Istotna część uzyskiwanych ocen, a zatem i dyplomów ukończenia studiów nie odzwierciedla prawdziwego stanu wiedzy,
umiejętności i przygotowania zawodowego ich posiadaczy.
Marcin Kamiński
Tematem niniejszego artykułu jest delikatny, lecz niestety nader powszechny problem
nieuczciwego zdobywania ocen przez studentów, jak również omówienie zjawisk, które temu
towarzyszą i próba analizy konsekwencji społecznych wywoływanych przez to zjawisko. Fakty i
opinie, na które powołuję się opisując i próbując rozwiązać problem, znane są z codziennego
życia akademickiego i zostały zaczerpnięte z komentarzy i doświadczeń moich studentów. Być
może część, a nawet większość z tych uwag wyda się oczywista, jednakże ranga problemu powinna
skłaniać do częstych publicznych dyskusji na ten temat, których skutkiem powinna być zmiana
tradycji w tym zakresie.
WIARYGODNOŚĆ SYSTEMU
Niedawno minął kolejny rok akademicki, do indeksów wstawiono oceny podsumowujące pracę
studentów w okresie całego semestru. Wkrótce, wraz z zaliczeniami uzyskanymi w trakcie sesji
poprawkowej, oceny te staną się przedmiotem odpowiednich statystyk charakteryzujących
efektywność procesów dydaktycznych różnych uczelni. Jednocześnie oceny zdobyte przez
poszczególnych studentów staną się podstawą obliczenia im stypendiów naukowych. Schemat taki
powtarza się z semestru na semestr i wydaje się, że nie wzbudza on zasadniczych zastrzeżeń.
No, może poza takimi, że z jednej strony w Polsce nie ma jeszcze uznanego i stosowanego
powszechnie punktowego systemu oceniania pracy studentów, a z drugiej, że zasady zaliczania
poszczególnych przedmiotów są mniej restrykcyjne niż w renomowanych uniwersytetach krajów
Ameryki Płn. i Wspólnoty Europejskiej.
Podstawowym problemem, jaki pojawia się jednak w zakulisowych rozmowach, jest wiarygodność
systemu oceniania, która, wbrew przekonaniu wielu uczestników procesu dydaktycznego,
przynajmniej w naszym kraju jest niezależna od jego formy. Wiarygodność ta związana jest ze
sposobem przeprowadzania egzaminów i zaliczeń z poszczególnych przedmiotów, nastawieniem
studentów do egzekwowania ich wiedzy, zróżnicowanymi oczekiwaniami i rygorami nauczycieli
akademickich, zróżnicowanymi regulaminami studiów na różnego typu uczelniach wyższych
(państwowych oraz prywatnych), jak też naginaniem tych regulaminów do uczelnianej
rzeczywistości, zdominowanej w ostatnich latach przez dążność do wykształcenia możliwie
największej liczby absolwentów. Dyskusja na tematy związane z ocenianiem pracy studentów
polaryzuje środowisko akademickie (z nielicznymi wyjątkami, oczywiście) w sposób naturalny na
dwa obozy - uczniów i nauczycieli. Pierwsi z reguły twierdzą, że ilość wiedzy, którą mają do
opanowania w wyznaczonym semestrem i sesją czasie, jest zbyt duża oraz nieodpowiednio
wykładana, drudzy natomiast dość zgodnym głosem stwierdzają, że spora część młodzieży albo
minęła się z powołaniem, albo nie ma żadnej motywacji do nauki, czy też brak jej
wystarczającego współczynnika inteligencji.
OCENY I WIEDZA
W tym miejscu należy spojrzeć na omawiany problem z pozycji różnorodności i specyfiki szkół
wyższych. Dość często pojawia się np. wśród studentów uczelni technicznych charakterystyczne
dla tej grupy społecznej niedowierzanie, że możliwe jest ukończenie studiów bez "dodatkowych
pomocy naukowych" na zaliczeniach i egzaminach. Wiadomo również, iż uczelnie techniczne, w
przeciwieństwie do pozostałych, wymagają zdecydowanie większego niż gdzie indziej nakładu
systematycznej i samodzielnej pracy nad projektami, a także regularnej obecności na zajęciach
laboratoryjnych.
Niezależnie od tego, które poglądy są bliższe czy dalsze od prawdy, faktem jest, że istotna
część uzyskiwanych ocen, a zatem i dyplomów ukończenia studiów nie odzwierciedla prawdziwego
stanu wiedzy, umiejętności i przygotowania zawodowego ich posiadaczy. Prostą konsekwencją jest
to, że dyplomy te nadal nie są podstawą do uzyskania pracy a oferowane wynagrodzenie nie jest
i nie może być adekwatne do miejsca zajmowanego przez uczelnię w odpowiednim rankingu. Co
więcej, wbrew obiegowym teoriom o zamkniętych kołach przyczynowo-skutkowych, słyszanym
niestety również w kręgach akademickich, efektem rzeczywistego urealnienia systemu oceniania
absolwentów będzie stworzenie swoistej piramidy szkół wyższych, której wierzchołek tworzyć
będą wiodące polskie uniwersytety i inne szkoły wyższe. Dopiero w dalszej perspektywie,
minimum kilkunastu lat, ma szanse ukonstytuować się swoista tradycja i renoma wartościująca
szkolnictwo wyższe.
NIE OPŁACA SIĘ
Sposobem na powstrzymanie fali nagminnego ściągania jest przekonanie najlepszych studentów, że
nie opłaca im się z wielu względów pomagać zdecydowanie słabszym, jak też mniej pracowitym
kolegom. Względy te można podzielić na ekonomiczne, psychologiczne, socjologiczne a nawet
prawne. Wśród względów natury ekonomicznej można wymienić dwa zdecydowanie najskuteczniej
przemawiające do wyobraźni pracowitych i bardziej zdolnych jednostek:
1. Jeżeli jesteś lepszym studentem, jest prawdopodobne, że po ukończeniu studiów dostaniesz
lepszą pracę. Jeżeli podzielisz się swoimi wiadomościami na egzaminie ze swoim słabszym
kolegą, to kandydatów na jedno stanowisko będzie już dwóch, a być może więcej. Raczej więcej,
gdyż studenci którzy ściągają, najczęściej wymieniają się zdobytymi tematami i zadaniami w
trakcie egzaminu. W ten sposób perspektywa otrzymania lepszej (lepiej płatnej) pracy się
oddala, zatem nakład twojej pracy przestaje być adekwatny do odniesionych korzyści.
2. Jeżeli długo pracowałeś nad przygotowaniem się do egzaminu i poświęciłeś zdobywaniu wiedzy
dużo czasu, po co masz dzielić się nią w trakcie trwania egzaminu ze studentami z reguły
słabszymi od ciebie, który ten czas poświęcili na odpoczynek lub zarabianie pieniędzy?
Wniosek: Twój czas z tych powodów jest co najmniej podwójnie stracony.
PIĘTNOWANIE UCZCIWYCH
Dość często zdarza się również taka sytuacja, w której osoba ściągająca otrzymuje w wyniku
procedury egzaminacyjnej lepszą ocenę od swojego kolegi czy koleżanki, którzy zgodzili się
pomóc. Pojawia się wówczas poczucie niesprawiedliwości, którym, niestety, nie ma jak podzielić
się z kimkolwiek, a w szczególności z egzaminatorem czy też szerszym gremium. Rozczarowanie to
nie mija a wręcz ma tendencje do potęgowania się, gdyż osoby korzystające w sposób
systematyczny z pomocy innych w trakcie egzaminów czy kolokwiów starannie piętnują osoby nie
chcące im pomagać, urabiając im jednocześnie, przez swego rodzaju zazdrość, odpowiednio
negatywną opinię. Pułapka bycia studentem wyróżniającym się korzystnie pod względem osiąganych
wyników jest taka: im lepsze masz wyniki i im mniej dajesz ściągać, tym mniej masz przyjaciół
wśród własnych kolegów z roku czy z grupy. Rola pedagoga, w osobie nauczyciela akademickiego
czy też rodzica, może ograniczać się do wygłoszenia następującego rodzaju komentarzy:
1. Nie można oglądać się na słabszych kolegów, gdyż w trudnych sytuacjach nigdy ci nie pomogą.
Jesteś im potrzebny tylko wtedy, gdy możesz podrzucić im zadanie, którego jeszcze nie zdążyli
ściągnąć. W przeciwnym wypadku nie będą tracili na ciebie cennego na sprawdzianie czasu.
2. Sukces w postaci dobrych ocen ma wielu naturalnych przeciwników, którzy poprzez kontrast
wypadają znacznie gorzej. Słabsi studenci nie lubią lepszych kolegów, gdyż dobrzy studenci
odbierają gorszym argumenty przy próbach rozgrzeszania się ze złych wyników lub ich braku.
3. Słaby student stosunkowo rzadko dostrzega ścisłą relację przyczynowo-skutkową pomiędzy
pracą własną a osiągniętymi wynikami. Najczęściej on sam wie najlepiej, ile czasu wystarczy na
przygotowanie się do egzaminu. Jeżeli go nie zdaje, oznacza to jednoznacznie, że tego
przedmiotu nie można się nauczyć albo wykładowca był dla niego złośliwy.
Wniosek: Możesz mieć sam do siebie pretensje, gdy pomagając na egzaminie uzyskujesz za swoich
kolegów lepsze wyniki niż za własną, samodzielną pracę.
STYPENDIA ZA ŚCIĄGANIE
Wreszcie, patrząc z punktu widzenia grupy dziekańskiej lub całego rocznika jako grupy
społecznej, wskutek niezgodnego ze stanem faktycznym systemu oceniania traci realność
konkurencja w sensie pozytywnym, traci sens przyznawanie stypendiów naukowych w ogóle, jak
również klasyfikacja wielkości stypendium ze względu na uzyskiwaną średnią. Biorąc to pod
uwagę, system stypendialny powinien się ograniczyć tylko do średniej bliskiej najwyższej, gdyż
prawdopodobieństwo jej osiągnięcia w sposób nieuczciwy - drogą samopomocy koleżeńskiej na
egzaminach - maleje prawie do zera. Gdyby jednak postanowienia władz uczelni zmierzały w tym
kierunku, oznaczałoby to całkowity brak motywacji dla tych studentów, którzy osiągają nie
najgorsze oceny kosztem stosunkowo dużego nakładu pracy, a z przyczyn od nich niezależnych nie
stać ich na najlepsze. W konsekwencji oznaczałoby to całkowitą demoralizację najbardziej
wartościowych jednostek, którym po ukończeniu studiów można byłoby powierzyć odpowiedzialne
stanowiska pracy.
Pojawia się w związku z tym naturalne a jednocześnie bardzo trudne pytanie: W jaki sposób
skutecznie ograniczyć omawiane zjawisko, nie krzywdząc przy tym solidnie i systematycznie
pracujących studentów i zachowując wypracowany wieloletnimi doświadczeniami system
stypendialny? Jednocześnie należy sobie uzmysłowić, na ile stosowane obecnie metody
dydaktyczne ułatwiają poniekąd lub generują mniej lub bardziej udane próby nieuczciwego
zdobywania ocen. Zdarza się przecież, że nie tylko studenci, ale i ich nauczyciele traktują
salę egzaminacyjną jako miejsce nauki, pomagając zaprzyjaźnionym albo słabszym podopiecznym.
Pozwala to z jednej strony na ukrycie słabych stron swojego warsztatu dydaktycznego, a z
drugiej - na zmniejszenie odsetka oblanych studentów oraz zabezpieczenie się przed nadmierną
liczbą terminów poprawkowych. Niestety, możliwości i warunki liberalizacji zasad
upowszechniają się bardzo szybko i egzamin jako instytucja, jak też nauczyciel akademicki jako
mistrz, szybko się dewaluują.
DEMORALIZACJA I BAŁAGAN
Środki zapobiegające omawianym zjawiskom wśród studentów można ogólnie podzielić na prawne
oraz psychologiczne. Wiadomo na przykład, iż w ramach regulaminu studiów mieszczą się, w
odpowiednich punktach dotyczących obowiązków studenta, zapisy sankcjonujące egzekwowanie
wiedzy na kolokwiach i egzaminach. Zapisy te stanowią, iż student ma obowiązek posiadać ze
sobą w trakcie zaliczenia indeks, do którego każdorazowo można wpisać ocenę. W szczególnym
przypadku może to nawet być ocena niedostateczna. Istnieje ponadto ściśle określona liczba
terminów, które kandydat może wykorzystać do uzyskania zaliczenia i zdania egzaminu, przy czym
nieuzyskanie którejś z tych ocen może w pewnych przypadkach powodować konieczność powtarzania
roku lub nawet przerwanie studiów. Rzeczywistość akademicka wydaje się jednak, przynajmniej w
niektórych szkołach wyższych, zgoła inna niż ta, którą zakładają przytoczone przepisy
regulaminowe. Dość często praktykuje się wielokrotne próby zaliczania tego samego kolokwium
końcowego bez odpowiedniego negatywnego wpisu do indeksu, jak również nie kończące się terminy
egzaminów poprawkowych, dochodzące prawie do liczb dwucyfrowych. Efektem tego jest bałagan
administracyjny, skrzętnie wykorzystywany przez większość studentów do przychodzenia na
egzaminy bez odpowiedniego przygotowania a czasami nawet jedynie na próbę. Drugim, znacznie
ważniejszym skutkiem negatywnym jest demoralizacja większości studentów, biorąca się ze
świadomości i tak ulgowego procesu uzyskiwania wpisów, jak też spadek motywacji wśród bardziej
zdolnych jednostek do osiągania coraz lepszych wyników. Starań tych i tak przecież nikt nie
doceni, a jednocześnie brakuje selekcji negatywnej, stanowiącej ostrzeżenie i karę dla
zaniedbujących swoje obowiązki. W rezultacie nie zostaje zaspokojone poczucie sprawiedliwości
ludzi bardziej wartościowych.
DWIE METODY
Jak odróżnić uczciwego studenta od takiego, który próbuje ściągać i nieuczciwie uzyskać wpis
do indeksu? W zasadzie system rozpoznawania i wartościowania studentów może opierać się na
dwóch przeciwstawnych metodach. Z jednej strony stosuje się częstokroć tzw. indywidualne
podejście do studenta, zakładające, że nauczyciel akademicki ma dostatecznie bogate
doświadczenie w zakresie możliwych postaw i zachowań studentów w trakcie semestru, jak też w
fazie uzyskiwania zaliczenia. Warunkiem koniecznym efektywnej selekcji jest w tym przypadku
odpowiednio ograniczona liczba studentów, którymi można się opiekować w trakcie semestru, aby
każdemu z nich poświęcić wystarczająco wiele czasu, zainteresowania i życzliwości. Sytuacja
taka, z poprawką na różnice w wymaganiach pomiędzy poszczególnymi wykładowcami, byłaby może
bliska ideałowi, tyle tylko, że z przyczyn finansowych, niestety, zwiększa się systematycznie
liczebność grup oraz studentów na danym roczniku, w związku z czym kontrola bieżąca przestaje
być możliwa. Alternatywną metodą może tu być podejście statystyczne, oparte na
skomputeryzowanych systemach informacji o studentach i ich postępach w nauce, które można
kontrolować na przestrzeni wielu semestrów, praktycznie od początku do końca studiów. Za takim
rozwiązaniem przemawia również fakt, iż na rynku komputerowym istnieje bardzo różnorodne
oprogramowanie - zarówno specjalistyczne, jak i bazy danych o charakterze ogólnym, przy pomocy
których można archiwizować interesujące i ważne dla procesu dydaktycznego dane i wskaźniki.
Przy takim rozwiązaniu odpada problem liczebności grup i organizacji zajęć, ale jednocześnie
narasta kwestia reprezentatywności ocen i sposobu ich wystawiania dla nauczycieli prowadzących
przedmiot w różnych grupach ćwiczeniowych. Aby wyznaczyć jakąkolwiek miarodajną średnią na
przestrzeni paru semestrów lub z kilku wiodących dla danego kierunku przedmiotów, należałoby
ocenom wystawianym przez poszczególne osoby prowadzące zajęcia przypisać odpowiednie wagi
korygujące wzajemne różnice w systemie oceniania. Różnice te są jednak dość płynne i trudne do
uchwycenia za pomocą konkretnych współczynników, więc środkiem ciężkości musiałyby być
jednolite dla danego przedmiotu, na ile to, oczywiście, możliwe, kryteria oceniania pracy
studentów. Stworzenie takich baz danych o studentach pozwoliłoby z pewnością na uchwycenie
ocen, które wydają się mało prawdopodobne ze względu na postępy danego studenta w trakcie
studiów. Wydaje się na przykład mało prawdopodobne, aby student, który z trudem zalicza
kolejne etapy studiów otrzymał bardzo dobrą ocenę na egzaminie z przedmiotu uważanego
powszechnie za trudny. Sytuacja taka, która każdego doświadczonego pedagoga zmusiłaby do
refleksji, jest wręcz niemożliwa do wychwycenia bez archiwizacji odpowiednich danych.
NIEPOTRZEBNE LISTY OBECNOŚCI
Zasada naczelna w zwalczaniu nieuczciwej pomocy powinna być taka: nie walczyć, raczej
odpowiednio motywować i uprzedzać zjawisko odpowiednią postawą na zajęciach dydaktycznych,
wyraźnym preferowaniem zaangażowania w przedmiot oraz piętnowania u studentów braku
systematyczności w uczęszczaniu na zajęcia i rozliczaniu się z samodzielnych prac. Zamiast
konsekwentnie sprawdzać obecność na zajęciach i wymagać rygorystycznie okazywania zwolnień
lekarskich, wystarczy przecież tak zorganizować ćwiczenia i wykłady na przestrzeni całego
semestru, aby nieobecność nawet na jednej godzinie powodowała istotne, merytoryczne problemy z
uzyskaniem zaliczenia. Wówczas nawet listy obecności okażą się niepotrzebne, o ile wiedza,
którą dzieli się wykładowca będzie konsekwentnie weryfikowana na kolokwiach i egzaminach.
Nie bez znaczenia dla całej sprawy pozostaje fakt, iż nasz kraj od paru lat, również w
zakresie edukacji i współpracy naukowej, otwiera się na świat i próbuje dostosować do
powszechnie obowiązujących przepisów i zwyczajów. Pracownicy naukowi, a przede wszystkim
studenci, ze względu na proporcje wymiany międzynarodowej są ambasadorami naszej kultury
akademickiej. Jak dalece muszą odstawać od swoich zagranicznych kolegów nasi studenci,
zaskoczeni możliwością nieograniczonego ściągania w trakcie odbywania swoich staży
zagranicznych w uniwersytetach państw wysoko rozwiniętych, w których uczciwość studiujących
jest rzeczą bezdyskusyjną. Niestety, postawa taka musi budzić zdziwienie naszych zagranicznych
kolegów profesorów, ale również i ustalanie się pewnego poglądu na temat sposobu nauczania i
ogólnej jakości polskiego wykształcenia. Na szczęście, w ramach wymiany międzynarodowej
wyjeżdżają również nasi wybitni naukowcy, którzy swoimi osiągnięciami zdecydowanie przeczą
takiej tendencji ogólnej.
Dr inż. Marcin Kamiński pracuje w Katedrze Mechaniki Materiałów na Wydziale Budownictwa,
Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej.
|