Aktualności
Życie akademickie
10 Czerwca
Fot. Andrzej Romański
Opublikowano: 2023-06-10

Zachować dla potomności

Wydaje mi się, że istnieje ścisły związek między pracą naukową, badawczą – w szczególności pracą w archiwum przy analizie dokumentów – a kolekcjonerstwem. Wyrabia ono nadzwyczajną spostrzegawczość, zwłaszcza jeśli chodzi o wynajdywanie różnic, umiejętność analizy wzorów graficznych, tekstów, liternictwa, podpisów. Z tego punktu widzenia uczy zamiłowania do porządku, do klasyfikacji. Stanowi więc bardzo korzystne uzupełnienie kształcenia umiejętności analizy – mówił prof. Piotr Hübner w wywiadzie, od którego rozpoczęła się jego stała obecność na łamach „Forum Akademickiego”.

Przypominamy rozmowę z prof. Piotrem Hübnerem przeprowadzoną przez red. Piotra Kieracińskiego, która ukazała się w numerze 2/1999 naszego pisma.

Zdawałoby się, że uczeni zajmują się tylko nauką. Jednak ich biogramy wskazują, że często coś zbierają, mają pozanaukowe hobby.

Myślę, że potocznie myli się hobby ze zbieractwem i kolekcjonerstwem. Nazwę „hobby” należałoby pozostawić dla zainteresowań, które mają charakter bierny – człowiek wtedy coś odbiera, ogląda, widzi. Typowe przykłady to podróże, czytanie książek czy słuchanie muzyki. Z kolei zbieractwo należy odróżnić od kolekcjonerstwa. To pierwsze jest formą bardzo rozpowszechnioną: polega ono na gromadzeniu rzeczy i daje zbiór luźny, nieuporządkowany, często przypadkowy i amatorski co do metody zbierania. Kolekcjonerstwo ma charakter profesjonalny i wiąże się ze zdobyciem pewnej wiedzy o przedmiocie, polega na porządkowaniu zbioru, który powinien być dostatecznie duży i w miarę kompletny. Jeśli ktoś posiada kilka unikatów, to posiada tylko fragmentaryczny zbiór. Kolekcjoner dąży do zdobycia całości.

W dawnych czasach mówiliśmy o kolekcjach dalekich od kompletności, za to w jakiś sposób cennych?

Jeżeli mówiło się o dawnym kolekcjonerstwie, to na ogół wskazywano jakiegoś mecenasa, Raczyńskich czy Działyńskich, którzy zbierali wspaniałe pamiątki przeszłości. Natomiast od połowy XIX wieku, w związku z powstaniem produktów kultury masowej, przedmiotem kolekcjonerstwa stają się zbiory, które wprawdzie liczą, patrząc na pojedyncze egzemplarze kolekcji, setki tysięcy sztuk – typowym przykładem są znaczki pocztowe – ale zarazem dają jakąś szansę zebrania całości lub całości w ramach określonego przedziału.

Jednak nawet w takich produktach kultury masowej, jak znaczki pocztowe, pojawiają się egzemplarze wyjątkowe, np. wybrakowane.

Pojawiają się tu okoliczności, które przy zbieraniu oryginałów są w ogóle niedostrzegalne, np. błędodruki, niedodruki, egzemplarze wadliwe, druki próbne. Wtedy zbiór, oprócz zbioru podstawowego, zawiera uzupełnienia, które w oczach innych kolekcjonerów świadczą o jego jakości. Dla kolekcjonerów najcenniejsze są egzemplarze trudne do zdobycia, a więc rzadkie, stare, których produkcję zakończono.

Kolekcjoner musi więc wyławiać je z mnóstwa przedmiotów, zdobywać. To trochę, jak z myślistwem.

Cechą zbierania jest łowiectwo, poszukiwanie jakiegoś egzemplarza i związane z tym emocje. Kolekcjonerstwo jest pasją, przejawiającą się nie tylko w porządkowaniu, bo to raczej byłaby pewnego rodzaju pedanteria, ale w tym, że człowiek występuje w roli łowcy, który gromadzi najrzadsze egzemplarze. To taki rodzaj atawizmu. Kolekcjonerstwo spożytkowuje pewną nadmiarowość tkwiącą w człowieku, jego zainteresowania intelektualne nie są w stanie wypalić się w ramach jednej dziedziny.

Coraz częściej przedmiotem kolekcjonerstwa stają się rzeczy codziennego użytku: puszki po piwie, znaczki pocztowe, widokówki.

Tak. Szczególnie widoczne to jest w krajach byłego obozu socjalistycznego. Powojenna bieda zredukowała do minimum możliwość uprawiania wielkiego kolekcjonerstwa, np. porcelany czy obrazów, bibliofilstwa. Natomiast możliwe było, mimo zniszczeń obu wojen, zbieranie rzeczy związanych z kulturą masową. To było odreagowanie psychiczne na to, z czym człowiek się spotykał na co dzień: ubóstwo rynku, monotonia, szarzyzna. Kolekcjonerstwo tworzy świat barwny, kolorowy, różnorodny, a przez to bogaty.

Mówi się, że kolekcjonerzy, podobnie jak naukowcy, bywają dziwakami?

O tak, to prawda. W środowisku kolekcjonerów krążą opowieści o związanych z pasją odchyleniach od normy, często na pograniczu choroby psychicznej. Pojawiają się ludzie, którzy nabawiają się obsesji, że ktoś chce im zabrać zbiór lub tacy, którzy nie chcą z nikim wymieniać tzw. dubletów, aby nie ułatwiać innym zdobycia konkurencyjnego miejsca. Wielcy kolekcjonerzy są czasami ludźmi bardzo trudnymi psychicznie. Nie chodzi tu tylko o odstępstwo od normy, ale o taki stopień uciążliwości dla otoczenia, który powoduje, że dany człowiek jest społecznie nieakceptowany. Najdalej idący przykład to kradzież zbioru. Przez część kolekcjonerów jest to traktowane jako dowód najwyższej miłości i pasji.

W tym, że ktoś nie chce wymieniać dubletów kryje się element konkurencji. Chodzi o to, aby być tym najlepszym. Chyba nie ma w tym nic złego?

Są sytuacje, gdy kolekcjoner posiadający bardzo mocną pozycję potrafi zaprosić początkującego kolekcjonera, żeby przytłoczyć go wielkością swoich zbiorów i uzyskać od niego poddanie się. Klasycznym tego wyrazem jest możliwość przejrzenia zbioru młodszego kolegi, wybrania egzemplarzy, których mistrz nie ma, a dania w zamian wielokrotności tych zbiorów. Wydaje się, że ten młodszy zyskuje, bo dostaje więcej. Ale jednak jest to wykorzystanie swojej pozycji przez bardziej doświadczonego kolekcjonera. Istota rzeczy polega na tym, że póki zbiór ma charakter unikalny, póty kolekcjoner, nawet z małym zbiorem, liczy się. Natomiast w momencie gdy ma zbiór wielki, ale powtarzalny, sam redukuje swoją pozycję. Wśród kolekcjonerów, oprócz profesjonalizmu, wyróżnia się swego rodzaju mistrzostwo wynikające z konkurencji. Najwyżej cenieni są ci, którzy mają najciekawsze zbiory.

Wielu kolekcjonerów nie chce ujawniać swoich zbiorów. kryje się z nimi nawet przed najbliższym otoczeniem.

Znałem docenta, który zbierał złote monety, miał ogromny zbiór i musiał się z tym kryć przed otoczeniem. Kolekcje o charakterze unikalnym, jeżeli się dostają w ręce osób niepowołanych, szczególnie złodziei, często są dla nich bezwartościowe, bo nie dają się spieniężyć. Miarą handlową kolekcji jest ich wartość rynkowa, to, czy ktoś zechce ją kupić i ile jest w stanie za nią zapłacić. Większość kolekcji jest bezcenna, gdyż wiąże się z ogromnym nakładem pracy i ma tak unikalny charakter, że gdyby chcieć kolekcjonerowi zrekompensować jego wysiłki, to należałoby honorować go jak wielkich wynalazców czy twórców.

W ramach dziwactw warto powiedzieć o szczególnych formach zachowywania tajemnicy przez kolekcjonerów – mianowicie o ukrywaniu tajników własnego warsztatu. Większość kolekcjonerów nie ujawnia ani źródeł, z których napływają egzemplarze, ani adresów konkurentów. Pojawia się źle pojęta konkurencyjność w kolekcjonerstwie, którą próbują przełamać kluby kolekcjonerskie.

To forma zinstytucjonalizowania kolekcjonerstwa, chyba coraz bardziej rozpowszechniona?

Bardzo charakterystyczne przy filatelistyce jest zjawisko instytucjonalizacji. Pojawiają się grupy kolekcjonerskie, wydawnictwa profesjonalne, pomocnicze, nawet specjalne albumy i książki, organizacje wiążące kolekcjonerów, a nawet rzecz, która zabija spontaniczne kolekcjonerstwo, tzw. abonament. Gdy dostarcza się danemu zbieraczowi całość egzemplarzy danego rodzaju, to mało już ta sytuacja przypomina klasyczne zbieranie. Filatelistyka cierpi nie tylko na nadmierne zinstytucjonalizowanie w tym sensie, że związana jest z państwowym przemysłem, ale także w tym, że związana jest z produkcją dla kolekcjonerów. Jest to moment, który, w moim odczuciu, oznacza śmierć kolekcjonerów. Innym przykładem kolekcjonerstwa instytucjonalnego jest Muzeum Narodowe i jego zbiór obrazów. Część tej kolekcji powstała w wyniku decyzji ustrojowych – chodzi w szczególności o konfiskatę majątków ziemskich i zasobów artystycznych, które były w posiadaniu poszczególnych rodzin. Taki przykład zinstytucjonalizowanego kolekcjonerstwa oznacza śmierć autentycznego kolekcjonerstwa, bo pojawia się supergigant konkurencyjny, który uniemożliwia pozostałym kolekcjonerom uzyskanie pewnego poziomu przyjemności czy satysfakcji. W kolekcjonerstwie tkwi ogromny walor spontaniczności i autentyzmu, nadmierne unaukowienie zbierania, profesjonalizacja grozi swoistym nokautem, samozniszczeniem.

Jednak takie kolekcje mają spory walor naukowy.

To są wyjątki. Typowe było kiedyś, że profesor po uzyskaniu sukcesu kolekcjonerskiego, np. stworzeniu kolekcji rzadkich minerałów, jak Dzieduszycki, albo po stworzeniu ogromnego zbioru bibliotecznego – przykład Estreicherów i Załuskich – darowywał zbiór określonej instytucji bądź w inny sposób upubliczniał go.

Kolekcjonerstwo wiąże się bardzo często z nauką?

Wydaje mi się, że istnieje ścisły związek między pracą naukową, badawczą – w szczególności pracą w archiwum przy analizie dokumentów – a kolekcjonerstwem. Kolekcjonerstwo wyrabia nadzwyczajną spostrzegawczość, zwłaszcza jeśli chodzi o wynajdywanie różnic, umiejętność analizy wzorów graficznych, tekstów, liternictwa, podpisów. Z tego punktu widzenia uczy zamiłowania do porządku, do klasyfikacji. Stanowi więc bardzo korzystne uzupełnienie kształcenia umiejętności analizy. Kolekcjonerstwo jest czymś zupełnie przeciwnym do chaosu, który napotykamy w codziennej rzeczywistości. Tak więc umiejętności, które posiada kolekcjoner, da się przenieść na inne dziedziny życia. Ale też zbytnie zamiłowanie do porządkowania grozi pedanterią.

Zazwyczaj jednak zbiory są wciąż w trakcie tworzenia.

Warto wprowadzić pojęcie żywego zbioru. Zbiór martwy to taki, do którego nie przybywa już żaden egzemplarz i który nie jest przedmiotem niczyjego oglądu, zainteresowania, spoczywa zamknięty w szafie. Natomiast zbiór żywy ulega stałemu powiększaniu. Są kolekcjonerzy – poznałem takich w Polsce – którzy w momencie, gdy ich zbiór staje się martwy, zmieniają przedmiot kolekcjonerstwa. W niektórych przypadkach można mówić o nerwicowej postaci tego zjawiska. Są ludzie, którym kolekcjonowanie przestaje sprawiać przyjemność, staje się chorobą, obsesją. To najstraszniejsze widmo. Zdarza, się, że niszczą oni zbiór, darowują, bądź sprzedają znacznie poniżej wartości. Jeden z większych polskich kolekcjonerów, przez długie lata zbierający etykiety od piw, a obecnie etykiety od wódek, zmieniał kilkakrotnie przedmiot kolekcjonerstwa i za każdym razem szybko dochodził do prymatu. Z tego co wiem, w tych dniach zainteresował się kartami telefonicznymi.

Kolekcje powstają w różny sposób, czasami są dziełem przypadku.

Dziełem przypadku może być zapoczątkowanie zbierania. Jeden ze wspaniałych zbiorów filumenistycznych wiąże się z profesorem z Instytutu Zoologii PAN, który zauważył, że kolekcje chrząszczy zbierane były przez parę dziesiątków lat w pudełkach od zapałek. Dokonał wymiany pudełek na współczesne i w ten sposób stał się właścicielem kolekcji. Ze zbieraniem rzeczy oryginalnych wiążą się na ogół wspaniałe przygody, każdy egzemplarz ma swoją historię. Kolekcja z tego punktu widzenia jest zbiorem pamiątek – pamięta się np. ludzi, od których dany egzemplarz się dostało, wydarzenia, miejsca, historie związane z danym egzemplarzem.

Aby stworzyć kolekcję, trzeba dysponować sporą wiedzą dotyczącą przedmiotu?

Kolekcjoner ma w gruncie rzeczy kolekcję i zbiór. Kolekcja to podstawowy przedmiot zbioru, natomiast zbiorem towarzyszącym są tzw. akcesoria. W moim przypadku jest to wiedza związana z herbatą. Kolekcjonerstwo wymaga wiedzy merytorycznej oraz metodologicznej. Ta druga dotyczy metod gromadzenia i opracowywania zbiorów. Na pograniczu kolekcjonerstwa zdobywa się wiedzę, która ginie w społecznej pamięci. Dzięki kolekcjonerom, dzięki ich pasji, ocaleje dla przyszłości nie tylko przedmiot zbioru, ale i wiedza o dawnych firmach, ludziach, ekspertach, wiedza o charakterze unikalnym, często trudna do zdobycia, rozproszona. Muzeum Techniki w Warszawie gromadzi różnego rodzaju wiedzę, np. o naczyniach związanych z gospodarstwem domowym, maszynach do pisania, urządzeniach biurowych. Istnieje też Muzeum Kolejnictwa, Papiernictwa itp. To pozytywne przykłady kolekcjonerstwa zinstytucjonalizowanego.

Niestety, kolekcjonerstwo to wiedza często zmarnowana. Ludzie spożytkowują ogromną tkwiącą w nich energię na gromadzenie rzeczy, które w oczach otoczenia nie zawsze są wartościowe. Przykład to kilkusettysięczny zbiór guzików. Ale z drugiej strony, kolekcjonerstwo ujawnia, że w życiu codziennym istnieje ogromna liczba czynności, niekiedy czasochłonnych, które pozostają bez jakiegokolwiek śladu dla otoczenia. Kolekcjonerstwo czasami upamiętnia czyjeś wysiłki codzienne, mało znaczące. Potrafi np. zachować dla potomności dowody czyichś zainteresowań. Są kolekcjonerzy wizytówek bądź menu z rozmaitych przyjęć. Na tej podstawie możemy po latach odtworzyć przebieg ważnych spotkań. Są kolekcjonerzy przedmiotów rynkowych – oryginalnym zbiorem jest zbiór metek od ubrań. One pozwalają odtworzyć, co które firmy produkowały na rynek, w sytuacji, gdy większość tych produktów jest już nieznana, zapomniana, zużyta.

Mówiąc inaczej: za przedmiotami kryją się pewne wydarzenia, pewien świat, który, zdarza się, już nie istnieje?

Kolekcjonerzy najczęściej zbierają rzeczy, ale za daną rzeczą kryje się jej wartość niematerialna, kulturowa. W socjologii określa się to mianem wartości symbolicznej. Przedmioty w kolekcji stanowią rodzaj znaku, czy symbolu w stosunku do jakiegoś abstraktu. Tym abstraktem jest najczęściej wyspecjalizowana wiedza. Jeśli ktoś jest numizmatykiem, to nie tylko kolekcjonuje pieniądz jako kawałek metalu, ale wszystko to, co się z tą monetą wiąże. On nie tyle widzi stop metalu, co wartość kulturową. Widzi człowieka.

Rozmawiał Piotr Kieraciński

Prof. Piotr Hübner zmarł po długiej i ciężkiej chorobie w czwartek 8 czerwca. Wywiad ukazał się w numerze 2/1999 „Forum Akademickiego”.

Dyskusja (0 komentarzy)