Nadmierne rozciągniecie wertykalne punktacji nie spełnia swojej roli. Zamiast promować publikowanie w „Science” lub „Nature” nowy projekt rozporządzenia w sprawie sporządzania wykazów czasopism (w załączniku pod artykułem) skutkuje finasowaniem na wielką skalę agresywnych wydawnictw oportunistycznym (MDPI, Frontiers) i drenażem skromnego budżetu nauki. Jednocześnie „zabija” najlepsze impaktowe czasopisma tematyczne, oceniane na 40 pkt.
Poprzednie punktacje czasopism autorstwa Komisji Ewaluacji Nauki skutkowały wieloma nieprawidłowościami opisywanymi w licznych artykułach. Wybraliśmy cztery jako przykłady:
https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-2-2021/jak-zapelnic-sloty%e2%80%a9/
Opisywane tam nieprawidłowości wynikały z przepisów umożliwiających ręczne sterowanie punktami, co robiono na niespotykaną wcześniej skalę. W poprzedni wtorek 12 Listopada 2024 ukazał się projekt rozporządzenia w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych
https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12391400/katalog/13093602#13093602 ; tekst rozporządzenia także w załączniku pod artykułem). Przez 10 dni ma od podlegać konsultacjom społecznym. Niestety w nowym rozdaniu, nie tylko nie poprawiono żadnego z krytykowanych aspektów starej punktacji, ale przystąpiono do kontrataku znacznie radykalizując proponowane rozwiązania umożliwiające ręczne sterowanie punktacją. Z pewnością jego wprowadzenie będzie szkodliwe dla rozwoju polskiej nauki.
Należy podkreślić, że zapisy ustawy dotyczące punktacji czasopism są tak ogólne, że poprzez odpowiednie sformułowanie zasad punktacji w nowym rozporządzeniu można naprawić dotychczasowe szeroko dyskutowane i piętnowane przez środowisko naukowe patologie. Tak się niestety nie stało. Nie tylko niczego ono nie naprawia, ale rozszerza możliwości nadużyć. Przesunięto, w sposób jednoznaczny, wagę oceny z obiektywnych parametrów bibliometrycznych w stronę subiektywnych ocen „eksperckich”, jak na przykład, „rozpoznawalność czasopisma naukowego”.
Projekt nowego rozporządzenia nie jest uczciwy i obiektywny, wręcz przeciwnie – reprezentuje głównie punkt widzenia jednej grupy interesów, a mianowicie dyscyplin o niskiej kosztochłonności badań (DNKB).
Naukowcy reprezentujący dyscypliny o wysokiej kosztochłonności badań (DWKB) publikują w czasopismach indeksowanych posiadających współczynnik wpływu (IF), natomiast przedstawiciele DNKB publikują zazwyczaj w czasopismach lokalnych nieindeksowanych i o słabej lub żadnej rozpoznawalności międzynarodowej.
Projekt nowego rozporządzenia jest tak skonstruowany, aby zrównać czasopisma indeksowane i impaktowe, które wpływają na zwiększenie rozpoznawalności polskiej nauki i są zgodne z celami polityki naukowej państwa, z czasopismami nieindeksowanymi (zazwyczaj lokalnymi), których wpływ na realizację celów polityki naukowej i zwiększenie rozpoznawalności polskiej nauki jest marginalny. Ma to nastąpić poprzez umożliwienie przyznania czasopismom lokalnym bardzo wysokich, obiektywnie nieuprawnionych i niczym nieuzasadnionych punktów. W konsekwencji takiej manipulacji przedstawiciele DNKB uzyskają wysokie kategorie i z ograniczonego budżetu nauki otrzymają fundusze niewspółmiernie duże do ich rzeczywistego efektu publikacyjnego (mierzonego parametrycznie). W takiej sytuacji tych pieniędzy zabraknie dla dyscyplin z grupy DWKB. Warto pamiętać, że po ostatnim wielkim rozszerzeniu JCR mamy wiele polskich, w tym polskojęzycznych, czasopism indeksowanych i impaktowych (humanistycznych, socjologicznych, teologicznych etc.) i to w nich przedstawiciele DNKB powinni głównie publikować. Nie jest zatem uprawnione przyznawanie czasopismom nieindeksowanym niewspółmiernie wysokiej liczby punktów. Nieindeksowane czasopisma reprezentujące DNKB powinny dołożyć starań, aby znaleźć się w grupie czasopism indeksowanych i móc otrzymać punktację na podstawie obiektywnych, a nie subiektywnych kryteriów. Pozostałe czasopisma nie powinny otrzymywać punktów lub mieć symboliczną ich liczbę.
Nowe rozporządzanie powinno uwzględniać zapisy obowiązującej ustawy, a ich interpretacja powinna iść w kierunku zwalczania istniejących patologii, a nie ich konsekwentnego utrwalania.
USTAWA Art. 265.
9. Osiągnięcie, o którym mowa w ust. 6, może stanowić w szczególności:
„Bazy czasopism naukowych o największym zasięgu” to głównie Web of Science (konkretnie Journal Citation Reports, JCR) oraz SCOPUS (SCImago). Pozostałe nie podają obiektywnych współczynników wpływu, na podstawie których można przypisać czasopismu pozycję w dyscyplinie. Minimalna przewidziana liczba punktów mogłaby zostać przyznana czasopismom znajdującym się w bazie ERIH+. Przemycanie do rozporządzenia innych, nieliczących się baz, w szczególności takich jak DoOAJ jest nadużyciem.
Współczynniki wpływu (Journal Impact Factor JCR oraz cites/doc./2 yrs SCImago różnią się nieco. Nie wszystkie czasopisma są w obydwu bazach. Rozporządzanie nie podaje czytelnej metody ich porównania. Współczynniki ze SCImago są nieco wyższe i może pojawić się sytuacja, że czasopismo, które jest tylko w SCImago dostanie więcej punktów niż czasopismo, które jest w JCR lub w obu bazach. Niezbędny jest algorytm porównawczy lub inne wiarygodne rozwiązane. Nowe rozporządzenie powinno w sposób czytelny odnieść się do tego problemu. Należy rozważyć także premiowanie czasopism posiadających (prawdziwy) IF (JCR), jako wywierających największy wpływ. Mają one na świecie zdecydowanie wyższą renomę i rozpoznawalność niż te ze Scopusa.
Ustawa nie wspomina o czasopismach nieindeksowanych! Nie ma więc żadnych podstaw do dawania im punktów „za nic”, jak bywało poprzednio, gdy periodyki o statusie nie potwierdzonym parametrycznie otrzymywały 100 czy 200 pkt. Powinny one mieć nie więcej niż 20 pkt. Powinno się to jednak uzależnić od elementów ich jakości wydawniczej, bo to są jedyne obiektywne parametry, które można wobec nich zastosować. Przykładowe kryteria jakości pracy redakcyjnej to m.in. terminowość publikacji; strona internetowa lub platforma; „electronic submission system” (sposób nadsyłania artykułów); dostępność abstraktów w języku angielskim; DOI; ISSN czasopisma. Naszym zdaniem cechą negatywną, świadczącą o „lokalności” czasopisma jest publikowanie tylko lub głownie artykułów z jednostki właścicielskiej lub sprawczej.
Proponowane rozdzielanie oceny (§ 7. 1.) na dwa etapy (obiektywna i subiektywna) jest demoralizujące i nieakceptowalne. Wynika z tego, że aby dostać 200 pkt. nie trzeba być indeksowanym i może wystarczyć ocena „eksperta” odpowiedniego powiązanego z dziedziną, a tym samym pozostającego w konflikcie interesu (patrz proponowany § 15.).
Przydzielanie oceny zespołom ekspertów jest wysoce ryzykowne. Nietrudno przewidzieć, że „eksperci” powiązani z dyscyplinami o niskiej kosztochłonności badań poprzydzielają swoim czasopismom wysokie punkty bez podstaw merytorycznych i bez skrępowania, jak to robili dotychczas.
Gremium decydującym o zasadach punktacji czasopism nie powinna być KEN, skompromitowana zmanipulowaniem poprzednich punktacji, ale nowy kompetentny zespół złożony z: redaktorów naczelnych najlepszych polskich czasopism (Q1, Q2); scientometrystów (Emanuel Kulczycki etc.); obiektywnych i kompetentnych przedstawicieli środowiska naukowego powołanych przez ministra do spraw nauki, a nie gremia typu PAN, KRASP etc.
Przedstawiony do konsultacji projekt rozporządzenia podtrzymuje i rozszerza możliwość ręcznego sterowania punktacją czasopism, a proponowana w nim subiektywna ocena ośmiu parametrów dla 40 000 czasopism będzie czasowo i logistycznie niewykonalna oraz kosztochłonna. Kto za to zapłaci? Ilu „ekspertów” znajdzie się w każdej grupie?
Kolejny fudamentalny problem to nadmierne rozciągnięcie punktacji w pionie oraz marginalizacja najlepszych czasopism tematycznych. Intencją ustawodawcy było nagrodzenie 200 punktami badaczy publikujących w wiodących czasopismach np. „Nature” lub „Science”. Jednak z punktozy korzystają obecnie agresywne mega wydawnictwa oportunistyczne, którym przypisano niewspółmiernie wysokie punkty. Warto pamiętać, że publikacja w „Nature” często wynika z doświadczeń całego życia i jest ukoronowaniem kariery oraz pokłosiem dziesiątek artykułów w innych topowych czasopismach tematycznych (obecnie ocenionych np. na 40 pkt). Wprowadzenie punktacji doprowadziło do szykanowania wielu czasopism specjalistycznych i z dziedzin niszowych. Sztuczna bariera 100-140 pkt. sprawia, że w przyszłości nie będzie na czym zbudować wspomnianych wcześniej artykułów w „Nature”. Aby napisać jeden przebojowy (lub aplikacyjny) artykuł potrzeba wielu dobrych tematycznych artykułów przedstawiających badania wstępne, które w obecnej sytuacji są eliminowane, a wysiłek idzie w kierunku publikacji nieistotnych wyników w czasopismach wydawnictw oportunistycznych (MDPI, „Frontiers”). Finasowanie tych wydawnictw stanowi znaczne obciążenie dla skromnego budżetu polskiej nauki. Jednocześnie „zabijane” są najlepsze impaktowe czasopisma tematyczne, oceniane, dla przykladu na 40 pkt.
Bardzo niekorzystnym zjawiskiem, które zagraża przyszłości uczciwej nauki jest rozwój agresywnych wydawnictw nieakademickich, które nie tylko eliminują uczciwą konkurencję, demoralizują młodych naukowców, promują niski poziom nauki, ale także skutecznie drenują skromny budżet przeznaczony na publikację wyników badań. W tradycyjnym uczciwym czasopiśmie akademickim wszystkie decyzje merytoryczne, łącznie z doborem recenzentów są podejmowane przez profesorów i doktorów. W wydawnictwach nieakademickich natomiast naukowcy odgrywają fasadową rolę, najczęściej „redaktora gościnnego”, zaś wszelkie decyzje podejmują doskonale wyszkoleni urzędnicy biegle władający językiem angielskim. Algorytm wyławiający recenzentów jest tak ustawiony, aby zapraszać specjalistów, dla których temat artykułu znajduje się na marginesie ich zainteresowań naukowych. Agresja marketingowa tych mega wydawnictw jest tak intensywna, że skutkuje to masowym drenażem rynku z dostępnych manuskryptów, czyli docelowo eliminacją uczciwej konkurencji. W projekcie rozporządzenia nieśmiałe środki zaradcze przeciwko agresywnym wydawnictwom wpisano w opcje „ręcznego sterowania”, co powinno być rozdzielone, a w wydawnictwa stosujące praktyki takie jak MDPI powinno się uderzyć na gruncie ich nieakademickości. Za rok może już być za późno. Wpływy i zyski MDPI formalnie lub nieformalnie są kontrolowane w różnych krajach, ale niestety nie u nas. Czas z tym skończyć, bo demoralizujemy młode kadry!
Czasopisma z programu „Wsparcie dla czasopism naukowych” (Ustawa PSWN art. 265. 9. B; jeden konkurs w 2019 roku) nie powinny z tej racji otrzymywać dodatkowych punktów. Przez pięć lat miały szansę, aby się dostać do Web of Science lub Scopus, ostatecznie ERIH+. Te nieliczne, które wykonały to zadanie powinny być nagrodzone wyłącznie na podstawie parametrów bibliometrycznych.
Ręczne wyliczanie wartości centylowych dla tysięcy czasopism z JCR nie ma sensu. Kto to zrobi, kto za to zapłaci? Lepiej byłoby pozostać przy kwartylach, deklarowanych przez JCR i Scopus (Q1, Q2, Q3, Q4). Ponownie pojawia się potrzeba stworzenia algorytmu porównującego te parametry z dwóch różnych baz.
Podsumowując, punktacja czasopism powinna być przyznawana na podstawie obiektywnych kryteriów bazujących na danych bibliometrycznych. Można rozważyć warunkowe przyznanie punktów czasopismom, które jeszcze nie znalazły się w żadnej z rozpoznawalnych międzynarodowych baz bibliometrycznych, jeśli spełniłyby one odpowiednie warunki stawiane periodykom naukowym. Przedstawiony do konsultacji projekt rozporządzenia jest w obecnej formie nieakceptowalny i z dużym prawdopodobieństwem jego wprowadzenie zaszkodzi polskiej nauce. Wiele proponowanych w nim rozwiązań znajduje uzasadnienie, jednak sam projekt jest wysoce niedoskonały i wymaga gruntownych zmian. Warto rozważyć powierzenie tego zadania obiektywnemu i niezależnemu gremium, choć o takie w Polsce będzie trudno.
Prof. dr hab. inż. Wojciech Piasecki pracuje w Instytucie Nauk o Morzu i Środowisku Uniwersytetu Szczecińskiego; jest redaktorem naczelnym „Acta Ichthyologica et Piscatoria” (IF = 0.8, Q3).
Prof. n. med. dr hab. Daniel Młocicki jest Kierownikiem Katedry i Zakładu Biologii Ogólnej i Parazytologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego; jest redaktorem naczelnym „Acta Parasitologica” (IF = 1,2, Q3) oraz przewodniczącym Editors’ Club WUM.
Jednym z 8 kryteriów jest: \\\"poziom merytoryczny publikowanych artykułów naukowych\\\"
Jak szanowna Komisja chce to sprawdzić? Przeczyta każdą publikację z ostatniego pełnego numeru każdego z 40 tysięcy czasopism?
Dobre sobie. Dotychczas te oświecone komisje nie potrafiły przyznać trafnie punktów dla tak prostych przykładów jak Nature Astronomy lub Nature Catalysis, ale na pewno tym razem da radę.
Dlaczego politycy i prawnicy wpadają na tak idiotyczne pomysły?
Dlaczego politycy i prawnicy wpadają na tak idiotyczne pomysły? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi: o pieniądze. Najgorsze jest to, że naukowcy przeciw tym pomysłom nie protestują. Pewnie po 30+ latach głodzenia wpadli w stan, który w obozach koncentracyjnych nazywano zmuzułmanieniem.
Żaden szanujący się naukowiec nie zwraca uwagi na te punkty. W nauce gra toczy się o reputację i rozpoznawalność, w tym międzynarodową. NIC innego się nie liczy (także w wymiarze praktycznym, np. aplikowania o granty). W danej dyscyplinie każdy doskonale wie, które czasopisma są dobre i renomowane, i jaka jest ich wzajemna pozycja oraz, że zbyt dużo artykułów w MDPI skreśla człowieka. W moim otoczeniu nie znam nikogo, kto podejmuje decyzję co do wysłania gdzieś manuskryptu w oparciu o punkty! Tylko czasem dziekan o tym wspomina, zwykle na pół roku przed kategoryzacją ;).
A co do kategoryzacji, to punkty za publikacje stanowią jedynie część oceny i to wcale nie najistotniejszą. Z tego co wiem, przy ostatniej kategoryzacji jakimś sposobem większość (niezłych) uczelni miało ten parametr praktycznie "wymaksowany" i do wybicia się potrzebne były inne rzeczy (np. wpływ na społeczeństwo, tj. patenty, komercjalizacja, etc.).
Disclaimer: piszę z punktu widzenia pracownika naukowego dobrego polskiego uniwersytetu (kat. dyscypliny A+, IDUB, etc.), może w innych uczelniach jest trochę inaczej.
Żaden szanujący się naukowiec nie zwraca uwagi na punkty ale każdy troszczący się o przetrwanie do następnego roku akademickiego dyrektor, dziekan czy rektor na punkty uwagę zwraca. I ma narzędzia, by przekonać do zwracania uwagi na pukty nawet najbardziej szanujących się naukowców.
"Naukowcy reprezentujący dyscypliny o wysokiej kosztochłonności badań (DWKB) publikują w czasopismach indeksowanych posiadających współczynnik wpływu (IF)..."
Tylko, że dla dyscyplin DWKB takich jak medycyna te indeksowane czasopisma to bardzo często MDPI... To z medycyny było najwięcej publikacji u drapieżników.
I wynik jest taki, że jak młody nie trzaska MDPI albo innych gdzie jego szef jest edytorem (oczywiście współautorem za nic), to pisze uczciwie 1-2 publikacje (pisze, nie jest dopisany) i słyszy że ma za mało punktów, nie rokuje i spada na dydaktycznego albo wyjeżdża :). Nikogo nie interesuje, nad czym pracujemy, liczą się punkty. Wydaliśmy miliony do Chin, a w rankingach postój. Ale co tam, ważne że habilitacje i awanse prof. weszły :). Dlaczego sąsiedzi mają dobre krajowe, prestiżowe czasopisma np. z fizyki a My nie ? Bo wszędzie nieprawidłowości.
I co chwila wybucha afera, np. https://forbetterscience.com/2024/06/03/polish-science-ruled-by-papermill-krolczyk/
Wg projektu Szanownego Pana Ministra (tak ściema), monografie w języku ojczystym polskim będą niedocenione. A zagraniczne elsewiery i inne to już galaktyczny poziom naukowy, im się należy 200 p. Dla mnie kolejne dzieło Profesora Nowaka o historii Polski jest cenniejsze niż , monografia o fizyce kwantowej w niemieckim wydawnictwie, jako zbiór spekulacji, teorii nie wprowadzających nic nowego do nauki od pół wieku. Nauka (science)umarła, uniwersytety umierają. Polecam kanał Youtube Sabine Hossenfelder.
Z mojego punktu widzenia dzieło prof.Nowaka, zwłaszcza kolejne, nadaje się pod nóżkę kiwającego się stolika, ale rozumiem ideę, z którą można się zgadzać lub nie. Osobiście jestem przeciwnikiem monografii służących jako wehikuł do stopni naukowych dla typów, którzy nie potrafią nic poza laniem wody, najlepiej w wydawnictwie macierzystej uczelenki. A siłą rzeczy są to wówczas monografie krajowe i po polsku.
Jeszcze jeden mądry inaczej?
Czyżby Pan Profesor nie miał w domu żadnej książki, nawet biblii chrześcijańskiej. Toż to fundamentalne dzieło naszej cywilizacji. Wydział teologiczny to historycznie fundament niemal każdego uniwersytetu .
Nawet odpisałem, co mam, ale zniknęło po minucie. Jakiś przypadek nastąpił :-)
Jeśli mowa o mnie, to mam książek nie wiem dokładnie ile, około trzech-czterech tysięcy, Biblię chrześcijańską również, a także Torę, Koran, Kojiki i sporo innych dzieł źródłowych. Co nie zmienia faktu, że do monografii w rozumieniu krajowej ewaluacji mam taki stosunek, jaki wyraziłem powyżej.
W rzeczy samej
Są tacy, co klasycze monografie z historii Polski umieszczają pod nogami stolików twierdząc, że interesują ich tylko nietoperze. Wbrew pozorom są oni użyteczni - bo pokazują różnicę między naukowcem a uczonym.
w rzeczy samej
Cytat: \"Przez pięć lat miały szansę, aby się dostać do Web of Science lub Scopus, ostatecznie ERIH+\".
Nie odpowiada mi użycie słowa \"ostatecznie\" w tym kontekście, ponieważ ERIH+ nie jest „słabszym odpowiednikiem” WoS czy Scopus. ERIH+ jest skierowany głównie do innych dziedzin wiedzy, co czyni go równorzędnym, ale ukierunkowanym na specyficzne potrzeby. Niezrozumienie tego przez autorów jest niestety smutne.
Nie jest równorzędnym. W przeciwieństwie do WoS i Scopusa, ERIH+ nie ma kryteriów akceptacji czasopism do wykazu. Akceptuje zgłoszone.
W rzeczy samej
Przecież w poprzednim, czarnkowym wydaniu prawie 80 polskich czasopism które są w bazach Scopus i WoS otrzymało duże punkty choć wcześniej miały po 20. I jaki to był jazgot. Dzisiaj nikt nie zapyta poprzedniej ekipy dlaczego były takie zmiany. I nowa będzie robiła swoją listę. Nic z tego nie będzie. W 2017 też było to samo. Problemem jest kompletny brak ciągłości - choćby po to aby wiedzieć dlaczego wcześniej tak było. A wtedy za Czarnka dowartościowani czasopisma z baz i czołowe dla każdej dyscypliny. Właśnie po to aby nie wyprowadzać środków na zewnątrz. To co pisze nie odnosi się do czasopism katolickich ręcznie poprawionych przez ministra. I teraz trzeba, mając na uwadze listę Czarnkowa dowartościować te z wysokim IF , wyeliminować drapieżne i obniżyc pkty czasopismom w sposób ewidentny dowartościowany po kumotersku. I cała filozofia.
Spodziewanym skutkiem opisanych działań będzie, że dobrzy naukowcy do reszty przestaną interesować się punktacją ministerialną, pozostawiając administracji swoich uczelni kwestię radzenia sobie z taką czy inną oceną ministra, natomiast słabi będą robili to samo, co dotychczas, tylko bardziej. Opinie, że oceny ministerialne powinniśmy mieć tam, gdzie słońce nie dochodzi i kierować się wyłącznie własną wiedzą o "docieralności" czasopism ze swojej branży, pojawiają się od dłuższego czasu. Wiem świetnie, jaki będzie odbiór publikacji w jakim czasopiśmie z mojej branży i wiem, że jeśli poślę papier do konkretnego czasopisma 70-punktowego, to przeczyta je te parę tysięcy osób na całym świecie, które rzeczywiście są zainteresowane moją robotą, a jeśli poślę do wycenianego dwa razy wyżej, to przeczyta je tylko część potencjalnie zainteresowanych oraz nieznana mi bliżej liczba osób zupełnie przypadkowych, których powierzchowne zainteresowanie nic mi nie daje (nawet w liczbie cytowań, jeśli już o tym mowa).
Natomiast najsłabsi są uzależnieni od oceny swojego kierownictwa i będę dalej optymalizować, kombinować i szukać punktów jak świnia trufli. Formalnie też wyjdą na swoje, ale pożytku dla nauki większego z tego nie będzie.
W rzeczy samej
W rzeczy samej
A co to jest ta nauka ?
Bo wiedzę, że w Polsce cwaniacy tym się posługują, by wyciągnąć większą kasę.
Naukę robi się w ciszy - patrz na uzbrojenie USA, a nie opisuje to w czasopismach tak jak uważają pseudo naukowcy.
Maszyna, która robiła wszystko na "n", stworzyła swego czasu naukę. Na życzenie Klapaucjusza, jeśli sobie dobrze przypominam. Tam jest opisane, jak nauka wyglądała.
@kk
Z anglojezycznej Wikipedii:
"Science is a systematic discipline that builds and organises knowledge in the form of testable hypotheses and predictions about the universe", i po przetlumaczeniu na polski:
Nauka jest systematyczną dyscypliną, która buduje i organizuje wiedzę w formie sprawdzalnych hipotez i przewidywań na temat wszechświata.
To wlasnie jest nauka. Zas obecny system nauki swiatowej wymaga od naukowcow, aby opowiadali o swoich badaniach i odkryciach, najczesciej wlasnie w formie publikacji w czasopismach naukowych. I wazne jest, aby nie mylic tych wlasnie publikacji, ktore sa przeznaczone dla naukowcow, z publikacjami popularyzujacymi wiedze, ktore sa przeznaczone dla calego spoleczenstwa.
A czy Pan nie myli nauki z dyfuzją nauki ?
@Zbyszek
Nie wiem dokladnie co to jest "dyfuzja nauki", ale nie wydaje mi sie, zebym cos tutaj mylil.
Prosze spojrzec w definicje, ktora zreszta nie jest wymyslona przeze mnie, co wedlug Pana w niej nie gra?
A i dyfuzja nauki jest dziedziną działań inżynierów, a nie naukowców.
Dyfuzja nauki to jak najbardziej rozprzestrzenianie się nauki np. ktoś wymyślił sieci neuronowe, a inny je stosuje w różnych problemach.
To stosowanie w różnych problemach to dyfuzja. Nie będę wskazywał polskich profesorów, którzy tylko i wyłącznie zrobili karierę na dyfuzji nauki nie czyniąc nic w samej nauce. Inny przykład ktoś wymyślił metodę badawczą, a ktoś inny ją stosuje na różnych obiektach itd.
Przepraszam, ale stosowanie przyjętych (albo wręcz powszechnie przyjętych) metod badawczych do analizy i rozwiązywania nowych problemów bez wątpienia jest działalnością naukową. W większości wypadków jest nawet wymagane, bowiem skutkuje porównywalnością wyników.
Sam sobie tego tytułu profesorskiego nie nadałem, pewnie uznano, że zasługuję. Zresztą nie ja jeden, jest w Polsce pewnie kilka tysięcy profesorów nauk technicznych. Jak uzyska pan taki autorytet, by móc weryfikować, kto zasługuje a kto nie, to będzie mógł zlikwidować nauki techniczne. Domyślam się, że dziś jeszcze tej władzy nie ma.
Np. ja. Co mi pan zarzuca?
Skoro Pan jak sam przyznaje się zajmuje się inżynierskimi zastosowaniami osiągnięć naukowych dokonanych przez innych to sam Pan przyznaje, że nauką się Pan nie para, więc w jaki sposób ma Pan tytuł naukowy profesora jeśli to jest prawda co Pan pisze..
Jak pamiętam publikuje Pan z MDPI, więc nie dziwota dlaczego tak jest.
Kolegi definicja nie zauważa lub nie uznaje istnienia nauk stosowanych.
@Alek Rachwald
To nie jest moja definicja, ale ja lubie, bo wydaje mi sie, ze dobrze okresla to, czego mozemy sie od nauki spodziewac.
Tak, rzeczywiscie, definicja nie wyszczegolnia nauk stosowanych, ale tez nie widze takiej potrzeby. Badania prowadzone w obrebie nauk stosowanych rowniez "budują i organizują wiedzę w formie sprawdzalnych hipotez i przewidywań". I mieszcza sie tutaj rowniez badania z nauk socjalnych i humanistycznych, rowniez te historyczne, bo one takze buduja nasza wiedze (wiedze o czlowieku, a ten niezaprzeczalnie jest czescia wszechswiata).
Natomiast wazne jest, zeby sobie zdawac sprawe z tego, ze komercjalizacja nauki nie jest konieczna do tego, zeby prowadzc swietne badania naukowe. Dlatego tez najwieksze na swiecie osrodki "wdrozeniowe" czy tez komercjalizacyjne rosna wokol uniwersytetow, gdzie sa prowadzone badania podstawowe na najwyzszym poziomie, a nigdy odwrotnie. Nalepszym tego przykladem sa Stany, ale rowniez to, co sie dzieje w UK, na mniejsza skale.
Skoro aż 40 000 czasopism miałoby podlegać ocenie eksperckiej, co jest niewykonalne na jakimś akceptowalnym poziomie, być może przyznanie czasopismom indeksowanym w ERIH PLus 40 p. byłoby takim rozwiązaniem, które zmniejszyłoby tę pulę do oceny, Ewentualnie 40 p. dla tych, które są w ERIH Plus i w jeszcze jednej międzynarodowej bazie.
Tylko jedna uwaga - teoretycy też mogą mieć nieską kosztochłonność badań i publikować w najlepszych czasopismach. Dotyczy to np matematyków czy fizyków matematycznych.
"Naukowcy reprezentujący dyscypliny o wysokiej kosztochłonności badań (DWKB) publikują w czasopismach indeksowanych posiadających współczynnik wpływu (IF), natomiast przedstawiciele DNKB publikują zazwyczaj w czasopismach lokalnych nieindeksowanych i o słabej lub żadnej rozpoznawalności międzynarodowej".
Tak dowcipnej generalizacji dawno nie słyszałem. Już pomijają co, zdecydujcie się Panowie. Albo chcecie eliminacji możliwości ręcznego sterowania (w nowym rozporządzeniu +- 2 progi - lekko o jeden za dużo), albo chcecie walki z konkretnymi publikatorami. Bo albo się leci po kwartylach i ma mainstream z automatu (ale wtedy PloSy, MDPI, IEEE Accessy i Scientific Reportsy zgarniają swoją pulę), albo się otwiera na ręczne ingerencje. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.