Poprzedni Następny

Interesujący jest fenomen tej książki, jak i reakcji na nią.
Książka jest ważna i potrzebna, przysporzyła jednak autorowi wielu niepotrzebnych cierpień.

Grzegorz Filip

MAM KŁOPOTY

Mam kłopoty, bo wydałem książkę - mówi dr Herbert Kopiec. Uczeni - zamiast napisać druzgocącą recenzję, jeśli im się książka nie podoba - w demokratycznym głosowaniu chcą mnie wyrzucić z uniwersytetu.
Sprawa dr. Herberta Kopca z Uniwersytetu Śląskiego zaczęła się na początku lat 90. Był wówczas jednym z tych, którzy poważnie potraktowali fakt upadku komunizmu. W 1991 roku ukazał się jego artykuł Cichy pogrzeb teorii wychowania socjalistycznego. Autor uważał, że bez krytycznej analizy indoktrynacyjnego systemu edukacji w PRL niemożliwa będzie nowa pedagogika. Trzeba było odpowiedzieć na pytanie, jakie elementy wczorajszego systemu można zachować, które zaś należy odrzucić. Odpowiedzi oczekiwała nie tylko akademicka pedagogika, ale przede wszystkim szkoła - reformująca się tymczasem na niejasnym fundamencie. Środowisko pedagogiczne nie spieszyło się jednak z podjęciem takiej problematyki. Próbą rozliczenia z przeszłością miał być I Zjazd Pedagogów w Rembertowie w roku 1993. Niestety, żadne rozliczenie nie nastąpiło.
Herbert Kopiec jest starszym wykładowcą na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ w Katowicach. Pracuje tu od 1974 roku. Wykłada teorię wychowania. Absolwent pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego (1965), doktorat zrobił w Uniwersytecie Gdańskim (1976). Jest autorem trzech książek. W roku 1987 opublikował pracę, która miała być podstawą do otwarcia przewodu habilitacyjnego. Nie doszło jednak do tego. Kopiec w roku 1997 został wyrotowany i przeszedł na etat dydaktyczny.


KIJ W MROWISKO

W roku 1998 ukazało się pierwsze wydanie książki Herberta Kopca Rozumiejący wgląd w wychowanie. W pracy tej, która doczekała się już trzech wydań, autor przedstawił swoją koncepcję wychowania, krytykując pedagogikę socjalistyczną, której współtwórcami była spora część dzisiejszych profesorów pedagogiki i psychologii. Równolegle do dyskursu naukowego prowadzi Kopiec wątek publicystyczny o silnie polemicznym zabarwieniu, emocjonalny, miejscami osobisty. Nie koncepcje naukowe Herberta Kopca, rzecz jasna, wywołały oburzenie profesury UŚ. Niektórzy poczuli się po prostu dotknięci tym, że zostali w tej książce wymienieni z nazwiska lub w takim kontekście, że łatwo domyślić się o kogo chodzi. A zdanie autora o działalności wielu osób, zarówno tej sprzed roku 1989, jak i późniejszej, nie jest zbyt pochlebne. Kopiec charakteryzuje ją w obszernych przypisach, mieszczących właśnie ów wątek polemiczno-publicystyczny.
- Kopiec poczynił w swej książce wiele, moim zdaniem słusznych, ataków na poglądy konkretnych osób. Zabolało to niektórych, stąd jego kłopoty - mówi prof. Stanisław Ruciński z Warszawy. Książka H. Kopca - pisze Wanda Kamińska z Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku - wywołuje emocje nie tylko wśród teoretyków wychowania. Czyżby wyrażenie własnego zdania zagrażało komukolwiek? Mimo że zgadzam się nie ze wszystkimi tezami tej książki, to cenię radykalizm, zaangażowanie i rzeczowość autora.


WYCHOWANIE JEST DIALOGIEM

Czytając tę książkę zastanawiałem się, jakie są argumenty za spleceniem wątków naukowego i publicystycznego, a także: gdzie we współczesnej humanistyce jest granica między obiektywnym i subiektywnym. - Porządek naukowy, do którego można mieć pewne uwagi i zastrzeżenia, ale również dużo uznania, jest ilustrowany przykładami dotykającymi ludzi - mówi prof. Stanisław Ruciński. - To nie jest pomieszanie, to jest ilustracja, być może przerośnięta.
- To książka inna niż prace pedagogiczne o charakterze empirycznym - mówi dalej profesor. - Ja także idę tym torem, by teoria pedagogiczna nie budowała się na badaniach empirycznych, które prowadzą do wykrywania prawidłowości potrzebnych w oddziaływaniu. Wychowanie nie jest oddziaływaniem. Gdy wysunąłem tę tezę, spotkałem się z atakiem znacznej części społeczności pedagogicznej. Kopiec także wysuwa tę tezę. Według prof. Rucińskiego, wychowanie jest dialogiem. Wychowywać, to być z dzieckiem jako ktoś równoważny, ale nie równy w sensie intelektualnym czy moralnym. Traktowanie drugiego człowieka jako osoby równoważnej wyklucza obrabianie go jak przedmiotu, w celu kształtowania w nim pewnych cech. W wychowaniu chodzi o skierowanie uwagi podopiecznego na to, co ważne, a nie o kształtowanie wybranych cech, co się sprowadza do socjalizacji czy manipulacji. Kopiec wygłasza podobne opinie i budzi to protest środowiska.


PRZECIW AUTORYTETOM

- Jak pani ocenia pomieszanie porządku naukowego z osobistym? - pytam Wandę Kamińską, filozofa, autorkę recenzji książki Herberta Kopca w "Ruchu Pedagogicznym" (nr 3-4/1999). - Refleksja osobista ma na celu pokazanie uwikłania obecnej pedagogiki w mechanizmy społeczne, które mieliśmy do tej pory - mówi Kamińska. - Oba porządki mogą się więc wzmacniać. Wiem dlaczego autor tej książki tak ją pisał. Chciał rozpoznać przestrzeń Homo Sovieticus, pokazać klimat pedagogiki socjalistycznej w języku opisowym. Nie wystarczy powiedzieć, że było źle. Poza środowiskiem katowickim w inny sposób czyta się tę książkę i widzi się jej wartość.
Jest to książka wyjątkowa na tle produkcji pedagogicznej. Jak mówi prof. Ruciński, pisana jest z perspektywy wypróbowywania nowej metodologii. Jej wyjątkowość polega też na tym, że nie oszczędza ona żadnego tekstu, choćby autor był wielkim autorytetem. Kopiec szczególnie tępi pedagogikę socjalistyczną jako teorię oddziaływania o charakterze ideologicznym. Budzi to dzisiaj dużo emocji.
Analiza kryzysu pedagogiki dziś jest możliwa wyłącznie po zauważeniu relacji łączących ją z pedagogiką wczoraj - pisze Kamińska. Tymczasem o minionej rzeczywistości mówimy i piszemy zbyt mało bądź zbyt jałowo, nie chcąc narażać się na zarzut braku wymaganego dystansu do nie tak dawnych doświadczeń.
Pracę naukową i osobowość Herberta Kopca chwali także prof. Irena Lepalczyk z Łodzi, recenzentka niektórych jego prac. - Znam go od dwudziestu lat i sądzę, że powinien mieć także bardzo dobre kontakty z młodzieżą - mówi. - Jestem mu życzliwa, wiedząc o jego trudnościach w uczelni. Wiem, że zaszkodziły mu te fragmenty książki, które mają charakter polityczny.


GŁOSOWANIA ODWOŁANIA

Dlaczego dr Herbert Kopiec ma odejść na wcześniejszą emeryturę? Jego dorobku naukowego nikt nie kwestionuje, a według dr hab. Agnieszki Stopińskiej-Pająk, kierownika katedry Podstaw Pedagogiki i Historii Wychowania, potrzeby dydaktyczne Katedry uzasadniają jego pozostanie. Oficjalne stanowisko przełożonych dr. Kopca brzmi: wygasa umowa podpisana na czas określony. Nie można jej przedłużyć, bo jest to już druga taka umowa, a trzecie przedłużenie - zgodnie z prawem - daje zatrudnienie na stałe. Kopiec zatrudniony jest na etacie starszego wykładowcy. Na wydziale określone są nieprzekraczalne limity starszych wykładowców w stosunku do pracowników samodzielnych. Podobno wiele innych osób jest w takiej samej sytuacji. Odejdą, bo nie przedłużono z nimi umowy. Głos decydujący ma w tej sprawie Rada Wydziału Pedagogiki i Psychologii oraz rektor.
W maju 1999 wszczęta została procedura zatrudnienia Herberta Kopca na czas nieokreślony. Rada Instytutu Pedagogiki zaopiniowała pozytywnie jego osobę. Rada Wydziału, biorąc pod uwagę jego dorobek oraz potrzeby dydaktyczne, także wypowiedziała się pozytywnie. Na podstawie decyzji rektora UŚ z września 1999, Kopiec ma jednak odejść z uczelni 31 grudnia 2000. Kilkakrotnie odwoływał się do rektora od tej decyzji, coraz natarczywiej, w przekonaniu, że ma rację. Jednak ton tych listów zirytował rektora.
- Dlaczego dr Kopiec musi odejść? - pytam prof. Tadeusza Sławka, rektora Uniwersytetu Śląskiego. - To nie jest dobrze postawione pytanie - mówi rektor. - Dr Kopiec może pozostać w uczelni. Jestem w stanie zaakceptować inną formę jego zatrudnienia niż konkurs i mianowanie, np. na zlecenie albo na godziny. Jeśli wydział ją przedstawi, chętnie to rozważę. Takiej propozycji jednak nie otrzymałem. Kiedy w 1998 roku wydział z wielkim trudem (głosowanie 12:9) przedłużył panu Kopcowi umowę o rok, to ja, idąc mu na rękę, przebiłem Radę Wydziału dając mu zatrudnienie na dwa lata, bo to w świetle ówczesnych przepisów wprowadzało go pod parasol wieku emerytalnego. Ponieważ wpływały krytyczne uwagi pod adresem niektórych zajęć prowadzonych przez pana Kopca, wydawało mi się, że wydział postępuje konsekwentnie, uważając, że stabilizacja pracownika, z którym są pewne problemy jest niecelowa. Krótko mówiąc, wydziałowi nie odpowiada forma zatrudnienia przez konkurs i mianowanie, i ja to stanowisko podzielam.


WYBRALI PRZYSZŁOŚĆ

Zainteresowały mnie owe krytyczne uwagi na temat prowadzenia zajęć. Jedna sprawa jest stara, pochodzi z roku 1980. Jest to skarga studentek na opieszałość dr. Kopca jako promotora. Potem okazało się, że studentki tego pisma nie napisały, nie były pod nim podpisane, za to były zdziwione i oburzone jego treścią, co potwierdziły na piśmie. Powiedziały, że za własne opóźnienia nie mogą przecież winić promotora. zresztą wkrótce obroniły swe prace. Kto napisał tę skargę? Nie wiadomo. Minęło 20 lat. Nikt już nie pamięta, czy to Cygan ukradł rower, czy też jemu ukradziono. Drugi przypadek jest świeżej daty. Do dziekana wpłynęło pismo studentów IV roku psychologii z prośbą o zmianę prowadzącego zajęcia, czyli właśnie Herberta Kopca. W piśmie, napisanym po pierwszych zajęciach, studenci oświadczyli, że oczekują "ogólnej i różnorodnej wiedzy z zakresu pedagogiki", a nie krytyki socjalistycznej teorii wychowania. Był rok 1998. Zgodnie z obowiązującymi hasłami, studenci woleli "wybrać przyszłość". To tyle. Prawdopodobnie nie istnieją natomiast oceny hospitacji zajęć prowadzonych przez Kopca ani też wyniki ankiet studenckich, które wskazywałyby na mankamenty w jego pracy dydaktycznej. Moi rozmówcy takich dokumentów nie pamiętają. Argument o problemach z dydaktyką łatwo więc odrzucić.
Rektor Sławek przyznaje, że nie miał w swojej kadencji równie skomplikowanej kwestii. - Konsultowałem tę sprawę z wieloma ludźmi - mówi - aby zapoznać się z różnymi punktami widzenia i zachować obiektywizm, który pewnie i tak nie jest możliwy do zachowania. Staram się podchodzić do tej sprawy z maksymalną ostrożnością. Chcę wierzyć, że pan Kopiec może być dla Uniwersytetu przydatny, mimo że w swoich pismach obraził dziekana i rektora, pisząc kto jest grzeszny a kto nie. Ale ja urazę mogę schować do kieszeni. Co mogłem dla pana Kopca zrobić, zrobiłem.


ZBIERANIE PUNKTÓW

Naukowcy z Instytutu Pedagogiki UŚ nie bardzo chcą ze mną rozmawiać. Udaje mi się jednak spotkać z prof. Andrzejem Radziewiczem-Winnickim, dyrektorem instytutu i panią dr hab. Ewą Syrek, zastępcą dyrektora. Nie chcą przyznać, że dr Kopiec jest w instytucie niepotrzebny czy niepożądany, nie zgadzają się też z tezą, że jest on dyskryminowany. - Książka Herberta jest sprzedawana w wydziałowej księgarni - mówi prof. Winnicki. - o jakiej więc dyskryminacji mowa?
Dyrektorzy instytutu sprowadzają całą sprawę wyłącznie do problemu starszych wykładowców. Uczelnia chce się ich stopniowo pozbyć. Gdy pracownik dydaktyczny, jakim jest starszy wykładowca, napisze książkę lub wystąpi na konferencji, nie zbiera dla instytutu punktów, które zebrałby w tej sytuacji pracownik naukowy. Punkty te są brane pod uwagę przy obliczaniu dotacji KBN dla instytutu. Tak tłumaczy mi sprawę dr hab. Ewa Syrek. Wymagania ustawy o szkolnictwie wyższym powodują dramat wielu ludzi. Uniwersytet Śląski zwolnił w ostatnich latach dużą liczbę starszych wykładowców, ludzi w wieku 40-50 lat. Na Wydziale Pedagogiki i Psychologii zwolnienia te były stosunkowo najmniejsze. - Teraz wydział ubiega się o akredytację, w przyszłości będzie chciał wystąpić o prawo habilitowania, kwestia kadry staje się więc istotna - mówi prof. Radziewicz-Winnicki.
Ostatnie pismo Rady Wydziału w sprawie ogłoszenia konkursu na stanowisko starszego wykładowcy w Katedrze Podstaw Pedagogiki zostało odrzucone przez rektora z powodu uchybień formalnych. Rektor czeka więc na ruch ze strony wydziału. Czy wydział wystosuje nowe pismo? Nie wiadomo.


CZTERY KSIĄŻKI

Kopiec naraził się wielu osobom, nie może się więc spodziewać z ich strony przychylności. Jest zmęczony przedłużającym się konfliktem. - To dla mnie upokarzające - mówi - że mając dorobek mam kłopoty z pracą w uczelni. Nie dostawałem godzin, odebrano mi seminarium magisterskie, chcieli mnie trochę podgłodzić. Władze wydziału uważają, że od prowadzenia seminariów są samodzielni pracownicy naukowi, doktorzy powinni to robić w wyjątkowych przypadkach. Praktyka jest jednak taka, że profesorowie nie udźwigną ciężaru prowadzenia tak wielu grup seminaryjnych. Muszą im w tym pomóc doktorzy.
- Dlaczego nie robi pan habilitacji? - pytam Herberta Kopca. - Wówczas miałby pan inną pozycję w świecie nauki. - Mam bardzo niewielkie szanse - odpowiada. - Bardzo się naraziłem tym, którzy decydują. Gdybym nawet przeszedł przez radę wydziału, zatrzymają mnie w Centralnej Komisji. Być może się mylę. Kończę kolejną książkę, tym razem na temat żywotności tradycji rodzinnej. Badałem głównie licealistów i studentów, ich rodziców i dziadków. Gdy to napiszę, być może spróbuję.
Nieoficjalnie mówi się, że w naukach humanistycznych i społecznych trzeba mieć cztery książki, by ubiegać się o habilitację. To nieformalny wymóg, powszechnie jednak stosowany. Ci, którzy opublikowali 2-3 książki, nie mają szans. Zostaje im możliwość habilitowania się w Rosji lub na Ukrainie.


NIEPOPRAWNY ORTEGA

Recepcja książki Herberta Kopca na wydziale ma głównie szeptany charakter. Słyszę, że książka zaszkodziła Instytutowi Pedagogiki. Nie można natomiast mówić o fali recenzji. Wszystkie, które się ukazały, zostały napisane przez osoby spoza śląskiego środowiska pedagogicznego. Z trzech recenzji, dwie są pozytywne (nie bez zastrzeżeń, ale z próbą analizy), jedna zaś negatywna. Jej autorka, Jolanta Urbańska z Politechniki Częstochowskiej, pisząc swój tekst w stylu politycznej poprawności, zarzuca Kopcowi nienawiść, nietolerancję, niechęć do świata i ludzi. By przypieczętować swoją dezaprobatę, autorka donosi, że Kopiec cytuje w swej książce Ortegę y Gasseta, człowieka o "lekko faszyzujących" poglądach.
- Nie jest to książka, która by wnosiła coś nowego do pedagogiki - mówi prof. Andrzej Radziewicz-Winnicki - w przeciwnym razie doczekałaby się recenzji napisanych przez profesorów pedagogiki, których jest w Polsce czterystu. Z drugiej strony jednak, ich milczenie może być też znaczące. Kilka osób z grona profesorskiego zabrało jednak głos. Oprócz cytowanego już prof. Rucińskiego, o książce wypowiedział się w opinii wydawniczej prof. Bogusław Śliwerski, specjalista teorii wychowania z Uniwersytetu Łódzkiego. Napisał m.in. tak: Skoro wciąż obecni w akademickim życiu profesorowie nie mają odwagi, by zmierzyć się z etycznym wymiarem prawdy swoich czasów i własnej w nich działalności, ktoś musi to za nich zrobić. (...) Ktoś musi oczyścić terminologię nauk o wychowaniu z nowomowy, by przywrócić jej fenomenom ich właściwy sens. Ktoś wreszcie musi zatrzymać się nad detalami tamtych czasów, by nie zamazywano więcej różnic między doktryną a nauką. Nie jest to łatwe studium, ale i niezwykle trudnego zadania podjął się jego autor.
Z zainteresowaniem przyjęli także książkę studenci, znudzeni drętwym stylem i tematyką typowych prac pedagogicznych. Każdy student chodzi z tą książką pod pachą - słyszę na wydziale.


EMOCJE

Próbuję zrozumieć konflikt wokół osoby Herberta Kopca. Pojawiają się pytania: Czy mógł osiągnąć cele naukowe nie narażając się środowisku? Czy owo środowisko nie ma innych instrumentów w dyskusji naukowej niż odrzucenie "czarnej owcy"? Czego się można obawiać: sposobu myślenia autora książki czy też emocji, które są tam zawarte? Czy uczeni powinni się obawiać emocji? Można zarzucić autorowi publicystyczny styl narracji - pisze Wanda Kamińska - emocjonalność niegodną naukowca, ale czy w dobie "naukowego", pustosłownego konferowania na temat edukacji żywość słowa nie jest cenną umiejętnością?
Wygląda na to, że kłopoty Herberta Kopca mają po części źródło w niechęci, jaka panuje na wydziale w stosunku do jego książki, jego teorii, poglądów i nonkonformistycznej postawy. Rektor natomiast, deklarując wprawdzie przychylność dla sprawy pracownika, nie chce jednak iść pod prąd nastrojów panujących w Instytucie Pedagogiki i w Radzie Wydziału Pedagogiki i Psychologii. Wydziały mają dziś samodzielność, rektor musi się liczyć z ich zdaniem.
Nawarstwiają się wzajemne niechęci, gra na zmęczenie przeciwnika nie daje efektów. Jak skończy się sprawa Herberta Kopca, nie wiadomo.



Uwagi.