Jeżeli jedyną relacją kandydata z potencjalnym recenzentem wniosku jest współautorstwo publikacji niezwiązanej z ocenianym osiągnięciem, to wykluczanie tego drugiego z postępowania awansowego powinno być raczej wyjątkiem niż regułą – przekonuje prof. Marek Kosmulski.
Według oficjalnych regulaminów, i to całkiem świeżej daty, „recenzentem [wniosku w postępowaniu awansowym] nie może być osoba, w stosunku do której zachodzą uzasadnione wątpliwości co do jej bezstronności (w szczególności: pokrewieństwo, wspólne granty, wspólne publikacje z Kandydatem, zależność zawodowa)”. Przepis ten jest skrupulatnie przestrzegany i sam brałem udział w postępowaniach, w których już powołany recenzent był odwoływany lub sam się wycofywał, gdy okazało się, że miał wspólną publikację z kandydatem.
Wspólne publikacje mogły faktycznie świadczyć o bliskich relacjach i potencjalnym konflikcie interesów pół wieku temu, kiedy publikowało się znacznie mniej (przeciętny habilitant miał mniej publikacji niż obecni doktoranci), a listy współautorów były co najmniej trzy razy krótsze niż dziś. Wydłużanie listy autorów i wzrost liczby publikacji są stałymi trendami, chociaż wiele zależy tu od dyscypliny naukowej. W naukach przyrodniczych, rolniczych, technicznych, a zwłaszcza medycznych, doktoranci niedługo będą mieli dłuższe listy publikacji niż niegdysiejsi kandydaci do tytułu, a publikacje z jednocyfrową liczbą współautorów staną się historyczną ciekawostką. Od lat już nikogo nie dziwi, że współautorzy nigdy w życiu się nie spotkali lub spotkali się po raz pierwszy już po opublikowaniu wspólnej pracy. Notabene, przy wydłużającej się liście autorów i rosnącej produktywności naukowej wyrażonej liczbą publikacji, liczba slotów publikacyjnych przypadających na naukowca na danym etapie kariery (publikacja stanowi jeden slot podzielony przez liczbę jej autorów) pozostaje stała, a może nawet maleje.
W związku z powyższym trendem, automatyczne wykluczanie autorów publikacji wspólnych z kandydatem coraz bardziej utrudnia znalezienie kompetentnych recenzentów. Ewidentny konflikt interesów występuje tylko wtedy, gdy kandydat do awansu przedstawia jako swoje osiągnięcie cykl publikacji, w skład którego wchodzi praca wspólna z potencjalnym recenzentem, i niewykluczone, że to miał na myśli autor regulaminu. Jednak regulamin mówi o wspólnych publikacjach w ogóle, a nie o publikacjach przedstawianych jako oceniane osiągnięcie. Razi mnie stawianie współautorstwa na równi z pokrewieństwem lub zależnością zawodową, tym bardziej, że wiele innych relacji stwarza znacznie poważniejsze zagrożenie bezstronności niż współautorstwo publikacji niezwiązanej z ocenianym osiągnięciem. Na przykład regulamin nie odnosi się do zjawiska „etatowych” recenzentów w radach naukowych, tzn. zlecania wielu recenzji tej samej osobie. Tę od dawna znaną patologię można łatwo ograniczyć wyznaczając stosowne limity. Znacznie trudniej walczyć z nepotyzmem. Ze względu na spadającą dzietność, klany rodzinne odgrywają coraz mniejszą rolę w nauce w stosunku do nieformalnych grup interesu – osób niepowiązanych pokrewieństwem ani oficjalną zależnością zawodową. Pokażcie mi radę naukową, która odmówiła powołania recenzenta przez to, że był on kumplem promotora doktoratu lub kierownika jednostki.
Gdy wspólna publikacja nie stanowi części ocenianego osiągnięcia, sam potencjalny recenzent powinien zdecydować, czy potrafi zachować bezstronność. Ponadto recenzenta powołuje rada naukowa, która powinna być poinformowana o wspólnych publikacjach przed głosowaniem w tej sprawie. Innymi słowy: współautorstwo lub wspólny grant powinny być ujawniane, ale nie powinny automatycznie wykluczać potencjalnego recenzenta. Jest to część bardziej ogólnej zasady: każdy potencjalny konflikt interesów należy ujawniać, ale nie każdy potencjalny konflikt interesów musi automatycznie wykluczać. Oczywiście regulamin stanowi też, że w wyjątkowych przypadkach można odstąpić od stosowania cytowanego na wstępie przepisu, ale jeżeli jedyną relacją kandydata z potencjalnym recenzentem jest współautorstwo publikacji niezwiązanej z ocenianym osiągnięciem, to wykluczanie powinno być raczej wyjątkiem niż regułą.
Marek Kosmulski
Lubię takie artykuły z innej planety.
Wszystkie postępowania awansowe to jedna atrapa.
A cóż to za recenzenci - rzekomo fachowcy i eksperci, a gdzie takowi są ?
Wyrzucić wszystkie tytuły naukowe profesury i habilitacje do kosza - zawsze w tym względzie dominowała polityka również między uczelniana, zawierane sojusze itd.
Współautorstwo - ta tak na prawdę nie wiadomo co dany delikwent w postępowaniu awansowym ma w swym faktycznym dorobku, niekiedy tak na prawdę nic, a współautorstwo wynika z cech osobowościowych to jest łatwości nawiązywania kontaktów i umiejętność wykorzystywania znajomości.
Przerażające jest to, ze korelacja między poziomem inteligencji ogólnej a tytułami naukowymi ma tendencję od lat malejącą !!!!
Mówią, że profesor to taki fachowiec od wąskiej bardzo dziedziny, czyli tak na prawdę nikt.
Przykład: a taki na przykład od odkręcania zardzewiałej śruby, wie czy kręcić w lewo czy w prawo w danym momencie, jaką ilości pepsi wylać na zardzewiałe elementy i w jakiej ilości, wie jakich narzędzi użyć, wie jaką siłę zastosować, wszystko to potrafi zoptymalizować pod względem wysiłku włożonego w odkręcanie i otrzymania minimalnego czasu odkręcania.
Co prawda obecna różnorodność publikacyjna pewnych osób czyni z nich prawdziwych omnibusów na miarę Einsteina albo go przewyższają już w tej wielotematycznej fachowości czy eksperckiej wiedzy.