Czy autonomia uniwersytetów jest wystarczającą podstawą do zmiany zasad kształcenia przez ich organy wewnętrzne: rektorów i senaty? – o podstawy prawne ograniczenia funkcjonowania uczelni w okresie epidemii pyta dr hab. Marlena Pecyna, prof. UJ; pełnomocnik rektora UJ ds. prawnych 2015-2020; adwokat.
Pandemia COVID–19 dotknęła również świat nauki, nie tylko w tym znaczeniu, że to uczeni przede wszystkim stawiają najważniejsze pytania i poszukują na nie odpowiedzi, aby ją powstrzymać czy ograniczyć jej skutki zdrowotne, społeczne, gospodarcze. Uczelnie „w czasach zarazy” niemal zamarły. Sale wykładowe, kampusy, miejsca studenckie świecą pustkami. Mimo negatywnego wyniku testu na koronawirusa w większości przypadków, wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu nim zakażeni. W związku z nadchodzącym, nieprzewidywalnym rokiem akademickim, uniwersytety, a w zasadzie kryzys uniwersytecki, stały się również tematem w ramach debaty publicznej. Prof. W. Sadurski postawił pytanie „Po co komu Harvard online” (Magazyn GW „Wolna sobota” 25.09.2020) i zwrócił uwagę, że jest on znośny jedynie chwilowo, na dłuższą metę przestanie być uniwersytetem. Z drugiej strony wiele polskich uczelni (w tym najlepsze publiczne) ogłosiło tzw. zdalne nauczanie jako wiodący sposób kształcenia.
Powstaje zasadnicze pytanie o podstawę prawną takiego ograniczenia funkcjonowania uczelni, w szczególności w kontekście zapowiedzi ministra nauki i szkolnictwa wyższego o braku przedłużenia okresu obowiązywania rozporządzenia z 21 maja 2020 r. w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania niektórych podmiotów systemu szkolnictwa wyższego i nauki w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, które przestanie mieć moc wiążącą 1 października br. Wydanie tego rozporządzenia było poprzedzone wprowadzeniem do ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce art. 51a i 198a, które zawierają delegację ustawową dla ministra uzależniającą dopuszczalność czasowego ograniczenia funkcjonowania uczelni w przypadku uzasadnionym nadzwyczajnymi okolicznościami zagrażającymi życiu lub zdrowiu członków wspólnoty (akademickiej – dopisek M.P.). Pomimo licznych wątpliwości interpretacyjnych należy zwrócić uwagę, że rozporządzenie to wprowadzało dopuszczalność prowadzenia zajęć z wykorzystaniem systemów komunikacji i kształcenia na odległość, pozostawiając jednocześnie do decyzji rektora możliwość prowadzenia zajęć stacjonarnych w siedzibie uczelni, m.in. na ostatnim roku studiów przy założeniu zapewnienia bezpieczeństwa uczestników. Jeśli od 1 października to rozporządzenie przestaje obowiązywać, to na jakiej podstawie uczelnie zamierzają ograniczyć funkcjonowanie? Chodzi o ograniczenie zajęć przez ich prowadzenie na odległość, dostępności do budynków uczelnianych, w tym bibliotek, a także domów studenckich i innych miejsc przeznaczonych dla studentów. Jak zostanie zapewniony otwarty charakter wykładów zgodnie z PSWiN? Czy nauczyciele akademiccy zmieniają tryb pracy na zdalny w rozumieniu kodeksu pracy (PSWiN określa jedynie zadaniowy czas pracy nauczyciela akademickiego, ale nie wprowadza trybu zdalnego)? Czy uczelnie zamierzają zawrzeć porozumienia w sprawie pracy zdalnej z tysiącami pracowników dydaktycznych lub badawczo-dydaktycznych? Te kwestie pozostają poza zakresem dotychczasowych rozważań. Można twierdzić, że wspomniana szczególna delegacja ustawowa została wprowadzona do PSWiN jedynie dla ministra nauki i szkolnictwa wyższego, który w wyjątkowych okolicznościach mocą rozporządzenia może ograniczyć ustawową działalność uczelni. Jednakże czy z tego wynika, że PSWiN zapewnia swobodę decyzji uniwersytetu w tym zakresie? Czy gwarantowana Konstytucją RP oraz ustawą autonomia uczelni pozwala na powołanie się na nią w celu uzasadnienia ograniczenia funkcjonowania uniwersytetów, kształcenia, dostępności do zajęć, do infrastruktury uczelnianej? Konstytucja w zakresie autonomii uczelni odsyła do ustawy. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, wprowadzając autonomię uczelni jako zasadę, jednocześnie stanowi o jej ograniczeniach przepisami tej ustawy. Można twierdzić, że PSWiN nie reguluje sposobu prowadzenia zajęć, ale trzeba zwrócić uwagę, że jednocześnie zapewnia otwartość wykładów dla publiczności, chyba że statut tę otwartość wyłącza.
Przywołane wyżej wnioskowanie a contrario na podstawie norm stanowiących delegację ustawową dla ministra, nie jest właściwe, bo zakres autonomii uczelni należy określać także przez pryzmat konstytucyjnego prawa do nauki, a także w świetle umów zawieranych ze studentami (niestacjonarnymi, uczestnikami studiów podyplomowych). Jednostronna zmiana sposobu prowadzenia zajęć oznacza zmianę sposobu świadczenia na rzecz studenta przez uniwersytet. Rzecz jasna, podpisując umowę studenci akceptują również związanie wewnętrznymi aktami prawnymi uczelnianymi, ale jeśli skutkiem rzeczonej zmiany będzie wyłączenie lub znaczne ograniczenie dostępności do kształcenia (zajęć), to zasadne będzie pytanie o wykonanie w ogóle, a w każdym razie należyte wykonanie umowy przez uczelnie. Powołanie się na przesłankę siły wyższej jako okoliczności wyłączającej odpowiedzialność uniwersytetów nie będzie uzasadnione, bo vis maior z istoty jest okolicznością nieprzewidywalną oraz nagłą, a zatem ograniczenia wprowadzone przez uczelnie na przyszłość (np. semestr) nie mogą jej stanowić.
Powstaje także pytanie, w czyim interesie wprowadza się ograniczenia funkcjonowania uczelni w kontekście jej dostępności dla studentów: nauczycieli akademickich, administracji czy studentów? Czy autonomia uczelni może oznaczać zamknięcie jej przed studentami? Argument z bezpieczeństwem studentów, czy nauczycieli akademickich w dzisiejszym stanie wiedzy o epidemii i jej skutkach nie jest wystarczającym, zwłaszcza w kontekście ogólnej dostępności innych miejsc. Tym bardziej, że w wielu przypadkach wielkie sale wykładowe zajmowane są przez relatywnie niewielką liczbę studentów, a pozostałe zajęcia prowadzone są dla znacznie mniejszej grupy studentów. Czym różnią się rzadko spotykane tłumy w holu uniwersyteckim od zatłoczonych szkół, uroczystości weselnych, zgromadzeń publicznych lub prywatnych? Studenci mogą się gremialnie gromadzić np. w celu protestu lub innym, ale nie mogą brać udziału w zajęciach? To są fundamentalne kwestie, o których należy dyskutować w kontekście lockdownu czy ograniczania dostępu do uniwersytetów.
Należy mieć na uwadze pytanie dla kogo została wprowadzona i komu służy autonomia uczelni. To niezależność od innych organów, podmiotów w takim zakresie, w jakim ustawa nie wprowadza ograniczeń. Czy jednak sama uczelnia może ograniczyć swoją działalność, którą wspomnianą autonomią miała być chroniona? Kolejne pytanie dotyczy tego, kto może ograniczyć funkcjonowanie uczelni. Czy rektor posiada kompetencję w tym zakresie? Rektor wykonuje zadania wymienione w ustawie oraz posiada kompetencje do wykonywania zadań, które nie są zastrzeżone dla innych organów uczelni. To oznacza, że rektor wykonuje zadania ustawowe jemu przypisane oraz wszystkie pozostałe, które nie zostały określone na rzecz innych organów. Czy sposób prowadzenia zajęć to nie jest materia regulaminu studiów lub programów studiów? Jeśli tak, to należy do kompetencji senatów uczelni.
Postawione pytania mają znaczenie w kontekście roli uniwersytetu nie tylko w czasie pandemii. Nie mniej ważne jest podkreślenie, że chodzi o prawa studentów, które podlegają ochronie. To jest fundamentalny aspekt, który należy brać pod uwagę i mieć na myśli również analogię tej sytuacji z ogólnopaństwową, w której zbyt daleko idące ograniczenia praw i wolności jednostki mogą się spotkać z odpowiedzialnością władzy publicznej za niezgodne z prawem działania lub zaniechania. Oczywiście nie należy pomijać argumentu w postaci dążenia do ograniczenia jednoczesności pobytu znacznej liczby osób w zamkniętym pomieszczeniu. Niemniej jednak racje muszą być ważone. W ostateczności, w sytuacji spornej rozstrzygnie ocena, czy istniała podstawa prawna ograniczenia funkcjonowania uczelni wyższych bądź też jej brak, czy decyzja w tej sprawie została podjęta przez kompetentny organ. Zalecenia Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowane na stronie internetowej nie stanowią źródła prawa powszechnie obowiązującego. Podobnie jak stwierdzenie w nich zawarte, zgodnie z którym „w ramach zasady autonomii to władze uczelni odpowiadają za organizację kształcenia”. Jest to stanowisko niespójne w kontekście obowiązującego do 30 września 2020 r. rozporządzenia, które wprost organizację kształcenia regulowało w zakresie sposobu prowadzenia zajęć, mimo że stanowiło również o zawieszeniu kształcenia. Można postawić pytanie, czy autonomia uczelni w tym zakresie obowiązuje dopiero od 1 października 2020 r., bo wcześniej było konieczne stosowne rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego na podstawie znowelizowanej ustawy PSWiN, która wprowadziła delegację ustawową do wydania tego rozporządzenia? Powyższa praktyka władz państwowych tylko pozornie świadczy o poszanowaniu autonomii uczelni (odpowiednio do praw i wolności obywatelskich), bo de facto oznacza przeniesienie odpowiedzialności za ograniczenie funkcjonowania uczelni ze Skarbu Państwa na same uczelnie, a w ich ramach – organy uczelni.
Skutki lockdownu są bardzo rozległe nie tylko w sferze społecznej czy gospodarczej. Dlatego podejmując działania w ramach autonomii uniwersytetów, nie można nie mieć na uwadze jej funkcji oraz granic. Prawem studenta jest dostęp do uniwersytetu na zasadach określonych w ustawie i innych aktach prawnych. Powyższe nie oznacza, że uczelnia nie powinna korzystać z dobrodziejstw nowych technologii w celu organizacji zajęć czy nawet sposobu ich prowadzenia. To jednak powinno odbywać się za zgodą beneficjentów kształcenia, którzy w związku z zaistniałą sytuacją mogą wybrać brak fizycznej obecności na zajęciach czy w uniwersytecie. Prawo wyboru nie powinno jednak oznaczać konieczności takiego wyboru, bo wtedy może to być związane z wykluczeniem.
dr hab. Marlena Pecyna, prof. UJ; pełnomocnik rektora UJ ds. prawnych 2015-2020; adwokat