O dialogu z politykami i społeczeństwem, konieczności inwestowania w naukę, odpływie młodych pracowników, potrzebie odważnych decyzji oraz scenariuszach na najbliższą przyszłość dyskutowali uczestnicy ostatniej z cyklu debat „Co tam, PANie, w polityce (naukowej)?” organizowanych przez Polską Akademię Nauk.
Gośćmi prof. Dariusza Jemielniaka, wiceprezesa PAN, byli tym razem nie politycy, lecz eksperci funkcjonujący w nauce od lat i od podszewki znający jej bolączki. Nie znaczy to jednak, przekonywali rozmówcy, że oba te światy – nauki i polityki – należy zamknąć w oddzielnych bańkach. One na siebie wpływają, a niekiedy wręcz przenikają. Wszyscy podkreślali wzajemne ich oddziaływanie i konieczność współpracy, ale na partnerskich warunkach, bez narzucania swojej woli przez jedną ze stron.
Nie możemy zamykać się w wieży z kości słoniowej. Jako naukowcy musimy komunikować politykom nasze potrzeby, także te finansowe, ale również uświadamiać ich, dlaczego nauka jest taka ważna. Ten dialog powinniśmy prowadzić także ze społeczeństwem, bo nie wszyscy mają świadomość rangi nauki w naszym życiu. Tych działań po naszej stronie brakuje – przyznała prof. Marta Miączyńska, dyrektor Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej.
W podobnym tonie wypowiadał się dr hab. Dominik Antonowicz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jego zdaniem na brak polityki w polityce naukowej nie można sobie pozwolić, bo kończy się to tym, że sprawy tego środowiska przestają być ważne dla decydentów, a przez to – niewymagające zbyt dużych nakładów. Tymczasem, przekonywał, im szybciej politycy zrozumieją, że badania, kształcenie są formą inwestycji w przyszłość, tym większa szansa na ich przychylność w kwestii finansowania.
Nauka nie należy do priorytetów głównych partii politycznych, dlatego dostajemy „minimum socjalne”, ot, tyle, żeby przeżyć. Tymczasem bez środków publicznych trudno sobie wyobrazić dalszy jej rozwój. Ale tych pieniędzy nie będzie więcej, jeśli obszary badań i kształcenia nie znajdą się w centrum uwagi – zauważył.
Dodał także, że przy tak skromnych nakładach jak obecnie, godnym potępienia jest wydawanie pieniędzy na publikacje w „drapieżnych czasopismach”. To setki milionów złotych, które zamiast na prawdziwą naukę przeznaczane są na kupowanie wątpliwego prestiżu.
Bijąc się także we własne piersi, prof. Zbigniew Błocki, pełniący obowiązki dyrektora Narodowego Centrum Nauki, poszedł jeszcze dalej. Przyznał, że w kwestii dialogu ze społeczeństwem w Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia i być może należałoby to bardziej uwypuklać w wymaganiach dla grantobiorców.
Popularyzacja nauki zawsze była u nas daleko w tyle za Zachodem. Jest w tym dużo naszej, naukowców, winy. To sprawa do nadrobienia również w kontekście kontaktów z politykami –nawiązywał do dialogu z decydentami. – Dobrze, gdy interesują się tym, co dzieje się w nauce, ale nie tak, że przy okazji zagrożona jest jej wolność. Czy teraz pieniądze będą tylko dla tych, którzy prowadzą badania po myśli rządzących?– pytał.
Odnosząc się do zapowiedzi przemodelowania systemu grantowego, dr hab. Piotr Wachowiak, rektor Szkoły Głównej Handlowej, zwrócił uwagę, że nauka w Polsce nie potrzebuje na razie aż takich zmian organizacyjnych, lecz bardziej stabilizacji i to zarówno jeśli chodzi o uregulowania prawne, jak i finanse.
To jasne, że bez zmian nie ma rozwoju i jeśli środowisko ich chce, to należy temu przyklasnąć, ale nie można godzić się na to, że ktoś ma tych zmian dokonywać za nas. Uczelnie i instytuty są autonomiczne. Politycy powinni być zainteresowani nauką, ale nie ograniczać naszej autonomii. Przecież najlepiej wiemy, co źle funkcjonuje w naszych instytucjach – stwierdził.
Ten wątek kontynuował prof. Marek Konarzewski, prezes Polskiej Akademii Nauk, opisując trudności, na jakie napotyka przy reformowaniu instytutów PAN. „Było dobrze tak, jak było, więc po co to zmieniać” – słyszy niejednokrotnie.
Uznam, że w Polsce naprawdę coś się zmienia w środowisku akademickim dopiero wtedy, gdy upadnie jakaś uczelnia. Na razie one się tworzą. Przy takim rozdrobnieniu zmierzamy do sytuacji, w której pieniędzy będzie jeszcze mniej, bo trzeba je dzielić na coraz więcej podmiotów. Potrzeba nam śmiałości do podejmowania trudnych decyzji i wskazywania tych miejsc w całym ekosystemie, które wymagają naprawy – przekonywał.
Równie gorzko zabrzmiały słowa prof. Błockiego, gdy stwierdził, że w polskim systemie zawsze brakowało mu nastawienia na jakość.
Mówię tu i o systemie awansów, i o samych instytucjach. Gdzie indziej nie boją się ich likwidacji, jest to bardziej żywe niż u nas. W Polsce natomiast mamy system, który nie potrafi sam się pozbywać elementów w nim niedziałających – zauważył. – Jestem wprawdzie nastawiony dość pesymistycznie, ale ten projakościowy zwrot musi kiedyś nastąpić.
Nadzieję tę wyraził też prof. Konarzewski, którego zdaniem myślenie projakościowe musi w końcu wziąć znów górę. Wtedy i zapotrzebowanie na naukowców będzie większe, i wraz z nim nastąpi wzrost nakładów. Pytanie tylko, kiedy ten moment nadejdzie. Odpływ młodych ludzi z nauki już w tej chwili przybiera dramatyczne rozmiary. Prezes PAN zaapelował o większe zaangażowanie za strony samych naukowców. W jego ocenie nie odrobiono lekcji z przekonywania wszystkich do znaczenia nauki we współczesnym świecie, a postawa roszczeniowa nie dość, że okazała się mało skuteczna, to zaowocowała zepchnięciem tego sektora z radarów polityki.
Musimy być bardziej proaktywni. Bez tego nasza sytuacja w najbliższym czasie się nie zmieni. W USA na badania idą kolosalne sumy, a w kampaniach wyborczych nikt nie musi o to zabiegać. Dlaczego? W fundamenty polityki państwa wbudowane jest 2% PKB na naukę. U nas, uczciwie rzecz ujmując, to 0,5%. Stawiamy prawidłowe diagnozy, ale one same donikąd nas nie zaprowadzą. Musimy dotrzeć z tym do polityków, do społeczeństwa. To długi marsz, ale ten wysiłek musi być po naszej stronie – zachęcał prezes PAN.
Rektor SGH przywołał z kolei wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie Konferencji Rektorów Uczelni Ekonomicznych. Wynika z nich, że każda zainwestowana w naukę złotówka zwiększa o ok. 8–13 zł PKB. Co więcej, efektywność wydatków publicznych na badania naukowe i prace rozwojowe jest zdecydowanie wyższa aniżeli łącznych wydatków publicznych. To dobre informacje. Ale są i gorsze. W Polsce luka finansowania nauki i prac rozwojowych występuje już nie tylko względem wiodących krajów UE, ale także tych z naszego regionu. Ponadto mediana wieku kadr naukowych rośnie, zaś poziom wynagrodzeń nie przyciąga utalentowanych młodych ludzi.
Oni nie chcą myśleć o karierze naukowej w takich warunkach – odniosła się do tych wniosków prof. Miączyńska. – Nie mówię tu przy tym tylko o finansach, ale też o promowaniu złych praktyk, jak np. punktoza. Temu należy przeciwdziałać, a jednocześnie pokazywać następnym pokoleniom, że nauka to jednak ciekawa alternatywa na życie, świetny sposób spełniania swoich pasji, ambicji – dodała.
Kreśląc scenariusze na przyszłość, dr hab. Dominik Antonowicz wspomniał o dwóch najbardziej prawdopodobnych.
W optymistycznym politycy pójdą po rozum do głowy i uznają, że muszą zainwestować w instytucje, w ludzi, bo w przeciwnym wypadku polscy naukowcy będą, owszem, wygrywać europejskie konkursy, ale z zagranicznymi afiliacjami. Bardziej pesymistyczny wygląda tak: finansowanie na głodowym poziomie, wegetacja instytucji, nauka będzie jedynie dorywczą pracą, na pół etatu, prawie hobby – konstatował badacz z UMK.
Niezależnie od tego, który scenariusz się spełni, na razie naukowcom przychodzi się mierzyć z tym co tu i teraz. Jak można było usłyszeć od p.o. dyrektora NCN, według wstępnych szacunków w najbliższym rozdaniu najpopularniejszego konkursu OPUS wskaźnik sukcesu nie przekroczy 10 procent.
Mariusz Karwowski
Debata pouczająca i ciekawa, niemniej współczesna Polska już przegrała wyścig cywilizacyjny globu. Brak polityki naukowej państwa, a także strategii rozwoju społeczno-gospodarczego kraju już przynosi zatrute owoce. Można powiedzieć, że pociąg TGV już odjechał, a MY pozostaliśmy z bagażami na peronie, snując rojenia o potędze i sławie. Smutne to wszystko.