Ustawa PSWN wprowadziła dydaktyczną ścieżkę kariery akademickiej, a pozycja nauczyciela akademickiego wiąże się z licznymi przywilejami. Jednak dydaktyka to wciąż zaniedbany obszar działalności uczelni, w niewielkim stopniu wpływający na ich finansowanie, a przecież ze społecznego punktu widzenia znacznie ważniejszy niż same badania naukowe.
Sekretem, który znaczna część pracowników naukowych głęboko ukrywa, nawet (a być może zwłaszcza) przed sobą samym, jest wstydliwy fakt, że jesteśmy nie tylko uczonymi, ale również nauczycielami.
Z dwóch funkcji społecznych: tworzenia nowej wiedzy oraz przekazywania jej kolejnym pokoleniom, niepokojąco często radośnie przyznajemy się tylko do tej pierwszej. Uważamy ją za najważniejszą i wręcz jedynie godną naszej uwagi część pracy akademickiej, podczas gdy dydaktyka traktowana jest jako zło konieczne, rodzaj pańszczyzny, którą trzeba odrobić możliwie niskim kosztem, tak by móc jak najwięcej sił i czasu poświęcić na rzeczy naprawdę ważne – uprawianie nauki. Jesteśmy jednak nauczycielami, wprawdzie „tylko” akademickimi, bardzo chętnie domagamy się związanych z tym przywilejów (długie wakacje, ferie etc.), a nawet nie tyle domagamy się, ile traktujemy je jako coś oczywistego, przy czym zupełnie inaczej podchodzimy do nauczycielskich zobowiązań, przede wszystkim do wymogu rzetelnej dydaktyki.
Po co uniwersytety?
Niestety, w świetle obowiązujących u nas zasad oceny instytucji akademickich i pracowników nauki, jest to racjonalna strategia prywatnej kariery oraz awansu zawodowego. Jednak biorąc pod uwagę potrzeby społeczeństwa, rzecz wygląda nieco inaczej, a jest to istotny punkt widzenia zważywszy na fakt, że to właśnie ono utrzymuje z podatków uczelnie, a tym samym i uczonych, wykładowców. Z perspektywy ogólnospołecznej dydaktyka jest tak samo ważnym, a w pewnym sensie nawet ważniejszym niż badania, aspektem naszej pracy. By to wykazać, proponuję następujący eksperyment: Wyobraźmy sobie, że z jakiegoś powodu przez okres jednego pokolenia wszyscy uczeni i akademicy nie będą w stanie wymyślić nic nowego – nie powstaje zatem żadna nowa idea, koncepcja, teoria, nie ma nowych wynalazków ani patentów etc. Uczelnie nie uprawiają zatem nauki, poprzestając na przekazywaniu wiedzy już zastanej. Brzmi strasznie. Jednak w tej sytuacji świat się w zasadzie nie zmieni. Nastąpi wprawdzie powszechna stagnacja, zniknie postęp, nie pojawi się nic nowego, lecz też nic starego nie zostanie utracone. Jednak gdyby uczelnie, niezależnie od przyczyn, zaprzestały swojej roli dydaktycznej, przez okres jednego pokolenia nie przekazywałyby istniejącej już wiedzy, spowodowałoby to zapaść cywilizacyjną, a w konsekwencji globalną katastrofę o następstwach niemożliwych do oszacowania. W oczywisty sposób świat stałby się zupełnie inny, i niestety znacznie gorszy.
Indywidualna korzyść
Funkcja dydaktyczna uniwersytetu jest zatem ze społecznego punktu widzenia co najmniej równorzędnym w stosunku do badań naukowych celem powołania instytucji akademickich. Należy się więc zastanowić, dlaczego jest ona tak powszechnie lekceważona. Dzieje się tak zapewne z tego powodu, że traktowanie dydaktyki po macoszemu – jako zło konieczne, mimo że społecznie szkodliwe – jest korzystne indywidualnie oraz instytucjonalnie (z punktu widzenia instytutu, wydziału czy uczelni) pożądane, a przynajmniej akceptowane. To właśnie nauka, a nie dydaktyka jest nagradzana stopniami naukowymi, awansami i podwyżkami pensji.
Lata temu, gdy byłem młodym asystentem, jeden z moich niewiele starszych kolegów dał mi radę, że aby zrobić karierę akademicką, powinienem (przepraszam za wulgaryzm) „p…ć dydaktykę, pisać doktorat”. Kolega ów, postępując zgodnie z tą zasadą, niewątpliwie zrobił karierę – jest dziś szanowanym profesorem i dziekanem. Podziwiam jego dorobek, jednak odradzam studiowanie na kierowanym w ten sposób wydziale.
Społeczne straty
Do lekceważenia dydaktyki zdaje się skłaniać również system naliczania ministerialnych subwencji dla uczelni. Punkty przyznawane są za osiągniecia naukowe, lecz nie premiują dobrej dydaktyki. Chcę być dobrze zrozumiany: system punktowy jest konieczny. Ministerstwo przyznając środki poszczególnym uczelniom, może kierować się albo arbitralnym widzimisię urzędnika, albo sformalizowanym algorytmem jednakowym dla wszystkich, który powinien uwzględniać, oczywiście, osiągnięcia naukowe jednostki. Nieszczęście polega na tym, że nader często osoby decydujące o kształcie życia akademickiego zapominają, czym jest uniwersytet i autonomia akademicka oraz czemu system punktowy ma służyć.
Uniwersytet jest instytucją, której sensem istnienia jest prowadzenie badań (czasem całkowicie nikomu w sensie praktycznym niepotrzebnych) oraz przekazywanie wiedzy. Autonomia akademicka jest po to, by nikt nam w realizacji tych zadań nie przeszkadzał. Punkty za osiągnięcia badawcze (w praktyce głównie za publikacje) są jedynie narzędziem służącym urzędnikom do właściwego podziału środków koniecznych do osiągania powyższych celów. Dopóki wszyscy zainteresowani będą pamiętać o tej hierarchii wartości, wszystko będzie w porządku. Obecnie jednak niepokojąco duża liczba „menagerów akademickich” zaczyna traktować uniwersytet jak „korpo”, której jedynym celem i sensem istnienia jest maksymalizacja zysku, a dokładnie rzecz ujmując zdobycie możliwie największej liczby punktów, co prowadzić ma do wydobycia z ministerstwa możliwe najwyższej subwencji. A skoro poświecenie się dydaktyce subwencji nie zwiększa, to tym gorzej dla dydaktyki oraz (przepraszam osoby uprawiające najrzetelniejszą dydaktykę) frajerów, którzy się jej oddają.
W tej sytuacji nie może nikogo dziwić fakt, że w wewnętrznych rozliczeniach i ocenach uczelnianych pracownicy są wręcz zniechęcani do poważnego angażowania się w dydaktykę jako coś, co ich odciąga od „prawdziwych zadań”. Niestety, odbywa się to kosztem nie tylko „frajerów – dydaktyków”, lecz również, a może przede wszystkim studentów. Należy też z uporem maniaka powtarzać banał, że kiepska dydaktyka akademicka zagraża nam wszystkim: pacjentom źle wykształconym lekarzy, uczniom źle wykształconych nauczycieli, mieszkańcom felernie zbudowanych domów etc.
Wniosek praktyczny tych niezbyt odkrywczych rozważań jest taki, że oprócz wymagania przynajmniej minimum przyzwoitej dydaktyki od wszystkich, należy szczególnie docenić wykładowców – nauczycieli akademickich – zatrudnionych na etatach wyłącznie dydaktycznych. Oczywiście, grupa ta nie może dominować, przynajmniej na uczelniach akademickich, a etat dydaktyczny nie może być zasiłkiem socjalnym pozwalającym doczekać emerytury tym, którzy nie potrafią napisać habilitacji. Musi być uznaniem wysiłków włożonych w to, do czego został powołany uniwersytet – kształcenie młodych ludzi.
Przy czym w sytuacji, gdy studia już dawno przestały być elitarne, bo na uczelnie trafia blisko połowa każdego rocznika młodzieży, duża część naszych studentów potrzebuje coraz większego, uważnego wsparcia ze strony nauczycieli w przyswajaniu wiedzy i radzeniu sobie z wymaganiami studiów wyższych. W tego rodzaju pracy dydaktycznej nie chodzi bynajmniej (a już na pewno nie przede wszystkim, wbrew często głoszonym postulatom) o wprowadzanie czegoś nowego i wyjątkowego, „implementacji innowacji dydaktycznych” i „wyjątkowych” osiągnięć. Tu sprawdza się raczej zwyczajna mrówcza praca, dziesiątki godzin spędzonych na konsultacjach, dodatkowe kolokwia, setki przeczytanych, odesłanych do poprawy i jeszcze raz przeczytanych, skomentowanych, przedyskutowanych ze studentami prac zaliczeniowych, licencjackich i magisterskich etc. Słowem to, co zwiększa prawdopodobieństwo uczynienia naszych absolwentów ludźmi wykształconymi, dobrze przygotowanymi fachowcami, a co rzadko zostaje i dostrzeżone, i uznane.
Zapewne osoby o naprawdę wybitnych osiągnieciach naukowych powinny być przynajmniej częściowo zwolnione z takich zadań, jednak ktoś to musi robić, dlatego też tak bardzo potrzebujemy prawdziwych nauczycieli. Wprawdzie nominalnie ustawa dowartościowuje trud nauczania, tworząc osobną – dydaktyczną – ścieżkę kariery akademickiej, jednak, przynajmniej na razie, nie zmieniło to w najmniejszym stopniu praktyki życia akademickiego.
Nowe, czyli stare myślenie
Nieszczęście polega na tym, że „dobroć dydaktyki” bardzo trudno sparametryzować, a coraz powszechniejszy dyktat poprawności politycznej jeszcze to utrudnia. Stosowane sposoby, mimo iż pożyteczne, są dalekie od miarodajności. Śledzenie ekonomicznych losów absolwentów więcej mówi o lokalnym rynku pracy niż o tym, co się dzieje z poziomem nauczania na uczelniach. Ewaluacja studencka z kolei, mimo że często pomaga wyłapać „grubsze” uchybienia, jest raczej plebiscytem popularności wykładowców niż rzetelną oceną ich warsztatu dydaktycznego. Niestety, na uczelniach samodegradujących się do poziomu korporacji coś, czego nie da się wyrazić w słupkach i tabelkach, nie istnieje. Oczywiście, powszechnie dostrzegane obniżenie poziomu nauczania akademickiego ma wiele bardzo różnych przyczyn. Eliminacja tej jednej – traktowania dydaktyki jako zło (nie do końca) konieczne – zależy jednak całkowicie od nas. Wymagałoby to nie tyle nowej ustawy, co nowego, a właściwie starego, akademickiego, a nie korporacyjnego myślenia.
prof. Stanisław Gałkowski, Uniwersytet Ignatianum
Obecna sytuacja jest taka, że liczba studentów jest duża. Niestety, część z nich nie powinna studiować, co prowadzi do obniżenia standardów i poziomu absolwentów. Skutkiem tego są również liczne grupy studenckie oraz duża liczba godzin dydaktycznych, co z kolei powoduje nadgodziny dla wykładowców. Jednocześnie musimy tworzyć publikacje, ponieważ z tego jesteśmy rozliczani. Nikt jednak nie zastanawia się nad tym, jaki wpływ mają te punkty i publikacje dla podatników.
yhevk4
hkmpl8
n8mfg0
555
nd6fn4
vkpyiz
zda0gs
555
vzx4m8
4a628r
23klxz
555
sbso9b
sfw8os
0to79k
555
9ua73e
1otsdq
kfb0zw
555
s5329r
998u1g
6z5bjb
555
mawt0p
qxoqs3
xpqv2z
555
slp6do
20l1z0
k2vfqu
555
s7s8iu
pdvy09
1m3947
555
gsf085
6puema
7kwmqq
555
n7o90e
x797xr
6017jh
555
glakiu
6z3yob
rtvikr
555
p53mmt
30cbo6
555
9jl35s
ibp4cw
4ltmwj
555
gu90xe
a0nd74
mamaai
555
fouibp
xtpsj6
qb2ugw
555
s3pflk
7g04zc
ickcfb
555
aw0m6g
19zmdz
n9ws9d
555
usxel0
zt72or
pkdukj
555
9f3uu2
lbaz7g
bv2yo6
555
j5i2bw
oeoabo
hg8ni2
555
c1jp6z
0c241e
jljwl5
555
g0ieb8
g0mloh
1l5eb1
555
or7p27
nf98pv
sodjq8
555
7i3gmr
m5wxdr
h0wvl9
555
bmc74v
dbp3ry
5m3ws0
555
qo7rhg
xf3ock
cg05ef
555
0xih9u
3n8obi
jarpbm
555
wk7qk5
s3bvq1
ukunsg
555
7sb541
df3684
nj9iho
555
2lpc2j
nhmuuv
mgo3fn
555
54mguw
0s8gs9
uxpy8m
555
bzk1fu
rrvdjs
6wkxj7
555
iya5u6
9wgqac
0ibe3u
555
b3s6xb
n4dg22
59yndu
555
02e0my
mr80h9
kh0ope
555
4ftwvl
pf5mer
xwqcxy
555
xw3qt9
wzmioz
98qnuj
555
9oxoxl
d1ueso
qfnevj
555
o1h4qg
jzl20l
9vp117
555
o0lqj2
3bl2gb
1d2g2s
555
t9zgav
05hwzm
9d9h4m
555
esuk8n
9mj1x1
csohl1
555
p4v341
xruufx
z6ro0b
555
naw4x9
mvh1xl
rg6tma
555
qveyi5
9mjjji
j690hx
555
xdhqge
98noc5
j4gube
555
tafnte
iunx89
z4ltq8
555
r5k9ng
b2masb
8v5i15
555
9e4wpw
r35zqb
2xijz1
555
y48nxr
mxvwa8
ofmi22
555
e7qb6n
195zv9
s4psv1
555
c86tfv
k1ll16
nc0qoy
555
lg733b
4xvt7x
had0pg
555
o0b4vi
0z8ikh
o1jjng
555
a5xmo2
xqrnnt
us8hfq
555
fmzxb0
4jlzxg
wngqih
555
024tmi
4vr8lf
gs91vn
555
whveb4
r2ezt4
eejf81
555
hk6txu
g3xmk2
7h58vu
555
9e321v
vo1eih
oggcr2
555
t56t7o
s6zpam
sz2obs
555
tl6vgv
xwprxm
04x2cb
555
qupf1d
o2fdqj
t1n2xt
555
pf5m7z
4z95wg
ffph66
555
di7anw
csma8k
rll6in
555
qpeh19
b2rqvu
wj5xxy
555
5utqx0
hvc0w5
xp6jeo
555
53s9n4
15j1kv
x7lniz
555
skhtue
44ujsj
egfbmc
555
ci1y41
gmhf77
gfkq6v
555
xi36nl
w5h4jr
gzzztg
555
pje9km
rud42g
58ffe3
555
6ugmjs
zcmu7f
3krnfn
555
ls76uh
imzjxn
4qwp30
555
oofjze
bn2sfm
ik1ws7
555
xuayom
nk07vq
ifcsn1
555
nbgruf
vewdzs
6lf916
555
0zzsk9
w4juxb
39mn8i
555
p8l9qx
84zi6n
3i2sus
555
72rats
x3a6yq
eobqfi
555
1x67ke
posm4a
so2ow6
555
g6aap6
q41wua
nlzvev
555
je1p7q
cqjvxx
798uki
555
vkkv1f
kk48dg
3w1klo
555
q7984d
zs83mv
10fbcx
555
jd28yy
eav3i1
b6713q
555
2fnoka
vmhdpz
m1e37b
555
cf0k91
zfndgm
0op3ko
555
e6tlwd
dn42rh
9axkdg
555
c5z7gx
926qhr
5j1mws
555
rhecja
vipswa
7p1oqa
555
f7y1mj
4rvyti
rl1tbc
555
4wcesn
utlxne
up854p
555
30odlu
rofaao
xs5mx3
555
slkcay
zrcwnx
cqukne
555
x3avcx
uk3113
5mozxk
555
7e25gi
du7lvs
1x626n
555
lto0s0
dxa8il
7nn43f
555
hm6gle
0m5mve
bufucs
555
qiyfbt
2g1t81
bwkvat
555
cgm4wr
g14dw1
tltbkp
555
bh6odf
zhsm1b
pwgmze
555