CZYLI SPOTKANIE PARTNERÓW
Rozmowa z prof. Józefem Mayerem,
rektorem Politechniki Łódzkiej
 |
Prof. dr hab. Józef Mayer (ur. 1939), chemik, zajmuje się badaniami szybkich procesów przekazywania ładunku w układach skondensowanych, w tym w napromieniowanych układach polimerowych. Od 1996 pełni funkcję rektora Politechniki Łódzkiej. Jest dyrektorem Międzyresortowego Instytutu Chemii Radiacyjnej. |
Od 4 do 6 czerwca będą trwały w Łodzi Międzynarodowe Targi Intertechnology, pierwsza tego typu impreza w Polsce. Politechnika Łódzka jest jednym z pomysłodawców i organizatorów tych targów. Z czego wynikła potrzeba tak szerokiego wyjścia z ofertą badawczą?
- Uważam, że poważnym mankamentem w działaniu polskich uczelni jest znikoma współpraca z przemysłem. Nie zmienią tego nieliczne wyjątki. Nasze dochody z takiej współpracy przeważnie nie są warte wspomnienia. W porównaniu z minionymi latami nastąpił tu istotny regres. Jedną z przyczyn jest na pewno zbyt mała aktywność środowisk naukowych w stosunku do przemysłu. Stąd właśnie powstała idea zorganizowania targów Intertechnology. Politechnika Łódzka włączyła się do ich przygotowania, gdyż uważamy, że właśnie targi są między innymi tym miejscem, gdzie uczelnie i inne instytucje naukowe mogą i powinny przedstawiać swoją ofertę.
- Imprezy zachęcające przemysł do zainteresowania się prowadzonymi na uczelni badaniami podejmowane były już wcześniej...
- Tak. Organizowaliśmy tzw. kongresy dziekanów i liderów przemysłu, połączone z różnymi wystawami. W mojej opinii, nie przyniosły one spodziewanego zetknięcia na płaszczyźnie nauka-przemysł, głównie dlatego, że zabrakło wspomnianych liderów. Imprezy te były robione troszkę po amatorsku. W związku z tym zdecydowaliśmy się na Targi Intertechnology, które są przygotowywane w sposób podobny, jak to się robi za granicą. Na słynnych światowych targach i wystawach w Pittsburghu, Londynie, Brukseli czy Osace polskie innowacje były znakomicie oceniane i nagradzane medalami. Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy odnieść sukcesu na własnym podwórku, przyciągnąć zagranicznych wystawców, pokazać, że w uczelnianych pracowniach powstaje wiele, śmiem twierdzić, naprawdę genialnych pomysłów.
- Zorganizowanie targów wymaga wsparcia ze strony fachowców, którzy mają duże doświadczenie w tego typu imprezach.
- Oczywiście. Sama uczelnia nie jest w stanie zorganizować dużych targów, które mają stać się imprezą cykliczną i na stałe zaistnieć w kalendarzu imprez odbywających się w mieście. Do tego potrzebne są profesjonalne firmy: Międzynarodowe Targi Łódzkie i warszawska firma Hi-Tech, która promowała naszych naukowców na zagranicznych targach. My wspieramy te działania merytorycznie i organizacyjnie, tak by w efekcie przygotować imprezę, na której ludzie będą mogli zapoznać się z najnowszymi technologiami i wynalazkami tworzonymi m.in. w polskich uczelniach. Takie było nasze podstawowe założenie, które teraz realizujemy. Uważam, że jest to jedna z ważnych form działania uczelni.
- Wiadomo, że uczelnie wciąż otrzymują od państwa zbyt małe środki finansowe na swoją działalność. Czy udział w targach to jedna z form pozyskiwania dodatkowych dochodów?
- Myślę, że trzeba tu powiedzieć o dwóch sprawach. Pierwsza, to na pewno możliwość uzyskania dochodów poprzez sprzedaż licencji czy technologii, co oczywiście byłoby dla nas bardzo korzystne. Druga, równie ważna, to nawiązanie rzeczywistej współpracy z przemysłem. Cóż bowiem obserwujemy? Silne niegdyś firmy, teraz, po prywatyzacji, przeważnie z nami nie współpracują. Myślę, że składa się na to wiele przyczyn. Od najbardziej drastycznych, czyli praktycznego zniknięcia niektórych przemysłów z rynku
- tu Łódź z jej przemysłem włókienniczym jest dobrym przykładem - po przyczynę najbardziej powszechną, czyli brak pieniędzy na inwestowanie w innowacje. Trzeba otworzyć się na małe i średnie przedsiębiorstwa, które zaczynają wykazywać chęć współpracy. Działaniem w tym kierunku są także Targi Intertechnology. Zobaczymy, czy będzie odzew, czy pojawią się chętni.
- Czy wiele innowacji powstaje w polskich uczelniach?
- Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć ogólnie, nie znam żadnych statystyk zbiorczych. Nie sądzę, by ktokolwiek je robił. Z Politechniki Łódzkiej mogę podać kilka przykładów takich prac, które szczęśliwie zakończyły się wdrożeniem przez przemysł. Instytut Polimerów, współdziałając z Zakładami Wyrobów Uszczelniających i Termoizolacyjnych "Polonit" w Łodzi, opracował oryginalną technologię bezazbestowych, płytowych materiałów uszczelniających, która została wdrożona z pełnym powodzeniem w zakładach "Polonit". Trzeba szczerze przyznać, że taki obrót sprawy wynikł pośrednio z zakazu stosowania w Polsce azbestu. Zakupienie tego rodzaju technologii za granicą byłoby niemożliwe, nie oferuje się jej w sprzedaży lub jest niezwykle kosztowna.
Wdrożeniem do produkcji zakończyły się także prace prowadzone przez Instytut Aparatów Elektrycznych PŁ, związane z realizacją projektu celowego dotyczącego rodziny ultraszybkich wyłączników próżniowych prądu stałego typu DCV dla trakcji kolejowej. Wykonawcą projektu i producentem finalnym są Zakłady Wytwórcze Aparatury Wysokiego Napięcia, Zakład Produkcyjny Z-1 w Warszawie, współpracujący z Zakładem Aparatury Elektrycznej WOLTAN w Łodzi, jako producentem głównych podzespołów.
- Czy mógłby Pan podać jakiś przykład opracowania we współpracy z innymi uczelniami?
- Takich interdyscyplinarnych badań prowadzi się wiele. Grupa naszych naukowców, wspólnie z wirusologami z Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, prowadziła badania nad nowym lekiem. Licencję na ten lek i jego wdrożenie do produkcji kupiła warszawska "Polfa". Moim zdaniem, to jest właściwa droga postępowania
- ktoś się interesuje naszym osiągnięciem i bierze na siebie koszt wdrażania. Fachowcy twierdzą, że wdrożenie nowego leku wymaga mniej więcej 7 lat i jest piekielnie drogie. My nie mamy na to szans, musimy zatem próbować znaleźć kontrahenta w przemyśle i przekonać go. W tym konkretnym przypadku pomogli nam właśnie lekarze z WAM, którzy współuczestniczyli w prowadzonych badaniach.
- Zdarza się, że opracowane technologie wdrażane są w uczelni?
- Niekiedy nowoczesne technologie są realizowane w warunkach rzemieślniczych, tzn. powstają minizakłady, które je stosują, ale nie można tu mówić o wymiernych efektach dla gospodarki kraju, choć zapewne mogłyby one być, gdyby technologie te zastosować na szerszą skalę. Przykładem jest Instytut Inżynierii Materiałowej i Technik Bezwiórowych PŁ, który oferuje usługi w zakresie technologii azotowania próżniowego i azotonasiarczania gazowego, wielokrotnie nagrodzonych na międzynarodowych wystawach wynalazków. Wykonywane są we własnym laboratorium naukowo-produkcyjnym.
Opracowano i opatentowano oryginalny kolagenowy materiał do zastępowania, uzupełniania lub wzmacniania opony twardej mózgu i rdzenia kręgowego. Koleżanka, która jest twórcą tej metody, współpracuje z lekarzami, ale jest w stanie produkować ten preparat tylko w skali mikro. Uzyskane wyniki, po wszczepieniu protez pacjentom, są bardzo dobre. Na razie nie ma w Polsce nikogo, kto chciałby włożyć w to pieniądze. Może na Targach Intertechnology ktoś się tym zainteresuje?
Widać z tych kilku zaledwie przykładów, że powstają rzeczy pożyteczne, tyle tylko, że jakby nikomu niepotrzebne. Wiele projektów trafia "na półkę", bo nie ma kogoś, kto mógłby zainwestować kapitał.
- Brakuje chyba ogólnych, instytucjonalnych rozwiązań, które ułatwiłyby kontakty pomiędzy laboratoriami naukowymi i firmami przemysłowymi?
- Poza patentowaniem, nie ma w zasadzie innych ustalonych form przepływu informacji o tworzonych innowacjach i wynalazkach. Patent też nie rozwiązuje sprawy do końca. Ktoś go przecież musi przeczytać. Musi czuć potrzebę jego zastosowania i wreszcie
- mieć na to pieniądze. Nam, twórcom, pozostaje zatem "wyjść naprzeciw" i spróbować zgromadzić na Targach Intertechnology ludzi zainteresowanych nowoczesnymi technologiami. Pozostaje pytanie, czy przyjdą?
- Transfer technologii do przemysłu to sprawa, o którą warto się starać. Są instytucje, które podejmują takie właśnie działania.
- Mamy w Łodzi takie firmy. Jedną z nich jest "Inkubator", który zajmuje się wdrażaniem nowych technologii, szukaniem dla nich źródeł finansowania etc. Podobną rolę pełni też Centrum Usług Badawczych i Transferu Technologii. Obie instytucje włączyły się do organizacji Targów Intertechnology. W kraju powstają parki technologiczne.
- Jaką rolę odgrywa w tym względzie Komitet Badań Naukowych?
- Wśród innych swoich działań KBN prowadzi również politykę proinnowacyjną, przyznając np. tzw. projekty celowe czy finansując wyjazdy naszych twórców na targi zagraniczne. Niestety, udział grantów celowych, a więc tych, które kończą się wdrożeniem, w ogólnej liczbie grantów nie jest duży. Przyczyna jest wciąż ta sama
- brakuje drugiej strony, czyli przemysłu, który chciałby zainwestować w projekt swoje 50 proc.
- Czy wiadomo, jakie badania w kraju są priorytetowe?
- Myślę, że wiele by się zmieniło, gdyby KBN zdecydował się to podać do wiadomości. Kryterium przyznania pieniędzy polega na ocenie, czy zgłoszona praca jest dobra, czy nie. Brak kryterium priorytetu, tak jak to było np. w programach Tempus, nie jest dobry. Na całym świecie część badań, uznanych w danym momencie za najważniejsze dla gospodarki, jest sterowana odpowiednimi mechanizmami, tak aby ludzie chcieli je podejmować.
- Czy widzi Pan możliwość lepszej niż dotychczas współpracy z przemysłem?
- Jestem optymistą, więc odpowiem, że tak. Politycy często twierdzą, że jesteśmy w okresie przejściowym. Wierzę, że gdy on się skończy, będzie u nas tak, jak w krajach zachodnich, gdzie uczelnie są otoczone małymi firmami, które z nich żyją. U nas podpisane umowy o współpracy mają często charakter bardziej propagandowy niż rzeczywisty. W zachodnich uczelniach studenci mają w programie semestr praktyki. Gdyby tak było u nas, pojawiłyby się dyplomy robione na zamówienie przemysłu, a to zaowocowałoby dodatkowymi kontaktami. Tymczasem my musimy często rezygnować z praktyk w ogóle, bo nie mamy gdzie wysłać naszych studentów. Współpraca istnieje w tym sensie, że wielu studentów pracuje w firmach informatycznych, ale to jest wyjątek od reguły. Przemysł, szczególnie tu w Łodzi, nie jest chętny do współpracy z uczelniami.
- Może środowiska twórcze muszą także przywyknąć, że ich osiągnięcia to produkt, który trzeba nie tylko stworzyć, ale także umieć sprzedać?
- Myślę, że naukowcy nie są przeważnie przygotowani do promocji swoich osiągnięć, nie mają handlowej żyłki. Ci, którzy próbują bezskutecznie zainteresować swoimi pomysłami potencjalnych kontrahentów, często po prostu zniechęcają się i zaczynają tworzyć "na półkę".
- Wiele firm korzysta z zachodnich ofert, bo tak jest chyba łatwiej i szybciej?
- Myślę, że musimy ten okres aktywnie przeczekać i nie tracić wiary. Przemysł ma kłopoty i nie jest przygotowany do wdrażania zaawansowanych technologii. Poza tym piętrzą się przeszkody, których przedtem nie było. Jedną z przyczyn jest to, że nowe technologie muszą przejść przez procedury europejskie, bardzo wymagające, np. jeżeli chodzi o czystość czy ochronę środowiska.
- Aktywne czekanie to między innymi organizacja Targów Intertechnology?
- Zmiany powinny następować ewolucyjnie, a to wymaga czasu. Patrząc w najbliższą przyszłość liczę, że Targi Intertechnology będą udaną imprezą, która z jednej strony ułatwi dostęp polskim przedsiębiorstwom do opracowań nowoczesnych technologii i produktów powstałych w uczelniach i instytutach badawczych, a z drugiej
- pomoże nam znaleźć partnerów do współpracy i finansowania prowadzonych badań. Może po tych targach będziemy bliżej sytuacji, którą nazwałbym normalną, to znaczy takiej, że przedsiębiorstwa potrzebujące nowych rozwiązań dla utrzymania konkurencyjności i rozwoju szukają i znajdują je w ośrodkach twórczych w kraju.
Rozmawiała
Ewa Chojnacka |