Politechnika Wrocławska jako jedna z trzech dużych uczelni w Polsce uzyskała w ostatniej ewaluacji same kategorie A i A+. O tym, co mogło wpłynąć na tak znakomity wynik, mówi dla FA jej rektor prof. Arkadiusz Wójs.
Politechnika Wrocławska należy do największych uczelni technicznych w Polsce. Cenię sobie to, że pokrywamy cały obszar badań inżynierskich, łącznie z architekturą, i ewaluujemy w nich aż 9 dyscyplin. W naukach społecznych mamy jedną dyscyplinę. Mamy też bardzo silne podstawy: matematykę, fizykę i chemię. W tych dyscyplinach zatrudniamy 270 osób – najwięcej naukowców ze wszystkich politechnik – i uzyskaliśmy w nich najwyższe kategorie (3 kat. A+ – red.). Mamy zatem najsilniejsze podstawy, co nas upodabnia np. do Politechniki w Monachium, która jest dla nas swego rodzaju wzorcem.
Idziemy w kierunku pełnego przekroju badań: od nauk podstawowych, przez inżynierskie, społeczne (na razie jeszcze małe), aż po medycynę. Tym się różnimy od innych polskich politechnik. Generalnie nauka w Polsce od czasów powojennych jest poszatkowana: osobno medycyna, osobno rolnictwo, osobno inżynieria. W innych krajach (poza Austrią, która ma podobną do naszej strukturę), uniwersytety i politechniki są komplementarne, pełne. I my idziemy w tym kierunku. Będziemy uczelnią kompletną, której osią i centrum jest inżynieria, ale obudowana innymi dziedzinami.
Zawsze staraliśmy się na Politechnice Wrocławskiej trzymać wysoki poziom badań i kształcenia. Dowodzą tego wyniki poprzednich ewaluacji, a zatem ostatnia nie jest zaskoczeniem. Ale zdobycie tak wysokich kategorii naukowych we wszystkich ewaluowanych dyscyplinach wymagało sporego wysiłku całej naszej społeczności. Politechnika Wrocławska poddała ewaluacji 13 dyscyplin. Najwięcej ze wszystkich uczelni technicznych, aż 17, ewaluowała AGH. Tymczasem wiele uniwersytetów miało ich ponad 20. Już samo to stanowi wyzwanie, kolejnym jest różnorodność dyscyplin w uniwersytetach.
Problemem obecnej ewaluacji było ukrywanie przez niektóre uczelnie części kadry i dorobku dyscypliny i wystawianie do oceny tylko reprezentacji najsilniejszych graczy. Oczywiście, ustawa dawała możliwość przenoszenia pracowników na etaty dydaktyczne, ale niektórzy wykorzystali ją nadmiarowo. Na Politechnice Wrocławskiej ewaluowaliśmy dorobek ponad 75% wykładowców. Są duże uniwersytety, które poddały ocenie dorobek ponad 80% kadry, inne 70%. Ale np. jedna z uczelni badawczych przedstawiła do ewaluacji tylko niewiele ponad połowę wykładowców, inna (mniejsza politechnika) poniżej 40%. To tworzy zupełnie nieprawdziwy obraz dyscypliny na uczelni. I wprowadza w błąd studenta, który sądzi, że będzie mieć do czynienia z kadrą, która uzyskała kategorię A+ czy A, a więc najlepszą z możliwych. Tymczasem większość zajęć będzie mieć z wykładowcami, którzy w ogóle nie byli ewaluowani i nie mają żadnego lub słaby dorobek naukowy. Mówiąc delikatnie, to nie jest zgodne z ideą uniwersytetu, by nie powiedzieć, że nieprzyzwoite.
Na Politechnice Wrocławskiej, mimo pokazania dorobku bardzo dużej grupy wykładowców, nie mamy żadnej kategorii B+, czyli żadnych słabości. Wszędzie wykazaliśmy wysoki poziom, wyraźnie powyżej mediany. Aż 4 A+: trzy w naukach podstawowych i jedna w technicznych. Nie tylko zachowaliśmy wszystkie uprawnienia, ale zdobyliśmy nowe w zakresie inżynierii materiałowej, czym domykamy system uprawnień akademickich w naukach inżynieryjno-technicznych.
Do jakości nauki zaliczamy zarówno same osiągnięcia, co oczywiste, jak i potencjał, czyli siłę środowiska, jego liczebność. Za nią stoją laboratoria, urządzenia badawcze, co gwarantuje zdolność do podejmowania nowych tematów i rozwiązywania określonych problemów, wynikających np. z zapotrzebowania naszego otoczenia gospodarczego i społecznego. A to jest wypadkowa liczby pracowników i ich kompetencji, czyli jakości. Nie wystarczy powiedzieć, że jedna uczelnia ma 6 A+, a inna tylko 1 A+. Trzeba dodać, ilu badaczy uzyskało ten wynik. Gdy w dyscyplinie A+ jest 12 elektroników, to taka jednostka ma niewielki potencjał do rozwiązywania dużych problemów inżynierskich. Natomiast gdy w dyscyplinie o kategorii A jest ich 250, to – choć teoretycznie trochę słabsi – de facto mają oni znacznie większy potencjał, szerszą sieć kontaktów, liczniejsze laboratoria. To oni będą w stanie rozwiązywać istotne problemy gospodarki i społeczeństwa. Zatem ważna jest i jakość, i ilość. Brytyjczycy nazywają to research power. Politechnika Wrocławska w tym kontekście ma największy potencjał w Polsce, niemal ex aequo z AGH i Politechniką Warszawską. Ewaluacja potwierdziła, że to są trzy największe politechniki pod względem potencjału naukowego. Natomiast mamy trzy dyscypliny, które są najsilniejsze w Polsce. Inżynieria chemiczna jest nie tylko największa, z ponad 85 badaczami, ale także uzyskała kategorię A+, a zatem jest najsilniejszym ośrodkiem w tym zakresie w Polsce. Porównajmy to z A+ w inżynierii chemicznej na innej politechnice, która poddała ewaluacji 8 osób, czyli ponad dziesięciokrotnie mniej…
W informatyce technicznej, w której mamy ponad 165 badaczy, jesteśmy najliczniejsi i mamy kategorię A, ale nikt nie dostał w tej dyscyplinie A+. Mamy też największą inżynierię mechaniczną z ponad 250 naukowcami i kategorią A. Kategorie A+ uzyskały w tej dyscyplinie instytucje, które przedstawiły do oceny znacznie mniejszą liczbę naukowców: o połowę lub nawet jedną czwartą tego, co my. Zatem mimo niższej kategorii naukowej mamy, w mojej ocenie, większy potencjał do rozwiazywania dużych i ważnych problemów.
Za defekt tej ewaluacji uważam to, że w różnych dyscyplinach poprzeczka była na różnej wysokości. Żadnej kategorii A+ nie ma w informatyce technicznej, za to aż 16 – na 35 jednostek ewaluowanych – w naukach chemicznych. Tak jakby niemal co druga chemia była najlepsza w Polsce. Dużo mniejszy procent A+, w granicach kilkunastu, jest w matematyce czy fizyce, które też są wysoko w rankingach międzynarodowych. To chyba nie odzwierciedla stanu faktycznego, wydaje się, że polska chemia nie jest zdecydowanie silniejsza niż matematyka lub fizyka.
Wracając do informatyki technicznej, w której ewaluowało się 39 jednostek i ponad półtora tysiąca osób – to jest ogromna dyscyplina, ważna dla gospodarki i bezpieczeństwa, a jednak nikt nie dostał A+. Aż tak odstaje od innych dyscyplin? Moim zdaniem, mamy w Polsce znaczące osiągnięcia na poziomie światowym w tej dyscyplinie i co najmniej kilka najmocniejszych uczelni powinno w tej dyscyplinie dostać A+, jako że prowadzi badania na światowym poziomie.
Ewaluacja nie bierze pod uwagę tylko najlepszych, ale także średnich, no i słabszych. I jeden taki bardzo słaby pracownik może w końcowej ocenie zniekształcić czy zniwelować dorobek tych najlepszych. Zatem uczelnia musi mieć całą wspólnotę badawczą w miarę równą, prowadzącą badania na podobnym poziomie i dobrze publikującą. Nie może być dużej grupy odstającej w dół. Musimy tworzyć środowisko, które współpracuje, nawzajem się wspiera, a nie tylko rywalizuje.
Zanim zostałem rektorem, pracowałem kilka lat w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. I pewne rozwiązania zaobserwowane na tamtejszych uniwersytetach staram się wprowadzić u nas, budując na różne sposoby wspólnotę naukową. Staramy się wpoić pracownikom poczucie sprawczości, dumy, wspólnoty, np. wspólnych celów. Tak podeszliśmy do tworzenia kierunku lekarskiego i uniwersytetu europejskiego – nasza sieć nosi nazwę Unite (University Network for Innovation, Technology and Engineering)! Razem tworzymy strategię, wskazując m.in. obszary badawcze, które mają budować nas wszystkich. To są np. klimat i środowisko, sztuczna inteligencja, technologie medyczne. Wybieramy takie cele i sposoby ich realizacji, żeby wszyscy członkowie wspólnoty akademickiej poczuli, że tworzą wspaniałą uczelnię, gdzie każdy się liczy. Patrzymy, co możemy i potrafimy zrobić dla gospodarki, otoczenia. Mniej interesuje nas, czy wygramy, czy przegramy rywalizację np. z AGH czy PW. Ona nie jest naszym celem. Staramy się myśleć pozytywnie. Chcę, żeby ludzie byli dumni, gdy przychodzą do pracy. Tak czułem się w Cambridge i chcę choć trochę tego klimatu zaszczepić u nas. Identyfikacja z uczelnią może być jednym z czynników sukcesu w ewaluacji.
Moim pełnomocnikiem ds. oceny dorobku naukowego został jeden z najlepszych naukowców na naszej uczelni. Wraz z nim i prorektorem ds. nauki od trzech lat, czyli od początku kadencji, chodzimy po wydziałach i przekonujemy, że ewaluacja to nie wyścig, w którym mamy pokonać inne uczelnie. Mamy w niej pokazać, że jesteśmy silni na tyle, że należą się nam uprawnienia akademickie. Słaba kategoria nie jest problemem z powodów finansowych, bo te możemy jakoś przezwyciężyć, ale utrata uprawnień to byłaby klęska. Brak szkoły doktorskiej to brak młodej kadry. Bez nich nie da się robić badań i wyników naukowych. Tłumaczyliśmy, że trzeba pisać dobre publikacje nie dlatego, że ministerstwo tak sobie życzy, ale że to jest gra o naszą wolność uprawiania nauki. Dzięki tej pracy i budowaniu świadomości dyscypliny, które były słabsze, miały jakieś braki, podniosły się i wzmocniły. To także duża zasługa szefów rad dyscyplin, którzy motywowali naukowców. Ewaluacja to ocena twórczości za pomocą punktów, czyli coś, co można odbierać jako upokarzające; nie wypada nikomu mówić: musisz napisać artykuł za 140 czy 200 punktów. Jednak razem musimy zebrać taką liczbę punktów, która da dobry wynik dyscyplinie i uczelni.
Kolejna sprawa to szacunek dla sukcesu. Z jednej strony mamy docenienie sukcesu, ale z drugiej – stworzenie warunków do jego uzyskania. Przede wszystkim postawiliśmy na pracę z młodymi badaczami, których trzeba nauczyć nie tylko obsługi aparatury czy stawiania problemów naukowych, ale także kultury publikacyjnej: techniki pisania artykułów czy robienia ilustracji. Trzeba np. świetnie mówić po angielsku, żeby się dobrze zaprezentować na konferencjach, a tam pokazać dobrą pracę, przekonujące slajdy. Trzeba też nauczyć się starania o własne środki na badania, czyli granty. Pisać wnioski, występować na rozmowie kwalifikacyjnej, a potem to realizować i rozliczać. Staramy się uczyć samodzielności, dawać narzędzia, żeby stali się skutecznymi naukowcami, a nie tylko pochwalić za sukces, który się już wydarzył. Obecność wybitnego naukowca nie może też tłamsić pozostałych. Przynależność do grupy z wybitną osobowością raczej powinna być powodem do dumy, inspirować, motywować. Mnie tego wszystkiego nauczono nie tutaj, ale w Kanadzie. Potem w Cambridge trafiłem na grupę, w której standardem było, że gdy ktoś chciał opublikować artykuł w dobrym czasopiśmie, najpierw pokazywał go kolegom. Na Politechnice Wrocławskiej staramy się wprowadzać tego typu rozwiązania. Kluczowy jest dla mnie program „Academia Iuvenum”, gdzie zebraliśmy kilkudziesięciu młodych naukowców w wieku do 35 lat, reprezentujących róże dyscypliny. Do tego programu – na zasadzie oceny przez szefów dyscyplin – wszedł mniej więcej co szósty młody naukowiec. Oprócz tego, że mają trochę wyższe pensje i mniej obowiązków dydaktycznych, są też szkoleni: mają sporo kursów przydatnych naukowcom, np. z wystąpień czy pisania grantów itp. Są ambitni, chłonni, głodni sukcesu, szybko osiągają wyniki. Tak to staramy się ustawiać. Mamy też system kilku programów projakościowych, czyli nagrody za dobre wyniki czy wysoko punktowane publikacje. I to działa.
Stworzyliśmy elastyczny system organizacji pracy. Polega to na tym, że ktoś, kto akurat ma grant, może mieć mniej dydaktyki, a z kolei osoba, która aktualnie ma trochę mniej pracy naukowej, dostaje więcej zajęć dydaktycznych. W ten sposób wykorzystujemy potencjał ludzi w obu obszarach ważnych z punktu widzenia uniwersytetu. Nie izolujemy naukowców od studentów, ale także dydaktyków od badań. Każdy na danym etapie kariery robi to, co mu dobrze wychodzi.
Rozdzieliłem zarządzanie od oceniania. To nie rektor lub dziekan decyduje, kto z naukowców zasługuje na nagrodę. My jesteśmy od stwarzania sprawiedliwych zasad, dogodnych warunków do pracy, znajdowania pieniędzy na remonty czy inwestycje. Ale ten, kto rozdziela zasoby, nie powinien oceniać, kto lepiej wykorzystał stworzone możliwości. Od oceniania są u nas rady dyscyplin. To one decydują np. o tym, kto zostanie powołany do „Academii Iuvenum”, czy zostanie professorem magnusem (to taka nasza elita profesorska). Dzięki temu można uzyskać pewną przejrzystość i minimalizować nadmierne uzależnienie naukowców od dziekanów czy rektora.
Trudno mi ocenić, które z przedstawionych powyżej elementów naszej uczelnianej polityki naukowej wpłynęły na nasz wynik w ewaluacji mocniej, a które słabiej, ale na pewno wszystkie razem pchnęły Politechnikę Wrocławską do przodu.
Notował Piotr Kieraciński
Wyniki ewaluacyjne Politechniki Wrocławskiej
Dziedzina nauk inżynieryjno-technicznych:
Dziedzina nauk ścisłych i przyrodniczych:
Dziedzina nauk społecznych: