Rynek, który miał regulować kwestie oferty studiów podyplomowych, pokazał inne oblicze, czyli to, że można pójść drogą na skróty. Znamy problem ze studiami MBA, ale jeszcze większy dotyczy uprawnień nauczycielskich. Są też podyplomówki z psychologii, psychoterapii. To sprawy bardzo ważne dla społeczeństwa. Ktoś musi oceniać jakość tych studiów czy też regulować uprawnienia do ich prowadzenia. Jeżeli ustawodawca postanowi, że mamy się tym zająć, wyjdziemy temu wyzwaniu naprzeciw – mówi dr hab. inż. Janusz Uriasz, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
Kogo i jak ocenia PKA, czy należy zwiększać liczbę jej członków, co kryje się pod zarzutami korupcyjnymi wobec dyrektora PKA, czy wszystkie kierunki w Collegium Humanum uzyskały ocenę negatywną i jaki jest rezultat oceny kierunków medycznych – o tych (i nie tylko) kwestiach red. Piotr Kieraciński rozmawia z dr. hab. inż. Januszem Uriaszem, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
Czy można ocenić jakość kształcenia tylko na podstawie dokumentów?
Właściwa ocena jakości kształcenia jest możliwa tylko podczas wizyty na miejscu. To jedyne rozwiązanie i tak postępujemy w przypadku ocen programowych. Natomiast, rzeczywiście, opiniujemy wnioski o zgodę na uruchomienie nowych kierunków na podstawie przedstawionej dokumentacji. Robimy to na wniosek i na potrzeby ministra. To minister przekazuje nam dokumentację, którą sam otrzymał z uczelni. Jeżeli wniosek jest rzetelny, a dokumentacja oddaje rzeczywistość i jest pełna, to miarodajna opinia jest możliwa. W przypadku wątpliwości komisja może udać się do wnioskodawcy w celu ich rozstrzygnięcia. Będziemy korzystali z tego rozwiązania. Obecnie OPI uruchamia generator wniosków, który będzie służył do ich składania za pomocą gotowego formularza. Mam nadzieję, że narzędzie to ujednolici format, zakres i jakość składanej dokumentacji.
Chcę podkreślić, że opinii komisji na temat wniosków o uruchomienie kierunku kształcenia nie należy utożsamiać z akredytacją. Zmieniamy w tym zakresie podejście. Takich opinii nie będziemy wprowadzali do baz EQAR, czyli do europejskiego systemu akredytacji (European Quality Assurance Register). W bazie znajdą się wyłącznie kierunki ocenione podczas oceny programowej lub kompleksowej.
Jaka jest rola dokumentów w akredytacji?
Pokazują, czego możemy się spodziewać podczas wizyty na uczelni i dlatego są ważne. Są elementem postępowania, jednak same nie wystarczają do pełnej oceny jakości kształcenia. Ważne są też praktyka, zasady, kultura pracy, kultura jakości wypracowane na uczelni przez lata. Potrzebujemy dowodów z rzeczywistości i potwierdzenia ich praktycznego funkcjonowania. Dla przykładu, jeżeli na uczelni technicznej funkcjonuje wewnętrzny system zapewnienia jakości i zamierza ona uruchomić kierunek lekarski, to powstaje pytanie, czy system stworzony na potrzeby kierunków technicznych jest adekwatny do zupełnie nowych zadań, w których uczelnia nie ma dotychczas żadnych doświadczeń. Zatem sam opis i dokumentacja systemu, a nawet wcześniejsze oceny komisji nie są wystarczające. Musimy ocenić na miejscu nowe możliwości uczelni. Kultura jakości jest tu chyba kluczowym terminem. Tworzą ją kompetencje nauczycieli i kadry, ale także studentów, którzy mają być kształceni – od nich też zależy, jak proces kształcenia będzie przebiegał i jakie da rezultaty.
Czy na polskich uczelniach jest z nią dobrze?
Mamy spore postępy i dobre przykłady w wielu miejscach. Uczelnie, które stawiają na rzeczywistą jakość w dobrym rozumieniu, wygrają w konkurencji o studenta. Te, które budują barwne fasady, muszą się liczyć z tym, że one kiedyś runą i odsłonią brutalną prawdę o niskiej jakości studiów. To się nie opłaca. Muszę jednak powiedzieć, że gdy PKA wprowadziła kryterium oceny funkcjonowania wewnętrznych systemów zapewniania jakości kształcenia zgodnie ze standardami ESG, uczelnie zaczęły je wdrażać. Świadomość projakościowa rośnie.
Jakie są doświadczenia z pracy zdalnej PKA?
Byłem jednym z tych, którzy oponowali przeciwko tej formie oceny kształcenia. W czasie epidemii nie było wyjścia. Uczelnie odrobiły tę lekcję, nie pozostawiono studentów w domach samym sobie, a komisja wdrożyła oceny zdalne. To jednak nie było najlepsze rozwiązanie, a jedynie forma odpowiedzi na nagłą potrzebę. Oceny prowadzone przez komisję w ten sposób były dobre na czas ekstraordynaryjny, który na szczęście mamy już za sobą. Nie znaczy to, że nie pojawiły się ciekawe pozytywne rozwiązania, na przykład systemy zdalnej komunikacji, obieg dokumentów, łatwość organizacji spotkań itd. Część rozwiązań będzie utrzymanych np. do przygotowania wizytacji uczelni, które można omówić online, pewnych prac organizacyjnych, niektórych elementów oceny dostoswanych do specyfiki uczelni itd. Jednak oceny zdalne nie będą realizowane.
Kogo i jak ocenia PKA?
Oceniamy cyklicznie wszystkie kierunki studiów pierwszego i drugiego stopnia, studiów jednolitych oraz wyrażamy opinie dotyczące wniosków o zgodę na uruchomienie studiów i w innych sprawach kierowanych przez ministra. Skala zadań jest bardzo duża i muszę przyznać, że obecnie przekracza możliwości komisji. Na przykład na ocenę oczekuje wiele uczelni, które samoistnie uruchomiły kształcenie. W konsekwencji kierunki takie nie są akredytowane, zatem nie są uwidocznione w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego.
Kierunki, które nie zostały akredytowane, nie znajdują się w bazie EQAR. To mniej znana strona akredytacji PKA. Komisja posiada uprawnienie do umieszczenia kierunków studiów w tym wykazie. Oznacza to, że kierunek prowadzony jest w zgodzie ze standardem ESG, a wszystkie agencje akredytujące zrzeszone w ENQA będą go uznawały. W kraju mamy bardzo wiele kierunków kształcenia, które kiedyś w końcu ocenimy. Moją intencją jest doprowadzenie do zmiany postrzegania komisji przez otoczenie, studentów czy też kandydatów na studia – nie jako podmiotu prowadzącego oceny, a jako instytucji zaufania, gwaranta jakości.
Przy okazji medialnego zainteresowania kierunkami lekarskimi informacja o istnieniu i roli PKA dotarła do szerokiej grupy odbiorców. Chciałbym, aby komisja, potwierdzając jakość kształcenia, dawała także rozpoznawalność kierunkowi/uczelni. Chciałbym, aby miała prawo do odmowy wydania akredytacji. Praktyka pokazuje, że wydanie oceny negatywnej nie zawsze skutecznie terminuje kierunek. To zmiana filozofii myślenia o akredytacji.
Wizytacja PKA budzi obawy na uczelniach.
Zapewne wizytacja niesie pewne emocje, obawy, bo w końcu instytucja zewnętrzna dokonuje oceny uczelni. Ocena jest obligatoryjna, nie można się od niej uchylić, a jej utrudnianie skutkuje oceną negatywną. Pamiętajmy też, że uczelnia nie ponosi kosztów finansowych jej przeprowadzenia. Sama wizytacja to tylko część procesu oceny. Ocena rozpoczyna się od przygotowania szczegółowego raportu samooceny przez uczelnię. Dzięki niemu uczelnia powinna wiedzieć, jakie ma mocne i słabsze strony oraz czego może się spodziewać podczas wizytacji zespołu oceniającego. Zatem bardzo dużo daje uczelni nie tylko sama wizyta zespołu, a właśnie przygotowanie raportu samooceny. Zarówno raport, jak i sama wizyta to doskonała okazja do przyjrzenia się własnej kadrze, infrastrukturze, programowi kształcenia i innym aspektom funkcjonowania. Przejście przez poszczególne kryteria oceny programowej, których jest dziesięć, daje uczelni dużą wiedzę o sobie. Jeszcze przed wizytacją uczelnia może podjąć działania naprawcze i wyprzedzające dotyczące wrażliwych obszarów, które sama zdiagnozowała. Oczywiście komisja ma świadomość takich działań czy też przygotowań na przyjazd zespołu wizytującego. Nie ma w tym nic zdrożnego, o ile podjęte działania są trwałe, a nie jednorazowe i fasadowe.
Zwiększenie liczby członków PKA do stu przez ministra Przemysława Czarnka wywołało lekką burzę, teraz minister Dariusz Wieczorek mówi, że to wciąż za mało.
Samo powiększanie liczby członków komisji to oczywiście więcej rąk do pracy, co teoretycznie jest dobre i potrzebne przy rosnącej liczbie kierunków. Mamy ich już w Polsce niemal dziesięć tysięcy. Kierunki zanikają, nowe powstają – sytuacja jest dynamiczna. W efekcie trudno ocenić wszystkie. Obowiązek dokonania oceny spoczywa na komisji, uczelnie nie mają obowiązku jej uzyskania, co stanowi pewien kłopot, obserwujemy bowiem grupy uczelni, które nie są zainteresowane akredytacją lub wręcz jej unikają. Zatem, jeżeli komisja ma wypełnić skutecznie swą misję, musi skupić się na przygotowaniu nowych narzędzi oceny. Jednym z nich, jestem o tym przekonany, będzie ocena kompleksowa. W zamyśle obejmiemy nią całą uczelnię, dążąc do potwierdzenia jej zdolności do samoistnej kontroli jakości kształcenia. Przygotowujemy się do niej, oczekując na publikację podstawy prawnej przez ministerstwo.
Po zniknięciu oceny instytucjonalnej powstała luka w systemie akredytacji uczelni.
Zanim zostałem przewodniczącym PKA, prowadziłem oceny jakości kształcenia w wielu krajach. Obserwuję stosowane tam rozwiązania i muszę powiedzieć, że właściwie wszędzie prowadzona jest ocena instytucjonalna. W szczegółach podejścia są różne. Agencje zagraniczne nie rozważają rezygnacji z tych ocen, raczej odchodzi się od oceny programowej. Podobnie jak kulturę jakości buduje się przez wiele lat, tak oceny wymagają wieloletniego doskonalenia. Nie chodzi o samą procedurę oceny, ale o uczestników procesu, którzy muszą stać się ekspertami, a do tego niezbędne jest doskonalenie. Dlatego szkoda, że odstąpiliśmy w Polsce od oceny instytucjonalnej. Przez te osiem lat, które dzielą nas od rezygnacji z ocen instytucjonalnych, w jakimś sensie zmarnowanych, mogliśmy być w o wiele lepszej sytuacji.
Ile potrzebujemy czasu na wdrożenie oceny kompleksowej?
Myślę, że co najmniej rok od wydania rozporządzenia określającego jej warunki. To nie powinien być tylko pomysł komisji. Ocena powinna zostać skonsultowana ze środowiskiem, uczelniami, konferencjami rektorów, studentami, doktorantami. Na pewno najpierw przeprowadzimy pilotaż na wybranych uczelniach. Skorzystamy z wzorców zagranicznych. Podejście będzie profesjonalne. Oczywiście nie odstąpimy od oceny programowej, która jest dobrym i potrzebnym narzędziem. Wymaga jednak korekt.
Dokonamy formalnego podziału oceny programowej na ocenę ex ante oraz ex post. Te oceny będą kończyły się akredytacją. Natomiast nasze opinie na temat wniosków o uruchomienie nowych kierunków zostaną ograniczone do wymagań rozporządzenia w sprawie studiów. Będziemy opiniować tylko spełnianie wymagań dotyczących wniosków o pozwolenie na utworzenie studiów. Opinia ta będzie podstawą dla ministra do wydania zgody na uruchomienie kierunku. Opinia ta nie będzie tożsama z akredytacją i nie zostanie zaraportowana do EQAR. Opiniowane kierunki studiów nie będą widoczne w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego. Jeżeli uczelnia będzie chciała od początku mieć kierunek widoczny w EQAR, wówczas przeprowadzimy ocenę ex ante na jej wniosek lub z własnej inicjatywy. Zawsze po zakończonych cyklach kształcenia przeprowadzimy ocenę ex post. Chciałbym też, tam gdzie to możliwe, zmniejszyć obciążenie biurokratyczne uczelni.
Czeka nas również ocena programów międzynarodowych, zwłaszcza prowadzonych przez uniwersytety europejskie – obecnie nad tym pracujemy. Niebawem dojdą mikropoświadczenia. Zależy mi bardziej na rozwoju narzędzi oceny niż na zwiększaniu liczby członków PKA. Mamy jeszcze w perspektywie ocenę studiów podyplomowych, które obecnie są poza wszelką kontrolą, a często dają wrażliwe społecznie uprawnienia zawodowe. Studia podyplomowe były już oceniane przez PKA podczas oceny instytucjonalnej. Nie jest to zatem pole dziewicze i zupełnie nieznane komisji. Rozpoczynaliśmy oceny instytucjonalne od jednostek z pewną tradycją i renomą, co gwarantowało, że także studia podyplomowe są prowadzone na odpowiednim poziomie. W mniejszych uczelniach, regionalnych czy wręcz peryferyjnych, ocen instytucjonalnych nie zdążyliśmy przeprowadzić, więc nie wiemy, jakiej jakości są oferowane przez nie studia podyplomowe.
Rynek, który miał regulować kwestie oferty studiów podyplomowych, pokazał inne oblicze, czyli to, że można pójść drogą na skróty. To jest związek uczelni, która oferuje towar poszukiwany na rynku, i odbiorcy, który potrzebuje szybko i tanim kosztem zdobyć określone uprawnienia. Znamy problem ze studiami MBA, ale większy problem dotyczy uprawnień nauczycielskich, a zatem wykształcenia młodego pokolenia. Nie stać nas na zaniedbania. Są też podyplomówki z psychologii, psychoterapii. Nie powinno to być puszczone na żywioł, bo mamy do czynienia ze zdrowiem psychicznym ludzi. To sprawy bardzo ważne dla społeczeństwa. Ktoś musi oceniać jakość tych studiów czy też regulować uprawnienia do ich prowadzenia. Jeżeli ustawodawca postanowi, że ma się tym zająć Polska Komisja Akredytacyjna, wyjdziemy temu wyzwaniu naprzeciw.
Komisja jest instytucją formalnie niezależną i musi się podejmować określonych zadań świadomie i odpowiedzialnie. Potrzebne są tu dwie rzeczy: regulacja, bo nie każdy może prowadzić kształcenie podyplomowe, i ocena jakości, bowiem te studia dają określone uprawnienia zawodowe, a często prowadzone są na kierunkach newralgicznych społecznie. Niedawno podpisaliśmy porozumienie z komisją rumuńską, która ocenia zarówno stadia podyplomowe, jak i doktoranckie. U nas w tym ostatnim przypadku funkcjonuje inne rozwiązanie. Zobaczymy, jak się sprawdzi. Nie mam z tym kłopotu.
Dawniej PKA przyznawała wyróżnienia dla najlepszych kierunków, ostatnio są to cztery różne wyróżnienia.
Kiedyś dawaliśmy oceny wielostopniowe: negatywną, warunkową, pełną i wyróżniającą. W tym ostatnim przypadku przyznawaliśmy wyróżnienie i dłuższy okres ważności akredytacji. W 2018 roku przeszliśmy na ocenę dwustopniową: pozytywną i negatywną. Obecnie stosujemy dziesięć kryteriów i każde musi być spełnione, aby kierunek otrzymał ocenę pozytywną. Niespełnienie choćby jednego kryterium oznacza ocenę negatywną. W kontekście tego spłaszczenia oceny zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie warto jednak pokazać mocnych stron ocenionego pozytywnie kierunku. Przyznajemy zatem cztery rodzaje certyfikatów jakości za stosowanie dobrych praktyk w pewnych obszarach: Doskonały kierunek – za wybitną jakość kształcenia na kierunku; Zawsze dla studenta – za szczególne wsparcie rozwoju studentów; Otwarty na świat – za znakomitą współpracę międzynarodową oraz Partner dla rozwoju – za szczególnie wysoki poziom współpracy z otoczeniem społeczno-gospodarczym. Chciałbym przyznawać tych certyfikatów jak najwięcej. Wręczamy je raz w roku, a statystycznie zapewne ich liczba jest zbliżona do liczby ocen negatywnych. Certyfikaty są przyznawane wyłącznie z inicjatywy PKA. Zostały dobrze przyjęte przez uczelnie. Chciałbym, aby w przyszłości także uczelnie mogły wychodzić z inicjatywą ubiegania się o certyfikat, czyli podczas oceny mogły wskazać swoje szczególnie mocne strony, dające podstawy do wyróżnienia w określonym obszarze. Dodam, że nasze rozwiązanie jest unikalne w Europie.
Jak pan zareagował na aresztowanie pod zarzutami korupcyjnymi swojego kolegi, dyrektora w PKA?
Do dziś tego nie rozumiem…
Jak, dlaczego i co się za tym kryje?
Dokładnie wszystkie te aspekty są zaskoczeniem. Dyrektor tylko organizuje działalność komisji. Jest bardzo blisko wszystkiego, ale właściwie nie ma wpływu na jej decyzje i opinie. Zna wszystkie sprawy, jest na bieżąco z tokiem postępowania, ale to wszystko. Być może dostęp do informacji można jakoś wykorzystać. Dodam, że przedmiotem dochodzenia jest okres wcześniejszy, gdy ów dyrektor był sekretarzem zespołu, jednak nie wiemy, czego dokładnie dotyczą zarzuty. Współpracujemy ze służbami w tej sprawie, dostarczając im odpowiednie dokumenty. Pracownicy byli tą sprawą nie tylko zaskoczeni, ale wręcz zszokowani. Trudno było w to uwierzyć.
Czy za tym zdarzeniem poszły jakieś działania zabezpieczające PKA na przyszłość?
Dokonaliśmy korekty w pracy sekretarzy zespołów, m.in. po to, żeby poprzesuwać pracowników na inne stanowiska, wprowadzić nowe osoby, aby ograniczyć ewentualne kontakty środowiska z członkami i pracownikami Biura PKA. Mamy Zespół ds. Etyki, któremu przekazałem dossier spraw, które są przedmiotem zainteresowania śledczych, żeby w naszym gronie sprawdzić, czy zachodzą jakieś nieetyczne zjawiska. Dyrektora i inne osoby, którym postawiono zarzuty, usunąłem z komisji. Zawiesiłem też wszystkich członków i ekspertów zgłoszonych lub afiliowanych przez jednostki, którym prokuratora postawiła zarzuty do czasu rozstrzygnięcia tych spraw. Powiadomiliśmy o wszystkim zarząd ENQA. Ta cała sytuacja nie jest dla nas łatwa. Atmosfera nie sprzyja pozyskiwaniu nowych pracowników czy ekspertów do komisji. Będziemy potrzebowali sporo czasu, żeby wyjść z tego kryzysu. Jeżeli dopatrzymy się łamania zasad etyki zawodowej, z pewnością wyciągniemy daleko idące konsekwencje. Nawet jeśli się ich nie doszukamy – jesteśmy w fazie niepewności – będziemy musieli odbudować wizerunek komisji w środowisku.
Pojawiają się zarzuty dotyczące stronniczości lub niekompetencji członków zespołów oceniających.
Mamy kodeks etyki, który nas obliguje do postępowania zgodnie z jego zasadami. Mamy oświadczenia członków komisji, w których zobowiązują się do przestrzegania zasad etycznych i zgłaszania konfliktu interesów. Możemy jednak nie wiedzieć, jakie obszary konkurencji występują między uczelniami na rynku, tworząc potencjalne sfery konfliktu interesów. Natychmiast po objęciu stanowiska wprowadziłem zasadę, że uczelnia po uzyskaniu zawiadomienia o wizytacji i składzie zespołu oceniającego może wnieść wniosek o zmianę składu. Oczywiście musi on być merytorycznie uzasadniony. Gdy dostajemy taki wniosek, natychmiast reagujemy, zmieniając skład zespołu. W przyszłości, gdybyśmy trochę zmienili nasz ustrój, możemy w takich sytuacjach korzystać z ekspertów zewnętrznych, w tym zagranicznych.
Jak wygląda działalność PKA od strony finansowej?
Zacznę od sposobu wynagradzania członków komisji i ekspertów. Regulowane jest ono rozporządzeniem ministra. Nie było ono nowelizowane przez wiele lat. Wynagrodzenie kiedyś było ustalane w relacji do wynagrodzenia profesora i wynosiło około tysiąca złotych za dzień pracy. W 2018 roku ta kwota została wpisana na sztywno. Efekt był taki, że w pierwszej połowie 2024 roku wynagrodzenie eksperta było niemalże identyczne z tym z 2012 roku. To była druga kwestia, obok potrzeby oceny kompleksowej, którą z chwilą nominacji na stanowisko przewodniczącego PKA sygnalizowałem ministrowi Wieczorkowi. Od 1 sierpnia mamy nowe rozporządzenie i kwotę zwiększoną o połowę, czyli 1,5 tys. zł za dzień pracy. Generalnie PKA nie ma własnego budżetu. Po prostu planujemy koszty i wnioskujemy do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego o środki na pokrycie kosztów ocen i innych prac. Mamy plan roczny, a zatem wiemy mniej więcej, ile pieniędzy nam potrzeba. Osobno, ale także przez ministerstwo, finansowane jest Biuro PKA. Bardzo potrzebujemy zwiększenia środków na biuro, bowiem płace nie są konkurencyjne, a pracownicy są ekspertami w swoim fachu i warto ich docenić, aby zapobiec odejściom.
Marzą mi się dwie rzeczy: niezależność finansowa Polskiej Komisji Akredytacyjnej, abyśmy mogli prowadzić własną gospodarkę finansową, oraz uzyskanie przez PKA osobowości prawnej. To nie jest tylko swobodny wymysł przewodniczącego. Taka myśl wynika z pewnych uwarunkowań międzynarodowych. W tej chwili PKA nie może prowadzić żadnych ocen poza granicami kraju. Tymczasem instytucje zagraniczne zwracają się do nas z wnioskami o dokonanie oceny ich działalności. Wynika to z tego, że jesteśmy stowarzyszeni w ENQA, to znaczy że jesteśmy rozpoznawalni międzynarodowo. Polskie uczelnie też występują do zagranicznych instytucji akredytacyjnych. Jedna z uczelni krakowskich wnioskowała do nas o uznanie takiej akredytacji. I to jest możliwe, prawo dopuszcza taką sytuację. Collegium Humanum uzyskało akredytację jednej agencji zagranicznej. Nie chciałbym, aby uczelnie z jakiegoś powodu „uciekały” po akredytacje zagraniczne. Chciałbym, aby PKA była odrębnym niezależnym podmiotem prawnym, z własnym budżetem. To byłoby z korzyścią dla wszystkich.
W ENQA i EQAR funkcjonujemy na granicy zarzutu niezależności. Spełnienie tego kryterium uznania nas w Europejskim Obszarze Szkolnictwa Wyższego jest kwestionowane wskutek naszego umocowania prawnego – zależności organizacyjnej i finansowej od ministerstwa. Z trudem obroniliśmy swoje członkostwo w tych organizacjach. Gdybyśmy zostali z nich usunięci, byłaby to klęska całego systemu szkolnictwa wyższego w Polsce. W naszej sytuacji są dwa wrażliwe momenty: kształtowanie składu komisji oraz wybór i możliwość odwołania przewodniczącego przez ministra, a także sposób finansowania PKA. Gdybyśmy byli instytucją działającą na własnych warunkach, jak to jest na przykład na Litwie, w Rumunii czy w wielu innych krajach europejskich, sytuacja byłaby całkiem inna. Być może uczelnie musiałyby płacić za ocenę, akredytację. To mogłoby wiele zmienić w polskim systemie szkolnictwa wyższego.
Czy wszystkie kierunki w Collegium Humanum uzyskały ocenę negatywną?
Po pierwsze, jeszcze nie oceniliśmy wszystkich kierunków tej uczelni, a jedynie te, o które poprosił nas minister. To były: psychologia, zarządzanie, finanse i rachunkowość. W tych przypadkach, które już zakończyliśmy, a oceny się uprawomocniły, były one negatywne. Jest tam wiele jednostek, filii, także zagranicznych – to duży kłopot w ocenie. Uczelnia jest w restrukturyzacji, kontakt z nią jest utrudniony. Uczymy się też na tych trudnych ocenach, usprawniając nasze działanie.
A jaki jest rezultat oceny kierunków medycznych, której zażyczył sobie minister nauki?
Minister nauki wyznaczył do kontroli kierunki, które uzyskały negatywną opinię PKA, ale otrzymały zgodę ministra na prowadzenie kształcenia na kierunku lekarskim. Wyraźnie zaznaczę, że już nigdy nie będzie tak, że opiniując wnioski o otwarcie tak wrażliwego kierunku, poprzestaniemy na ocenie na podstawie samych dokumentów. Udamy się na miejsce. Podobnie w sytuacji gdy uczelnia rozszerza kształcenie na dziedziny, w których nie ma żadnego doświadczenia. Wydałem już wytyczne do tego rodzaju sytuacji.
Minister pierwszy raz w historii poprosił, żeby przeprowadzić oceny w trakcie pierwszego roku, podczas gdy normalnie, czyli zgodnie ze wszystkimi regułami, oceniamy kierunek lekarski po pierwszym roku, trzecim roku i zakończonym cyklu kształcenia. Ponieważ mieliśmy plan ocen na ten okres, to zlecenie oceny dodatkowych dziewięciu kierunków stanowiło bardzo duże wyzwanie. Doświadczyliśmy także olbrzymiej presji i zainteresowania mediów.
Dodatkowo byliśmy w Akademii Tarnowskiej i na Politechnice Bydgoskiej, czyli uczelniach, które otrzymały negatywną opinię i nie uruchomiły kształcenia. W jednym przypadku stwierdziliśmy, że uczelnia odrobiła lekcję, usuwając braki, które jej wcześniej wskazano. W kilku przypadkach wydaliśmy ocenę pozytywną, ale z zastrzeżeniami i sformułowaliśmy zalecenia, np. w przypadku Politechniki Wrocławskiej. W kilku przypadkach wydaliśmy też oceny negatywne. Minister zdrowia nie wyznaczyła tam limitów przyjęć na pierwszy rok studiów, nawet jeśli te uczelnie rozpoczęły kształcenie lekarzy w poprzednim roku. Utrzymaliśmy oceny negatywne w: Akademii Nauk Stosowanych w Nowym Sączu i Akademii Nauk Stosowanych w Nowym Targu, Akademii Nauk Stosowanych im. Księcia Mieszka I w Poznaniu, Uniwersytecie w Siedlcach oraz Społecznej Akademii Nauk w Łodzi. Zastrzeżeń nie mieliśmy tylko do Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Z własnej inicjatywy mamy też zidentyfikowaną uczelnię, która od dwóch lat prowadzi kształcenie lekarzy. Dla pewności chcemy ją bliżej monitorować. Wyznaczyłem tę uczelnię ponownie do oceny. Pojedziemy tam wkrótce, bo chcemy się przekonać, czy wszystko jest w porządku.
Powiem kolokwialnie, iż nie sprzyjamy prowadzeniu „turystyki” edukacyjnej. Gdy udajemy się do siedziby uczelni, a okazuje się, że część wrażliwych, ważnych zajęć prowadzona jest w odległych o kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów miejscach, to mamy z tym problem. Gdzie znajduje się Elbląg, a gdzie Toruń, gdzie Nowy Sącz, a gdzie Radom czy też Kraków? Dokąd powinniśmy pojechać? I dlaczego podatnik ma za tę „turystykę” płacić? Rozmawialiśmy na początku o roli dokumentów. Nie możemy bazować tylko na dokumentacji. To widać w tego typu przypadkach. Pamiętam, jak Rzeszów, Olsztyn, Opole, Zielona Góra przez wiele lat przygotowywały się do uruchomienia kierunku lekarskiego, a WST w Katowicach (obecnie Akademia Śląska) walczyła w sądach o kierunek lekarski. Budowano kadry, zasoby, a dopiero później występowano z wnioskiem. Mam wrażenie, że dziś te uczelnie, korzystając niejako z okazji, skupiły się na przygotowaniu wniosków, a nie na budowaniu potencjału do uruchomienia tego trudnego kierunku. Są jeszcze trzy uczelnie, które uruchomiły kształcenie lekarzy po uzyskaniu opinii pozytywnej z zaleceniami. Będziemy je oceniali po zakończonym roku kształcenia. Mamy też uczelnię z Olsztyna, która posiada filię w Cieszynie i zgodę na uruchomienie kierunku lekarskiego – ma negatywną ocenę i do tej pory nie uruchomiła kształcenia. Czeka.
Rozmawiał Piotr Kieraciński
Z wcześniejszych artykułów w FA wynika że PKA rocznie dokonuje oceny około 400 kierunków na uczelniach. Przyjmując, że każdy kierunek (optymistyczna wersja) dostaje pozytywną opinię z rekomendacją na 6 lat to w sumie przez 6 lat PKA da redę ocenić 2400 kierunków (6 x 400). Z tekstu artykułu wynika, że mamy na uczelniach około 10 000 kierunków, czyli nawet 25% nie jest ocenionych, więc o jakiej można mówić kontroli jakości kształcenia? Zwłaszcza, że oceniane są najczęściej ciągle te same kierunki, gdyż są ujęte w planie po poprzedniej akredytacji, a nowe nie ruszane.
Może jednak warto rozważyć w celu podniesienia jakości kształcenia wprowadzić minima kadrowe dla kierunków I i II stopnia oraz podyplomowych z zastrzeżeniem liczby afiliowanych kierunków i to wprowadzić do bazy POLON. Oczywiście z zastrzeżeniami, że będą to czynni naukowcy o odpowiednim dorobku z ostatnich 5 lat.
Minima kadrowe nie służyły nikomu. To była tylko formalność i nie przekładała się na realną jakość kształcenia.
Nie zgadzam się, że nie służyły. Wymuszały na uczelniach tworzenie kierunków zgodnie z posiadaną kadrą badawczo-dydaktyczną i ograniczało tzw. wesołą twórczość w ilości tworzonych kierunków. Aktualnie wystarczy mieć kilku magistrów z dorobkiem opublikowanym jako rozdziały w monografiach i kierunek za kierunkiem można otwierać bo przecież jeden nauczyciel akademicki może nauczać na 30 kierunkach. Dorobek naukowy w tzw. spółdzielni dorobi dość szybko żeby nauczać czegokolwiek czyli przygotuje wykłady i ćwiczenia jakiegoś podręcznika którego do końca nie rozumie.
Oczywiście minima kadrowe nie rozwiążą wszystkich problemów związanych z jakością kształcenia ale jest to jeden z elementów, który może poprawić funkcjonowanie dydaktyki na uczelniach.
Minima kadrowe były często fikcyjne - wszyscy dobrze o tym wiemy. Dziś sprawdzana jest prawidłowa obsada każdego przedmiotu. Jest to o wiele lepsze niż generowanie sztucznych etatów dla szlachty z tytułem dr hab. i prof.. Ponadto w przypadku studiów o profilu praktycznym chodzi o doświadczenie zawodowe prowadzących ćwiczenia. A to jest na pewno większe niż dr. hab., który w swoim życiu często jednego dnia poza uczelnią nie przepracował.
Mam doświadczenie od 25 lat w zakresie przygotowywania kierunków studiów zarówno wg minimum kadrowych jak i później wg tzw. sprawdzania obsady dla każdego przedmiotu. Przy minimach było też brane pod uwagę prawidłowe obsadzenie przedmiotów a do tego był wymóg posiadania odpowiedniej kadry naukowej. Aktualnie w spółdzielniach publikacyjnych osoba nie mająca pojęcia o danej tematyce np. finanse i rachunkowość wystarczy, że będzie 10-tym czy 15-tym autorem w publikacjach z tego zakresu i już jest prawidłowa obsada bo przecież ma dorobek z tego zakresu.
Co do kierunków praktycznych to zgadzam się, ale są też i dr hab. i prof. z praktycznym dorobkiem ale jak wiemy większość kierunków praktycznych jest realizowana na uczelniach zawodowych czyli aktualnie PANS lub prywatnych. Tam też przydałoby się żeby dla przedmiotów dających podstawy teoretyczne istniała odpowiednia obsada akademicka.