Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 7-8/1998

W cieniu atomowych grzybów
Poprzedni Następny

Twórcy bomby atomowej to bohaterowie czy ofiary cywilizacji?
Oppenheimer, fizyk niezwykle bystry, nigdy nie otrzymał Nagrody Nobla,
bo dzieło jego nie służyło pokojowi ani ludziom.

Bronisław J. Jachym

Maria i Piotr CurieDo historii przeszły moralne rozterki Einsteina z powodu jego listu do prezydenta USA Roosevelta, proponującego mu konieczność podjęcia badań nad budową bomby atomowej. Do śmierci myślał, że gdyby nie napisał tego "fatalnego" listu, nie skonstruowanoby bomby atomowej. Einstein łudził się, podobnie jak obecnie łudzą się idealistyczni przeciwnicy klonowania. Niestety, nauka to nie "różdżkarstwo", ciągle się rozwija, nie zna granic ani przeszkód. Ale wiadomo, że w przyrodzie co nie rośnie, to umiera albo wegetuje w obrębie romantycznej nadziei lub paranauki.

Z drugiej strony wiadomo, że pożywką filozofii, a więc i ideologii, są odkrycia naukowe. Darując sobie rozważania na temat maszyny parowej, elektryczności i wielu podobnych, ograniczę się głównie do największego odkrycia naukowego XX wieku, jakim było niewątpliwie rozszczepienie jąder pierwiastków ciężkich, takich jak: uran i pluton.

Znany jest radosny nastrój naukowej przygody, towarzyszący wyodrębnieniu pierwiastków promieniotwórczych przez Marię Skłodowską-Curie. Biografia, napisana przez jej córkę Ewę, opowiada o mistrzostwie, entuzjazmie i niebywałej cierpliwości przy odkryciu radu i polonu, nazwanego tak na cześć Polski. Dopiero po wielu latach zrozumiano, że te nieszczęsne dziury w dachu szopy - opisane przez Ewę Curie - w której Maria Skłodowska-Curie wydzieliła rad i polon, były szczęśliwą okolicznością dla jej przeżycia. W wyniku naturalnej wentylacji usuwany był bowiem nadmiar alfa-promieniotwórczego radonu, z powodu którego wszyscy górnicy umierali po przepracowaniu kilku lat w kopalniach uranu w czechosłowackim Jachymowie.

CYWILIZACJA ROZSZCZEPIENIA JĄDER

Te i inne szczęśliwe zbiegi okoliczności pozwoliły rodzinie Curie zgromadzić pokaźną liczbę nagród Nobla - aż pięć. Ale zanim do tego doszło, sławna rodzina francusko-polska "zawłaszczyła" sobie również wyłączność na promieniotwórczość sztuczną (Irena Joliot-Curie i Fryderyk Joliot-Curie 1935 r.). A nie kończąca się szczęśliwa passa spowodowała, że Irena Joliot-Curie i P. Savitch stali się mimowolnymi współautorami największego odkrycia XX wieku - rozszczepienia jądra uranu pod wpływem pochłoniętego neutronu.

Gdy fizycy zbilansowali energetycznie proces rozszczepienia uranu, osłupieli z wrażenia. Okazało się, że w pojedynczym akcie rozszczepienia jądra uranu uwalniana jest energia rzędu 200 MeV, podczas gdy przy utlenieniu atomu węgla do dwutlenku węgla wydziela się tylko 4 eV energii, czyli 50 mln razy mniej. Zanim fizycy zrozumieli, że dotychczasowa cywilizacja, oparta na utlenianiu węgla, przejdzie w cywilizację rozszczepienia jąder pierwiastków ciężkich i radykalnej zmianie ulegną całe systemy myślenia człowieka, filozofie, ideologie a nawet religie, strach przed nowym i nieznanym zdominował stosunki społeczne. W pierwszym odruchu, za podszeptem serca, uczeni zawarli sprzysiężenie, że nie będą publikować wyników badań w tej dziedzinie. Pierwszy złamał je, zgodnie z nakazem heglowskiego ducha świata, francuski "komunista" Fryderyk Joliot-Curie - prywatnie mąż Ireny Joliot-Curie. Wychodził on bowiem z założenia - podobnie jak rodzice jego żony, Maria i Piotr Curie, którzy nie opatentowali sposobu wydzielania radu - że odkrycia naukowe są własnością całej ludzkości. Nie dowiemy się więc, czy Curie nie byliby bogatszymi spadkobiercami, aniżeli spadkobiercy odkrywców Coca-Cola. I tak oto świat rycersko i wspaniałomyślnie wchodzi w cień bomby atomowej.

NIE DOKOŃCZONY STOS

Ale zanim do tego doszło, Otto Hahn z niemiecką dokładnością poprawił "damskie" badania Ireny Joliot-Curie, bardzo sławnej już i "starej" laureatki Nagrody Nobla (z 1935 r.) - pierwszego w dziejach świata geniusza zrodzonego w wyniku naświetlenia (nieświadomie) promieniowaniem jądrowym. Fizycy niewiele z tego rozumieli, dopiero Lise Meitner dała trafną interpretację zjawiska, wprowadzając pojęcie "rozszczepienia jądra atomu" (1939 r.). Zaś Otto Hahn otrzymał nagrodę Nobla w 1944 r., gdy prace nad budową bomby atomowej były już w pełnym toku, w Niemczech i USA. Niemieccy uczeni, mimo że dysponowali najlepszą kadrą do uruchomienia stosu atomowego (obecnie zw. reaktorem) i zbudowania bomby atomowej, wtedy tego nie dokonali. Alianci niszczyli bezwzględnie wszelkie zalążki prac mogących prowadzić do atomowego sukcesu. Zniszczyli np. zapasy ciężkiej wody w Norsk Hydro w Norwegii. Przeciwnicy hitleryzmu wewnątrz Niemiec, z laureatem Nagrody Nobla Maxem von Laue (1914) na czele, świadomie kierowali zaś badania na błędne tory. Historia pozytywnie oceniła tę zdradę hitlerowskich Niemiec. Natomiast Stark, laureat nagrody Nobla z 1919 roku, za gorliwe popieranie hitleryzmu dostał nawet cztery lata więzienia. Niemieccy fizycy doprowadzili badania atomowe do takiego stanu, że mieli wszystkie elementy składowe reaktora. Nie zdążyli go złożyć, by zadziałał reakcją łańcuchową. Ironią losu jest, że pierwszym reaktorem atomowym działającym w Europie był reaktor złożony przez Fryderyka Joliot-Curie z części przygotowanych właśnie przez fizyków niemieckich.

Fryderyk Joliot-Curie w "nagrodę" za swoje osiągnięcia został nawet na krótko ministrem - pełnomocnikiem do spraw wykorzystania energii atomowej - w pierwszym powojennym rządzie wolnej Francji. Był jednym z pięciu komunistycznych ministrów i niedługo razem z nimi został usunięty z powodu niedostatecznych kompetencji. We Francji, podobnie jak w USA, szczęście polityczne na pstrym koniu jeździło.

KRAKOWSKA WIZYTA

W 1952 r. Polskę odwiedzili Irena i Fryderyk Joliot-Curie. Małżonkowie mieli otrzymać doktoraty honorowe w Uniwersytecie Jagiellońskim, szli więc krakowskimi plantami do Collegium Novum. Setki ludzi, w tym głównie studenci, przyglądali się sławnym ludziom - odkrywcom sztucznej promieniotwórczości. Sławna para zbliżała się do schodów Collegium Novum. Sytuację tę obserwowaliśmy (studenci Mat.-Fiz.) z okna I piętra Collegium Witkowskiego. Historyczne to wydarzenie współtworzył człowiek stojący na chodniku pod oknem, z którego obserwowaliśmy całe zdarzenie. Był to Tadeusz Banachiewicz, matematyk i astronom, za życia uznawany za drugiego po Koperniku polskiego astronoma; po śmierci spoczął w kościele Na Skałce obok Stanisława Wyspiańskiego. Jako profesor UJ i kierownik bardzo starej Katedry Astronomii powinien być w sali senatu UJ na uroczystości nadania doktoratów honorowych. Ale nie znalazł się tam, bo w ogóle nie uznawał rektora UJ. Już wcześniej orzekł, że "z tym polityczyną nie ma o czym rozmawiać" - i nie rozmawiał. Katedrę Astronomii przemianował na Obserwatorium Krakowskie i tak przetrwał do śmierci w 1954 r. Dla kompletu informacji warto dodać, że tym "politycznym" rektorem UJ był wówczas Teodor Marchlewski - zoolog, bratanek "okrutnie" sławnego Juliana.

ROZTERKI MORALNE

Cofnijmy się w czasie i przenieśmy do USA. Fizycy sami stworzyli tu sobie problem nie do rozwiązania. Najpierw z niezwykłą gorliwością i zapałem zabrali się do skonstruowania bomby atomowej, a gdy już ją mieli, ogarnął ich ogromny strach oraz moralne rozterki, co do celowości jej użycia. Ale to już nie od nich zależało. Historia ma swoje prawa i swoją koleinę losu - heglowskiego "ducha świata! W imieniu narodu amerykańskiego, generałowie i prezydent Truman powiedzieli - użyć. O rozterkach fizyków - z ojcem bomby atomowej, Robertem Oppenheimerem na czele - napisano wiele książek, sztuk teatralnych i zrobiono wiele filmów. To wszystko niewiele pomogło twórcom bomby atomowej a pilota, który zrzucił tą nieszczęsną bombę na Hiroszimę, "zagryzły" wyrzuty sumienia w pensjonacie dla zmęczonych życiem. Wiele lat później samobójczą śmiercią zginął główny konstruktor elektrowni jądrowej w Czarnobylu.

Sam Robert Oppenheimer, który całe dorosłe życie strawił na całkowaniu równań różniczkowych, odkrył w sobie kierowniczo-organizatorskie talenty przy konstruowaniu bomby atomowej w Los Alamos. Po obejrzeniu atomowego grzyba w próbnej eksplozji 16 lipca 1945 r. w Almagordo w Nowym Meksyku, stał się gwiazdą publicznych wystąpień. Wypowiadał się m.in. za powściągliwością w udoskonalaniu broni jądrowej. Innego zdania byli emigranci węgierscy: Teller i Szilard, przedstawiając gotowe projekty broni termojądrowej (bomb wodorowych). Sprzyjała temu ekspansja komunizmu w Europie i Azji, powodując wyścig zbrojeń. Oppenheimer przesunięty został z polityki do literatury beletrystycznej a fizycy USA i ZSRR rozpoczęli wyścig do bomby wodorowej.

PRZEWARTOŚCIOWANIA

I tak oto, po raz drugi w pisanej historii ludzkości dzięki kobiecie, tym razem Irenie Joliot-Curie, zmienił się świat i cała filozofia myślenia. Pierwszy raz, dawno temu, dzięki Helenie trojańskiej też niektórym zawalił się świat. Tym razem "zabawa" Ireny Joliot-Curie z neutronami doprowadziła nie tylko do broni atomowej i energetyki jądrowej, swobodnego pływania przez biegun północny pod lodami Afryki i niezwykłych zastosowań sztucznej promieniotwórczości w nauce, ale przede wszystkim do zanegowania sensu wojny jako marksistowskiej walki klas. I jeszcze długo będzie trwał spór, czy przewartościowanie w sferze techniki, dorównuje przewartościowaniu sfery moralno-światopoglądowej. Ale zawalenie się starego świata wartości, z egzemplifikowaną na niebotyczną skalę odpowiedzialnością zbiorową w Hiroszimie i Nagasaki, to tylko zapowiedź dalszych dylematów moralnych.

Czy twórcy bomby atomowej to bohaterowie, czy ofiary cywilizacji? Oppenheimer, fizyk niezwykle bystry, nigdy nie otrzymał nagrody Nobla, bo dzieło jego nie służyło pokojowi ani ludziom. Ci, co nagrody Nobla otrzymali wcześniej, z Enrico Fermim na czele, byli świadomi tego, co czynią i w zależności od psychicznej kondycji przeżywali efekty swoich badań. Największego "kaca moralnego" miał Einstein. Wielu fizyków, idąc za sugestiami Bertranda Russella (tego od rymowanego powiedzenia: "lepiej być czerwonym aniżeli martwym"), dało się nawet zaprosić na koszerną wódkę przez Cyrusa Etona do jego wiejskiej posiadłości Pugwash w Kanadzie, gdzie zawiązali najsławniejszą "zmowę pokojową". W 1995 r. Józef Rotblat i Pugwash otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. Jakie to romantyczne przypomnieć, że Józef Rotblat, urodzony w 1908 r., pierwsze 32 lata życia spędził w Warszawie. A swoimi dokonaniami w dziedzinie ochrony radiologicznej chyba zasłużył na drugą nagrodę Nobla z biofizyki.

KTO JEST BOHATEREM?

Odkrycie Ireny Joliot-Curie, uczestniczki badań w "dziurawej szopie" w stanie nie narodzonym, zburzyło dotychczasowy system wartości. Określenia takie, jak: lojalność narodowa, patriotyzm, zobowiązania honorowe i przysięgi okazały się pięknymi, ale już niewystarczającymi konwenansami - pojęciami przebrzmiałych epok. Historia jednoznacznie orzekła, że fizycy budujący bombę atomową dla Hitlera to zdrajcy Niemiec, a budujący bombę atomową dla strony przeciwnej - to patrioci. Zaraz po II wojnie światowej nastąpiła daleko idąca relatywizacja zobowiązań i układów. Fizycy pracujący dla USA byli moralni, zaś dla ZSRR niegodni lub odwrotnie - zależnie od wyznawanej ideologii. Fermi zażądał od rządu USA 10 mln dolarów za wykorzystanie jego neutronowego patentu przy budowaniu bomby atomowej. W uzyskaniu tak olbrzymiej sumy pieniędzy przeszkodziło przejście do ZSRR Bruna Pontecorvo, jednego ze współautorów patentu.

Za przewartościowaniem pojęć i idei oraz światopoglądów następuje zwykle przewartościowanie postaw ludzi oraz elit rządzących. Często utrwalone autorytety w konfrontacji z realiami życia stają się anachroniczne a nawet żałosne. Ale warto też pamiętać, że wojskowi ZSRR nigdy nie użyli bomby atomowej przeciwko ludziom. A amerykańscy wojskowi mieli już takie doświadczenie za sobą. W ZSRR tylko cywilni przodownicy pracy, elita klasy robotniczej, w ramach pierwszomajowych zobowiązań, w celu zwiększenia ilości plutonu, dając priorytet ideologii nad prawami przyrody, spowodowali w Czarnobylu największą katastrofę atomową. Nie była to jednak żadna egzystencjalna konieczność, a jedynie następstwo ideologicznego zauroczenia. Za "zdradę" interesów USA Rosenbergowie poszli na krzesło elektryczne, a Andriej Sacharow za to samo wobec ZSRR otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

KONFERENCJA W SOPOCIE

Wszystko to, co napisałem wyżej, jest refleksją fizyka, którego mistrz, obecnie już 91-letni wielki fizyk Ignacy Adamczewski, koniecznie chciał zrobić fizykiem jądrowym. I, mimo że pomagał mu w tym jego kolega Józef Rotblat z Pracowni Radiologicznej Wirtensteina, którego Maria Skłodowska-Curie przywiozła do Warszawy "w teczce", razem z gramem radu - nie całkiem mu się to udało. Jednak nie żałuję tej przygody młodości. Piszę o tym, bo poczytuję sobie za zaszczyt i wyróżnienie losu a przede wszystkim dużą przyjemność, że mogłem pomagać sekretarzowi Pugwash, Józefowi Rotblatowi w organizacji Konferencji w Sopocie w 1966 r. Takiej plejady laureatów nagrody Nobla w jednym czasie i miejscu jeszcze nigdy w Polsce nie spotkaliśmy. Było też trochę sytuacji dziwnych, niezwykłych, zaskakujących a nawet kosmicznych. Ale najbardziej niezwykła jest przyczyna, dla której tylu sławnych fizyków czuje potrzebę dyskusji nad przyszłością naszej planety. Jedno jest też pewne, do społeczności fizyków dotarła świadomość osobistej, moralnej i etycznej odpowiedzialności za decyzje oraz podejmowane działania badawcze. Pierwszym krokiem w tym humanistycznym odruchu było odejście wielu fizyków od programów zbrojeń atomowych, a od budowy bomby wodorowej w szczególności (np. Andriej Sacharow).

PALEC STALINA

Świat jednak nie podzielił obaw fizyków. Społeczeństwa i narody wyedukowane w marksizmie, filozofii XIX wieku, nie nadążają za cywilizacyjnym biegiem wypadków, wymagającym nie filozofii walki ("proletariusze wszystkich krajów łączcie się", K. Marks) ale filozofii solidaryzmu społecznego ("brzemiona innych noście", Jan Paweł II). Dla wielu społeczeństw, często nieco zapóźnionych w rozwoju, w dalszym ciągu liczą się tylko stare racje klasowe, narodowe, ideologiczne lub religijne, ubrane w tradycyjne szaty pseudorycerskich obyczajów, a więc zupełnie nie przystające do czasów, w których przyszło nam żyć.

Kiedy ludzkość znalazła się w pełnym cieniu grzybów bomb atomowych i gdy dalsze jej istnienie uzależnione zostało od drgnień palca Stalina na przycisku atomowym, lub analogicznego stanu palca prezydenta USA, to rodzi się pytanie: gdzie tu miejsce na odpowiedzialność honorowego człowieka z maczugą czy średniowiecznego rycerza z mieczem? Potrzebą chwili stali się ludzie o zupełnie innym typie świadomości i odpowiedzialności. Dla nas, Polaków ciągle są to: Traugutt, Piłsudski, Okulicki, Heilman, generałowie polegli w Katyniu i... Kukliński.

Przewartościowanie powstałe pod wpływem wyników badań pierwszego napromieniowanego dziecka - Ireny Joliot-Curie, córki Piotra Curie, który zamiast zegarka nosił w kieszonce spodni odkryty wspólnie z żoną rad i pokazywał przyjaciołom powstałe w tym miejscu zaczerwienienie skóry, istnieje obecnie w świadomości wielu ludzi. Historia okazała się łaskawa dla wybrańców Boga. Piotr Curie nie doczekał popromiennej śmierci. Zginął pod kołami konnego zaprzęgu na paryskiej ulicy w roku 1906.

Dr Bronisław Jachym, fizyk ciała stałego, jest emerytowanym docentem Politechniki Gdańskiej.

Uwagi.