Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 12/1998

Jesli zmieniać to na lepsze
Poprzedni Następny

Rada codzienną pracą w swoich komisjach i sekcjach
wnosi trwałe wartości do systemu polskiego szkolnictwa wyższego.
Jej rola była i jest znacząca.

Rozmowa z prof. Andrzejem Gomulińskim,
wiceprzewodniczącym Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego

Fot. Stefan Ciechan
Prof. dr inż. Andrzej Gomuliński (ur. 1936) kieruje zespołem Mechaniki Budowli w Instytucie Mechaniki Konstrukcji Inżynierskich na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej. Specjalność naukowa: mechanika konstrukcji, stateczność i dynamika budowli. W latach 1984-90 był dziekanem Wydziału Inżynierii Lądowej PW. Od 1996 r. jest zastępcą przewodniczącego Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego.

W dokumencie Projekt "Prawa o szkolnictwie wyższym". Problemy koncepcyjne - próba odpowiedzi, który zaprezentowano na naradzie ministra edukacji z rektorami państwowych szkół wyższych, pojawiła się nowa instytucja - Krajowy Senat Akademicki jako "wybieralne ciało przedstawicielskie szkolnictwa wyższego". Niewspomina się natomiast o Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego. Czy to Pana zaskoczyło?
- W dyskusji nad projektem nowej ustawy, opracowywanym przez profesorów Michała Seweryńskiego i Jana Wojtyłę, ale także i wcześniej - pojawił się problemem usytuowania najważniejszych instytucji akademickich. Sformułowane zostało wówczas pytanie, czy Krajowy Senat Akademicki ma zastąpić Radę Główną i czy powszechnie postulowana Akademicka Komisja Akredytacyjna ma być częścią KSA lub Rady Głównej, a także, jakie mają być relacje Rada Główna - Centralna Komisja - AKA. Rozumiem, że to jest próba odpowiedzi kierownictwa resortu na to pytanie. Przesądza ona, że dalsze prace powinny pójść w kierunku koncepcji Senatu Akademickiego. Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, wcześniej Rada Główna Szkolnictwa Wyższego i Nauki, istnieje kilkadziesiąt lat. Jest instytucją, na której z jednej strony może się oprzeć środowisko, a z drugiej strony jej opinii zasięga zmieniające się kierownictwo resortu. Rada była też moderatorem poczynań ekip, które rządziły krajem. Ta kwestia za obecnego ministra trochę straciła na aktualności, ale nie należy o niej zapominać. Wydaje się, że Rada codzienną pracą w swoich komisjach i sekcjach wnosi trwałe wartości do systemu polskiego szkolnictwa wyższego. Jej rola była i jest znacząca. Trudno jednak stać na stanowisku, że Rada Główna bezdyskusyjnie powinna pozostać, a te koncepcje legislacyjne, które mają przemeblować scenę instytucjonalną, są zupełnie bezzasadne. Ja takiego stanowiska nie reprezentuję. Nie jestem fanatykiem Rady Głównej, który broniłby za wszelką cenę jej interesu. Niemniej uważam, że Rada Główna pełni niezwykle ważną rolę w systemie szkolnictwa wyższego.

- Dokument postuluje jednak - tak to chyba trzeba rozumieć - zamianę Rady Głównej na Krajowy Senat Akademicki.
- Od pewnego czasu funkcjonuje koncepcja zastąpienia Rady Głównej Krajowym Senatem Akademickim. Powstaje pytanie, czy ma to być tylko zmiana nazwy, czy też zupełnie nowa instytucja. Warto robić rzeczy nowe, które są wyraźnie lepsze od starych. Dziwię się trochę tym pochopnym, w moim pojęciu, zamierzeniom legislacyjnym, które właściwie nie są racjonalnie uargumentowane, a w jakiś sposób przesądzają o likwidacji Rady. Jedna rzecz to sprawa nazwy i odpowiedzi na pytanie, czy nazwa Krajowy Senat Akademicki jest lepsza od mającej swoją tradycję Rady Głównej? Ale to jest, oczywiście, zagadnienie drugoplanowe. Podstawowy problem to pytanie o funkcje tego nowego ciała i sposób jego wyłaniania. Z zapisów dokumentu, o którym mówimy wynika, że Krajowy Senat wypełniałby zadania dotychczas należące do Rady Głównej, czyli: wskazywałby kierunki rozwoju szkolnictwa wyższego, opiniował projekty aktów prawnych, wyrażał opinie w ważnych sprawach akademickich. Zatem nie ma tu jakiejś wyraźnej zmiany funkcji.

- Zostaje jeszcze sprawa wyłaniania Krajowego Senatu. Projekt zakłada wybieranie jego członków spośród rektorów reprezentujących poszczególne konferencje rektorów.
- W dyskusjach, w jakich dotychczas uczestniczyłem, mowa była o wyłanianiu członków takiego ciała przez senaty uczelni. My wszyscy w Radzie Głównej pracujemy w jakichś uczelniach. Będąc jednak wybranymi do Rady, przestajemy być reprezentantami konkretnej szkoły wyższej. Procedura wyboru jest zresztą taka, że bardziej możemy czuć się reprezentantami grupy pracowników i pewnego typu szkół niż konkretnej uczelni. Nie czuję się w Radzie Głównej reprezentantem Politechniki Warszawskiej, który będzie, jak Rejtan, darł szaty, gdy jakaś opinia czy uchwała Rady ugodzi w bieżący interes Politechniki. Czuję się członkiem gremium, które ma dbać o harmonijny rozwój całości szkolnictwa wyższego. Natomiast, gdybym był wyłoniony przez senat swojej uczelni, w którym oczywiście ogromną rolę odgrywa rektor, byłbym o wiele bardziej związany z instytucją, która mnie delegowała. Obawiam się, że taki sposób wyboru byłby o wiele gorszy dla całego systemu szkolnictwa wyższego i efektów pracy mającej powstać instytucji.

- Ten zapis jednak idzie jeszcze dalej. Przewiduje wyłanianie takiego ciała spośród rektorów.
- To jest dla mnie duże zaskoczenie. Rada Główna reprezentuje całe środowisko szkolnictwa wyższego. Są tam przedstawiciele różnych grup pracowniczych, różnych środowisk, także studenci. A jeśli chodzi o reprezentację osób, które mają doświadczenie w zarządzaniu uczelnią, to powiem tylko, że np. w sekcji uczelni technicznych jest obecnie pięciu byłych rektorów. Zapis, jaki znalazł się w tym dokumencie, zawiera, moim zdaniem, niewytłumaczalną konstatację, że tak wybierany Krajowy Senat Akademicki - składający się z rektorów wyższych uczelni - jest wybieralnym organem przedstawicielskim szkolnictwa wyższego. Jeżeli jest wybieralny, to w bardzo swoisty sposób. Dla jego wyłonienia konieczne jest dodatkowo wprowadzenie do ustawy instytucji konferencji rektorów poszczególnych typów szkół. Brakuje mi uzasadnienia, które pokazywałoby, że to jest rozwiązanie lepsze od obecnego. Uważam, że wyłaniana w dotychczasowy sposób Rada Główna odgrywa znaczącą rolę i zamienianie jej na Krajowy Senat Akademicki, który byłby wyłaniany przez senaty wyższych uczelni czy wręcz konferencje rektorów, nie będzie zmianą na lepsze.

- Rozstrzygnięcia, jakie znajdą się w przyszłej ustawie, przesądzające skądinąd pewne kwestie na bardzo długi okres, będą dyskutowane przez najbliższe miesiące, ale pilną sprawą jest paląca już dziś kwestia jakości nauczania i tego, co będzie wiedział absolwent opuszczający uczelnię.
- Niesłychanie ważną rzeczą, która nie może się doczekać realizacji - i to jest pogląd Rady nie tylko tej kadencji - jest powołanie Akademickiej Komisji Akredytacyjnej. To rzecz o wielkim znaczeniu dla szkolnictwa wyższego. Można dyskutować, czy akredytacja ma być obowiązkowa czy nieobowiązkowa, czego ma dotyczyć i jak ma być prowadzona. Takich szczegółowych problemów, na które odpowiedzi są czasem dyskusyjne, jest co najmniej kilka, ale jedno jest pewne: taka komisja powinna jak najszybciej powstać, aby opracować standardy kształcenia i pilnować ich przestrzegania. Szkolnictwo wyższe nie może rozwijać się w tak niedbały sposób, jak to ma miejsce dzisiaj.

- Powstało już kilka instytucji, które zajmują się akredytacją. Zaczęła działalność Uniwersytecka Komisja Akredytacyjna, o podobnych systemach myślą szkoły rolnicze i pedagogiczne. Od kilku lat działa Stowarzyszenie Edukacji Menedżerskiej FORUM, zajmujące się akredytacją kierunków ekonomicznych. Istnieje także Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, która skądinąd zajmuje się raczej licencjonowaniem niż akredytacją w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Jeśli zatem powstaje coraz więcej takich instytucji, to pojawia się pytanie, czy konieczna jest akredytacja powszechna, odgórna, instytucjonalna? Nie oznacza to, oczywiście, że kontrola jakości kształcenia jest niepotrzebna. Ale może tę rolę powinna pełnić któraś z instytucji już istniejących?
- Powstawanie wszystkich tych instytucji akredytacyjnych - a pracę nad tym prowadzi także Rada Główna (próbna akredytacja na kierunku lekarskim i budownictwa) - pokazuje, że problem jest niesłychanie istotny. Jakie będą rozstrzygnięcia szczegółowe, np. usytuowanie AKA, nie jest tu kwestią nadrzędną. Ważne jest, aby taki system zaczął jak najszybciej funkcjonować.

- Zdarzyło się w ostatnim czasie kilka przypadków rzucających cień na funkcjonowanie uczelni niepaństwowych. Rada Główna opiniowała te wnioski.
- W masie powstających szkół są uczelnie z prawdziwego zdarzenia, ale i takie, o których można powiedzieć, że to czysty biznes, w dodatku o wątpliwym moralnie wydźwięku. Problem polega na oddzieleniu jednych od drugich. Do czasu, kiedy nie powstała Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, Rada opiniowała wszystkie wnioski o utworzenie szkół. Uważam, że Komisja ds. Rozwoju pod przewodnictwem prof. Andrzeja Hałasa robi to doskonale. Znam takie przypadki, które gdyby nie były bardzo smutne, mogłyby być bardzo śmieszne. Na przykład w trzech szkołach - powiedzmy: w Warszawie, na Podkarpaciu i na Pomorzu Zachodnim - występuje profesor deklarujący, że w każdym przypadku jest to jego podstawowe miejsce pracy. Na dodatek jego specjalność naukowa jest bardzo odległa od kierunku, jaki firmuje w tych szkołach.

- A dwa lata później wielu z figurujących we wniosku profesorów wcale już w tych szkołach nie pracuje.
- No właśnie. To jest problem, który musi być rozwiązany. Rada jedynie opiniuje wnioski. Nadzór nad realizacją toku studiów ma minister. Mówi się, że w Departamencie Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje trzydzieści kilka osób, które mają jeszcze mnóstwo innych zadań. To jest prawda, lecz prowadzenie systematycznej kontroli nie musi powodować zwiększania zatrudnienia.

- W projekcie nowego prawa o szkolnictwie wyższym przewiduje się zapis, że dodatkowe zatrudnienie w innej uczelni odbywa się za zgodą rektora. To może rozwiązać problem.
- Pomysłów jest kilka. Na Węgrzech za jednoetatowość profesor dostaje dodatkowe wynagrodzenie. O podobnym rozwiązaniu mówiło się także u nas. Generalnie rozwiązaniem jest znaczące podniesienie uposażeń, bo ich wysokość to przyczyna podejmowania dodatkowych zajęć przez profesurę.

- Rada Główna została odciążona w opiniowaniu wniosków o utworzenie nowych uczelni kształcących na poziomie licencjatu.
- Wnioski te opiniowane są niezależnie przez Radę Główną i Komisję Akredytacyjną Wyższego Szkolnictwa Zawodowego. Trzeba w tym miejscu stwierdzić, że KAWSZ obniżyła kryteria wydawania pozytywnych opinii przy tworzeniu nowych uczelni zawodowych. Wytłumaczenie jest takie, że my wydawaliśmy zgodę na uruchomienie kierunków studiów, w ramach których prowadzone mogą być różne specjalności, a KAWSZ wydaje zgodę na uruchomienie samych specjalności. Zgodziliśmy się z argumentacją, że utrzymywanie czterech samodzielnych pracowników naukowych i sześciu doktorów dla specjalności byłoby zbyt dużym wymaganiem.

- Dość kontrowersyjną kwestią jest kształcenie na kierunkach studiów. Wiele osób krytykuje taki stan rzeczy, postulując odejście od określanych przez Radę kierunków.
- Poza uprawnieniami opiniodawczymi Rada ma także uprawnienia stanowiące i tak się dzieje w kwestii ustalania kierunku studiów. W ostatnim okresie, po długich debatach - bo zachowujemy, pomimo wielu nacisków, dużą wstrzemięźliwość w tej kwestii - Rada powołała trzy nowe kierunki. Powołanie każdego nowego kierunku stanowi pewien precedens, ale z kolei ustalona liczba kierunków studiów nie jest dobrem nadrzędnym. Zapewniam jednak, że poza gronem osób, które uważają, że nie ma konieczności kształcenia na kierunkach, większość uważa, że jest to rozwiązanie dobre.

- Rada ma także uprawnienia stanowiące, jeśli chodzi o minima programowe. Ich opracowywanie następuje jednak dość wolno.
- Jeśli jakiś kierunek studiów, na przykład ochrona środowiska, prowadzony jest w kilku różnych typach uczelni, to ustalenie dla niego racjonalnych minimów jest niesłychanie trudne, wymaga wielu uzgodnień i zajmuje mnóstwo czasu, a przypomnę że członkowie Rady pracują społecznie. Zadanie to jest jednak bardzo ważne i cały czas trwa określanie minimów na kolejnych kierunkach.

Rozmawiał ANDRZEJ ŚWIĆ

Uwagi.