Pracownia symulacyjnego kształcenia weterynarzy na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu wzbogaciła się o dwa kolejne cenne okazy: krowę i klacz. Kosztowały ponad 300 tys. zł.
Zwierzęta naturalnej wielkości, z wewnętrznymi narządami, a nawet – w przypadku krowy, która jest cielna – z cielakiem, zostały sprowadzone z Kanady. Będą służyć studentom weterynarii w zajęciach praktycznych, m.in. do nauki trudnego porodu, badania rektalnego, pobierania krwi, iniekcji i punkcji jamy otrzewnowej. Zanim takie procedury wykonają na żywych zwierzętach, mogą ćwiczyć na gumowych fantomach. Spośród uczelni kształcących weterynarzy Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu dysponuje największą liczbą nowoczesnych symulatorów i fantomów. Koszt takiej klaczy czy krowy waha się w granicach około 150–160 tysięcy złotych.
To przyszłość nauczania medycyny, od której nie ma odwrotu. Wykorzystanie symulatorów i fantomów ogranicza niepotrzebne cierpienia zwierząt wykorzystywanych dla dydaktyki, pozwala nabrać wprawy i wyćwiczyć umiejętności, co minimalizuje też stres samych studentów – podkreśla prof. Artur Niedźwiedź, prodziekan ds. klinicznych na wrocławskiej weterynarii.
Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu jest liderem we wprowadzaniu takich nowoczesnych (i humanitarnych) sposobów nauczania. Pierwsze symulatory pojawiły się w Katedrze Rozrodu z Kliniką Zwierząt Gospodarskich już trzy lata temu.
Na pozyskanych właśnie zwierzętach uczą się już m.in. studenci V roku. A na uczelnianym profilu na FB trwa plebiscyt, który wyłoni imiona dla nowych okazów. Wygląda na to, że klacz zostanie jednak Płotką (najwyraźniej studenci i absolwenci UPWr lubią twórczość Andrzeja Sapkowskiego), spośród pomysłów imion dla krowy żadne na razie nie zyskało wyraźnej przewagi – sugerowane są m.in. Traviata, Pamela, Gienia i Balbina.
źródło: UPWr