Są w Polsce uczelnie, w których podjęto decyzje o zahamowaniu finansowego wspierania potencjalnie drapieżnych czasopism i ich wydawców.
Nie ma chyba drugiego wydawcy, który wywoływałby tyle kontrowersji co MDPI. Firma, od 2010 roku znana jako Multidisciplinary Digital Publishing Institute, w ciągu kilku ostatnich lat zyskała olbrzymią popularność wśród autorów, ale równie wiele narosło wokół niej kontrowersji związanych z potencjalnie drapieżnymi praktykami oraz modelem biznesowym mocno nastawionym na maksymalizację zysku.
MDPI to firma, która wyrosła na jednego z czołowych graczy wśród wydawców czasopism w otwartym dostępie. Jest to wzrost wynikający z wielu czynników. Christos Petrou (Guest Post – MDPI’s Remarkable Growth, The Scholarly Kitchen, 2020) zwraca uwagę przede wszystkim na szybkie publikowanie i wysoki wskaźnik akceptacji: czasopisma MDPI opublikowały około 40% nadesłanych artykułów w latach 2016–2019 i robiły to coraz szybciej – około 68 dni w 2016 roku, przyspieszając do 39 dni w 2019 roku. Co więcej, z roku na rok poprawiała się cytowalność tekstów z czasopism wydawanych przez MDPI, a wiele z nich mogło pochwalić się Impact Factor.
Tak więc szybka i prawdopodobna akceptacja w połączeniu z lepszą cytowalnością zaczęły przyciągać coraz więcej autorów do MDPI. Zwiększenie cytowalności w połączeniu ze wzrostem liczby publikacji doprowadziło do większej rozpoznawalności marki i pozytywnego postrzegania jej reputacji, co wytworzyło krąg korzyści, w którym z kolei lepsza marka i reputacja pomagają przyciągnąć jeszcze więcej autorów i zwiększyć liczbę publikacji.
Innym istotnym czynnikiem, który przełożył się na wzrost znaczenia MDPI, jest specyfika krajowych systemów ewaluacji nauki (nie tylko w Polsce), które w mniejszym stopniu opierają się na wiedzy eksperckiej, a w większym bazują na ilościowych (mechanicznych) wskaźnikach. Tutaj głównie chodzi o Impact Factor, narzędzie powszechnie stosowane m.in. do oceny prestiżu czasopisma i dorobku naukowego, ale jednocześnie określane jako „najczęściej stosowany, niewłaściwie wykorzystywany i nadużywany indeks bibliometryczny w nauce akademickiej” (Oviedo-García M.A., Journal citation reports and the definition of a predatory journal: The case of the Multidisciplinary Digital Publishing Institute (MDPI), „Research Evaluation”, 2021).
Garść historii i statystyk
MDPI powstał w 1996 roku w Bazylei (Szwajcaria) jako instytut (działający non-profit), który miał na celu zbieranie i przechowywanie próbek związków chemicznych. Jego założycielami byli dr Shu-Kun Lin, który do dnia dzisiejszego stoi na czele zarządu firmy, oraz dr Benoit R. Turin. Na samym początku funkcjonowania instytut przyjął nazwę Molecular Diversity Preservation International. W 1996 roku rozpoczął działalność wydawniczą, publikując czasopisma w ramach złotej drogi otwartego dostępu, czyli pobierając od autorów opłatę publikacyjną. Pierwsze było czasopismo „Molecules”, wydawane początkowo we współpracy ze Springerem od 1996 roku.
Później pojawiły się kolejne tytuły: „Entropy” (1999), „International Journal of Molecular Sciences” (2000), „Sensors” (2001), „Marine Drugs” (2003) oraz „International Journal of Environmental Research and Public Health” (2004). Ich sukces sprawił, że od instytutu odseparowano część wydawniczą jako nowy podmiot prawny o nazwie MDPI AG – Multidisciplinary Digital Publishing Institute (Aktiengesellschaft). Nowa spółka została zarejestrowania przez Shu-Kun Lina i Dietricha Rordorfa w maju 2010 z główną siedzibą w Bazylei i od tego czasu intensyfikowała swoją działalność, rozszerzając portfolio czasopism i publikując coraz więcej tekstów. Obecnie MDPI ma biura w 11 krajach, także w Polsce.
Dan Brockington z University of Sheffield od lat analizuje działalność MDPI i na różnych danych statystycznych wskazuje, jak szybki jest rozwój tego wydawcy na arenie międzynarodowej. Do tego stopnia, że w ciągu kilku lat stał się on piątym co do wielkości wydawcą akademickim oraz największym wydawcą Open Access w 2019 roku. W samym tylko 2021 roku wydawnictwo opublikowało łącznie 235 638 artykułów – to prawie jedna trzecia wszystkich artykułów opublikowanych w ciągu całego, 25-letniego funkcjonowania tego wydawcy.
Zestawienie liczby publikacji oraz zysków (Tab. 1) wyraźnie pokazuje stały i szybki rozwój MDPI: w 2020 roku czasopisma wydawane przez MDPI otrzymały niemal 350 tys. zgłoszonych tekstów i opublikowały ponad 160 tys. artykułów, zarabiając na opłatach Author Processing Charge (APC) prawie 200 milionów franków szwajcarskich.
Zasięg czasopism MDPI jest globalny, a w latach 2016–2020 zanotowano duży, kilkukrotny wzrost liczby autorów z praktycznie każdego regionu świata. Najbardziej znaczący wzrost liczby autorów miał jednak miejsce w Europie, gdzie był on aż dziesięciokrotny: z około 9,7 tys. w 2016 roku do ponad 100 tys. autorów w 2020 roku. Polscy autorzy – zwłaszcza w ostatnich latach minionej ewaluacji – mają w czasopismach MDPI duży udział. Jak wskazuje Marek Kosmulski (MDPI a sprawa polska), pod względem udziału procentowego publikacji w MDPI Polska nie ma sobie równych, przewyższa Chiny i USA pięciokrotnie. Obok Polski największy udział procentowy zanotowała Rumunia i inne państwa dawnego obozu socjalistycznego.
Ostatnie lata to jeszcze gwałtowniejszy wzrost: w 2020 roku MDPI wzbogaciło się o 48, a w 2021 roku o 86 nowych tytułów czasopism. Obecnie, na początku września 2022 roku, portfolio wydawcy liczy 399 recenzowanych czasopism naukowych i 9 czasopism z materiałami konferencyjnymi. Wydawca tworzy nowe tytuły lub przejmuje je od niezależnych wydawców. Niektóre czasopisma, które zmieniły wydawcę na MDPI AG, ale kontynuują działalność pod niezmienionym tytułem i numerem ISBN i znajdują się na ministerialnej liście, ujęłam w Tabeli 2.
Lawinowy wzrost liczby numerów specjalnych?
MDPI został w jednym z artykułów (Aguillo, Isidro F. (2021)., Detergentes, cuñados y las revistas MDPI, Anuario ThinkEPI, v. 15, e15e03) porównany do piramidy finansowej. Czy słusznie? Nie da się zaprzeczyć, że wiele cech piramidy finansowej odpowiada modelowi działania tego wydawcy, pomijając już nawet kwestię potencjalnej drapieżności. Zwłaszcza gdy priorytetowo traktuje się interesy komercyjne wydawcy oraz interesy osobiste (kariera zawodowa) autorów.
Jedną z cech piramidy w MDPI mogłyby być numery specjalne, które są jednym z kluczowych narzędzi w rozwoju wydawcy. Zwłaszcza że opierają się one na sieciach akademickich, dzięki czemu rekrutacja autorów jest łatwiejsza i szybsza – zapewniło to masowy napływ autorów, także z Polski. Wzrost popularności największych czasopism MDPI jest zresztą powiązany z gwałtownym rozwojem i wzrostem liczby numerów specjalnych, które w 2020 roku zawierały 68,3% ogólnej liczby opublikowanych artykułów.
Czasopisma tradycyjne mają stałą liczbę numerów rocznie i małą liczbę numerów specjalnych, które mogą dotyczyć określonego tematu, są poświęcone pracy ważnego naukowca lub stanowią zbiór artykułów z konferencji. MDPI zupełnie przeinaczył ten model, gdyż liczba numerów specjalnych wzrosła do tego stopnia, że wielokrotnie przewyższyła liczbę normalnych wydań. W przypadku czasopisma „Sustainability” special issues wydawane są w tempie dziewięciu dziennie!
Ciche przyzwolenie?
Na rynku to prawa podaży i popytu regulują ceny. W nauce sytuacja jest skomplikowana z uwagi na monopol nielicznych wydawców akademickich, działalność komercyjnych podmiotów odpowiadających za bazy danych, z których korzystają rządowe podmioty odpowiadające następnie za finansowanie i ewaluację nauki, a także relatywnie niewielką liczbę prestiżowych czasopism (o wysokim współczynniku wpływu) i olbrzymią liczbę naukowców, których wynagrodzenie, awans i prestiż związane są z publikacjami w tych czasopismach. Co więcej, nie ma ścisłych przepisów, które wymagałyby publikowania u określonych wydawców i zabraniały publikowania u innych.
W przypadku MDPI nie raz zwracano uwagę na wątpliwe praktyki, jakich dopuszcza się ten wydawca. Obejmują one przede wszystkim szybkość publikowania, która budzi wątpliwości co do jakości procesu wydawniczego, to, czy wydawca faktycznie recenzuje teksty i jakiej jakości są to recenzje, oferowanie premii za pozytywne recenzje, lawinowo wzrastającą liczbę publikacji i numerów specjalnych wydawanych w ramach czasopism, a także zapraszanie naukowców do podjęcia roli redaktorów lub recenzentów w czasopismach lub wydaniach specjalnych, które nie są powiązane z ich specjalizacją. Są badacze, którzy bezapelacyjnie uznają MDPI za drapieżnego wydawcę, a są też bardziej ostrożni, którzy nie uogólniają potencjalnie drapieżnych praktyk wybranych tytułów na całą produkcję wydawniczą MDPI. Ciekawe są też dyskusje na temat publikowania w MDPI, które toczą się między naukowcami w serwisie ResearchGate.
Konkretnych działań wobec wydawcy jest niewiele, gdyż większość środowiska naukowego zdaje się akceptować publikacyjną nadgorliwość polskich autorów jako mniejsze zło, a przynajmniej dopóki czasopisma wydawane przez MDPI uwzględniane są w liczących się bazach i dają naukowcom (oraz uczelniom) pożądane punkty. Co więcej, instytucje naukowe chętnie korzystają z dodatkowych form współpracy, na przykład poprzez umowy gwarantujące obniżki dla publikujących autorów.
Współpraca z uczelniami
MDPI przyciąga uczelnie na wiele sposobów, a jednym ze skuteczniejszych jest współpraca w zakresie publikacji w zamian za „zniżki” i inne korzyści. Otóż autorzy powiązani z instytucją, która jest uczestnikiem programu IOAP (Institutional Open Access Program) wydawnictwa MDPI, mogą na przykład uzyskać 10% zniżki na opłatę APC. Dzięki tej współpracy MDPI jeszcze mocniej przywiązuje do siebie uczelnie, które w ten sposób stają się darmowymi reklamami tego wydawcy oraz źródłem spamu, zachęcającego badaczy z danej instytucji do publikowania w czasopismach MDPI.
W sierpniu 2022 roku w programie IOAP (Institutional Open Access Program) wydawnictwa MDPI uczestniczyło 897 instytucji, w tym ponad czterdzieści z Polski. Są jednak uczelnie, w których podjęto decyzje o zahamowaniu finansowego wspierania potencjalnie drapieżnych czasopism i ich wydawców. W marcu 2022 roku prof. dr hab. Elżbieta Gołata, prorektor ds. nauki i współpracy z zagranicą Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, opublikowała informację o niefinansowaniu publikacji w czasopismach MDPI z puli prorektora na wsparcie badań naukowych. Z kolei Rekomendacje Kolegium Rektorsko–Dziekańskiego w sprawie publikowania przez pracowników i doktorantów Uniwersytetu Gdańskiego w czasopismach naukowych wyraźnie wskakują, że „w ramach Programu Publikacyjnego UG nie będą premiowane publikacje w czasopismach, których jedynym modelem publikacyjnym jest oferowanie odpłatnego otwartego dostępu”.
Drapieżny czy nie?
Polityka biznesowa MDPI jest przedmiotem polemik na szczeblu międzynarodowym, mimo to liczba opublikowanych tekstów indeksowanych w najważniejszych bazach danych stale rośnie. Dyskusyjne jednak może być nazywanie tego wydawcy drapieżnym – w 2013 roku Jeffrey Beall umieścił go wśród potencjalnie drapieżnych wydawców, ale już w 2015 roku usunął MDPI ze swojej listy. W Norwegian Register, czyli norweskiej liście czasopism naukowych, serii wydawniczych i wydawców, MDPI został zdegradowany do poziomu 0, a potem przywrócono mu wyższy ranking.
To pokazuje, że MDPI porusza się w szarej strefie i nie do końca da się opisać jego charakter. Dlatego wydawca ten bywa jednak określany jako semi-predatory albo taki, który stosuje pewne wątpliwe praktyki, które nie są nielegalne, ale mieszczą się w definicji drapieżnych. MDPI nie ma jednoznacznie złej renomy i są badacze, którzy aktywnie broną tego wydawnictwa. Niemniej warto zaznaczyć, że eksperci NCN, którzy oceniają wnioski badawcze, biorąc pod uwagę m.in. jakość dorobku naukowego kierownika projektu, uznają publikacje MDPI za teksty o niskiej wartości naukowej (J. Wolszczak-Derlacz i in., Korelacja ujemna).
Nauka nauką, co z pieniędzmi?
Nie wszystkie czasopisma tego wydawcy wykazują drapieżne zachowania, niektóre mają renomę wśród naukowców i od lat wykazują w miarę stałą liczbę publikowanych rocznie tekstów. Ale wątpliwości budzą takie tytuły jak „Energies” – tutaj tylko w 2021 roku rodzime instytucje naukowe (czyli de facto polski podatnik) zapłaciły niemal 4 miliony franków szwajcarskich za publikacje polskich autorów (Brzoza-Brzezina i in., PPP: Punktacja, Parametryzacja, Patologia, „Gazeta SGH”, 2022) oraz „Sustainability”. W tym ostatnim tytule w latach 2013–2021 liczba artykułów wzrosła ponad 50-krotnie (z 279 do 14 046), podczas gdy w „Energies” zaobserwowano 25-krotny wzrost (z 341 do 8541).
Do oceny środowiska naukowego należy, czy wartość naukowa tekstów, które publikowane są w ramach wybranych czasopism lub numerów specjalnych MDPI, jest warta zapłaconych za nie pieniędzy. W MDPI koszt opublikowania artykułu to około 1000-2000 CHF, czyli od ok. 4854 do 9697 złotych netto. Co więcej, MDPI wprowadza różne mechanizmy promocyjne, dzięki którym można obniżyć opłatę publikacyjną. Otóż za zrecenzowanie artykułu wydawca oferuje kupon w wysokości 100 CHF, który można wykorzystać do pokrycia APC. Kupony łączą się, więc naukowcy recenzując wiele tekstów, mogą nawet dostać zwolnienie z całości opłaty publikacyjnej.
Wilk syty i owce całe
To, jak szybko w ostatnich latach wzrosło znaczenie MDPI, jest naprawdę zaskakujące. Mimo oskarżeń o drapieżne praktyki firma raczej nie zawdzięcza sukcesu nadmiernej tolerancji w zakresie jakości i standardów naukowych. Pozycja MDPI wzrosła wraz ze wzrostem tekstów nadsyłanych przez autorów, a to było konsekwencją przyjętego modelu działania. U innego wydawcy autor nie mógłby liczyć na publikację w czasopiśmie naukowym w kilka tygodni od zgłoszenia tekstu. Tymczasem MDPI, którego pokaźna grupa czasopism jest indeksowana w liczących się bazach danych, mógł to zapewnić.
Wydaje się, że dopóki wszystkie zainteresowane strony odnoszą korzyści, publikacje polskich autorów w czasopismach i numerach specjalnych MDPI będą równie popularne jak w poprzednich latach. Do publikowania w MDPI nie zniechęcają same uczelnie, z których wiele od lat podpisuje umowy zapewniające zniżki dla publikujących autorów. Tym bardziej liczą się działania, które informują o potencjalnie drapieżnych praktykach MDPI i ostrzegają autorów przed tym wydawcą, a także decyzje władz uczelni o zaprzestaniu finansowania publikacji w tytułach wydawanych przez MDPI lub innych czasopismach, których praktyki budzą zastrzeżenia.
Jolanta Szczepaniak
Przepraszam, ale nie rozumiem problemu, choć sam zrobiłem profesurę (nauki medyczne) bez MDPI:
1. Te czasopisma mają istotny IF.
2. Czas recenzji i opublikowania jest naprawdę znakomity.
3. Chwalenie czasopism publikujących po roku w obecnych czasach jest nieporozumieniem.
4. Nawet Springer potrafi nieźle wycenić publikację.
5. P. ~Anna słusznie zauważyła, że MDPI skończyło z recenzowaniem za coroczny dyplom od wydawnictwa. I to nie zmienia mojego odsetka prac odrzuconych.
Wydaje mi się, że wrzawa jest o to, że Springer czy Elsevier chcą kultywować stary styl nauki, a świat im ucieka.
Zobaczcie Państwo, co oferuje Scopus: AI piszącą bardzo ładne wstępy i dyskusje.
Za chwilę będziemy publikować tylko wyniki, bez pisania tych ton poezji.
W MPDI można znaleźć zarówno wartościowe publikacje, jak i bardzo słabe, wręcz żenujące. -tylko pozornie wyglądające na naukowe. Niestety, czytelnicy, którzy nie specjalizują się w danej tematyce, nie są w stanie samodzielnie ocenić rzetelności artykułu. I to jest podstawowy problem. Kiedyś opublikowałem artykuł w Energies, ale teraz tego żałuję.
Premia za recenzję dotyczy także recenzji negatywnych, bo i takie mi się w ciągu kilku lat współpracy zdarzyło napisać. Zdarzyło się także, że prace, którym postanowiłam dać szansę zostały jednak odrzucone.
Każdy kij ma 2 końce. Jestem autorką kilku publikacji w MDPI (i tych przyjętych i tych odrzuconych), recenzentkę kilkudziesięciu manuskryptów (przyjętych i odrzuconych) i redaktorem gościnnym 1 numeru specjalnego (aktualnie 5 prac przyjętych na 14 odrzuconych). Zapłaciłam pełną kwotę za 1 publikację, 3 sfinansowałam z voucherów (płacą za każdą terminową recenzję), kilka opublikowałam zupełnie za darmo - korzystając z oferty 100% zniżki. Jestem recenzentką nie tylko w tym wydawnictwie, w prawie każdym innym również. Moje recenzje dla MDPI są wątpliwe, a te dla Springera, Elseviera, Plos itd już wyśmienite? W większości wydawnictw, nie tylko w MDPI, to my naukowcy jesteśmy recenzentami. W MDPI mają reżim czasowy i tego pilnują. Ja przyjmuję pracę do recenzji gdy mam na nią czas. Tu i teraz, a nie za 3 miesiące może na nią spojrzę. Nie ma sensu trzymać pracy w szufladzie, manuskrypt nie będzię za pół roku leszy, ja wino.... MDPI jakby o tym wiedziało, inne redakcje jakby niekoniecznie.....Zwróćcie uwagę, że aktualnie w MDPI mamy widoczną pełną ocenę pracy - uwagi recenzentów i odpowiedzi autorów. Czyli pełna klarowność. MDPI wygrywa szybkości procesu redakcyjnego, ale niezwykłym stylem i otwartością komunikacja. Każdy ze współautorów ma wgląd do panelu pracy, jak i w pełni jest informowany o każdej zmianie statusu pracy. Rzadko spotykana sytuacja u innych wydawców. Znam redakcje, które nie odpowiadają w ogóle na maile i zapytania kierowane w sprawie pracy....Fakt za dużo wydań specjalnych. Ale dopóki: publikują szybko (a wielokrotnie prowadzimy wyścig z czasem), za przyzwoite punkty, mogę nawet powiedzieć, że szanują autorów (bo edytor zazwyczaj szybko daje szansę pracy i przesyła recenzentom) i recenzentów (bo jako jeden z nielicznych wynagradza ich pracę chociaż voucherami), prace dobrze się cytują, nie tylko w MDPI i są indeksowane w głównych bazach, dopóty na popularności w Polsce nie stracą.
"W przypadku MDPI nie raz zwracano uwagę na wątpliwe praktyki, jakich dopuszcza się ten wydawca. Obejmują one przede wszystkim szybkość publikowania, która budzi wątpliwości co do jakości procesu wydawniczego, to, czy wydawca faktycznie recenzuje teksty i jakiej jakości są to recenzje, oferowanie premii za pozytywne recenzje, "
Połowa TEGO TEKSTU JEST NIEPRWDĄ. MDPI - przynajmniej w tych czasopismach które recenzuję daje Vouchery po 100 CHF nie za pozytywne recenzje, ale za recenzje nadesłane w ciągu tygodnia.
Wydawca nie recenzuje tekstów tylko recenzenci - w większości manuskryptów są to trzej recenzenci. Wydawca czyli redaktor organizuje wymianę informacji między recenzentami a autorami.
Jedna uwaga negatywna - bardzo rzadko udaje się nakłonić autorów do weryfikacji danych i ich prezentacji. Najczęściej autorzy poprawiają tylko tekst mimo wyraźnych braków w materiale badawczym.
W mdpu publikuja nawet merytorycznie bledne papiery. Skonczyc z komercja publikacji. spoldzieni autorskich. Liczne papiery z afiljacja uczelnii z RP maja co najmnuej 10, 12,14 i wiecej autorow, a w mijej ocenie jest to msterial na sc na 2 do 3 autorow. To skandal ze Minister i CK nie zauwaza takich przekretow.
Na ponad 10 prac w MDPI zapłaciłem tylko 50% za pierwszą. Pozostałe opublikowane zostały za pomocą voucherów za recenzje lub voucherów "100% APC off" uzyskanych od tego wydawcy w ramach bycia redaktorem SI lub jako nagrody za dobrze wykonane recenzje. Więc ja na pewno nie przyczyniłem się do znacznego wzbogacenia tego wydawcy. Znam kolegów co płacą za wydruki kolorowe w Elsevierze (choć sami nie dostają wydrukowanych woluminów i kolor jest zawsze w wersjach online bez opłat) ponad 10 tys zł.
Zrecenzowałem ok. 20-30 artykułów do czasopism MDPI. I zaprzestałem po sytuacjach typu: 4 recenzje, w tym 3 negatywne (jedna moja), 1 major revision. Efekt: artykuł ukazuje się po jakichś 3 tygodniach, a jakość badania i komunikacji naukowej słabiutka. Po kilku tego typu akcjach zrezygnowałem i z publikowania i z recenzowania w MDPI. Dla mnie to po prostu niemoralne. Aczkolwiek wiem, że (czasem) publikuje się tam także wartościowe rzeczy. Przy czym uważam (i mam nadzieję), że na wydawnictwie będzie ciążyła coraz większa infamia. Ich flagowy IJERPH miał jeszcze kilka tygodni temu IF > 4.5, po czym WoS odebrał go. Co ciekawe, czasopismo ma 140 punktów MEiN. Mam nadzieję, że przy następnym rozdaniu punktów ministerialnych, MDPI dostanie mocno po głowie.
Poultry Science każe płacić ogromne pieniądze jak inne czasopisma uznawane za "normalne" lub akceptowalne, ale znam przypadki w tych czasopismach kiedy prace nienadające się do opublikowania były publikowane bo tzw. "specjaliści" siedzący na laurach byli autorami. Ważniaki, którym się nie odmawia. Sam publikuję i recenzuję w MDPI i wiele prac jest odrzucanych i Edytorzy po takich rekomendacjach nie przyjmują takiej pracy do druku. Każdemu się wydaje, ze to jest takie proste opublikować w MDPI. Ale nie. Problemem jest (co dla niektórych) czas wydania i brak kontroli nad pracownikiem, ponieważ jak zaznaczyła Autorka tekstu, MDPI płaci za recenzje. Za te negatywne też, nie ma znaczenia czy recenzja jest negatywna czy pozytywna, każda recenzja jest opłacana. I można uzbierać pieniądze, które pokryją koszt publikacji. Piękne. A recenzję można wykonać w 10 dni. Jeżeli ktoś jest specjalistą w danym temacie i ma wiedzę, ma możliwość wydania opinii. Praca nie nabierze mocy leżąc w szufladzie przez rok, a potem i tak recenzję wykonuje się w ciągu kilku dnia. Ale mam władzę i wcześniej nie wykonam. Może sam zrobię takie doświadczenie i będę pierwszy.
Bardzo wiele czasopism bez żadnej renomy ma punkty Ministerstwa. Jeśi MDPI ma IF to jest to wyznacznik jakości. Odbieram cały problem jako konflikt monopolistów jak Rsevier czy Springer ze stosunkowo nową i energiczna marką.
Mam taką samą opinię. Ktoś komuś podjada znaczący kawałek tortu. Wojna rynkowa trwa.
Kochani Państwo, problemem jest liczba punktów na liście ministerialnej dla czasopism MDPI. Jeśli ta punktacja byłaby niska, bądź żadna, wówczas nikt nie chciałby w tych periodykach publikować. Zatem nie znęcajmy się nad MDPI, a przypatrzmy się na ręce tym, którzy ukladają punktację czasopism w Polsce!
Jest w tym dużo racji. W dużym stopniu to ministerstwo wykreowało popyt na MDPI. Zauważcie, że punktacja dla czasopism MDPI na listach ministerstwa wzrastała np. z 70 do 100 lub ze 100 do 140. Obecnie punktacji nie obniżono. Mamy zatem dwie rzeczywistości. Władze uczelni swoje, instytucje oceniające granty badawcze swoje, a ministerstwo swoje. Każdy sobie interpretuje co chce i jak chce - jest lista ministerstwa, al "ja jej nie respektuję" itp. itd.
O czym Pan wgl. pisze? Punkty ministerstwa mają czasopisma, które nie są recenzowane i to jest kpina. Punkty ministerstwa mają czasopisma o których nikt na świcie a i w Polsce nie słyszał czego jednak o MDPI powiedzieć nie można.
Dyskusja ciągnie się, a de facto nic konkretnego się nie dzieje. Zdobywa się awanse zawodowe na podstawie cyklu publikacji (czasami tylko w MDPI) i nikogo to (już) nie dziwi. Gdyby na liście MNiE zabrakło czasopism z MDPI pojawia się zasadnicze pytanie - jakie kategorie uzyskałyby jednostki naukowe? Zakazuje się pracownikom publikacji w MDPI, a jakie publikacje jednostki wskazują do parametryzacji?