Samo środowisko powinno stać na straży wysokiego morale uczonych
i ich kultury oraz troszczyć się o to, by nauka wniosła najwięcej wartości
do polskiej kultury, życia umysłowego i duchowego.
Czesław Mojsiewicz
Jeśli liczyć wszystkich pracowników od asystentów do członka Akademii, środowisko naukowe jest dość liczne. Tam, gdzie występują liczniejsze społeczności, możemy się spotkać z całą gamą postaw ludzkich - od wysoce chwalebnych i szlachetnych po naganne. To prawda, że od pewnych środowisk, powołanych do spełniania ważnych funkcji społecznych, możemy oczekiwać zachowań odbiegających do przeciętności. Jest tedy rzeczą słuszną, że wobec pracowników naukowych oczekuje się wysokiej kultury i takiegoż morale. Ci, którzy wychowują i uczą innych, sami muszą być wzorem.
SŁUŻEBNA ROLA
Jaki jest obecny stan środowiska naukowego pod tym względem?
Odpowiedzi można udzielić na podstawie obiegowej opinii czy też opinii samego środowiska naukowego. Można też brać pod uwagę wyniki badania opinii publicznej. Ale natychmiast pojawia się pytanie o obiektywizm kryteriów. Tylko prowadzenie obiektywnych badań, zgodnych z wymaganiami warsztatu naukowego, może nam dać obraz bliski rzeczywistości. Wyciąganie wniosków na podstawie pojedynczych faktów może być bardzo stronnicze.
W sytuacji działania praw rynkowych środowisko naukowe czuje się niedowartościowane. Chwała tym, którzy z powołania, zamiłowania do zawodu nauczyciela, lekarza czy pracownika nauki służą innym, pełniąc ważną funkcję społeczną. Nie raz przytacza się słowa J. F. Kennedy'ego: "Nie pytaj co kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj - co ty możesz zrobić dla kraju". Takie podejście w Polsce raczej nie dominuje.
Nie można powiedzieć, że dziś obowiązują jakieś inne niż uprzednio oczekiwania wobec środowiska naukowego. W żadnym okresie nikt nie zwalniał pracownika naukowego od wymagań moralnych czy wysokiej kultury osobistej. Etos pracownika naukowego jest ponadczasowy i podobny we wszystkich krajach. Podobny - to nie znaczy tożsamy. W państwach totalitarnych czy autorytarnych więcej było oczekiwań służebności wobec aktualnych władców czy decydentów politycznych. Szczególnie dotyczy to nauk społecznych. Służebną rolę nauki wobec społeczeństwa i kraju można pojmować i realizować w różny sposób. Mądra władza pojmuje służebność zgodnie z etosem uczonego - jako służbę prawdzie i człowiekowi, swemu społeczeństwu, uznawanym powszechnie wartościom.
LEKCEWAŻENIE STUDENTA
Dzisiejsza sytuacja Polski, znajdującej się w fazie budowy społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego, wolnego od błędów minionego okresu, stwarza korzystne warunki dla utrzymania wysokiego morale pracowników nauki. Ale nie miejmy złudzeń, występują i będą występować wypaczenia i cienie na jasnym obrazie.
Gdzie są dziś największe zagrożenia? Sądzę, że na styku nauczyciel akademicki - student. Istnieje, niestety, wiele przykładów lekceważenia studentów. Przejawia się to w niskim poziomie prowadzonych zajęć, nieodpowiednim przygotowywaniu się do nich, bez wykorzystania nowej literatury i najnowszych osiągnięć naukowych. Łatwiej jest "klepać" ten sam wykład latami niż go nieustannie budować od nowa. Zbyt częste jest odwoływanie zajęć z błahego powodu, spóźnianie się na zajęcia, skracanie ich. Od studentów można się wiele dowiedzieć. Dobrze jest, gdy prowadzi się badania mające na celu wybranie najlepszych dydaktyków, wykładowców. A są tacy - to oni chcą uczyć najlepiej, dzielą się swoją wiedzą i są przyjaźni w stosunku do studentów. Ale na drugim biegunie są wykładowcy niedostępni, w przenośni i dosłownie. Są zarozumiali, nigdy nie przyznają racji studentowi, nawet gdy się pomylą. Egzekwują to, co jest napisane w podręczniku, zamiast zachęcać do samodzielnego myślenia, cenią pamięć i mechaniczne wkuwanie. Student po zdaniu egzaminu u takiego wykładowcy wyrzuca podręcznik do kosza, by go więcej nie oglądać. Studenci nie lubią też faworyzowania jednych i lekceważenia innych, a dzieje się tak na zasadzie znajomości lub innych zależności.
UROKI WŁADZY
Stosunki między współpracownikami także bywają nie najlepsze. Występuje nierzadko zawiść o każdy udany artykuł, o każdą książkę, wyjazd, awans naukowy. Spotyka się uniżoność, żeby nie powiedzieć służalczość, chęć przypodobania się. Ale są też ludzie zacni, koleżeńscy, uczynni, dzielący się swoją wiedzą, nowymi materiałami, książkami, które udało się dostać. Udzielają pomocy w nawiązywaniu kontaktów naukowych. Ci ludzie cieszą się z sukcesów innych, żyją nimi.
Podobnie jak w innych zespołach ludzkich, można dostrzec przejawy rywalizacji o stanowiska. Nadal więcej jest kandydatów do rządzenia niż stanowisk. Bywają i takie przypadki, gdy do władzy dążą nie autentyczni uczeni, a ci, którzy mają skromne osiągnięcia naukowe. Bardziej pociągają ich uroki władzy, panowanie nad innymi, korzystanie nawet z drobnych przywilejów: dostępu do środków finansowych, możliwości wydawniczych czy wyjazdów naukowych. Środowisko naukowe nie jest wolne od cieni związanych z dążeniem do władzy lub jej sprawowaniem.
Toczone są od czasu do czasu dyskusje na temat norm moralnych w środowisku naukowym. Ostatnio głośne były sprawy plagiatu popełnionego przez pracownika naukowego. To się zdarza, rzadko, ale zdarza. Niepokoić może zbyt słaby odzew samego środowiska, raczej rozgrzeszającego taki postępek niż wyrażającego chęć uwolnienia się od złodzieja cudzego dorobku. Środowisko naukowe musi przestrzegać norm moralnych i zachowania kulturalnego, obowiązujących w społeczeństwie demokratycznym i ogólnie przyjętych w świecie naukowym. Nie jestem przekonany, że trzeba opracowywać specjalny kodeks zachowania. Dyskusje są potrzebne, a nie jest ich za wiele. Niczego nowego nie da się wymyślić. Trzeba wymagać przestrzegania owych norm i niepobłażania w imię koleżeńskiej czy grupowej solidarności. Chodzi o to, by samo środowisko naukowe, drogą presji moralnej i towarzyskiej, wymuszało właściwe zachowanie. Pozostają jeszcze komisje dyscyplinarne i normy prawne, którymi każdy obywatel musi się kierować. Tym bardziej pracownik naukowy i nauczyciel akademicki.
NISKA RANGA PŁAC
Istnieje wiele uwarunkowań, które mogą sprzyjać pożądanemu stanowi zachowań pracowników nauki. Jednym z nich jest stopniowe przezwyciężanie utrwalonego niedoceniania roli uczonych w życiu społeczeństwa. Niestety, od 1944 roku trwa niedobra tradycja, nie występująca w krajach Zachodniej Europy, niedowartościowania ludzi o najwyższych kwalifikacjach naukowych. Obecna sytuacja nie wpłynęła na zmianę utrwalonej niskiej rangi płac sfery nauki. Pracownicy nauki czują się niedowartościowani i lekceważeni, traktowani na równi z osobami o niskich kwalifikacjach zawodowych.
Wiele dyskusji i uwag wywołuje sposób finansowania nauki i badań naukowych. Jakże często stawiane jest pytanie o zasadność i racjonalność istnienia w Polsce trzech wielkich centrów kierowania nauką: PAN, MEN i KBN. Wprowadzony system grantów nadal nie jest zadowalający. A może byłoby prościej, czytelniej, taniej i efektywniej zdecentralizować przyznawanie środków na badania naukowe? Czyż rektor uczelni, jej senat, rada wydziału nie dzieliliby środków sprawiedliwiej? Najniższe ogniwa najlepiej wiedzą, kto co potrafi zrobić w uczelni. Środki byłyby przyznawane według walorów naukowych i, co ważniejsze - byłyby skrupulatniej rozliczane. W naukach społecznych i humanistycznych można by płacić nie za projekt, ale za wykonane dzieło. Wtedy wiadomo, za co się płaci, a nie kupuje kota w worku.
Można też spotkać krytyczne głosy na temat niegospodarności w wydawaniu środków na naukę. Ileż organizuje się przeróżnych konferencji z udziałem licznych uczestników, z których większość to "kibice naukowi", etatowi uczestnicy takich imprez, przemieszczający się z konferencji na konferencję. Zamiast pracy w małych, ale wysoce kompetentnych zespołach, które wcześniej otrzymują wszystkie materiały mające stanowić treść zebrania, mamy do czynienia z odczytywaniem długich epistoł i popisów krasomówców (czytaj: etatowych gaduł). Ileż byłoby korzyści, gdyby wcześniej wydrukowane materiały otrzymali wszyscy specjaliści w danej dziedzinie, od asystenta do profesora? Nie łudźmy się - czytelnictwo nowej literatury krajowej a szczególnie zagranicznej jest wysoce niezadowalające. Brak środków za zakup wciąż droższych książek i czasopism, tak indywidualnie jak i przez biblioteki, nie ułatwia podnoszenia poziomu wiedzy i kultury.
KRYTYKA TOWARZYSKA
Ważnym i wyjątkowo dziś słabym ogniwem życia naukowego jest istnienie krytyki naukowej. Jakże mało jest odważnych, by dokonać krytycznej oceny artykułu, pracy naukowej, książki. Szczególnie razi brak konsekwencji autora krytyki. Jeśli już wytknie wiele słabości, braków, błędów, to wniosek końcowy wszystko rozgrzesza zwrotem: mimo braków i słabości, praca nadaje się do druku. Nasi pracownicy są wyjątkowo zasiedziali w danej uczelni czy miejscowości, większość naukowców pracuje od asystenta do profesora w tej samej uczelni. Istnieje sieć powiązań, zobowiązań towarzysko-rodzinnych, które przekreślają w praktyce obiektywną krytykę naukową. Wszyscy wszystkich znają i są w wieloraki sposób uzależnieni. Jak to przezwyciężyć? Jestem pesymistą w tej dziedzinie, gdyż żadne apele nie skutkują. Trzeba szukać innych rozwiązań? Może wprowadzić zasadę, że praca powinna być oceniana tylko poza miejscem zatrudnienia i zamieszkania, na zasadzie anonimowej?
W Niemczech kolejny awans naukowy można uzyskać tylko w innej uczelni niż własna. Ma to uniezależnić od powiązań lokalnych, pozwala poznać nowe środowisko akademickie, atmosferę innej uczelni, innej szkoły naukowej. Czy to jest realne w Polsce, w sytuacji gdy posiadanie mieszkania w praktyce wiąże pracownika nauki do końca żywota z daną miejscowością i uczelnią? Żartownisie mówią, że pracownik przenosi się z jednego miasta do drugiego tylko wtedy, gdy bierze rozwód z żoną.
WYMÓG JAKOŚCI
Istnieje nacisk, by dalej spłaszczać szczeble awansów naukowych, w tym przez likwidację habilitacji i pozostawienie tylko jednego tytułu naukowego profesora. Już dziś trudno w praktyce odróżnić, kto jest profesorem zwyczajnym a kto uczelnianym, gdyż obaj podpisują się: prof. dr hab. Przykro to mówić, ale istnieje, niestety, nacisk na obniżanie wymagań jakościowych, tak aby stopnie i tytuł naukowy można było uzyskać w sposób nie wymagający wielkiego wysiłku, najtańszym kosztem. Dobro nauki gdzieś tu znika, szczególnie gdy krytyki naukowej jak na lekarstwo. Liczenie na zrozumienie nie przyniesie efektów. Tak już jest w życiu, że tylko tam uzyskuje się wyniki, gdzie pracownik jest stale weryfikowany przy awansie na kolejny szczebel: w biznesie, medycynie, gospodarce. Tak musi być i w nauce.
Te uwagi czynione wobec całej nauki nie oznaczają, że w każdej dziedzinie jest jednakowo. Są środowiska, które stoją na straży poziomu naukowego, porównywalnego ze standardami światowymi. Dobrze byłoby, aby takich dziedzin i dyscyplin było najwięcej.
Nie chcę, by te uwagi przekreślały to, co jest dobre w nauce polskiej, co wymaga pielęgnowania. Będzie to możliwe, gdy skuteczniej i konsekwentniej będzie się eliminować te czynniki, które rzutują na występowanie słabości, braków, opóźnień. Ważne jest, by widzieć dynamikę procesów, stawiać pytania: dlaczego jest coraz mniej doktoratów i habilitacji, dlaczego burzliwemu przyrostowi liczby szkół wyższych i studentów nie towarzyszy przyrost liczby pracowników naukowych z dobrymi doktoratami i habilitacjami? Inaczej obudzimy się w sytuacji, w której naprawa nie będzie łatwa.
Prof. dr hab. Czesław Mojsiewicz, politolog, socjolog stosunków politycznych, jest emerytowanym profesorem UAM w Poznaniu. |