W wydatkach na ochronę zdrowia Polska zajmuje czołowe miejsce w Europie.
Aleksander Kołodziejczyk
Powszechnie znana jest trudna sytuacja resortów finansowych z budżetu, przede wszystkim wojska, policji, sądownictwa, oświaty, szkolnictwa wyższego i ochrony zdrowia. Wszystkie te resorty cierpią niedostatek. Nie zawsze jednak jesteśmy w stanie określić, który z nich jest w najgorszym położeniu. Każdemu zatrudnionemu wydaje się, że to właśnie jego dział, jego resort jest w największej potrzebie. Wojsko twierdzi, że w związku z przyjęciem do NATO potrzebne jest od zaraz duże, dodatkowe finansowanie. Ochrona zdrowia, znajdując się w katastrofalnym stanie, wymaga reformy, a reforma musi kosztować. Odpowiedzialność za zaniedbaną oświatę przerzucono w znacznym stopniu na administrację lokalną, ale bez wsparcia ze strony państwa nie ma co marzyć o wydźwignięciu jej na pożądany poziom. BOOM GWOŹDZIEM DO TRUMNYNa początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy upadł przemysł, kopalnie, PGR-y, stocznie, żegluga, oświata, służba zdrowia i wiele innych dziedzin, praktycznie jedynie szkolnictwo wyższe, mimo drastycznych cięć budżetowych i prawie całkowitej utraty wsparcia przemysłu, było tą gałęzią gospodarki narodowej, która nie tylko nie podzieliła losu innych, ale, uzyskując autonomię, była w stanie rozwijać się, czego przejawem był m.in. wzrost liczby studentów. Ten rozwój okazał się jednak przysłowiowym gwoździem do trumny, szkolnictwo wyższe rozwijało się bowiem w tym okresie w warunkach niedoinwestowania, w oparciu o rezerwy i zwiększony wysiłek kadry, przy świadomym założeniu, że po dwóch, trzech latach kryzysu ekonomicznego, wywołanego transformacją gospodarki, zaraz po rozpoczęciu wzrostu gospodarczego, zostanie szybko dofinansowane, stosownie do rozszerzonych zadań. Tak się jednak nie stało. Władze, widząc, że szkolnictwo wyższe jakoś sobie radzi, nadal obniżały dotacje. W końcu zostały wyczerpane wszystkie rezerwy i zasoby ludzkich możliwości. Szkolnictwo wyższe w Polsce znalazło się w stanie skrajnej katastrofy, w najgorszej sytuacji spośród działów finansowanych z budżetu. Wiem, że nie wszyscy są o tym przekonani, pomimo ostatniego raportu NIK. Żeby więc nie być gołosłownym, przygotowałem tabele przedstawiające finansowanie obrony, służby zdrowia i nauki w Polsce, jako udziały w PKB lub budżecie, w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Jest to nie tylko prezentacja wydatków rządowych na tle innych państw, ale i odzwierciedlenie troski władz danego państwa o rozwój poszczególnych dziedzin podlegających jego opiece. ZDROWIE I OBRONA GÓRĄ
W wydatkach na obronę Polska znajduje się w połowie listy państw europejskich uszeregowanych wg procentowego udziału tych wydatków w PKB (Tab. 1). Jedynie państwa znajdujące się w stanie wojny – Grecja i Turcja – dwukrotnie większą część wytworzonego PKB wydają na zbrojenia. Mocarstwa atomowe, Wlk. Brytania i Francja, przeznaczają na obronę o 0,8 proc. PKB więcej niż Polska. Wiele państw członków NATO, a także kandydat do NATO, Węgry, zajmują dalsze miejsca. W wydatkach na naukę Polska zajmuje jedno z końcowych miejsc. W porównaniu do czołówki jest to prawie 4 razy mniej. W zbrojeniach ten stosunek wynosi 2. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, kiedy porównuje się wydatki na naukę w przeliczeniu na 1 mieszkańca (Wykres 1). Wyprzedzają nas Węgry o 50 proc., Czechy o ponad 100 proc. Warto zwrócić uwagę na Finlandię, kraj, który na początku lat 90. przeżywał jeszcze większy niż Polska kryzys ekonomiczny, gdzie bezrobocie dochodziło do 20 proc. M.in. dzięki wysokim wydatkom na naukę udało się tam szybko przezwyciężyć kryzys ekonomiczny. Dane dotyczące wydatków na ochronę zdrowia, jako procentowy udział w PKB poszczególnych państw, są trudno dostępne. W Roczniku Statystycznym prezentowane są informacje na temat części budżetu, wyrażonych w procentach, przeznaczonych przez poszczególne państwa europejskie na służbę zdrowia. Jak trudno dostępne są owe dane świadczy fakt, że nawet w Roczniku Statystycznym wydanym w 1997 r. informacje dotyczą różnych lat, często odległych w czasie. Kolejność państw prezentowanych w Tab. 2 jest zaskoczeniem prawie dla wszystkich. Pod względem wydatków z budżetu na ochronę zdrowia Polska zajmuje czołowe miejsce w Europie. W tej dziedzinie, wydaje się, nie dodatkowe pieniądze z budżetu są potrzebne, ale pilna reforma. SPADEK PRZYROSTU KADR
Wracając do finansowania nauki, nikt nie powinien mieć złudzeń – tak niskie nakłady nie mogą zapewnić jej rozwoju; są nie wystarczające nawet do utrzymania uprzednio zdobytej pozycji, a w wielu dziedzinach nauki polscy uczeni osiągnęli znaczący poziom i uznanie. O głębokości kryzysu, jaki dotknął polską naukę i szkolnictwo wyższe, świadczy drastyczny spadek liczby nowo mianowanych profesorów tytularnych i zatwierdzanych doktorów habilitowanych oraz stagnacja w dziedzinie nowo zdobytych stopni doktorskich. Obecnie przyrost w grupie profesorów nie równoważy już nawet ubytków naturalnych, a biorąc pod uwagę ponad dwukrotny wzrost liczby studentów w ostatnim okresie nie trzeba dużej wyobraźni, żeby ocenić zakres potrzeb. Szczególnie niepokojący jest spadek przyrostu wysoko kwalifikowanych kadr w dziedzinie nauk ścisłych, przyrodniczych i technicznych, spadek wynikający głównie z powodu wysokich kosztów badań. Co jest przyczyną zaistniałej sytuacji? Nauczyciele akademiccy są przeciążeni, nie mają czasu, motywacji ani sił do podejmowania prac promocyjnych. Zmniejszono liczbę pracowników pomocniczych. Żenująco niskie zarobki zniechęcają najzdolniejszych absolwentów do podejmowania kariery akademickiej, zachęcają natomiast do zmiany miejsca zatrudnienia, zmuszają do podejmowania dodatkowych zajęć kosztem własnego rozwoju, co odbija się negatywnie na kształceniu młodej kadry. Do tego dochodzi brak funduszów na czasopisma, książki, pomoce naukowe, aparaturę, remonty, nie wspominając o inwestycjach. W tych warunkach nie da się utrzymać wysokiego poziomu nauczania. Tak z grubsza wygląda sytuacja w polskich uczelniach. Z drugiej strony wiadomo, że negatywne skutki niskich nakładów na edukację i naukę nie są widoczne od zaraz, nie wywołują natychmiastowego niezadowolenia społecznego. Dlatego politycy tak łatwo godzą się na cięcia budżetowe w tych dziedzinach. A to, że skutki takiej polityki spowodują społeczną katastrofę za kilkanaście lat i będą rzutowały na następne pokolenia nie wywołuje większego wrażenia na politykach myślących w kategoriach kolejnych wyborów. KONFRONTACJA W EDUKACJIChciałbym przypomnieć oczywistą prawdę, nie zawsze dopuszczaną do świadomości, że współczesna walka o dominację nad światem nie rozstrzyga się na frontach wojennych. Wojny wprawdzie toczą się, ale na peryferiach i mają drugorzędne znaczenie. Do prawdziwej konfrontacji dochodzi w edukacji, nauce, w zaciszach laboratoriów. Tę walkę przegrywamy. Obawiam się, że nasz kraj zostanie zdobyty bez jednego wystrzału. Przyjdą do nas specjaliści wykształceni gdzie indziej i zajmą kierownicze stanowiska. Dla nas pozostanie ich obsługa, bo w kraju zabraknie nie tylko wysoko kwalifikowanej kadry, zdolnej do opracowywania nowych technologii, ale nawet specjalistów umiejących opanować technologie wytwarzane w krajach, które postawiły na rozwój edukacji i nauki. My nie mamy takiej siły przebicia jak górnicy, energetycy czy transportowscy. Możemy tylko liczyć na rozsądek i mądrość polityków i do tych ich przymiotów się odwołujemy. ZAPEWNIAJĄ O GORĄCYM POPARCIUW spotkaniu Rady Rektorów Pomorza Nadwiślańskiego, które miało miejsce w Gdyńskiej Wyższej Szkole Administracji i Biznesu 28 listopada 1997 r., wzięło udział 11 parlamentarzystów, co stanowi 22,5 proc. wysłanych zaproszeń. Wiadomo, że sprawy nauki i szkolnictwa wyższego nie były i nie będą najważniejszymi sprawami w państwie, martwi mnie jednak fakt, że tak wiele innych spraw nadal jest ważniejszych. W takiej sytuacji trudno uwierzyć w zapewnienia wielu posłów, że: „problemy szkolnictwa wyższego zawsze były i będą im bardzo bliskie” lub „o gotowości wspierania działań służących poprawie sytuacji szkolnictwa wyższego”. W dyskusji głos zabrali prawie wszyscy parlamentarzyści obecni na spotkaniu. Zapewniali o gorącym poparciu dla spraw nauki i szkolnictwa wyższego, wszyscy byli przekonani o konieczności zwiększania nakładów państwa na te istotne dla rozwoju społecznego dziedziny. Mimo to rozchodziliśmy się w atmosferze głębokiego pesymizmu. Przygotowany przez poprzedni rząd projekt ustawy budżetowej zakłada dalszy spadek finansowania nauki i szkolnictwa wyższego, mimo rosnących zadań. Nowy rząd nie uwzględnił w autopoprawkach ratowania znajdującego się w głębokiej zapaści szkolnictwa wyższego i nauki. Znalazły się dodatkowe fundusze na usuwanie skutków powodzi. Jest to zrozumiałe. Jednak szkolnictwo wyższe jest od wielu lat zalewane przez powódź młodzieży chętnej do podnoszenia kwalifikacji. Tego żaden rząd III Rzeczypospolitej Polskiej nie uwzględnił w swoim projekcie budżetowym, żaden z parlamentów nie ujął się za uniwersytetami, nie przyjął w tej sprawie zdecydowanej postawy. KOMU ZABRAĆ, KOMU DAĆ?Rząd premiera Buzka zapewnił w swoich autopoprawkach dodatkowe fundusze na służbę zdrowia – głównie pod wpływem nacisków strajkowych. Nauczyciele akademiccy nie powinni strajkować, jednak coraz częściej słyszy się głosy, żeby całkowicie wstrzymać przyjmowanie kandydatów na pierwszy rok studiów. Członków rządu będzie stać na zapewnienie swoim dzieciom studiów za granicą. Może jednak społeczeństwo przebudzi się wtedy i upomni o edukację i przyszłość narodu? Może wówczas parlamentarzyści przestaną powtarzać, że za późno, że projekt budżetu jest już przygotowany i nic się nie da zrobić. A przecież to posłowie i senatorowie zatwierdzają budżet, to ich głosy o tym decydują. Ten projekt budżetu w zakresie edukacji, szkolnictwa wyższego i nauki jest nie do przyjęcia. Twierdzenie, że należy wskazać dziedziny, z których trzeba zabrać, żeby dodać szkolnictwu, jest zwykłą obłudą. Przez lata zabierano szkolnictwu wyższemu i nauce i nikt nie pytał, czy można. W czasie realnego socjalizmu na szkolnictwo wyższe i naukę przeznaczano po 1,5 proc., w tym roku planuje się odpowiednio 0,86 i 0,45 proc. Te liczby mówią same za siebie. Ktokolwiek się z tym godzi, bierze na siebie ogromną odpowiedzialność za tragedię, jaka spotka w niedalekiej przyszłości nasz kraj, nasz naród. Prof. dr hab. inż. Aleksander Kołodziejczyk, chemik, jest rektorem Politechniki Gdańskiej. |
|