Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 11/1998

Rzeczywistość czy fikcja?
Poprzedni Następny

Istotna część uzyskiwanych ocen, a zatem i dyplomów ukończenia studiów nie odzwierciedla prawdziwego stanu wiedzy, umiejętności i przygotowania zawodowego ich posiadaczy.

Marcin Kamiński

Fot. Stefan CiechanTematem niniejszego artykułu jest delikatny, lecz niestety nader powszechny problem nieuczciwego zdobywania ocen przez studentów, jak również omówienie zjawisk, które temu towarzyszą i próba analizy konsekwencji społecznych wywoływanych przez to zjawisko. Fakty i opinie, na które powołuję się opisując i próbując rozwiązać problem, znane są z codziennego życia akademickiego i zostały zaczerpnięte z komentarzy i doświadczeń moich studentów. Być może część, a nawet większość z tych uwag wyda się oczywista, jednakże ranga problemu powinna skłaniać do częstych publicznych dyskusji na ten temat, których skutkiem powinna być zmiana tradycji w tym zakresie.

WIARYGODNOŚĆ SYSTEMU

Niedawno minął kolejny rok akademicki, do indeksów wstawiono oceny podsumowujące pracę studentów w okresie całego semestru. Wkrótce, wraz z zaliczeniami uzyskanymi w trakcie sesji poprawkowej, oceny te staną się przedmiotem odpowiednich statystyk charakteryzujących efektywność procesów dydaktycznych różnych uczelni. Jednocześnie oceny zdobyte przez poszczególnych studentów staną się podstawą obliczenia im stypendiów naukowych. Schemat taki powtarza się z semestru na semestr i wydaje się, że nie wzbudza on zasadniczych zastrzeżeń. No, może poza takimi, że z jednej strony w Polsce nie ma jeszcze uznanego i stosowanego powszechnie punktowego systemu oceniania pracy studentów, a z drugiej, że zasady zaliczania poszczególnych przedmiotów są mniej restrykcyjne niż w renomowanych uniwersytetach krajów Ameryki Płn. i Wspólnoty Europejskiej.

Podstawowym problemem, jaki pojawia się jednak w zakulisowych rozmowach, jest wiarygodność systemu oceniania, która, wbrew przekonaniu wielu uczestników procesu dydaktycznego, przynajmniej w naszym kraju jest niezależna od jego formy. Wiarygodność ta związana jest ze sposobem przeprowadzania egzaminów i zaliczeń z poszczególnych przedmiotów, nastawieniem studentów do egzekwowania ich wiedzy, zróżnicowanymi oczekiwaniami i rygorami nauczycieli akademickich, zróżnicowanymi regulaminami studiów na różnego typu uczelniach wyższych (państwowych oraz prywatnych), jak też naginaniem tych regulaminów do uczelnianej rzeczywistości, zdominowanej w ostatnich latach przez dążność do wykształcenia możliwie największej liczby absolwentów. Dyskusja na tematy związane z ocenianiem pracy studentów polaryzuje środowisko akademickie (z nielicznymi wyjątkami, oczywiście) w sposób naturalny na dwa obozy - uczniów i nauczycieli. Pierwsi z reguły twierdzą, że ilość wiedzy, którą mają do opanowania w wyznaczonym semestrem i sesją czasie, jest zbyt duża oraz nieodpowiednio wykładana, drudzy natomiast dość zgodnym głosem stwierdzają, że spora część młodzieży albo minęła się z powołaniem, albo nie ma żadnej motywacji do nauki, czy też brak jej wystarczającego współczynnika inteligencji.

OCENY I WIEDZA

W tym miejscu należy spojrzeć na omawiany problem z pozycji różnorodności i specyfiki szkół wyższych. Dość często pojawia się np. wśród studentów uczelni technicznych charakterystyczne dla tej grupy społecznej niedowierzanie, że możliwe jest ukończenie studiów bez "dodatkowych pomocy naukowych" na zaliczeniach i egzaminach. Wiadomo również, iż uczelnie techniczne, w przeciwieństwie do pozostałych, wymagają zdecydowanie większego niż gdzie indziej nakładu systematycznej i samodzielnej pracy nad projektami, a także regularnej obecności na zajęciach laboratoryjnych.

Niezależnie od tego, które poglądy są bliższe czy dalsze od prawdy, faktem jest, że istotna część uzyskiwanych ocen, a zatem i dyplomów ukończenia studiów nie odzwierciedla prawdziwego stanu wiedzy, umiejętności i przygotowania zawodowego ich posiadaczy. Prostą konsekwencją jest to, że dyplomy te nadal nie są podstawą do uzyskania pracy a oferowane wynagrodzenie nie jest i nie może być adekwatne do miejsca zajmowanego przez uczelnię w odpowiednim rankingu. Co więcej, wbrew obiegowym teoriom o zamkniętych kołach przyczynowo-skutkowych, słyszanym niestety również w kręgach akademickich, efektem rzeczywistego urealnienia systemu oceniania absolwentów będzie stworzenie swoistej piramidy szkół wyższych, której wierzchołek tworzyć będą wiodące polskie uniwersytety i inne szkoły wyższe. Dopiero w dalszej perspektywie, minimum kilkunastu lat, ma szanse ukonstytuować się swoista tradycja i renoma wartościująca szkolnictwo wyższe.

NIE OPŁACA SIĘ

Sposobem na powstrzymanie fali nagminnego ściągania jest przekonanie najlepszych studentów, że nie opłaca im się z wielu względów pomagać zdecydowanie słabszym, jak też mniej pracowitym kolegom. Względy te można podzielić na ekonomiczne, psychologiczne, socjologiczne a nawet prawne. Wśród względów natury ekonomicznej można wymienić dwa zdecydowanie najskuteczniej przemawiające do wyobraźni pracowitych i bardziej zdolnych jednostek:

1. Jeżeli jesteś lepszym studentem, jest prawdopodobne, że po ukończeniu studiów dostaniesz lepszą pracę. Jeżeli podzielisz się swoimi wiadomościami na egzaminie ze swoim słabszym kolegą, to kandydatów na jedno stanowisko będzie już dwóch, a być może więcej. Raczej więcej, gdyż studenci którzy ściągają, najczęściej wymieniają się zdobytymi tematami i zadaniami w trakcie egzaminu. W ten sposób perspektywa otrzymania lepszej (lepiej płatnej) pracy się oddala, zatem nakład twojej pracy przestaje być adekwatny do odniesionych korzyści.

2. Jeżeli długo pracowałeś nad przygotowaniem się do egzaminu i poświęciłeś zdobywaniu wiedzy dużo czasu, po co masz dzielić się nią w trakcie trwania egzaminu ze studentami z reguły słabszymi od ciebie, który ten czas poświęcili na odpoczynek lub zarabianie pieniędzy? Wniosek: Twój czas z tych powodów jest co najmniej podwójnie stracony.

PIĘTNOWANIE UCZCIWYCH

Dość często zdarza się również taka sytuacja, w której osoba ściągająca otrzymuje w wyniku procedury egzaminacyjnej lepszą ocenę od swojego kolegi czy koleżanki, którzy zgodzili się pomóc. Pojawia się wówczas poczucie niesprawiedliwości, którym, niestety, nie ma jak podzielić się z kimkolwiek, a w szczególności z egzaminatorem czy też szerszym gremium. Rozczarowanie to nie mija a wręcz ma tendencje do potęgowania się, gdyż osoby korzystające w sposób systematyczny z pomocy innych w trakcie egzaminów czy kolokwiów starannie piętnują osoby nie chcące im pomagać, urabiając im jednocześnie, przez swego rodzaju zazdrość, odpowiednio negatywną opinię. Pułapka bycia studentem wyróżniającym się korzystnie pod względem osiąganych wyników jest taka: im lepsze masz wyniki i im mniej dajesz ściągać, tym mniej masz przyjaciół wśród własnych kolegów z roku czy z grupy. Rola pedagoga, w osobie nauczyciela akademickiego czy też rodzica, może ograniczać się do wygłoszenia następującego rodzaju komentarzy:

1. Nie można oglądać się na słabszych kolegów, gdyż w trudnych sytuacjach nigdy ci nie pomogą. Jesteś im potrzebny tylko wtedy, gdy możesz podrzucić im zadanie, którego jeszcze nie zdążyli ściągnąć. W przeciwnym wypadku nie będą tracili na ciebie cennego na sprawdzianie czasu.

2. Sukces w postaci dobrych ocen ma wielu naturalnych przeciwników, którzy poprzez kontrast wypadają znacznie gorzej. Słabsi studenci nie lubią lepszych kolegów, gdyż dobrzy studenci odbierają gorszym argumenty przy próbach rozgrzeszania się ze złych wyników lub ich braku.

3. Słaby student stosunkowo rzadko dostrzega ścisłą relację przyczynowo-skutkową pomiędzy pracą własną a osiągniętymi wynikami. Najczęściej on sam wie najlepiej, ile czasu wystarczy na przygotowanie się do egzaminu. Jeżeli go nie zdaje, oznacza to jednoznacznie, że tego przedmiotu nie można się nauczyć albo wykładowca był dla niego złośliwy.

Wniosek: Możesz mieć sam do siebie pretensje, gdy pomagając na egzaminie uzyskujesz za swoich kolegów lepsze wyniki niż za własną, samodzielną pracę.

STYPENDIA ZA ŚCIĄGANIE

Wreszcie, patrząc z punktu widzenia grupy dziekańskiej lub całego rocznika jako grupy społecznej, wskutek niezgodnego ze stanem faktycznym systemu oceniania traci realność konkurencja w sensie pozytywnym, traci sens przyznawanie stypendiów naukowych w ogóle, jak również klasyfikacja wielkości stypendium ze względu na uzyskiwaną średnią. Biorąc to pod uwagę, system stypendialny powinien się ograniczyć tylko do średniej bliskiej najwyższej, gdyż prawdopodobieństwo jej osiągnięcia w sposób nieuczciwy - drogą samopomocy koleżeńskiej na egzaminach - maleje prawie do zera. Gdyby jednak postanowienia władz uczelni zmierzały w tym kierunku, oznaczałoby to całkowity brak motywacji dla tych studentów, którzy osiągają nie najgorsze oceny kosztem stosunkowo dużego nakładu pracy, a z przyczyn od nich niezależnych nie stać ich na najlepsze. W konsekwencji oznaczałoby to całkowitą demoralizację najbardziej wartościowych jednostek, którym po ukończeniu studiów można byłoby powierzyć odpowiedzialne stanowiska pracy.

Pojawia się w związku z tym naturalne a jednocześnie bardzo trudne pytanie: W jaki sposób skutecznie ograniczyć omawiane zjawisko, nie krzywdząc przy tym solidnie i systematycznie pracujących studentów i zachowując wypracowany wieloletnimi doświadczeniami system stypendialny? Jednocześnie należy sobie uzmysłowić, na ile stosowane obecnie metody dydaktyczne ułatwiają poniekąd lub generują mniej lub bardziej udane próby nieuczciwego zdobywania ocen. Zdarza się przecież, że nie tylko studenci, ale i ich nauczyciele traktują salę egzaminacyjną jako miejsce nauki, pomagając zaprzyjaźnionym albo słabszym podopiecznym. Pozwala to z jednej strony na ukrycie słabych stron swojego warsztatu dydaktycznego, a z drugiej - na zmniejszenie odsetka oblanych studentów oraz zabezpieczenie się przed nadmierną liczbą terminów poprawkowych. Niestety, możliwości i warunki liberalizacji zasad upowszechniają się bardzo szybko i egzamin jako instytucja, jak też nauczyciel akademicki jako mistrz, szybko się dewaluują.

DEMORALIZACJA I BAŁAGAN

Środki zapobiegające omawianym zjawiskom wśród studentów można ogólnie podzielić na prawne oraz psychologiczne. Wiadomo na przykład, iż w ramach regulaminu studiów mieszczą się, w odpowiednich punktach dotyczących obowiązków studenta, zapisy sankcjonujące egzekwowanie wiedzy na kolokwiach i egzaminach. Zapisy te stanowią, iż student ma obowiązek posiadać ze sobą w trakcie zaliczenia indeks, do którego każdorazowo można wpisać ocenę. W szczególnym przypadku może to nawet być ocena niedostateczna. Istnieje ponadto ściśle określona liczba terminów, które kandydat może wykorzystać do uzyskania zaliczenia i zdania egzaminu, przy czym nieuzyskanie którejś z tych ocen może w pewnych przypadkach powodować konieczność powtarzania roku lub nawet przerwanie studiów. Rzeczywistość akademicka wydaje się jednak, przynajmniej w niektórych szkołach wyższych, zgoła inna niż ta, którą zakładają przytoczone przepisy regulaminowe. Dość często praktykuje się wielokrotne próby zaliczania tego samego kolokwium końcowego bez odpowiedniego negatywnego wpisu do indeksu, jak również nie kończące się terminy egzaminów poprawkowych, dochodzące prawie do liczb dwucyfrowych. Efektem tego jest bałagan administracyjny, skrzętnie wykorzystywany przez większość studentów do przychodzenia na egzaminy bez odpowiedniego przygotowania a czasami nawet jedynie na próbę. Drugim, znacznie ważniejszym skutkiem negatywnym jest demoralizacja większości studentów, biorąca się ze świadomości i tak ulgowego procesu uzyskiwania wpisów, jak też spadek motywacji wśród bardziej zdolnych jednostek do osiągania coraz lepszych wyników. Starań tych i tak przecież nikt nie doceni, a jednocześnie brakuje selekcji negatywnej, stanowiącej ostrzeżenie i karę dla zaniedbujących swoje obowiązki. W rezultacie nie zostaje zaspokojone poczucie sprawiedliwości ludzi bardziej wartościowych.

DWIE METODY

Jak odróżnić uczciwego studenta od takiego, który próbuje ściągać i nieuczciwie uzyskać wpis do indeksu? W zasadzie system rozpoznawania i wartościowania studentów może opierać się na dwóch przeciwstawnych metodach. Z jednej strony stosuje się częstokroć tzw. indywidualne podejście do studenta, zakładające, że nauczyciel akademicki ma dostatecznie bogate doświadczenie w zakresie możliwych postaw i zachowań studentów w trakcie semestru, jak też w fazie uzyskiwania zaliczenia. Warunkiem koniecznym efektywnej selekcji jest w tym przypadku odpowiednio ograniczona liczba studentów, którymi można się opiekować w trakcie semestru, aby każdemu z nich poświęcić wystarczająco wiele czasu, zainteresowania i życzliwości. Sytuacja taka, z poprawką na różnice w wymaganiach pomiędzy poszczególnymi wykładowcami, byłaby może bliska ideałowi, tyle tylko, że z przyczyn finansowych, niestety, zwiększa się systematycznie liczebność grup oraz studentów na danym roczniku, w związku z czym kontrola bieżąca przestaje być możliwa. Alternatywną metodą może tu być podejście statystyczne, oparte na skomputeryzowanych systemach informacji o studentach i ich postępach w nauce, które można kontrolować na przestrzeni wielu semestrów, praktycznie od początku do końca studiów. Za takim rozwiązaniem przemawia również fakt, iż na rynku komputerowym istnieje bardzo różnorodne oprogramowanie - zarówno specjalistyczne, jak i bazy danych o charakterze ogólnym, przy pomocy których można archiwizować interesujące i ważne dla procesu dydaktycznego dane i wskaźniki. Przy takim rozwiązaniu odpada problem liczebności grup i organizacji zajęć, ale jednocześnie narasta kwestia reprezentatywności ocen i sposobu ich wystawiania dla nauczycieli prowadzących przedmiot w różnych grupach ćwiczeniowych. Aby wyznaczyć jakąkolwiek miarodajną średnią na przestrzeni paru semestrów lub z kilku wiodących dla danego kierunku przedmiotów, należałoby ocenom wystawianym przez poszczególne osoby prowadzące zajęcia przypisać odpowiednie wagi korygujące wzajemne różnice w systemie oceniania. Różnice te są jednak dość płynne i trudne do uchwycenia za pomocą konkretnych współczynników, więc środkiem ciężkości musiałyby być jednolite dla danego przedmiotu, na ile to, oczywiście, możliwe, kryteria oceniania pracy studentów. Stworzenie takich baz danych o studentach pozwoliłoby z pewnością na uchwycenie ocen, które wydają się mało prawdopodobne ze względu na postępy danego studenta w trakcie studiów. Wydaje się na przykład mało prawdopodobne, aby student, który z trudem zalicza kolejne etapy studiów otrzymał bardzo dobrą ocenę na egzaminie z przedmiotu uważanego powszechnie za trudny. Sytuacja taka, która każdego doświadczonego pedagoga zmusiłaby do refleksji, jest wręcz niemożliwa do wychwycenia bez archiwizacji odpowiednich danych.

NIEPOTRZEBNE LISTY OBECNOŚCI

Zasada naczelna w zwalczaniu nieuczciwej pomocy powinna być taka: nie walczyć, raczej odpowiednio motywować i uprzedzać zjawisko odpowiednią postawą na zajęciach dydaktycznych, wyraźnym preferowaniem zaangażowania w przedmiot oraz piętnowania u studentów braku systematyczności w uczęszczaniu na zajęcia i rozliczaniu się z samodzielnych prac. Zamiast konsekwentnie sprawdzać obecność na zajęciach i wymagać rygorystycznie okazywania zwolnień lekarskich, wystarczy przecież tak zorganizować ćwiczenia i wykłady na przestrzeni całego semestru, aby nieobecność nawet na jednej godzinie powodowała istotne, merytoryczne problemy z uzyskaniem zaliczenia. Wówczas nawet listy obecności okażą się niepotrzebne, o ile wiedza, którą dzieli się wykładowca będzie konsekwentnie weryfikowana na kolokwiach i egzaminach.

Nie bez znaczenia dla całej sprawy pozostaje fakt, iż nasz kraj od paru lat, również w zakresie edukacji i współpracy naukowej, otwiera się na świat i próbuje dostosować do powszechnie obowiązujących przepisów i zwyczajów. Pracownicy naukowi, a przede wszystkim studenci, ze względu na proporcje wymiany międzynarodowej są ambasadorami naszej kultury akademickiej. Jak dalece muszą odstawać od swoich zagranicznych kolegów nasi studenci, zaskoczeni możliwością nieograniczonego ściągania w trakcie odbywania swoich staży zagranicznych w uniwersytetach państw wysoko rozwiniętych, w których uczciwość studiujących jest rzeczą bezdyskusyjną. Niestety, postawa taka musi budzić zdziwienie naszych zagranicznych kolegów profesorów, ale również i ustalanie się pewnego poglądu na temat sposobu nauczania i ogólnej jakości polskiego wykształcenia. Na szczęście, w ramach wymiany międzynarodowej wyjeżdżają również nasi wybitni naukowcy, którzy swoimi osiągnięciami zdecydowanie przeczą takiej tendencji ogólnej.

Dr inż. Marcin Kamiński pracuje w Katedrze Mechaniki Materiałów na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej.

Uwagi.