Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 10/1998

Globalizacja
Poprzedni Następny

Globalizacja nie powinna być postrzegana jako odgórny,
zakrojony na ogromną skalę plan zagrażający zróżnicowaniu
kulturalnemu lub jako nienasycony, zglobalizowany komercjalizm.

Jan Sadlak

Ostrożnie optymistyczną wizję przyszłości świata można podsumować w następujących słowach: Społeczeństwa, które będą istniały w XXI wieku, są już teraz kształtowane przez potężne siły, takie jak globalizacja działań ekonomicznych, wzrost znaczenia wiedzy jako przepustki do udziału w podstawowych działaniach ludzkości oraz rozprzestrzeniająca się demokratyzacja systemów politycznych. Edukacja w ogóle, a wyższa edukacja w szczególności, są ważnym czynnikiem w budowaniu fundamentów pod taką ewolucję społeczeństwa. Prawdopodobnie odegra ona pierwszoplanową rolę w globalizacji i wpłynie na kierunek jej ewolucji lub będzie punktem wyjściowym dla bardziej spójnych wizji problemów globalnych i sprawiedliwszego podziału tego, co wszyscy produkujemy i konsumujemy, czy też stanie się symbolem zglobalizowanej swobody przepływu kapitału, dóbr, sztuki i informacji.

Niezależnie od tego, jak specyficzną charakterystykę przypiszemy „globalizacji”, jest ona „nową geopolityką”, w której kontrola nad terytorium ma mniejsze znaczenie niż kontrola i dostęp do różnego rodzaju rynków, umiejętność przetwarzania i używania wiedzy, zdolność rozwijania technologii oraz kapitał ludzki. „Globalizacja” staje się nie tylko połączeniem różnych procesów, np. ekonomicznych (chociaż niektórzy obstają przy globalizacji wielostronnej lub wielobiegunowej), lecz także powodem do nerwowego spoglądania w naszą przyszłość jako jednostek i członków społeczeństwa. Esej ten stara się zobrazować, przede wszystkim z perspektywy globalnej, w jaki sposób najnowsze reformy i wciąż występujące zachwiania równowagi, zmieniające się warunki i wyzwania stawiane edukacji wpływają na tę nieuchronną, ale jeszcze nie do końca pozytywną perspektywę na nadchodzące lata.

WZRASTAJĄCA LICZBA STUDENTÓW

Pnące się w górę statystyki dowodzą, że w zwiększanie zaplecza dla wyższego kształcenia wkładany jest w skali światowej nadzwyczajny wysiłek. Wszystkie społeczeństwa, nowoczesne czy modernizujące się, postindustrialne czy w fazie rozwoju, doświadczają wzrastającej liczby chętnych na studia – przede wszystkim w odpowiedzi na coraz większe zapotrzebowanie na wykwalifikowaną kadrę ekonomistów, od których w coraz większym stopniu wymaga się umiejętności wykorzystania wiedzy teoretycznej i przetwarzania informacji. Nie zakładając monopolu, musimy stwierdzić, że tylko szkoły wyższe są w stanie produkować taką kadrę w tak dużej ilości i zróżnicowaniu.

Liczba studentów w szkołach wyższych wzrosła z 51 mln w 1980 do ok. 82 mln w 1995 roku, co stanowi przyrost o 61 proc. W wysoko uprzemysłowionych krajach ok. 50 proc. osób w typowym dla tej grupy wieku 18-23 lat uczy się w różnych instytucjach wyższego kształcenia. Jak podaje Światowy Bank Danych, istnieje ścisły związek pomiędzy liczbą korzystających z uczelni wyższych a poziomem rozwoju ekonomicznego, który w krajach OECD wynosi średnio 61 proc., w krajach o średnim dochodzie – 21 proc., a o niskim – 6 proc. W skali światowej wskaźnik ten wzrósł z 12,2 proc. w 1980 do 16,2 proc. w 1995 r.

Warto przyjrzeć się bliżej, w jakim tempie dokonał się proces transformacji szkolnictwa wyższego z względnie elitarnego w powszechne. Na przykład, w 1955 we Francji było niecałe 150 tys. studentów. Dziś jest ich 2 169 tys., co stanowi ponad 46 proc. grupy wiekowej 18-23. W Niemczech liczba studentów wzrosła o 80 proc. od 1977 roku. Obecnie liczba studentów w większości krajów OECD przekracza liczebnością grupę zawodową rolników. Oznaki te wskazują na olbrzymie zmiany systemowe, w których demografia odgrywa ważną, ale nie decydującą rolę.
W żadnym przypadku trend ten nie może być ograniczony do krajów wysoko uprzemysłowionych. Na przykład, w ciągu ostatnich 25 lat liczba studentów w wyższych uczelniach Arabii Saudyjskiej wzrosła ponad 21 razy. Wiele szybko rozwijających się państw, przede wszystkim z Azji Południowo-Wschodniej, planuje zwiększenie liczby uczniów przechodzących na wyższe etapy edukacji, jak w krajach wysoko rozwiniętych. Ta sama tendencja obserwowana jest w Europie Środkowej i Wschodniej, gdzie procent osób uczących się w uczelniach wyższych nadal jest mniejszy niż 30.

Prezentując te trendy należy, mimo wszystko, mieć na uwadze wciąż istniejące nierówności w dostępie do wyższych poziomów edukacji w różnych krajach i regionach. Należy pamiętać, że pomimo postępu w tej dziedzinie młodzi ludzie z okolic Sahary mają 17 razy mniejsze możliwości zdobycia wyższego wykształcenia niż ich koledzy z krajów rozwiniętych przemysłowo, ostatnio często nazywanych Północą. Średnio szanse te są cztery razy mniejsze w przypadku młodych ludzi w krajach rozwijających się.

Polityka powszechnego dostępu do szkolnictwa wyższego staje się raczej zasadą niż wyjątkiem. Głównym argumentem za kontynuacją takiej polityki, oprócz innych względów, są szacunkowe statystyki dotyczące ewolucji rynku pracy, które wyraźnie pokazują, że w przeciągu nadchodzącej dekady na około 40 proc. stanowisk pracy w krajach uprzemysłowionych wymagane będzie 16-letnie kształcenie i szkolenie. Sytuacja przedstawia się podobnie w przypadku krajów rozwijających się, ponieważ wszystko wskazuje na to, że przyszły wiek upłynie pod znakiem dalszej internacjonalizacji stosunków ekonomicznych i rozwoju technologii. W tym celu staje się absolutnie konieczne, aby coraz więcej ludzi opanowało naukę i technikę, jak również dziedziny związane z informacją.

Już w późnych latach 70. James Perkins, wieloletni prezes Międzynarodowej Komisji Rozwoju Edukacji (ICED) i były rektor Uniwersytetu Cornell, w prostej analizie podstawowych aksjomatów kształtujących ilościowy rozwój szkolnictwa wyższego zauważył, że w każdym społeczeństwie wstęp na uczelnie musi być otwarty dla pewnego minimalnego procenta ludzi w wieku studenckim, jeśli społeczeństwo to ma przetrwać i rozwijać się. Procent ten waha się w zależności od opcji, ale wydaje się, że przedział 12-18 stanowi rozsądną liczbę. Daje on także poważne ostrzeżenie, że każde społeczeństwo, które nie zagwarantuje przynajmniej 12 proc. młodych ludzi miejsc w uczelniach wyższych, nie ma szans na przetrwanie w przyszłości, która się przed nami rysuje. Warto zachować w pamięci argumenty przytoczone przez Perkinsa na chwilę, kiedy pod słusznymi hasłami konieczności przestrzegania priorytetów oraz efektywności inwestowania w edukację jej rzeczywista rola zostanie pomniejszona.

PARADYGMAT INFORMACYJNY

Trudno ominąć kwestię najnowszych technologii informacyjnych i komunikacyjnych, która nadaje aspekt praktyczny „globalności” wyższych studiów. Tym, co przyczynia się do wzrostu tempa globalizacji w rozumieniu wielopłaszczyznowym, i co być może jest najbliżej związane z życiem uczelni, jest najprawdopodobniej Internet, wywodzący się z pragnienia naukowców, aby stworzyć szybki i tani sposób komunikowania się. W ciągu ostatnich lat stał się on potężnym narzędziem ekonomicznym i kulturowym. Wraz z innymi cudami nowej informatyki i telekomunikacji obserwujemy poważne zmiany w sposobach, w jakie studenci zdobywają wiedzę, naukowcy planują swoje prace i komunikują się pomiędzy sobą na szczeblu lokalnym, krajowym i międzynarodowym.

Termin „uniwersytet bez ścian”, często używany w latach 70. do promowania nie tylko technologii nauczania, ale też idei politycznego i kulturalnego otwarcia się uniwersytetów, staje się rzeczywistością w postaci uniwersytetu wirtualnego. Liczba takich właśnie wirtualnych instytucji, oferujących wirtualne stopnie naukowe, stale wzrasta. Według niektórych statystyk, w samych tylko Stanach Zjednoczonych istnieje ok. 300 szkół i uniwersytetów proponujących tę formę edukacji i ponad milion słuchaczy połączonych w wirtualne klasy. Te same szacunki podają, że na przełomie wieków liczba „cyberstudentów” ulegnie potrojeniu. Pojawia się coraz więcej znaków, że odległe i tradycyjne formy nauczania zanikają, stając się zaledwie uzupełnieniem. Co więcej, ten alternatywny sposób zdobywania dyplomu może stać się efektywną formą przeprowadzania szkoleń i kursów podnoszących kwalifikacje bez zbyt długich przerw w pracy zawodowej i marnowania czasu na dojazd do uczelni. Aby w pełni korzystać z zalet wspaniałych narzędzi informatycznych, członkowie społeczności akademickiej muszą nie tylko mieć odpowiedni sprzęt, lecz także wciąż doskonalić umiejętność analizy symbolicznej.

Nie ma powodów, by niepokoić się, że tradycyjny akademicki sposób nauczania, studiowania i prowadzenia badań w typowych instytucjach wyższego kształcenia zaniknie w zupełności. Przebywanie w grupie, rozmowy z innymi studentami, wykładowcami i asystentami pozostaną pod względem akademickim i społecznym esencją rozwoju intelektualnego i zawodowego. Nie ma jednak wątpliwości, że jest to alternatywa dla głównego nurtu szkolnictwa wyższego. Niektórzy twierdzą, że stworzy to także wielce potrzebną konkurencję dla konwencjonalnej edukacji. Może być odpowiedzią na stojący przed nami problem wzrostu ilości chętnych na studia wyższe, w szczególności w krajach rozwijających się. Ponieważ, jak twierdzi John Daniel, wicekanclerz Uniwersytetu Otwartego, aby w rozwijającym się świecie utrzymać odsetek studentów na stałym poziomie, należałoby tworzyć jeden większy uniwersytet tygodniowo, by zaspokoić żądania młodych i dorastających pokoleń. Najwyraźniej w sytuacji, gdy tylko kilka państw stać na utrzymanie na odpowiednim poziomie istniejącego już systemu szkolnictwa, nowa technologia może okazać się logicznym wyjściem. Problematyczna pozostaje kwestia, czy krajom tym uda się wykorzystać swój zasób wiedzy, aby wyprodukować dopasowane do ich indywidualnych potrzeb oprogramowanie szkoleniowe. Należy podkreślić, że światowy obieg informacji może okazać się nieodłącznym partnerem, szczególnie w sytuacjach, gdy sposoby poznania i „nieodpłatny” obieg wiedzy w społeczności akademickiej zostaną zastąpione przez czynności „odpłatne”.

WSPÓŁPRACA MIĘDZYNARODOWA KONTRA GLOBALNA

Nie będzie przesadne stwierdzenie, że więcej „międzynarodowego zadowolenia” dostarcza zwykły uniwersytet niż działająca na skalę globalną międzynarodowa organizacja. Wywodzi się to z samej natury studiowania, nauki w szkole wyższej i pracy akademickiej, która zakłada poszukiwanie odniesień i potwierdzeń nie tylko na poziomie lokalnym czy krajowym, lecz także światowym. Długa historia uniwersytetów europejskich (i nie tylko) pokazuje, że samowystarczalność intelektualna i dośrodkowe zawężanie pola zainteresowań prowadzą do upadku szkolnictwa wyższego i jego instytucji. Poznawanie i rozumienie „innych” często doprowadzają pod drzwi uniwersytetu. Rosnąca liczba instytucji wyższego kształcenia wyraża w swojej misji także zobowiązanie do internacjonalizacji. Obejmuje to różnorakie formy, głównie na poziomie ponadinstytucjonalnym, co sprawia, że są one trudne do oszacowania. Wyjątek stanowi ilość zagranicznych wyjazdów studenckich.

Jak wynika z ostatnich badań UNESCO, w 1995 roku w uniwersytetach w 50 krajach studiowało ponad 1,5 mln studentów zagranicznych. Więcej niż 800 tys. studentów z regionów słabiej rozwiniętych oraz ponad 150 tys. studentów z krajów postkomunistycznych Środkowej i Wschodniej Europy oraz krajów euroazjatyckich byłego Związku Radzieckiego znalazło się na trzecim poziomie kształcenia za granicą. Ok. 440 tys. osób z regionów wyżej rozwiniętych wyjechało na studia do innego kraju. Jeżeli w aspekcie internacjonalizacji kształcenia wyższego dało się zauważyć znaczny postęp, to kierunek przepływu studentów na świecie pozostał raczej nie zmieniony. Podobnie jak w latach poprzednich, ponad trzy czwarte wszystkich studentów zagranicznych kształci się w dziesięciu tylko państwach: Stanach Zjednoczonych (ponad 30 proc. wszystkich studentów zagranicznych), Francji (ponad 11 proc.), Niemczech (ok. 10 proc.), Wielkiej Brytanii (ok. 9 proc.), Wspólnocie Niepodległych Państw (ok. 5 proc.), Japonii (ponad 3 proc.), Australii (ok. 3 proc.), Kanadzie (mniej niż 2,5 proc.), Belgii (mniej niż 2,5 proc.) i w Szwajcarii (ok. 2 proc.). Zaraz za nimi są dwa inne kraje – Austria i Włochy – z podobnym wynikiem co Belgia, ok. 25 tys. studentów zagranicznych. Z wyjątkiem jednego, wszystkie te kraje są członkami OECD, co raz jeszcze dowodzi związku pomiędzy siłą gospodarczą a wydajnością systemu edukacji.

Wiele krajów prowadzi politykę zwiększania liczby miejsc dla studentów zagranicznych. W wyniku takiej decyzji Niemcy, Wielka Brytania, Japonia i Australia zanotowały ich wzrost o ponad 10 proc. Warto podkreślić, że największy przyrost wystąpił w Chinach, gdzie wyniósł on 27 proc. – z 3250 w 1985 roku do 22 617 studentów w roku 1995.

Znacznie mniej optymistycznie wygląda utrzymujący się brak równowagi w stosunku do studentów z afrykańskich krajów okolic Sahary. Z wyjątkiem Afryki Południowej żaden inny kraj tego regionu nie należy do pięćdziesiątki głównych państw docelowych. Z kolei, analizując liczbę studentów wyjeżdżających, znowu tylko jeden kraj – Kamerun – znajduje się w grupie pięćdziesięciu „głównych państw pochodzenia”. Można się upierać, że skoro wewnętrzny system kształcenia zaspokaja wymagania studentów, nie ma potrzeby podejmowania studiów za granicą. Byłaby to pocieszająca konkluzja, ale sytuacja taka jest raczej wynikiem ogólnego ubóstwa i zmniejszającego się poziomu środków finansowych w budżecie na studia za granicą. Prowadzi to do zredukowania możliwości głębszego zrozumienia kultur, technologii, języków, metod prowadzenia przedsiębiorstw oraz budowania relacji międzyludzkich. Przez długi czas studenci postrzegani byli jako ci, którzy przyczyniają się do utrzymania odrębności kulturowej i intelektualnej, teraz ich wyjazdy zagraniczne stały się częścią „ekonomicznego współzawodnictwa” w globalnej ekonomii. To właśnie z tego powodu organizacje takie, jak Komisja Europejska wprowadziły świetnie zaplanowane i całkiem nieźle finansowane programy przemieszczania się studentów, jak ERASMUS i SOCRATES, które pozwalają ok. 500 tys. studentom spędzić czas niezbędny dla studiów w innym kraju Wspólnoty Europejskiej. Inne organizacje, takie jak NAFTA, ASEAN, APEC i Mercosur, powiększają liczbę wyjeżdżających studentów w obrębie swoich państw członkowskich. Istnieje ryzyko, że pomimo globalizacji, a może dzięki niej właśnie, współpraca przesunie się z wielostronnej w kierunku łatwiejszej do kontroli współpracy dwustronnej. Wcześniej czy później doprowadziłoby to do wyłączenia znacznej liczby członków społeczności międzynarodowej z aktywnego udziału w światowej ekonomii, międzynarodowej wymianie naukowej, kulturowej itd.

Wszystkie te uwagi na temat polepszenia międzynarodowego przepływu studentów wynikają z silnego przekonania, że jedynym środkiem lepszego przygotowania przyszłych absolwentów do wymagań stawianych im przez coraz bardziej międzynarodowe życie zawodowe, jest zapewnienie im szerszych możliwości kształcenia się i mieszkania za granicą. Osobiste, zawodowe a w końcu społeczne korzyści są trudne do zmierzenia, jednak powszechnie wiadomo, że studia za granicą zapewniają: dodatkowe możliwości zdobycia wiedzy i nowych umiejętności, poprawienie znajomości języków obcych, zapoznanie się z nowymi technikami nauczania, jak również nowym sprzętem naukowym, organizacją laboratoriów itd., możliwość nabycia nowych książek, oprogramowania itd., nawiązanie nowych kontaktów osobistych i zawodowych itp., poznanie innego kraju, jego instytucji i ich funkcjonowania, rozwój osobowości i wiary we własne siły.

WNIOSKI

Historia pokazuje, że rozwój gospodarczy i społeczny jest rzadko wynikiem jednego, nawet bardzo silnego czynnika lub ogólnego planu, a „globalizacja” jest tylko jednym z nich. Istnieje też kilka innych, które nie są ani mniej ważne, ani mniej złożone. Dokument „Polityka zmian i rozwoju szkolnictwa wyższego”, ogłoszony przez UNESCO, wyróżnia, oprócz globalizacji, kilka innych trendów, które bezpośrednio lub pośrednio kształtują rozwój wyższego kształcenia. Są to: demokratyzacja, regionalizacja, rozumiana jako łączenie się grupy państw w celu ułatwienia handlu i integracji gospodarczej, polaryzacja nierówności, będąca wynikiem pogłębiającej się różnicy pomiędzy krajami bogatymi i biednymi oraz różnymi warstwami społeczeństwa, a także marginalizacja i fragmentacja, które przyczyniają się do społecznego i kulturowego odizolowania oraz dzielą całe społeczności wzdłuż granic etnicznych, szczepowych lub religijnych.

Globalizacja jest zjawiskiem stosunkowo nowym i niektóre procesy na szczeblach lokalnych, narodowych i międzynarodowych jeszcze nie zaczęły się ujawniać. Dopiero zaczęliśmy organizować nasze życie międzynarodowe w sposób, który umożliwiłby nam uporanie się z problemami związanymi z tym wielopłaszczyznowym zjawiskiem. Globalizacja nie powinna być postrzegana jako odgórny, zakrojony na ogromną skalę plan zagrażający zróżnicowaniu kulturalnemu lub nienasycony, zglobalizowany komercjalizm. Prawdą jest, że może ona ograniczać lokalną i narodową suwerenność, szczególnie na płaszczyźnie gospodarczej i finansowej. Jednak może też pracować na rzecz rozwoju społecznego i ekonomicznego wielu rozwijających się państw oraz nieuprzywilejowanych grup społecznych. Może nam pomóc zrozumieć i zaakceptować fakt, że świat wciąż podlega ogromnym przemianom, a gromadzące się problemy mogą i muszą zostać przezwyciężone w skali światowej. Przybliża nas, dzięki tradycyjnym mediom, telewizji satelitarnej i opartych na Internecie połączeniom do tego, co dzieje się na świecie.

Podobnie jak w przeszłości, szkolnictwo wyższe będzie zaangażowane w poszukiwanie odpowiedzi na przedstawione wyzwania, ponieważ uniwersytet stał się jednym z centralnych ośrodków nowoczesnego społeczeństwa, a jego rola przeistoczyła się z odbijania relacji społecznych, kulturowych i ekonomicznych w jeden z czynników je determinujących. Będzie to jeszcze wzmocnione przez nieograniczony rozwój wiedzy i jej rosnącą rolę w naszym życiu biologicznym, gospodarczym i społecznym.

Uznanie, że globalizacja stała się nieodłączną cechą naszej społecznej, gospodarczej i kulturalnej przestrzeni życiowej jest niezbędne, aby czerpać z niej korzyści a także unikać zagrożeń, jakie ze sobą niesie. Moim zdaniem, ludzie mogą oczekiwać, że uniwersytety i inne instytucje naukowe postarają się odzwierciedlić sposób, w jaki globalizacja wpływa na społeczeństwo i jego funkcjonowanie. Dlaczego? Ponieważ są jednym z miejsc, które skłaniają do powstawania i dojrzewania teorii, pomysłów i innowacji. Przede wszystkim poprzez krytyczną ocenę ulepszają indywidualną i kolektywną zdolność stosowania ich we wszystkich sferach naszej działalności społecznej, kulturowej, technicznej i ekonomicznej. Wymienione tu funkcje uniwersytetu, bez umniejszania jego tradycyjnej roli w nauczaniu, uczeniu i badaniach naukowych, są ważne z tego względu, że decydują, jak poradzimy sobie z wyzwaniami i możliwościami niesionymi przez globalizację.

Dr Jan Sadlak jest kierownikiem Oddziału ds. Polityki Szkolnictwa Wyższego UNESCO w Paryżu.

Uwagi.