Likwidacja Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego doprowadzi do degradacji polskiej nauki i wyższego nauczania, zaniku badań podstawowych na rzecz rynkowo i produkcyjnie rozumianych wynalazków, wreszcie pogrąży ostatecznie polską humanistykę, rzeczniczkę polskiej racji stanu – pisze w liście otwartym do prezydenta, premiera i prezesa PiS prof. Mikołaj Sokołowski, dyrektor Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.
List jest odpowiedzią na opublikowane przed kilkoma dniami wspólne stanowisko członków Prezydium PAN, przewodniczącego KRASP, przewodniczącego Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, prezesa Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Honorowego Przewodniczącego KRASP, a także dyrektorów dwóch „PAN-owskich” instytutów: Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego oraz Chemii Bioorganicznej, w którym odnoszą się oni do planowanych zmian w strukturze rządu i przekonują, że dla Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego – jeżeli dojdzie do jego połączenia z innym resortem – optymalnym partnerem byłoby Ministerstwo Rozwoju.
„Z ogromnym zdziwieniem i jeszcze większym zaniepokojeniem, jako przedstawiciel nauk humanistycznych, posiadający wykształcenie z zakresu nauk społecznych, odebrałem głos części środowiska naukowego w Polsce (…) za włączeniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego do Ministerstwa Rozwoju, w oparciu o niby sprawdzone w USA rozwiązania tego typu” – pisze prof. Mikołaj Sokołowski. Jego zdaniem „likwidacja MNiSW doprowadzi do degradacji polskiej nauki i wyższego nauczania, zaniku badań podstawowych na rzecz rynkowo i produkcyjnie rozumianych wynalazków, wreszcie pogrąży ostatecznie polską humanistykę, rzeczniczkę polskiej racji stanu, tak na forum krajowym, jak międzynarodowym”. Pyta też „rzeczników podporządkowania nauki przemysłowo i wąsko, bo biznesowo rozumianemu rozwojowi”, czy w zaproponowanej przez siebie strukturze „mają pomysł na godne umieszczenie w tej nowej strukturze humanistyki, odpowiedzialnej za nasz, Polaków, rozwój duchowy, intelektualny i emocjonalny?”.
Na koniec swojego listu dyrektor IBL PAN prosi „o refleksję nad polską humanistyką, naszym skarbem narodowym i tak nadwątlonym skutkami ostatnich reform, w tym reformy 2.0, w której nauki humanistyczne nie znajdują godnego ani nawet wystarczającego wsparcia”.
Prof. dr hab. Mikołaj Sokołowski jest historykiem literatury romantyzmu i tłumaczem z języka włoskiego. Od 2010 roku pełni funkcję dyrektora Instytutu Badań Literackich PAN. Wcześniej, w latach 2006–2009 był zastępcą dyrektora do spraw naukowych. Jest członkiem Rady Dyrektorów Jednostek Naukowych PAN, a od 2017 roku – przewodniczącym Rady Porozumienia Instytutów Naukowych PAN, organizacji zrzeszającej instytuty naukowe PAN, opowiadające się za utrzymaniem ich szeroko rozumianej autonomii prawnej, badawczej i ekonomicznej. Jego badania skupiają się na romantycznych koncepcjach słowa, a także związkach literatur słowiańskich z romańskimi. Autor książek „Król Duch Juliusza Słowackiego a epopeja słowiańska” (2004), „Idee dodatkowe. Mickiewicz i włoski sensualizm” (2005), „Techniki asocjacyjne. Angielskojęzyczne »poematy o wzroście indywidualnego umysłu« od XVIII do XX wieku” (2007), „Nikt tylko Mickiewicz” (2008), „Adwokat diabła: Attilio Begey” (2012). Ponadto przełożył i posłowiem opatrzył „Powrót do Parmenidesa Emanuela Severina” (2005).
Instytut Badań Literackich jest jedną z najstarszych placówek Polskiej Akademii Nauk. Powstał w 1948 roku. Zatrudnia obecnie 88 pracowników naukowych, w tym 35 profesorów i docentów, 40 adiunktów i 13 asystentów, a ogółem liczba zatrudnionych obejmuje 147 osób.
MK
Napisałem poprzednio o "shumaniszczeniu" polskiego społeczeństwa. Należy też dodać, że podobna tendencja panuje w polskiej nauce. Dobrze wiem, że nie przypadnie to do gustu wielu osobom. Dziedziny humanistyczne i społeczne SĄ bardzo potrzebne, sam jestem humanistą z zamiłowania. Ale jestem też REALISTĄ.
Przez te kilkadziesiąt lat obecnej sytuacji w nauce polskiej nie zmieniło się w sumie aż tak dużo na korzyść dla nauki polskiej. Pora sobie zadać pytanie: jak należałoby zmienić obecny system edukacji oraz nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce, żeby wreszcie przestały być marnowane zasoby ludzkie tzn. ludzie uzdolnieni w dziedzinach przyrodniczych, ścisłych i technicznych ?
W sumie, nic zaskakującego. Jak mówił kiedyś Pan Jan Pietrzak w „Kabarecie pod Egidą” (chyba 1984 r.), cyt. „Jeśli każde radio jest zepsute w każdym hotelu, to tak musi być.”. Podobnie i w tzw. nauce polskiej: jeśli każdego roku polskie uczelnie są w którejś setce, a BEZNADZIEJNY system złożony ze systemu edukacji oraz systemu nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce, działa tak, jak obecnie, to nie należy się spodziewać lepszej sytuacji.
Powód ? Między innymi taki:
przez lata zniechęcano dzieci w szkołach do dziedzin ścisłych, a równocześnie uzależniano szanse na zatrudnienie na etacie pracownika nauk.-dydakt. na uczelni, osoby zainteresowanej takim zatrudnieniem, od ilości godzin zajęć dydaktycznych, jakie mogłaby ona prowadzić ze studentami. Chyba każdy, kto choć przez rok pracował na uczelni, domyśliłby się rezultatu.
Można sobie sprawdzić, ilu zdolnych świeżo upieczonych dr chemii, fizyki, matematyki musiało zamienić marzenia o karierze naukowej, na pracę w bankach, czy sektorze IT. Podobnie rzecz ma się, jeśli chodzi o tych, którzy nigdy doktoratu nie obronili, gdyż po prostu nie mieli innego wyjścia, jak od razu po studiach iść zarabiać na życie i utrzymanie rodziny.
Niestety, na próżno tłumaczyć to wielu (choć nie wszystkim) mądrym i ważnym prof. dr hab.-om, czy kolejnym szefom resortów MEN oraz MNiSW.
No, ale cóż… panowie prof. dr hab. i ministrowie biorą się ze społeczeństwa. A polskie społeczeństwo jest w niemałej mierze shumaniszczone, w niemałej mierze żywi głęboką niechęć do dziedzin ścisłych i nierzadko (a może nawet bardzo często) ma na te dziedziny odruchy wręcz wymiotne.
Wyrażam poparcie dla listu otwartego prof. Mikołaja Sokołowskiego dyrektora Instytutu Badań Literackich PAN do władz państwowych. Uważam, że postrzeganie wartości nauki tylko w kontekście szybkiego rozwoju technologicznego przyczyni się do ograniczania badań podstawowych we wszystkich dyscyplinach.
Nauka nie może pełnić tylko roli służebnej, ponieważ jest wartością autoteliczną.
Badania humanistyczne po połączeniu obu ministerstw mogą się znaleźć w jeszcze gorszej niż obecnie sytuacji, chociaż trudno to sobie wyobrazić.
Z racji swojej doskonałej trafności opinia Prof. Mikołaja Sokołowskiego komentarza nie potrzebuje. Warto natomiast kontynuować namysł nad znalezieniem właściwych sposobów poprawy współpracy sektora gospodarczego z tą częścią nauki, która powinna bezpośrednio służyć rozwojowi gospodarczemu, ale na pewno nie kosztem humanistyki czy badań podstawowych w obszarze nauk ścisłych i przyrodniczych.
Ciekawe tylko, dlaczego nikt jakoś nie zastanawiał się do tej pory nad tym, jak mają się w Polsce dziedziny ścisłe, a zwłaszcza fizyka i matematyka, a dokładniej, ile osób chcących się nimi zajmować naukowo, ma WARUNKI do tego (i w jakim stopniu). Ponieważ mamy w Polsce:
1. system nauki i szkolnictwa wyższego, w którym szanse na etat pracownika badawczo-dydaktycznego (dawniej naukowo-dydaktycznego) na uczelni, uzależnione są od m.in. ILOŚCI GODZIN ZAJĘĆ dydaktycznych, jakie osoba zainteresowana takim etatem, może poprowadzić ze studentami, przy czym NIE JEST AŻ TAK ISTOTNE, czy ta osoba ma warunki na rozwój naukowy, najważniejsze jest to, żeby mogła prowadzić te zajęcia (w razie potrzeby, proszę bardzo: niech się przekwalifikuje, douczy czegoś zupełnie innego, niż jej dziedzina nauki)
2. społeczeństwo, którego duża część ucieka z okrzykiem przerażenia na widok czegokolwiek, co tylko trąci fizyką lub matematyką,
TO O CZYM TUTAJ MÓWIĆ ?
Państwu z dziedzin humanistycznych i społecznych, przynajmniej do 2015 r., specjalnie nie działa się tutaj jakaś duża krzywda. Mieli dużo chętnych do studiowania, czego na pewno nie mogą powiedzieć fizycy i matematycy (a zwłaszcza ci pierwsi). Czy ktoś się zastanowił nad ISTOTĄ tej sprawy ?
Pan Profesor jest wyrazicielem opinii znacznej części środowiska naukowego. Zredukowanie nauki do roli utylitarnej, podporządkowanej biznesowemu lobby w istocie dehumanizuje społeczeństwo. To w istocie droga darwinizmu społecznego, droga, która zaprowadziła do kryzysu moralnego, kryzysu klimatycznego, kryzysu demokracji. Ustawa 2.0 i jej zwolennicy to "prorocy dnia wczorajszego"