Ponad 400 tytułów spośród blisko 31,5 tys. umieszczonych w wykazie czasopism naukowych może mieć potencjalnie drapieżny charakter. Ich listę publikujemy w najnowszym numerze „Forum Akademickiego”.
Opublikowany na początku lutego ministerialny wykaz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych rozemocjonował środowisko akademickie. Jako że stanowi on podstawę oceny jakości pracy naukowej, więc wszelkie tytuły niespełniające standardów jakościowych, wydawniczych i naukowych nie powinny się w nim znaleźć. Jolanta Szczepaniak, kierownik Wydawnictwa Politechniki Łódzkiej, przygotowała listę ponad 400 czasopism podejrzewanych o drapieżne praktyki wraz z powodami usunięcia ich z międzynarodowych baz. Publikujemy ją w kwietniowym numerze „Forum Akademickiego”.
Problem ten porusza także prof. Grzegorz Węgrzyn, przewodniczący Rady Doskonałości Naukowej, pisząc szerzej o ewaluacji nauki i pozwalając sobie na sportowe porównanie:
W obecnym systemie oceny, pozwalającym każdemu naukowcowi przedstawić cztery sloty publikacyjnie za podlegający ocenie okres, jest tak jakby każdy zawodnik w drużynie piłkarskiej miał możliwość i obowiązek strzelić cztery gole w sezonie, niezależnie od tego, czy jest napastnikiem, obrońcą, czy bramkarzem. W takiej sytuacji posiadanie w zespole na przykład Roberta Lewandowskiego niespecjalnie by się opłacało, bo i tak mógłby on strzelić w sezonie tylko cztery bramki, a każda następna by się nie liczyła.
Ten temat pojawia się także w tekstach:
Polecamy także rozmowę z prof. Włodzimierzem Bernackim, wiceministrem edukacji i nauki, pełnomocnikiem rządu ds. reformy nauki. Red. Piotr Kieraciński pyta m.in. o: przyszłoroczną ewaluację, Narodowy Program Kopernikański, reformę Polskiej Akademii Nauk, pomysł przekształcenia niektórych uczelni zawodowych w akademie praktyczne, Narodowy Program Rozwoju Humanistyki oraz listę czasopism punktowanych:
Wyraźnie widać pękniecie w środowisku uczonych, które przebiega między naukami humanistycznymi i społecznymi a naukami ścisłymi i przyrodniczymi. Naukom humanistycznym odmawia się właściwości
nauki w sensie ścisłym, są traktowane po macoszemu. To pęknięcie ma miejsce także w KEN, dlatego ministerstwo podjęło takie, a nie inne działanie, aby zrównoważyć przewagę nauk ścisłych, których metoda bywa absolutyzowana, podczas gdy nauki humanistyczne i społeczne też mają swoją metodologię badań, uznaną na świecie i w pełni uprawnioną w nauce, dającą weryfikowalne wyniki – mówi prof. Bernacki.
Na początku marca 2011 roku zainaugurowało działalność Narodowe Centrum Nauki. Od tamtej pory zorganizowano ponad 120 krajowych konkursów grantowych, których budżet przekroczył 10 mld zł. Dzięki tym środkom sfinansowano ponad 22 tys. grantów, a ich beneficjentami było ponad 15 tys. uczonych. W tym numerze świętujemy jubileusz NCN:
Błąd, niepewność, ryzyko – towarzyszą nam na co dzień, ale przecież i zajmujący się nauką nie działają w próżni. Na naszych łamach z tematem mierzą się:
Mamy do czynienia z pewnym paradoksem: im lepiej (pewniej) i skuteczniej wiemy (rozwój techno-nauki), tym bardziej wiedza ta staje się mglista i niezrozumiała dla coraz większej liczby ludzi niedysponujących odpowiednimi kwalifikacjami do oceny wartości wiedzy naukowej. Tym szybciej rośnie w tkance życia społecznego obecność pseudowiedzy (technologicznej i społecznej) stanowiącej swoisty wentyl poczucia bezpieczeństwa dla ludzi coraz słabiej orientujących się w znaczeniach zachodzących zjawisk i czynnikach sprawczych dominujących we współczesności.
Porządek instytucjonalny więzi członków organizacji w racjonalności zupełnie odmiennej niż ta, która jest udziałem człowieka wolnego. Procedury, rutyny, reguły, standardy, struktury zwieńczone ewaluacją ilościową pchają badacza w stronę zachowań krótkowzrocznych. Ludzie częściej dokonują takich wyborów, które szybko przynoszą pozytywne efekty.
Krytyczne podejście do wyników wszystkich badań powinno towarzyszyć każdej ich analizie. Zadaniem
prawdziwego naukowca jest postawienie pytań: „czego mi nie powiedziano?” i „co próbuje się przede mną ukryć?”. Wiadomo, że tylko twierdzenia, którym ktoś nieskutecznie próbował zaprzeczyć, są wiarygodne.
Termin niepewność, sięgający korzeniami do epoki oświecenia, jest właśnie poszukiwanym pomostem
łączącym nauki ścisłe i przyrodnicze. W tych drugich błąd nie jest bowiem synonimem „pomyłki”, ale oznacza niemożliwą do uniknięcia niepewność, którą można zdefiniować jako świadomość badacza, że istnieje różnica między zgromadzonymi informacjami o środowisku (danymi), a „realnym” środowiskiem.
W kwietniowym FA proponujemy także:
Najnowszy numer „Forum Akademickiego” jest już dostępny na naszej stronie internetowej. Zachęcamy do całorocznej prenumeraty.
MK
Zestaw patologii polskiej nauki - wymuszanie współautorstwa przez komunistycznych profesorów, a później publikowanie artykułów do których się dopisali pod swoim nazwiskiem; stopnie naukowe uzyskiwane przez żony w oparciu o autoreferat (bo żaden znjomy recenzent nawet nie przeczytal dorobku) wtedy gdy maż (plagiator) jest w CK, dopisywanie się do artykułów doktorantów, liczenie w takim samym wymiarze punktów rozdziałów w monografiach a II szczebla o wymiarze 10 stron i 33 stron, to samo z monografiami sztucznie dzielonymi, jak i rozdziały na 2, publikowanie special issue za pieniądze - w dennych czasopismach, które nie wiadomo dlaczego mają tak dużo punktów na liście ministerialnej (łapówki ?), to samo open accessy bez opcji bez opłat, jeżdżenie na konferencje po publikacje i płacenie za to, a nie żeby poszerzyć wiedzę, stopnie naukowe uzyskane gremialnie dzięki kontaktom na konferencjach, po 200 recenzji na rok pisanych kiedyś przez niektórych członków CK - kiedy ta zgnilizna zostanie wymieciona, a ci którzy to procedowali przestaną wpływać na polską naukę?
Nasuwa się pytanie kto ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy? Czy naukowcy publikujący w lichych acz sowicie punktowanych czasopismach? Cczy ci, którzy wpisali te czasopisma na listę i przydzielili duże punkty? Zarówno jedni i drudzy nie są anonimowi autorzy wraz z afiliacjami są podsiani a lista ekspertów decydujących o punktach jest również jawna, może warto ich zapytać publicznie co mają w tej kwestii do powiedzenia!
Można oczywiście zoptymalizować koszty kupna kategorii A+. Wystarczy jak dwie dyscypliny będą opłacać kupno artykułów, każda dostanie po 100 pkt, a cena za kategorie A+ wyniesie już połowę wyjściowej ceny, czyli ok. 130 tys. Poprzez kolejne działania dozwolone w świetle prawa jeszcze bardziej można ograniczyć koszty ... Czyli jednym słowem szkoda słów na to wszystko...
Ile kosztuje w Polsce kupno kategorii A+?
European Research Studios Journal 650 euro za artykuł- 100 pkt
Dyscyplina 30 pracowników- do wypełnienia 90 slotów
90 artykułów x 650 euro x 4, 56 zł= 266760zl
Przy takim wyniku punktowym II i III kryterium już nie ma większego znaczenia, ale można dokupić trochę slotów za 140 pkt, aby nie ryzykować...
W czasach kupowania i dopisywania się pomiędzy dyscyplinami i/lub jednostkami, sloty 100-punktowe to będzie raczej poziom kategorii B.
Najsmutniejsze w tym wszystkim, iż Ministerstwo Edukacji i Nauki milczy już trzeci miesiąc. Żadnej reakcji, a proceder nadal kwitnie, wychodzą kolejne numery opłacane z pieniędzy polskich podatników. Jest to też elementarny brak szacunku do osób piszących swoje artykuły uczciwie. W nowej parametryzacji wygrają te jednostki, które kupiły najwięcej artykułów, będą miały wysokie kategorie naukowe, uprawnienia etc. Dziwi też zupełny brak reakcji innych organów państwowych, jak choćby NIK. Skoro nadal na listach ministerialnych są tego typu czasopisma, to znaczy, iż Ministerstwo akceptuję tego typu sytuację i wręcz zachęca do dalszego w nich publikowania. Patologia pogania patologię. Jak można budować na uczelniach wzorce dla młodych pokoleń? Gdzie jest minister edukacji i nauki? W niektórych niestotnych sprawach potrafi wysyłać komisję na uczelnie, a tu nawet nie wysilil się na najmniejsza reakcję...
A co jeśli wielu spośród tych 400 "ekspertów" układających listę czasopism punktowanych sama żywi się tym czymś. Czy podetną gałąź na której im się bardzo wygodnie siedzi? - Nie. Odpowiedzą "Odczepcie się, przecież te czasopisma mają IF-y (co z tego, że napompowane), a w dodatku są OA. A zgodnie z obecną polityką, wyniki badań finansowanych z publicznych pieniędzy nie mogą być tajne. A jeżeli nie będą w OA to będą przecież niedostępne dla innych naukowców. Nie mamy wyjścia. To jest przyszłość."
Nie zgadzam się z porównaniem do drużyny piłkarskiej. Przede wszystkim, gdyby Robert Lewandowski był sam na boisku, to biorąc pod uwagę jego talent, może udałoby mu się strzelić jednego gola. Takie same efekty uzyskuje w słabej (czasami) reprezentacji Polski. Oznacza to, że wszyscy powinni pracować na sukces drużyny. Taki miał być w teorii cel tego systemu ewaluacji - aby pojedyncze wybitne jednostki (tzw. "lokomotywy") nie stanowiły o jakości całej instytucji. Oczywiście, zgadzam się, że warto by było jednak pokazać ogół dorobku "lokomotyw", a nie skupiać się na zaledwie fragmencie, ale nadal ocena powinna dotyczyć instytucji jako całości. Wydaje mi się, że od "chwalenia się" jest kryterium III ewaluacji, gdzie wskazuje się wybitne osiągnięcia. Muszą być zatem minimalne kryteria dla wszystkich. Ponadto, jeśli w drużynie piłkarskiej, dany piłkarz mocno obniża poziom, to jest z zespołu wydalany. W jednostkach naukowych, słabe (lub leniwe) jednostki przez lata funkcjonowały, często zabierając stanowiska lepszym, lub uniemożliwiając podwyżki wybitnym. Ta ewaluacja wyciągnęła te słabe ogniwa na powierzchnię.
To czego obecny system ewaluacji nie uwzględnia, to praca dużych zespołów badawczych np. w ramach dużych i prestiżowych grantów. Podział slotów miał utrudnić zdobywanie punktów przez tzw. "dopisywanie się", ale w praktyce promuje prace jednoautorskie, których jakość będzie zazwyczaj gorsza niż zespołowych (w końcu nikt nie jest alfa i omegą). W praktyce, naukowcy zaczęli się dopisywać między wydziałami, lub nawet instytucjami. System miał całkiem szlachetny cel, w praktyce wyszło jak zawsze. Ułomność i nieidealność systemu stworzyły patologie, z którymi przede wszystkim powinniśmy walczyć.
Zgadzam się, że porównanie do strzelania bramek nie jest dość adekwatne, bo slot slotowi nie równy - może być za 20pkt i 200pkt. Ostatecznie liczą się przecież punkty, i Lewandowski może zdobyć ich 800, a Kowalski np. 80. Poza tym, nie tylko publikacje przecież liczą się w ewaluacji. Lewandowski może jeszcze wnieść punkty za inne aktywności. Prawdą jest też to, że chyba żaden system nie stworzał takiego pola do różnych kombinacji (dopisywanie, kupowanie, ...), jak obecny.
Ale w Elsevier są wersje papierowe, w MDPI nie ma nic. Czysto wirtualny biznes. Dla dodania powagi zarejestrowany w innym kraju (Szwajcaria), choć biznes chiński.
Dlaczego MDPI nie ma siedziby np. w Pekinie? Wszystkie maile namawiające do podjęcia się funkcji guest editora jakie dostałem są podpisane przez Chińczyków.
Tak, w MDPI wysyłają takie zaproszenia prawie wszystkim, często osobom niespecjalizującym się w tematyce danego czasopisma. Niestety część osób godzi się na taką funkcję, bo funkcja redaktora fajnie wygląda w CV.
O, to już widzę iż wskazanie, że np. Elsevier ma 2500 journali (w tym multum transitional/open access) jest cenzurowane, a post usuwany. Bo nie pasuje do tezy. Pozostaje pogratulować.
Aktualny cennik chinskiego MDPI (ponad 200 czasopism). Platforma zarejestrowana w Bazylei. Popyt najwyzszy w "Energies", "Applied Sciences" i "Sustainability" , publikuja duzo (szwarc mydlo i powidlo) a najwiecej z zarządzania oraz ekonomii i finansow (w tych dyscyplinach nauka polska jest i była światową "potęgą".)
wiec tu najwyzsze ceny (wzrosły ostatnio o 200CHF).
https://www.mdpi.com/about/apc
W innych czasopismach MDPI popyt jest podobny albo jeszcze wyższy. Proszę posprawdzać po kolei te czasopisma, wymienione na głównej stronie (www.mdpi.com).
A potem - w 2022 - sprawdzić ile slotów w PL będzie wypełnionych MDPI. Więcej nie komentuję tego absurdu, to się samo niedługo zawali :P Panie Grzegorzu, powodzenia ;)
Pan Grzegorz miał swoje sloty wypełnione na 140+ nim ktoś w ogóle zaczął szukać ERSJ-ów i innych wynalazków. Więc Pan ~tomek / ~MDPI / Marek (można by się w końcu zdecydować) może swoje przytyki i uprzedzenia zostawić samemu sobie.
W takim razie nie rozumiem obojętności wobec tego chińskiego szaleństwa. Ale z drugiej strony nie muszę przecież wszystkiego rozumieć.
Nie lubię megajournali. Preferuję pisma o zupełnie innej skali i tradycyjnym modelu wydawania. Co więcej, ten masowy ruch open access też mi się nie podoba. Bo to musi spowodować inflację. I powoduje. Tylko co z tego, skoro rozliczając grant w NCN tak najbezpieczniej. Co więcej, nie uważam za uczciwe automatycznego deprecjonowania kolegów, którzy np. w IEEE Access publikują. A wiem, że jeśli recenzje w MDPI się nam nie podobają, to tamte nie spodobają nam się jeszcze bardziej. Tak samo, jakbyśmy na podstawie tego, co osobiście widziałem w Scientific Reports miał oceniać wydawcę, to byśmy nie mieli Nature. Mnie interesuje merytoryka danego artykułu. A co do samego szaleństwa. Czy ceny OA u tych uznanych wydawców to nie szaleństwo? Proponuję się zapoznać z https://www.sciencemag.org/news/2020/11/9500-nature-journals-will-now-make-your-paper-free-read Oczywiście +VAT. Czy trzymanie artykułu ponad rok to nie szaleństwo? Niech czują oddech chińczyków na karku i zamiast spijać śmietankę bez kiwnięcia palcem pracują nad jakością. Także ze strony samego procesu wydawniczego. Nam, jako autorom może to wyjść tylko na dobre.
A tu lista czasopism Elseviera przechodzących na dokładnie ten sam model: https://www.elsevier.com/__data/assets/pdf_file/0004/1104808/Elsevier_Transformative_Journals.pdf
A cała kupa już ten model ma wdrożony. Łącznie ponad 2500 czasopism. I co z tego, Elsevier zły? Po prostu można walczyć z wiatrakami albo w końcu nauczyć się publikować nieodpłatnie. Także w tytułach Open Access.
Tu nie o model chodzi. Chodzi przede wszystkim o ogromne ilości artykułów niskiej jakości. Proszę powiedzieć, które czasopisma innych wydawnictw (np. Elseviera) wydają po 10 tys. prac rocznie?
Ale to pytanie na poważnie? Bo z megajournalami mamy do czynienia od 2006 roku. IEEE Access w zeszłym roku wydał 18000 artykułów. Scientific Reports - 22,5. Dziadek wszystkich megajournali, PloS One - 17. A to trzy pierwsze z brzegu. Elsevier rozkręca Heliyona.
I co Pan myśli o tych wszystkich tysięcznikach? Jak bardzo ich IF-y są napompowane nieetycznymi metodami?
A jeżeli są takie czasopisma, to tak samo należy je piętnować, jak MDPI. Dobre czasopisma mają, na szczęście, inne standardy i miejmy nadzieję, że to się nigdy nie zmieni.
PS. Pan - tak jak większość - być może jest beneficjentem MDPI i stąd trudno Panu spojrzeć na to wszystko obiektywnie.
A to nie "lepiej" ten wysiłek zredukować do zera i popchnąć slajdy z wykładów w ERSJ? Przecież naganiają nawet uznane uczelnie? Tak, to Special Issue to ERSJ: http://kpe.ue.wroc.pl/?page_id=456
U nas najgłośniej, że płatne OA to patologia krzyczą osoby, które nie publikują praktycznie nic. A jak już coś publikują, to w jakimś lokalnym świerszczyku, którego nikt nie czyta. Z redaktorem włącznie. Żeby nie było najmniejszych wątpliwości - nie insynuuję, że Pan do tej grupy należy. I w ten sposób wspomniane osoby próbują odsunąć się z linii strzału, co się nie uda. Co ciekawe, z MDPI największy problem mają słabe dyscypliny, bo te dobre rozliczają nim granty raczej regularnie. Po prostu traktują to jak medium średnie (a na lokalne nawet nie patrzą). I nigdy nie płacą kwoty z cennika, o ile w ogóle płacą.
Oczywiście też nie jestem obiektywny, dlatego staram sie operować faktami. Faktami, obok których trudno przejść obojętnie. Np. jeszcze dwa lata temu prawie nikt nie wiedział o tym chińskim tworze, a teraz pół Polski tam publikuje i to za publiczne pieniądze. Dlatego dziwi mnie, gdy ktoś staje w obronie tego czegoś i krytykuje redaktorów FA za naświetlanie tej patologii. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy, to że takie osoby żywią się tym czymś. Chyba nie ma co się okłamywać, że dzięki temu czemuś życie wielu polskich "naukowców" stało się dużo łatwiejsze.
https://sjp.pl/beneficjent
Pan oczywiście publikował we wszystkich journalach wszystkich wydawców i na wszystko patrzy obiektywnie...