Czy w Polsce prowadzi się systematyczne badania efektywności gospodarczej nauki? Co wiemy, a czego nie wiemy na ten temat? Czy obecny wielostopniowy system stopni i tytułów naukowych, w dużej mierze powstały ponad sto lat temu, obudowywany licznymi protezami i modyfikacjami, rzeczywiście służy rozwojowi nauki, czy wręcz przeciwnie – zniechęca utalentowanych młodych ludzi do pracy naukowej? – pytają na łamach FA profesorowie Aleksander Wittlin i Karol Życzkowski.
Niespełna dwadzieścia lat temu opublikowaliśmy w „Tygodniku Powszechnym” analizę jakości polskiej nauki, przedstawiając postulaty środowiska akademickiego dotyczące potrzebnych zmian systemowych. Redakcja zaproponowała tytuł Nim dostaniemy Nobla, który dotyczył zarówno artykułu, jak i dyskusji, prowadzonej następnie na łamach pisma. Przeprowadzane przez kolejne rządy lepiej lub gorzej przygotowane i przeprowadzane zmiany organizacji, struktur, ścieżek karier i systemu finansowania, nazywane „reformami”, wprowadziły przynajmniej niektóre z postulowanych wówczas rozwiązań, lecz tytułowe pytanie pozostało nadal aktualne.
Spróbujmy zatem odpowiedzieć na to pytanie, zarazem proste i skomplikowane. Najprostszą odpowiedź znajdziemy na stronach portalu Fundacji Alfreda Nobla. Przeczytamy tam, że w dziedzinach fizyki i chemii Szwedzka Akademia Nauk przyznaje co roku nagrodę „to the person who shall have made the most important discovery or invention”, czyli osobie, która wedle oceny Akademii dokonała największego odkrycia lub wynalazku. Jak wynika z corocznych list laureatów, nikt z polskich naukowców nie spełnił dotychczas tego kryterium. Ciesząc się ze współczesnych Nagród Nobla w dziedzinie literatury dla Czesława Miłosza, Wisławy Szymborskiej i Olgi Tokarczuk, w tym artykule rozważamy brak sukcesów nauki polskiej na skalę światową.
Analizując przyczyny takiego stanu, spróbujmy jednocześnie zasygnalizować problemy, z którymi obecnie muszą się mierzyć politycy myślący o przyszłości kraju w perspektywie 10-20 lat. Aby Polska mogła rozwijać się zgodnie z oczekiwaniami i aspiracjami społeczeństwa, konieczne jest uzdrowienie i unowocześnienie systemu edukacji oraz prowadzenie badań naukowych na poziomie światowym. Tylko w takich warunkach można będzie zwiększyć efektywność oraz innowacyjność naszej gospodarki.
Zacznijmy od szkoły. Polskie programy i podręczniki szkolne sugerują, że wszystko już zrozumiano i odkryto, a uczeń rzadko dowie się w szkole, że wiele problemów naukowych pozostaje nadal otwartych. Uczniów trzeba zaciekawić otaczającym światem. Dobrze jest uzmysłowić licealistom, że postęp w rozwoju mocy obliczeniowej komputerów oraz oprogramowania pozwalającego na powszechne wykorzystanie sztucznej inteligencji dokonał się już za ich życia, a wiedzy, jaki będzie status obliczeń kwantowych za kilka lat, gdy będą kończyć studia, nie ma dziś nikt. W obliczu tak szybkich przemian, także na rynku pracy, polskie szkoły powinny odpowiednio zmodyfikować stosowane środki i metody nauczania.
Ciągłe zmiany czeka też szkolnictwo wyższe. Trudno obecnie przewidywać, jakie przedmioty i jak będą wykładane na uniwersytetach za dwie dekady, ale pewne jest jedno: rozwój sztucznej inteligencji już wpływa na programy nauczania i sposób prowadzenia zajęć, egzaminowania studentów oraz przygotowania prac dyplomowych. Nadrzędnym zadaniem uczelni będzie modernizacja procesu kształcenia i dobre przygotowanie swych absolwentów do pracy w zmieniających się warunkach.
Zasadniczym celem działania szkół wyższych i instytutów naukowych jest kształcenie kadr oraz tworzenie wiedzy przez badania naukowe. Porównanie środków przeznaczanych na badania w wiodących krajach świata do polskich wskaźników dostarcza argumentów za znacznym wzrostem nakładów na finansowanie prac badawczych w Polsce. Nadal nie jesteśmy krajem konkurencyjnym do pracy dla utalentowanych naukowców, zwłaszcza tych z zagranicy, wybierających najlepsze możliwe warunki aktywności zawodowej i komfort życia rodziny. Ten brak prowadzi do bolesnej emigracji rodzimych talentów. Pouczająca jest historia Leonarda Eulera, szwajcarskiego matematyka i fizyka, uważanego za jednego z najwybitniejszych uczonych, o zatrudnienie którego w XVIII wieku rywalizowali król pruski i rosyjskie cesarzowe, zdając sobie sprawę z wagi zapewnienia najwyższego poziomu nauki dla dobrobytu i rozwoju swoich krajów. Nasze problemy dotyczą poziomu płac, modelu karier, dostępności mieszkań w miastach akademickich, jakości służby zdrowia, jakości szkół, systemu ubezpieczeń, bankowości, a także barier konsularnych przy zatrudnianiu pracowników z zagranicy oraz wielu innych aspektów współczesnego życia.
Aby zachęcać młodych ludzi do pracy w polskich instytucjach naukowych, trzeba solidnie zwiększyć stypendia doktoranckie i pensje dla pracowników nauki. Lecz od lepiej opłacanych pracowników polskiej nauki należy równocześnie więcej wymagać. W ciągu ostatnich dwóch dekad można co prawda zaobserwować korzystny wzrost średniej liczby prac publikowanych przez polskich badaczy, ale też sama liczba publikacji oraz liczba ich cytowań w literaturze światowej nie może służyć jako jedyne kryterium oceny poszczególnego naukowca czy całej instytucji naukowej. Pod względem średniego współczynnika wpływu opublikowanego artykułu Polska zajmuje nadal odległe miejsce w Europie.
Wiele uwagi opinia publiczna poświęciła ostatnio ogłaszanej przez ministra liście czasopism punktowanych. Nie odnosząc się do, wątpliwego naszym zdaniem, sensu takiej punktacji, taka lista powinna być sporządzana w sposób obiektywny, a wypaczenia z lat minionych trzeba naprawić. Z drugiej strony, celem pracy każdego uczonego winno być uzyskiwanie wyników na poziomie światowym, a nie kolekcjonowanie punktów pana ministra. Każdy naukowiec po doktoracie powinien wiedzieć, jakie czasopisma w jego dziedzinie mają największy prestiż i oddziaływanie i starać się w nich publikować swe artykuły. Trzeba też mieć na uwadze, że wiele czasopism naukowych jest wydawanych przez korporacje biznesowe, które używają kontrowersyjnych narzędzi do podnoszenia widoczności swoich produktów.
W krajach o dłuższej tradycji prowadzenia badań i publikowania uczeni wybierają periodyki odpowiednie dla tematu badań bez oglądania się na listę ministra. Ponieważ prestiż czasopism zmienia się w czasie, podobnie może ewoluować lista polskiego ministra – to tylko pomocnicze narzędzie dla urzędników, które nie powinno szkodzić pracy uczonych. Każdy dobry badacz (i każdy dobry instytut) uzyska dobrą ocenę niezależnie od konkretnego wyboru rozsądnych parametrów oceny oraz sposobu rzetelnie przeprowadzonej oceny merytorycznej.
Realnym niedomaganiem nauki polskiej pozostaje od lat publikacja wielu słabych artykułów, które nie stanowią żadnego wkładu do nauki. Konkretnym zadaniem listy czasopism powinno być zniechęcenie polskich uczonych do publikowania w czasopismach „drapieżnych”, wydawanych jedynie dla zysku ich właścicieli. Pieniądze podatnika nie mogą być przeznaczane na pokrywanie kosztów publikacji w takich czasopismach, a jeśli polski autor będzie chciał publikować w nich swoje prace, niech czyni to na własne ryzyko i własny koszt.
Jednym z jaśniejszych osiągnięć reform nauki polskiej było powołanie w roku 2010 Narodowego Centrum Nauki, agencji wspierającej badania podstawowe. W oparciu o wzory European Research Council – swego odpowiednika w Unii Europejskiej – Centrum wypracowało rzetelny, jak się wydaje, system oceny wniosków o projekty badawcze na podstawie recenzji ekspertów z zagranicy. Regularnie przyznawane środki na badania dla najlepiej ocenionych wniosków korzystnie zmieniły obraz nauki polskiej minionej dekady. Istotnym problemem agencji pozostają jej finanse, bowiem w ostatnich latach budżet NCN pozwalał na sfinansowanie jedynie małego odsetka wniosków ocenionych pozytywnie. W chwili obecnej należy zadbać o godziwe dofinansowanie tej dobrze działającej instytucji, natomiast tworzenie osobnych agencji finansujących badania, przykładowo w naukach humanistycznych czy naukach medycznych, nie jest celowe.
Inna sytuacja panuje w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, powołanym do finansowania prac badawczych nastawionych także na zastosowania komercyjne oraz obronne. Znaczne sumy wydatkowane na te cele nie przyniosły oczekiwanych efektów, unowocześnienia i zwiększania międzynarodowej konkurencyjności polskiej gospodarki, a nieprawidłowości w wydawaniu środków przez agencję są obecnie badane w kontekście zarzutów korupcyjnych. Dlatego niezbędne są zasadnicze zmiany w funkcjonowaniu tej agencji.
Polski przemysł nadal w małym stopniu podejmuje wyzwania, które mogą prowadzić do wynalazków ważnych w skali światowej. Niektóre firmy są jedynie podwykonawcami pracującymi dla zagranicznych centrali, które dostarczają gotowych technologii. Inne firmy prowadzą w kraju niezbyt zaawansowane laboratoria, które w założeniu mają „taniej” niż światowi liderzy zapewnić krajowe dostawy lub usługi, lecz ich działalność często nie daje obiecanych wyników i niekiedy sprowadza się do przepalania pozyskanych środków. Przykładem w dziedzinie nauk stosowanych są niespełnione obietnice kilku krajowych laboratoriów, które na początku pandemii publicznie obiecywały „polską szczepionkę na Covid” lub cudowne panacea na inne choroby. Finansując prace badawczo-rozwojowe z kieszeni podatnika, możemy domagać się, aby takie nakłady przynosiły gospodarce rzeczywiste korzyści.
Oprócz ciągłego niedofinansowania, kluczowym problemem nauki polskiej jest stale posuwający się walec biurokracji. Komputeryzacja spowodowała dramatyczny wzrost liczby niepotrzebnie przygotowywanych dokumentów, niekiedy zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej. Wymuszana sprawozdawczość zajmuje coraz więcej czasu uczonym wszystkich szczebli, a biurokratom daje jedynie pozorne poczucie kontroli nad zarządzanym systemem.
Fundamentalnym problemem każdego kraju jest sprawiedliwa i efektywna alokacja wypracowanych zasobów, w tym także środków na badania naukowe. Pozostając przy bliskich autorom naukach ścisłych, czy wiemy, dlaczego żaden z projektów sfinansowanych od początku istnienia obecnego systemu nie zaowocował odkryciem klasy światowej? Czy polskie społeczeństwo, które ze swoich podatków finansuje naukę, otrzymuje w zamian to, co najlepsze? W szczególności, czy przyjęty po roku 1989 sposób organizacji nauki odpowiada potrzebom państwa i aspiracjom obywateli?
Tak postawione pytania mają charakter uniwersalny, a wiele krajów eksperymentuje z różnymi metodami finansowania badań. W listopadzie 2023 tygodnik „The Economist” analizował te zagadnienia i zwrócił uwagę, że „talent w zdobywaniu grantów” niekoniecznie wiąże się z jakością prowadzonych badań. Katalin Kariko, ubiegłoroczna laureatka nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, w roku 1995 zatrudniona na uniwersytecie Pensylwanii, nie uzyskała awansu na stanowisko profesora, gdyż nie udawało się jej pozyskiwać dla uczelni wystarczającej liczby grantów. Jako przykład pozytywny podano szczodre finansowanie badań niezależnych naukowców przez HH Medical Institute, założony w stanie Maryland przez miliardera Howarda Hughesa, bohatera filmu Awiator. Przez 70 lat istnienia instytutu jego naukowcy byli nagradzani Nagrodą Nobla ponad trzydziestokrotnie, więcej niż wynosi liczba wszystkich nagród otrzymanych przez uczonych z ZSRR i Rosji.
Czy w Polsce prowadzi się systematyczne badania efektywności gospodarczej nauki? Co wiemy, a czego nie wiemy na ten temat? Czy obecny wielostopniowy system stopni i tytułów naukowych, w dużej mierze powstały ponad sto lat temu, obudowywany licznymi protezami i modyfikacjami, rzeczywiście służy rozwojowi nauki, czy wręcz przeciwnie – zniechęca utalentowanych młodych ludzi do pracy naukowej?
Zauważając liczne bolączki hamujące rozwój nauki w Polsce, warto pokazać też korzystne zmiany, które nastąpiły w ciągu ostatniego dwudziestolecia. W systemie słusznie minionym „wymiana naukowa” oznaczała wyjazdy za granicę stosunkowo nielicznych pracowników polskich uniwersytetów i instytutów naukowych. Dziś praktycznie każdy polski uczony ma możliwość zdobywania doświadczeń naukowych za granicą. Co więcej, wymiana stała się bardziej symetryczna, gdyż wielu zagranicznych doktorantów przygotowuje w Polsce swe dysertacje, a coraz więcej naukowców z zagranicy odbywa staże po doktoracie u polskich uczonych. Dzięki temu, przynajmniej w niektórych dziedzinach wiedzy, utrzymujemy owocne kontakty z nauką światową.
Polityków polskich należy nieustannie przekonywać, że istotne ulepszenie systemu edukacji i autentyczny rozwój badań naukowych są niezbędne dla zwiększenia innowacyjności i efektywności naszej gospodarki oraz zapewniania krajowi dobrobytu. Pierwszoplanowym zadaniem rządu jest zagwarantowanie stabilnego finansowania edukacji i nauki utrzymanego na odpowiednim poziomie. Poprzez uregulowania prawne Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pośrednio odpowiada za dobrą organizację pracy na uniwersytetach i w instytutach naukowych ale także za rozsądny system wymagania dobrej pracy od dobrze opłacanych polskich naukowców. I niewiele ponadto. Może wystarczy po prostu dużo i mądrze wymagać, dobrze płacić i nie przeszkadzać.
Aleksander Wittlin, Karol Życzkowski
Nie dostaliśmy Nobla, bo Nobel to polityka i wieloletni lobbing. Nawet gdybyśmy mieli osiągnięcie kwalifikujące się do nagrody to nie jesteśmy zdolni do jego promocji bo mamy kompleks niższości. No i jeszcze to musi być osiągnięcie właściwej osoby. Rudolf Weigl był bardzo poważnym kandydatem i władze się sprzeciwiły, Herbert był, władze się sprzeciwiły, Nie potrafimy korzystać z okazji, to co dopiero ja stworzyć. Chomczynskiego, bez którego nie było by nowoczesnej genetyki nikt nie promował. Zapewne połowa czytelników tego forum nawet nie zna Rudolfa Weigla ani Chomczynskigo. Ot historia.
W pełni zgadzam się z pana opinią. Umiejętna polityka/dyplomacja, lobbing i promocja, to klucz do sukcesu. Jednak dobrze by było, aby w końcu i społeczeństwo polskie zrozumiało i doceniło znaczenie nauki w rozwoju społeczno-gospodarczym kraju. Marzy mi się mądra Polska.
No i warto tu dodać Aleksandra Wolszczana, czy ktoś go promuje. Przecież to idealny kandydat.
@Pan K
Co do tego, ze "zapewne połowa czytelników tego forum nawet nie zna Rudolfa Weigla ani Chomczynskigo", to raczej nie jest mocny argument, poniewaz nauka dzisiaj jest bardzo wyspecjalizowana. Wiele osob ze swiata nauki nie wie niczego o laureatach Nagrody Nobla zanim oni tego Nobla nie dostana, nawet w ich wlasnych krajach pochodzenia.
A "polityka i wieloletni lobbing" oczywiscie sa tez wazne, dlatego tez dobrze by bylo, aby polska nauka zaczela byc bardziej miedzynarodowa, bardziej zintegrowana z nauka swiatowa.
Zas co do profesora Wolszczana, to rzeczywiscie byl (byc moze - nie jestem specjalista) dobrym kandydatem ale tylko do Nobla z Fizyki 2019. Teraz juz nie jest.
Wg Scopusa 4600 cytowań a główna praca 1000. Tak, wiem, Nobli nie dają za cytowania ale są one jakąś miarą pozycji naukowej. W fizyce tyle to waga lekko-półśrednia. Każdy z Horodeckich ma cytowań kilka razy więcej. Wolszczan jest właśnie tym naukowcem, który akurat był promowany, obawiam się niestety, że tylko w Polsce. Jak to było w Być albo nie być Ernsta Lubitscha: Światowej sławy aktor? - Tak, światowej sławy ale tylko w Polsce.
Korzystajac z opubikowanego aktualnego raportu UPRP dowiadujemy sie , ze "wybiorcza" liczba przyznanych patentow w 2023 ma sie nastepujaco: Osoby fizyczne - 155 ; Politechnika Lubelska (lider krajowy wsrod wszystkich uczelni wyzszych) -126, a WSZYSTKIE....jednostki naukowe PAN....tylko 55 !?
I to, pod pewnym wzgledem (kto, gdzie, co i w jakim celu robi), sugeruje odpowiedz na tytulowe pytanie...
Pana post jest nie na temat. Pomylił pan artykuły.
Nieprawda. Jedno z ..drugim sie w jakis sposob laczy, ma powiazanie. i czemus/komus .."sluzy"!?
Na przyklad, Sigma-Aldrich, swiatowy gigant zajmujacy sie dystrybucja/sprzedaza odczynnikow chemicznych/reagentow oraz materialow do badan biochemicznych, wykorzystuje na swojej stronie internetowej informacje pochodzaca z jednej naszej ostatniej publikacji na temat aktywnosci biologicznej specyficznego zwiazku selenu (LCL768) : < https://www.sigmaaldrich.id/US/en/tech-docs/paper/1627636 > . Kto nie publikuje i...patentuje to sie nie.....promuje....
Panie Zdzisławie,
Na temat misji nauki, a także roli i znaczenia patentów i wynalazków w życiu społeczno-gospodarczym wysoce kompetentnie pisze tutaj pan dr Marcin Przewloka z UK i pan prof. Jan Cieśliński stąd nie będę wchodził w to zagadnienie. Odniosę się tylko do centrów badawczych narodowych akademii nauk w Europie, bo pije pan do Polskiej Akademii Nauk. Otóż narodowe akademie nauk, które posiadają instytuty naukowe zajmują się głównie badaniami naukowymi podstawowymi, a tym samym nie są specjalnie nastawione na komercjalizacje wyników badań naukowych np. PAN nie może jeszcze z mocy ustawy z 30 kwietnia 2010 r. tworzyć tzw. spółek celowych, które zajęłyby się tym procesem. Zakładam, że nowa ustawa o PAN, która najprawdopodobniej wejdzie w życie w przyszłym 2025 r. da Akademii taką możliwość, choć w moim przekonaniu, to nie jest najważniejsze zadanie Akademii. Niech pan prześledzi przekrojowo dorobek badawczy instytutów naukowych np. Austriackiej Akademii Nauk, Królewskiej Holenderskiej Akademii Sztuki i Nauk, Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, Bawarskiej Akademii Nauk, Akademii Ateńskiej czy Akademii Nauk w Lizbonie. Czy one są nastawione na patentowanie i wdrożenia? Czy taka jest ich misja i rola w życiu społeczno-gospodarczym?
@Zdzislaw M. Szulc
Cokolwiek by Pan powiedzial, dyskusja jest o Noblu.
Argument o patentach czy cytowaniach jakies pracy przez jakas firme ma z tym naprawde bardzo malo wspolnego.
Nobel jest za odkrycie naukowe wielkiej klasy, zwykle zmieniajace sposob myslenia o pewnej dziedzinie wiedzy.
Patenty przy tym, to jedynie produkt uboczny, ktory moze sie pojawic (i pewnie czesto sie pojawia), ale nieistotny w gruncie rzeczy.
Przeciwnie, ma. Na przyklad zbiorcze dane/punkt widzenia przedstawiony tutaj : < https://shs.hal.science/halshs-03278662/document >
@Zdzislaw M. Szulc
Prosze Pana, Tak, wiele odkryc, ktore zostaly nagrodzone Noblem, prowadzily do praktycznych rozwiazan. Czesc z tych rozwiazan daje sie zauwazyc bardzo wczesnie, stad wspolprace z przemyslem. Co wiecej, w srodowiskach naukowych, z ktorych wywodzi sie wiekszosc Nobli, wspolpraca z przemyslem idzie bardzo dobrze, wiec te zwiazki laureatow nawet z czasow kiedy jeszcze Nobla nie otrzymali absolutnie nie dziwia.
Jednak idea odkrycia wartego Nobla wychodzi daleko ponad komercjalizacje. To sa odkrycia, ktore w zalozeniu maja zmienic nasze widzenie swiata. Na przyklad, takie Noble (Fizyka):
for the discovery that black hole formation is a robust prediction of the general theory of relativity
for the discovery of a supermassive compact object at the centre of our galaxy
for contributions to our understanding of the evolution of the universe and Earth’s place in the cosmos
for the discovery of an exoplanet orbiting a solar-type star
maja malo wspolnego z patentami i komercjalizacja. Zgadza sie Pan?
Ale trzeba pamietac, ze Alfred Nobel tak zadedykowal przeznaczanie swoich funduszy:
"prizes to those who, during the preceding year, have conferred the greatest benefit to humankind", czyli jak najbardziej odkrycia prowadzace do praktycznych zastosowan sie tutaj mieszcza, i stad na przyklad taka nagroda: "for the development of lithium-ion batteries".
Wszystkie te odkrycia, dokladnie wszystkie, biora sie jednak oryginalnie ze zwyklej ciakawosci tego, jak dzialaja mechanizmy przyrody, czyli z badan fundamentalnych. U zrodel tych badan prowadzacych ostatecznie do Nobla zawsze lezy nauka podstawowa.
Pracując na technicznej wyższej uczelni już 25 lat wyrobiłem sobie pogląd na taki stan rzeczy i widzę dużo różnych problemów, między innymi:
Największą kotwicą wykorzystania potencjału naukowego dla rozwoju przemysłu jest rozbieżność interesów naukowców i firm przemysłowych, tj. firmy chcą rozwiązywania konkretnych problemów (na różnym poziomie technologicznym w zależności od branży i poziomu firmy), a naukowcy dążą do osiągania kolejnych szczebli w drabinie kariery tj. habilitacja no i dożywotni tytuł profesora. Rozwiązywanie konkretnych i potrzebnych w przemyśle problemów naukowca tylko spowalnia w karierze, bo albo nie są to zagadnienia przełomowe, a jeśli są, to żadna firma nie pozwoli na opublikowanie wyników, tylko wdroży w postaci "know how", czasem opatentuje, więc brak publikacji.
Zatem moim zdaniem bardzo szkodliwa jest obecność w polskim systemie habilitacji i tytułu profesora. Wydaje mi się, że są one po to, aby profesorowie mogli zarobkować recenzując, z czym nie wiąże się praktycznie żadna odpowiedzialność, bo przecież nie projektują wtedy mostów, nie wykonują operacji na pacjencie itd. Recenzja doktoratu, to ok. 1800 zł netto, habilitacji ok. 3800 zł netto, a profesury to 40% pensji profesorskiej. Następny problem, który widzę, to "osiągnięcie" przy habilitacji w postaci monotematyczych publikacji, lub monografii, której nikt nie przeczyta (oprócz daj Boże autora i recenzentów, dlatego np. w Holandii doktoraty, a i magisterki są pisane po angielsku i publikowane w sieci). A co, jeśli tematyka się wyczerpie lub zdeaktualizuje? Trzeba jeszcze coś dorobić, żeby lepiej wyglądał w oczach recenzentów.
Kolejny poważny problem, to zbyt duże obciążenie dydaktyką, które uniemożliwia pracę naukową, bo zużywa zasoby ludzkie i po prostu człowiek czasem jest tak zmęczony, że nie jest w stanie nawet nic przeczytać. No, ale u nas przecież kilkadziesiąt % młodych ludzi musi mieć studia wyższe...
Następny problem na polskich uczelniach (przynajmniej technicznych) to dysproporcje pomiędzy kadrą naukową, a kadrą techniczną, która jest właściwie wygaszana (przynajmniej na mojej alma mater). Jest u nas spory wydział (ok. 100 pracowników), gdzie jest tylko 1 pracownik techniczny. Zatem często profesorowie, zamiast badać, pisać, czytać, rozmyślać w warsztacie produkują próbki itd. Ponadto systemowo jesteśmy skazani na bardzo słabych technicznie pracowników technicznych, bo kto przyjdzie pracować za pensję minimalną, jaką u nas otrzymują?
Kolejny temat rzeka, to biurokracja, ale nie będę już go rozwijać
Niestety na horyzoncie zmian nie widać. A może to jest specjalnie przygotowany system, żeby potencjalnie zdolni i twórczy ludzie nie zajmowali się rzeczami ważnymi i potrzebnymi gospodarce, bo może jeszcze coś wymyślą i zwiększą konkurencyjność w stosunku np. do zachodniego sąsiada?
Nie wydaje mi się, że w Polsce jest wielu potencjalnych naukowców, którzy mogliby zdobyć Nagrodę Nobla. Bez wątpienia jest bardzo wiele legend o tym, że ktoś miał dostać Nagrodę Nobla.
Myślę, że jednym z problemów w Polsce jest mała innowacyjność badań i ich odtwórczość. Mamy bardzo wielu dobrych naukowców, ale oni z reguły kontynuują już istniejące pomysły. Oczywiście może to mieć bardzo ważne znaczenie. Są to jednak naukowcy, którzy tylko dołączyli do badań i dokonują tam pododkryć, które zostały zapoczątkowane prze innych i które są /były na topie. Z Nagrodą Nobla jest chyba tak, że kto pierwszy, ten lepszy (niestety czasami inni są pomijani, nawet jeśli byli pierwsi).
Ocena grantów w NCN przez zagranicznych recenzentów nie jest dobrym pomysłem. Załóżmy, że naukowiec z Polski ma świetny pomysł na badania. Recenzent z zagranicy może po prostu dać słabą recenzję i ukraść pomysł. W polskim środowisku naukowym nie dałoby się tego ukryć, ale w innym państwie?
@Stan
Tak, tak, oczywiscie. Recenzenci zagraniczni moga sie rowniez dowiedziec o fantastycznych planach naukowcow z Polski poprzez recenzowanie artykulow wyslanych do publikacji. Rowniez, moga ukrasc te pomysly poprzez szpiegowanie na konferencjach miedzynarodowych.
Tak wiec najlepszym pomyslem byloby zamkniecie polskich naukowcow w bance polskiej, zagonienie ich do piwnicy z calkowitym zakazem porozumiewania sie ze swiatem zewnetrznym.
Nie ulega wątpliwości, że mieliśmy i mamy wybitnych polskich uczonych, którzy mogliby powalczyć o nagrodę Nobla. Zapewne potrzebny jest szeroko rozumiany lobbing, ale i cierpliwość. Niemniej polecam moim kolegom i koleżankom forumowiczom ciekawy tekst autorstwa Andrzeja Sikorskiego pt."Kopernik wstąpił do PiS" w bieżącym numerze tygodnika PRZEGLĄD. W wersji on-line wymagana byłaby na dziś dzień subskrypcja, ale też można go nabyć zwyczajnie w sklepach. Rzecz dotyczy Akademii Kopernikańskiej naszego byłego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, która to Akademia miała i ma niejako produkować polskie Noble.
Kopać leżącego?
Panie Profesorze,
Absolutnie nie. Po prostu ciekawy tekst, a tym samym godny uwagi. Naszą specjalnością jest tworzenie w nieskończoność różnych bytów, które interesująco ewoluują z biegiem czasu.
W Polsce każdy polak ma mieć magistra. I gdzieś ci polacy się muszą "kształcić" (dostawać / kupować dyplomy), za pomocą "kogoś". Nauka jest drugorzędna.
Póki tak będzie, póty będzie tak jak jest.
Obecnie w Polsce 23% osób ma wyższe wykształcenie, w tym 17% ma mgr lub równorzędny.
Źródło
https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/6494/2/1/1/ludnosc_wedlug_cech_spolecznych_-_wyniki_wstepne_nsp_2021.pdf
Wciąż za mało :)
Napisałem "ma mieć", a nie że "ma". Spokojnie, dociągniemy. Będziemy najbardziej wykształconym narodem świata.
Tylko najpierw nic nie należy wymagać od nikogo. To już na szczęście na wyższych uczelniach (zwłaszcza prywatnych i tych "zawodowych") osiągnięte.
Autorzy artykulu powyzej prezentuja tzw. "wishlist". Brzmi to wszystko bardzo prosto i logicznie, natomiast otrzymanie tego w realnym swiecie jest niezwykle trudne. Nalezaloby ten artykul zakonczyc piszac "... i jeszcze zeby wszyscy zyli w zdrowiu dlugo i szczesliwie". No niestety, ale nawet bogate kraje z duzym dorobkiem naukowym ciagle staraja sie uleprzyc to, co robia, bo niektore elementy calej ukladanki zwanej "wsparciem nauki" ciagle sa dalekie od doskonalosci.
Natomiast nie do konca rozumiem tutaj komentarza o Howard Hughes Medical Institute. Wyskoczyl on nagle i raczej bez zwiazku z nauka polska. Po za tym, HHMI nie finansuje "niezależnych naukowców", tylko naukowcow zafiliowanych ze znanymi osrodkami naukowymi, na przyklad uniwersytetami (chyba, ze pracuja oni na Janelia Research Campus, ktory jest instytutem HHMI w Virginii).
Odniosę się do jednego zdania, które było mi bardzo bliskie kiedy byłem zatrudniony na uczelni.
"Aby zachęcać młodych ludzi do pracy w polskich instytucjach naukowych, trzeba solidnie zwiększyć stypendia doktoranckie i pensje dla pracowników nauki."
W pierwszej kolejności należy zwolnić na oko 50% kadry akademickiej, która NIE ROBI NIC i stworzyć miejsca pracy dla zdolnych ludzi. Dopiero w następnej kolejności przeprowadzić transparentny proces rekrutacji i dopiero wtedy podwyższyć pensje. W obecnej sytuacji są "profesorowie", którzy od 30 lat nic nie opublikowali (a zajmują etaty) i wyciągają oni tylko ręce po więcej pieniędzy. Mamy przez to takie sytuacje, kiedy robiący nic historyk zarabia tyle samo co nagradzany naukowiec rozwijający eksperymentalne terapie lub naukowiec zajmujący się algorytmami AI. Obiektywnie patrząc praca tych dwóch jest o wiele bardziej wymagająca. Koniec końców, tacy ludzie na polskiej uczelni nie zostają i idą ze swoimi pomysłami w świat :)
Taka kategoryzacja nauk w zależności od "trudności" i "opłacalności" dziedziny istnieje między innymi w Szwajcarii, po to by właśnie zatrzymać najlepsze talenty przed odpływem do przemysłu. Przez to zarobki na uczelniach w najbardziej wymagających dziedzinach są w stanie sprostać oczekiwaniom.
@PP
A co jesli poprawnie przerowadzona ewaluacja zakonczylaby sie wnioskiem, ze nalezaloby zwolnic nawet wiecej, niz 50% obecnej kadry akademickiej? Wtedy bardzo realnym problemem pozostaje pytanie o to, kto bedzie uczyl studentow.
Byc moze nalezy stworzyc rownolegly system zatrudniania na stanowiska znacznie lepiej oplacane, niz obecnie, ktory to system bylby w pelni otwarty, transparentny i konkurencyjny miedzynarodowo. Obecni pracownicy moglby startowac w takich konkursach, chociaz oczywiscie realnie mieliby znacznie mniejsze szanse na sukces, niz aplikanci z zewnatrz. Jest szansa, ze takie podejscie pozwoliloby to na "naturalna", powolna wymiane obecnej kadry na ta nowa, znacznie lepsza.
Kiedyś rozmawiałem z laureatem nagrody Nobla. Nie podobało mi się, że dostał tego Nobla tak późno, w wyniku czego nagrody nie dostał jego współpracownik, który rok wcześniej umarł. Wiesz, Zenon (imię zmienione) - odpowiedział - Robert (imię zmienione) nie mógł dostać tej nagrody, bo pracował w firmie komercyjnej a nagradza się nie tylko samego badacza ale i jego uniwersytet. Uniwersytety cięzko pracują nad tym, by o nich przy rozdziale nagród pamiętano. Nad każdą nagrodą Nobla pracowało też przez wiele lat wielu ludzi, z których żaden nie zajmował się nauką.
W Polsce jest wielu uczonych, którzy w pełni zasługują na Nobla. Że nie dostali tej nagrody, całą winę ponosi polska administracja naukowa, która w pełni zasługuje na opcję zero. Nie tylko Przemysław Czarnek.
@Profesor PAN
Nagrody Nobla sa przyznawane za odkrycia naukowe. Zeby dobrze oszacowac, jak dane konkretne odkrycie wplynelo na rozwoj dziedziny naukowej, jak bardzo zmienilo paradygmaty, potrzeba czasu. Ten sam czas jest wlasnie potrzebny do oszacowania wplywu dowolnego odkrycia czy tez dowolnej publikacji naukowej - potwierdzenie przez innych danego odkrycia oraz zbieranie cytowan zajmuje duzo czasu. Tak wiec to opoznienie, chociaz bardzo niekorzystne, jest raczej nieuniknione. Sa wyjatki, kiedy to opoznienie jest bardzo niewielkie, na przyklad CRISPR/Cas9 (Chemia 2020), ale to ciagle sa wyjatki.
Co do tego, kto gdzie pracuje, to - nie szukajac daleko - prosze sprawdzic ostnia nagrode Nobla za quantum dots (Chemia 2023) i afiliacje jedno z noblistow, Alekseya Yekimova. Nie jest to zaden uniwersytet, tylko firma prywatna.
I ostatnia sprawa:
NIE. W Polsce NIE MA wielu uczonych, którzy w pełni zasługują na Nobla. W ciagu ostatnich 20-30 lat byc moze moznaby zasugerowac jedno czy dwa nazwiska, ale to tyle. Zamiast rozpowszechniac mity o zmowie miedzynarodowej przeciwko nauce polskiej, trzeba realnie spojrzec na jakosc tego, co w Polsce jest produkowane. I wtedy wniosek bedzie tylko jeden, poprawnie odzwierciedlony przez decyzje komitetu noblowskiego.
Proszę Pana, jako wieloletni amerykański i angielski rezydent wie Pan znakomicie, że stworzenie produktu to najwyżej 10% pracy, 90% to jego wypromowanie. W nauce nie jest inaczej niż we wszystkich pozostałych dziedzinach ludzkiej działalności bez jednego wyjątku. Michał Kalecki wcześniej stworzył lepszą i szerszą teorię koniunktury niż JM Keynes ale ponieważ opublikował swe prace po polsku, teorię tę dziś nazywamy keynesizmem a nie kaleckizmem. Karol Adamiecki teorię harmonogramowania stworzył lata przed Henry Ganttem ale świat zna diagramy Gantta, bo... Tak, zgadł Pan, Adamiecki publikował po polsku. Mógłbym tak wyliczać godzinami. W Polsce jest wielu wybitnych uczonych. Są wybitni też dlatego, że stać ich na samodzielne organizowanie sobie pracy, administrację nauki mając w głębokim poważaniu. Natomiast administracja nauki zaczynając na ministrze a kończąc na sekretarkach w dziekanatach to jedna wielka katastrofa. Może są jednostkowej wyjątki nie zmieniające ogólnego obrazu.
@Profesor PAN
No to tutaj mamy problem - jak ocenic wplyw tych osob na stan wiedzy czy tez rozwoj danej dziedziny nauki, jesli nikt o nich nie wiedzial? To mniej wiec tak, jakby ktos cos zaobserwowal/wymyslil, ale te informacje zachowal dla siebie. Niestety, jest to sytuacja nie-do-uratowania. To rowniez jest dobry komentarz dla tych, ktorzy ciagle mysla, ze publikowanie po polsku ma sens.
Natomiast inny problem z tymi przykladami, ktore Pan podal, polega rowniez na tym, ze zadna z tych osob (Keynes, Gantt) nie dostala Nobla. Czy sie myle? Tak wiec ciagle mowimy o osobach wybitnych, ale nie o noblistach.
Byc moze szkoda ze profesor Wolszczan nie dostal Nobla za swoje odkrycia razem z kolegami po fachu (Fizyka 2019), ale tutaj tez mielibysmy do czynienia z naukowcem, ktory co prawda z Polski pochodzi, ale od dawna pracuje w innym kraju, wiec ten Nobel nie bylby w "100% polski".
Ja bym raczej obstawiał Horodeckich, splątanie kwantowe to spora rzecz. Fakt, że fizycy teoretycy Nobla dostają rzadko, choć ostatnio niby Giorgio Parisi.
Keynes miał murowanego Nobla tylko akurat umarł. Hayek dostał.
@Profesor PAN
No sama teoria to nie. Z tego, jak rozumiem dziala Nobel, musi byc jakas namacalna obserwacja, jakies odkrycie, ktore mozna zmierzyc.
Naprawde, nie widze kandydatow. I nie mowie tego, zeby cokolwiek udowodnic, tylko dlatego, ze.... no nie widze.
I prosze zauwazyc, ze pomimo iz Nobel w zasadzie moze sie wziac "znikad", mozna teoretycznie dokonac wielkiego odkrycia bez wielkich pieniedzy i bez wielkiego zaplecza, to jednak w praktyce to sie nie dzieje. Jak realia pokazuja, potrzebne jest odpowiednie srodowisko, ktore bedzie pobudzalo pewien sposob otwartego i nieco dzikiego myslenia. Z tego biora sie Noble. Jest warto zawalczyc, zeby sprobowac stworzyc w Polsce takie srodowisko.
Wiele jest eksperymentów potwierdzających istnienie splątania kwantowego, to dziś pewnie najbardziej gorący temat w fizyce.
Fizyka już tak jest zorganizowana, że niektórzy fizycy piszą wzory na kartkach, tych nazywamy teoretykami, a inni na żmudnych spotkaniach omawiają szczegóły eksperymentów, dawno temu minęły już czasy, kiedy zespół mniejszy niż załoga sporej fabryki był w stanie coś istotnego w fizyce wykazać. Tych nazywamy fizykami doświadczalnymi.
Teoretykom nagrody Nobla daje się niechętnie, choć nie jest to absolutna reguła, dostali je Higgs, Penrose i Parisi, nie dostali Witten (najlepszy z nich) i Veneziano. Horodeccy to zdecydowanie noblowa liga i przy odrobinie wsparcia polskiego państwa na Nobla mogliby liczyć. Poza tym interesująco by to wyglądało: trzech facetów o tym samym nazwisku.
Tak, wie, polskie piekło...
@Profesor PAN
Chociaz nie wiem jak dziala splatanie kwantowe, z grubsza wiem, jak dziala fizyka... :-)
Byc moze nauka na styku matematyki i fizyki, z duzym elementem teorii, jest rzeczywiscie miejscem, gdzie Polacy moga miec szanse, poniewaz nie potrzeba tutaj dobrego zaplecza do badan eksperymentalnych. Z tego samego powodu polski Nobel z literatury jest duzo bardziej prawdopodobny, niz polski Nobel z medycyny.
Ciagle wydaje mi sie, ze Noble w 100% teoretyczne sa dosyc rzadkie.
Bede trzymal kciuki
Całą administrację na uczelniach należy zaorać do zera i postawić wszystko jako zunifikowany na wszystkich uczelniach system elektroniczny, który by obsługiwało kilka osób... Mamy papierologię, która wymaga papierologi. A tak to mnoży się pozycje administracyjne, a etaty naukowe się redukuje :)