoczynającym się roku akademickim studia rozpocznie w nich łącznie, na studiach dziennych, zaocznych i wieczorowych, ponad 4 tys. studentów.
- Czy po tych dziewięciu przewidywane jest w najbliższym czasie powoływanie następnych szkół?
- Tak, kolejne wnioski napływają. O ile będą dobrze przygotowane, to w przyszłym roku powstanie jeszcze kilka nowych szkół. Natomiast jeśli chodzi o szkoły niepaństwowe, to na ocenę czeka kilkadziesiąt nowych wniosków. Będziemy bardzo uważnie przyglądać się tym inicjatywom, bo zależy nam, by powstawały szkoły dobre, mające szansę na rozwój, a nie efemerydy.
Drugi ważny obszar naszego działania to system pożyczek i kredytów dla studentów, który ruszył od 1 października. Początkowo myśleliśmy o systemie opartym wyłącznie na środkach budżetowych, wprowadzanym sukcesywnie w kolejnych ośrodkach akademickich. Ostatecznie, we współpracy MEN, ministerstwa finansów i parlamentu studentów RP, powstał system powszechny, obejmujący wszystkich studentów w Polsce, zarówno z uczelni państwowych jak i niepaństwowych oraz bez względu na to, czy studiują w systemie dziennym, czy zaocznym lub wieczorowym. Każdy studiujący, który spełnia wymogi kryteriów dochodowości, będzie miał prawo do uzyskania kredytu. Jest to możliwe, gdyż środki pochodzić będą z banków komercyjnych, które uzyskały gwarancje budżetu państwa. Takie rozwiązanie pozwoli na znaczne rozszerzenie całego programu i objęcie nim w tym roku około 90 tys. studentów. To jest dopiero początek. Chcielibyśmy, aby w przyszłym roku ilość dostępnych kredytów była dwa razy większa i mamy zapewnienia ministra finansów, że w budżecie znajdą się na to pieniądze.
- Zainteresowani, czyli studenci, skarżą się, że w uczelniach brakuje informacji o możliwości zaciągnięcia tych kredytów.
- Wszystkie informacje są przez nas systematycznie przekazywane na uczelnie. Ostatnie akty wykonawcze do ustawy o stypendiach i kredytach minister podpisał 30 września. Zaraz potem rozesłaliśmy pełną informację. Organizujemy konferencje dla przedstawicieli uczelni, samorządy studenckie informują swoje środowiska. Zobowiązaliśmy rektorów do utworzenia punktów informacyjnych w porozumieniu z samorządem studenckim. Chcemy, aby w każdej uczelni istniały jednoznacznie identyfikowane ośrodki informacji, gdzie będzie można dowiedzieć się, na jakich zasadach można ubiegać się o kredyt. Dodatkowo termin składania wniosków został w tym roku przedłużony do 16 listopada.
- Ustawa przewiduje, że w niektórych wypadkach student nie będzie musiał spłacać całej wysokości kredytu.
- Przewidzieliśmy, że premiowane będą bardzo dobre wyniki w nauce. 5 proc. najlepszych studentów - zostanie to obliczone w ramach danej uczelni - będzie mogło liczyć na umorzenie 20 proc. kredytu. A więc oznaczać to może, że jeden rok pobierania kredytu sfinansowany będzie przez państwo. Preferencyjny charakter ma odroczenie spłaty kredytu na rok po ukończeniu studiów - a w praktyce nawet na dłużej, bo jeśli uzyskanie dyplomu nastąpi w czerwcu, to spłata zacznie się od 1 października następnego roku. Przede wszystkim jednak preferencyjne znaczenie ma zasada, że połowa wysokości odsetek od zaciągniętego kredytu zostanie pokryta przez Fundusz. Poza tym spłata będzie trwała co najmniej dwa razy dłużej niż okres pobierania kredytu, a wysokość spłacanych rat nie może być wyższa niż 20 proc. wynagrodzenia absolwenta. Są to więc naprawdę preferencyjne warunki i choć zdajemy sobie sprawę, że te pieniądze nie pokryją w pełni kosztów studiów i utrzymania, zwłaszcza w dużym mieście, to mamy nadzieję, iż pozwolą wielu młodym ludziom z rodzin gorzej sytuowanych podjąć studia a w ich trakcie zajmować się nauką, nie zaś szukaniem dodatkowych zajęć zarobkowych.
- Ma także powstać lista preferowanych kierunków, których absolwenci będą mieli ulgi w spłacie kredytu.
- Chcielibyśmy, aby absolwenci niektórych kierunków mieli pewne preferencje wynikające z założeń polityki edukacyjnej państwa. Taka lista powstanie jednak najwcześniej za rok i myślę, że powinny się na niej znaleźć np. kierunki związane z kształceniem kadr dla reformy, potrzebne dla funkcjonowania państwa, w których zarobki osiągane przez świeżo upieczonego absolwenta są stosunkowo niskie. Zastanawiamy się także nad możliwością preferencji np. dla prawników, którzy podejmą pracę w administracji państwowej, aby najlepsi nie byli wchłaniani przez znacznie więcej płacące firmy rynkowe.
Trzeci obszar, w którym zaszły w ostatnim roku istotne zmiany, to nowelizacja obowiązującej ustawy o szkolnictwie wyższym i dopuszczenie możliwości tworzenia przez uczelnie wydziałów zamiejscowych oraz filii. To ma istotne znaczenie dla tworzenia gęstszej sieci placówek szkolnictwa wyższego. Z tego co wiemy - bo uczelnie autonomiczne są tu samodzielne - wiele szkół skorzysta z takiej możliwości. Sieć państwowych placówek szkolnictwa wyższego powiększy się zatem nie tylko o wyższe szkoły zawodowe, ale także o filie istniejących szkół wyższych.
- Pewnym ograniczeniem może tu być jednak wymóg przypisania do powstającej filii ośmiu samodzielnych pracowników naukowych.
- Rzeczywiście, wymóg zapewnienia w wydziale zamiejscowym czy filii, która musi się składać co najmniej z dwóch wydziałów, takiej samej minimalnej obsady kadrowej, jak w macierzystej uczelni, może być znacznym utrudnieniem, ale chodzi o utrzymanie jakości kształcenia.
- Jest Pan przewodniczącym zespołu, który ma opracować projekt nowego prawa o szkolnictwie wyższym. Rozumiem, że jest to obecnie najważniejszym zadaniem ministerstwa. Na jakim etapie są prace?
- Pracując nad założeniami nowego prawa o szkolnictwie wyższym chcieliśmy, aby ustawa mogła być uchwalona najpóźniej na wiosnę przyszłego roku, tak by wybór nowych władz akademickich, który czeka nas właśnie w przyszłym roku, mógł odbyć się już pod rządami nowej ustawy. Jak pan wie, w końcu maja został publicznie przedstawiony autorski projekt prof. prof. Michała Seweryńskiego i Jana Wojtyły. Projekt ten był opiniowany przez kilku recenzentów. Wyrażone w recenzjach uwagi nie pozwoliły nam uznać projektu za ostateczny i poddać go publicznej dyskusji. Autorzy obecnie starają się uwzględnić uwagi środowiska. Za kilka dni ta poprawiona wersja trafi do ministerstwa. W oparciu o ten poprawiony projekt oraz o dorobek zespołów, które opracowywały założenia do przyszłej ustawy, a także we współpracy z ekspertami, powstanie ostateczny projekt naszego zespołu.
- Czy jest jeszcze szansa zdążyć z uchwaleniem nowej ustawy tak, by już w oparciu o nią dokonywać wyboru nowych władz rektorskich?
- Nie, to już jest niemożliwe. Chcielibyśmy, aby projekt był poddany szerokiej środowiskowej dyskusji a następnie poprawiony, zgodnie z sugestiami płynącymi z tej dyskusji. Później muszą nastąpić kolejne etapy procesu legislacyjnego: projekt musi być poddany uzgodnieniom międzyresortowym, przyjęty przez Radę Ministrów, trafić do Sejmu, następnie do Senatu, po czym musi uzyskać podpis prezydenta. Moje doświadczenie parlamentarne podpowiada mi, że sam etap prac sejmowych nad tak ważną ustawą z pewnością potrwa więcej niż kilka miesięcy. Toteż na pewno nie uda nam się już zrealizować tego pierwotnego planu.
- Zatem wybory odbędą się jeszcze pod rządami starej ustawy?
- Chciałbym, aby nasz projekt na wiosnę przyszłego roku został poddany publicznej dyskusji, tak by kandydujący do władz uczelni znali jego założenia i wiedzieli, na co się decydują. Dochodzi tu jeszcze jedna dodatkowa kwestia. Wszystkie przepisy prawne muszą do października przyszłego roku zostać zmienione tak, by były zgodne z nową konstytucją. Może to oznaczać, że jeśli nie zdążymy z uchwaleniem do tego czasu nowego prawa o szkolnictwie wyższym, będzie konieczność nowelizacji obecnie obowiązującej ustawy w tych punktach, które wymagają dostosowania się do nowej konstytucji.
- Czy ogólna liczba studentów nadal rośnie? Przez ostatnie kilka lat ten przyrost był bardzo znaczący. W roku akademickim 1990/91 studiowało w Polsce 403 tys., a w roku ubiegłym, razem ze szkołami niepaństwowymi, 1100 tys., co daje niemal potrojenie liczby studentów i ponad 29-procentowy współczynnik scholaryzacji. Podawane były już jednak tegoroczne dane świadczące o tym, iż ten wzrost osiągnął swoje maksimum.
- Ze wstępnych danych, jakimi dysponuje ministerstwo na koniec września wynika, że liczba studentów nadal rośnie - dokładne obliczenia jeszcze trwają, ponieważ studenci mogli, dzięki dodatkowym dwom kopiom świadectw maturalnych, zdawać jednocześnie na trzy uczelnie. Na pierwszy rok w uczelniach podległych MEN przyjęto 127 931 studentów na studia dzienne oraz 122 864 na studia zaoczne i wieczorowe. Jest to więcej o blisko 28 tys.więcej niż w roku ubiegłym. W uczelniach niepaństwowych przyjęto odpowiednio 22 472 i 60 933, czyli o blisko 4 tys. więcej niż rok temu. Nie dysponujemy jeszcze aktualnymi danymi z uczelni podległych innym resortom. Szacujemy więc, że w tym roku akademickim we wszystkich uczelniach naukę podjęło około 1 200 tys. studentów. Rektorzy zgodnie podkreślają, że osiągnięty został próg możliwości, poza którym jest już groźba obniżenia jakości kształcenia. Uchronić nas przed tym może tylko rozbudowa bazy dydaktycznej i rozwój kadr akademickich.
- Na jakim etapie jest obecnie proces powoływania nowych uniwersytetów w Olsztynie i w Warszawie?
- Projekt przekształcenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie w Uniwersytet Katolicki im. Stefana kardynała Wyszyńskiego jest obecnie w Radzie Głównej i, z tego co wiem, ma szansę zostać zaopiniowany pozytywnie. Natomiast projekt ustawy o utworzeniu uniwersytetu w Olsztynie jest w końcowej fazie przygotowania w ministerstwie. W Olsztynie mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową. Istnieje wola trzech uczelni: Wyższej Szkoły Pedagogicznej, Akademii Rolniczo-Technicznej i Warmińskiego Instytutu Teologicznego do połączenia się. Należy stworzyć silne wydziały, posiadające uprawnienia do doktoryzowania i habilitacji, aby nowa uczelnia miała wszystkie uprawnienia akademickie odpowiadające naukowemu potencjałowi środowiska olsztyńskiego. Byłoby dobrze, aby inne ośrodki aspirujące do powołania uniwersytetów wzięły przykład z Olsztyna.
- A co z przekształceniem wyższych szkół pedagogicznych w akademie?
- Wyższe szkoły pedagogiczne istotnie aspirują do zmiany nazwy na akademie. Wydaje nam się jednak, że nazwa akademia, używana kiedyś niemal zamiennie z nazwą uniwersytet, nie może być automatycznie nadana całej grupie szkół. To powinien być proces związany z oceną poziomu poszczególnych uczelni. Osobno wpłynął także do nas wniosek Wyższej Szkoły Pedagogicznej z Krakowa i uważamy, że zasługuje na poparcie. Istnieje też wiosek poselski o przekształcenie Wyższej Szkoły Pedagogiczno-Rolniczej w Siedlcach w Akademię Podlaską. Ma on pozytywną opinię Rady Głównej. O wszystkim będzie ostatecznie rozstrzygał parlament. Sądzę jednak, że ze zmianami nazw można poczekać do nowej ustawy o szkolnictwie wyższym.
- W ostatnim czasie do opinii publicznej dotarły niepokojące wiadomości dotyczące funkcjonowania niektórych szkół niepaństwowych. Mówi się o bankructwie jednej z uczelni, w innej funkcjonuje równocześnie dwóch rektorów, o kilku innych wiadomo, że mają kłopoty. Czy nadzór ministerstwa nad tymi szkołami nie jest zbyt słaby?
- Obecnie działa już ponad 140 szkół niepaństwowych. Nadzór wykonywany jest poprzez systematyczne kontrole. W ich ramach urzędnicy ministerstwa sprawdzają dokumenty finansowe i badają zgodność działania danej szkoły z obowiązującymi przepisami prawa i przyznanymi uprawnieniami. W przypadkach, kiedy widzimy nieprawidłowości czy wręcz łamanie prawa, np. prowadzenie przez szkołę filii zamiejscowych, ostrzegamy uczelnię, że o ile takie działania nie zostaną zaniechane, przyznane im uprawnienia mogą zostać cofnięte. Te znane nam przypadki ciążą na opinii o całym sektorze szkolnictwa niepaństwowego.
Rozmawiał ANDRZEJ ŚWIĆ
|