Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 1/1998

Dostępna wolna i przydatna
Poprzedni Następny

Najlepiej byłoby zredukować liczbę centralnych ciał kontrolnych do jednego.
Mogłaby to być Rada Główna Szkolnictwa Wyższego.

Kazimierz Pospiszyl

Zmiany następujące intensywnie w naszym kraju, nie mogą ominąć środowisk akademickich, w których odczuwana jest pilna potrzeba nowych - zgodnych z duchem czasu - regulacji prawnych, zebranych w kompleksową ustawę o szkolnictwie wyższym. Sprawa ta jest szeroko dyskutowana we wszystkich uczelniach. Ostatnio dodatkowego impulsu do dyskusji dostarczyły, opracowane przez zespół pod kierunkiem prof. Jerzego Osiowskiego, Założenia reformy prawa o szkolnictwie wyższym. Pragnę ustosunkować się do trzech szczególnie ważnych kwestii, bezpośrednio związanych z tym dokumentem.

TYLKO DLA BOGATYCH

Pierwsza sprawa dotyczy konieczności wkomponowania ustawy o szkolnictwie wyższym w całokształt regulacji prawnych dotyczących funkcjonowania systemu edukacji w naszym kraju. Szkoła wyższa nie jest i nie może być wyspą. Powiązana jest bowiem z całym systemem oświaty, który przygotować muszą najzdolniejszą młodzież do dalszego kształcenia.

W obecnych czasach, kiedy wykształcenie stało się niezbędną i bardzo opłacalną lokatą kapitału, rodzi się poważne zagrożenie, że szkoły wyższe dostępne będą tylko dla bogatych, których stać będzie na opłacenie coraz droższych studiów. Stąd też, aby temu niebezpieczeństwu zapobiec, z jednej strony stworzyć należy jasny i korzystny dla młodzieży system kredytów bankowych, a z drugiej strony - system państwowego mecenatu nad najzdolniejszą młodzieżą. Trzeba dokonać wielkich wysiłków, aby ani jeden Janko Muzykant nie znalazł się poza obrębem akademii muzycznych.

Sprawa druga, to niezbędna dla rozwoju szkół wyższych różnorodność i to nie tylko w zakresie odmienności ich typów, profili i kierunków, lecz także - a być może przede wszystkim - odmienność w zakresie poziomów! Różnorodność taka, jak wszyscy wiemy doskonale, występowała od samego początku istnienia szkół i nie ma siły, która by ją potrafiła zlikwidować.

Wbrew tej powszechnie znanej prawidłowości, jak w żadnym cywililzowanym kraju, mnoży się byty, bezskutecznie starające się standaryzować poziom prac "pisanych na stopień lub tytuł naukowy". Jak wiadomo, istnieją u nas aż trzy instytucje starające się sprawować nadzór nad merytorycznym poziomem ośrodków naukowych: Rada Główna Szkolnictwa Wyższego, Centralna Komisja ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych oraz Komitet Badań Naukowych. Ostatnio wyłania się potrzeba powołania nowego ciała opiniująco-kwalifikującego, a mianowicie Akademickiej Komisji Akredytacyjnej (AKA). Byłoby to już czwarte ciało, sprawujące kontrolę nad autonomiczną przecież uczelnią.

ZASŁONA DYMNA

Najbardziej problematyczna spośród wyżej wymienionych jest niewątpliwie CK. Podkreślane często przez zwolenników tej "centralnej kontroli" powszechne, a zarazem elitarne wybory (w których, niczym w społeczeństwach feudalnych, uczestniczą tylko osoby utytułowane) niczego nie zapewniają, stanowią jedynie zasłonę dymną. Dowodem na to niech będzie liczba zatwierdzonych przez CK stopni i tytułów naukowych wielu partyjnym działałczom oraz innym, dobrze ustawionym i mającym niezłe koneksje z komisyjnym areopagiem osobom. Dzisiejsza CK w niczym, niestety, nie ustępuje swej komunistycznej poprzedniczce, poza, oczywiście, zmianą preferencji politycznych. Istnienie CK jest wręcz szkodliwe, jako że działalność tej instytucji - która nie jest w stanie w sposób obiektywny utrzymać wystandaryzowanego poziomu "pisanych na stopień" prac naukowych - wprowadza ferment, niezgodę i frustrację do i tak niezbyt lukratywnego życia nauczyciela akademickiego czy pracownika naukowego.

Niezadowolenie z negatywnych (nierzadko wręcz wyszydzających) ocen ferowanych przez superrecenzentów, obecnie zwanych "ekspertami", wywołuje nie tylko naturalną złość i depresję u negatywnie ocenianych osób. Czasami nawet - i nie dziwi mnie to szczególnie - doprowadza do samobójstw. Negatywny werdykt tego gremium nie tylko przekreśla dorobek całego życia danej osoby, podważa on - co najgorsze - wiarę w siebie, tak potrzebną w zmaganiach z trudną naturą pokonywania własnych ograniczeń.

JAK GWIAZDA NA NIEBIE

Największym jednak nieporozumieniem, wynikającym z istnienia i funkcjonowania takiej instytucji jak CK jest to, że nie będąc władną - jak czyni to uczelnia - stymulować rozwoju intelektualnego młodzieży akademickiej, tworzy artefakty, wprowadzając fetyszyzację tytułu czy stopnia naukowego! Nie znam kraju, w którym przywiązywanoby tak wielką wagę do tytułu akademickiego i tak pieczołowicie wypisywano tytułowe tasiemce przed nazwiskiem. Chciałoby się powiedzieć, że za tytułami ginie samo nazwisko, a ono przecież powinno, używając metaforyki Goethego, "błyszczeć, jak gwiazda na niebie".

Oczywiście, nie twierdzę, że w kraju, który chce zachować wysoki prestiż profesora uczelni wyższej poprzez nadawanie dożywotnio tego tytułu przez głowę państwa, zniknąć ma zupełnie kontrola nad poziomem osiągnięć naukowych kandydata do takiego tytułu. Drugim - niezbędnym, jak mi się wydaje - obszarem "centralnej kontroli" jakości osiągnięć naukowych winno pozostać kwalifikowanie ośrodków naukowych do tego, aby ich gremia mogły nadawać stopnie naukowe i opiniować (wstępnie) wnioski kandydatów do tytułów profesorskich. Przy czym owa kwalifikacja powinna odbywać się poprzez ustalanie liczby profesorów i doktorów habilitowanych potrzebnych do przeprowadzania przewodów doktorskich i habilitacyjnych. Po spełnieniu ustalonych warunków, ośrodek występujący z takim wnioskiem powinien dostać uprawnienia automatycznie, rola zaś "centralnej kontroli" polegać winna w pierwszym etapie na stwierdzeniu, czy podani w wykazie reprezentanci faktycznie zajmują się uprawianiem wymienionej dyscypliny. Na dalszym etapie pożądana byłaby cykliczna analiza poziomu prac doktorskich i habilitacyjnych, bardziej jednak w kierunku doradztwa naukowego niż czystej kontroli, chociaż powtarzające się negatywne oceny recenzentów powinny spowodować wstrzymanie uprawnień.

KONIECZNA REDUKCJA

Najlepiej byłoby zredukować liczbę centralnych ciał kontrolnych do jednego. Myślę, że mogłaby nim pozostać Rada Główna Szkolnictwa Wyższego i jej trzeba byłoby powierzyć wspomniane wyżej - niezbędne w kraju o takiej jak nasza organizacji nauki i szkolnictwa wyższego - funkcje nadzoru nad poziomem naukowym poszczególnych ośrodków i osób ubiegających się o tytuły naukowe. Drugim organem byłaby ewentualnie powstająca właśnie Akademicka Komisja Akredytacyjna, oceniająca stopień dostosowania naszych uczelni do standardów zachodnich.

Trzecim postulatem, jaki chciałem przedstawić jest to, aby w miejsce niezbędnego osłabienia "centralnej kontroli" funkcjonowania wyższej uczelni wprowadzić ustawowo możliwość oceniania pracy uczelni przez środowiska profesjonalistów różnych branż. Ten nowoczesny, stosowany w większości krajów zachodnich czynnik oceny szkoły wyższej u nas na dobrą sprawę nie istnieje. Jestem głęboko przekonany, że oceny dokonywane przez praktyków nie tylko pomogą uczelni stać się bardziej przydatną społecznie, dostosować się do rynku itp., lecz także wprowadzą harmonijne współdziałanie teoretyków i praktyków, likwidując sztuczny podział, na ludzi "do nauki" i "do roboty", jaki niekiedy można zauważyć.

Prof. dr hab. Kazimierz Pospiszyl, psycholog, jest rektorem Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.

Uwagi.