Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 7-8/1998

Egzaminy, egzaminy
Poprzedni Następny

Egzamin ustny winien być rozmową, przekonywającą obie strony
o opanowaniu przez egzaminowanego pewnego kwantum wiedzy.

Aleksander Wesołowski

Wśród czynności dydaktycznych w szkole wyższej egzamin studencki należy do najważniejszych. Student przygotowuje się do niego samodzielnie, w oparciu o literaturę przedmiotu, często ćwiczenia, seminarium, wykład. Winien on znać dobrze program oraz zakres przedmiotu i, nie bacząc na odbyte zajęcia, które nie muszą wyczerpać materiału, przygotować się odpowiednio do popisu znajomością tematu.

SZKÓŁKA

Niestety, praktyka dydaktyczna w obecnych warunkach wskazuje na to, że proces studiowania nie bardzo różni się od nauczania w szkole średniej, postawa studenta wobec nauki kształtuje się więc nadal po uczniowsku. Student tłumaczy się czasem na egzaminie, że tego, o co pyta egzaminator, nie było na wykładzie czy ćwiczeniach. A więc nie studia a szkółka, często w kiepskim wydaniu. Brak bowiem kontroli poziomu zajęć, niedocenianie dydaktyki, tradycyjnie nie liczącej się do dorobku naukowego czy awansu, przeludnienie grup studenckich, brak odpowiednich sal i zgodnego z higieną pracy umysłowej rozkładu tygodniowego zajęć dydaktycznych powodują, że obniża się poziom kształcenia.

Rzutuje to na jakość egzaminów i ich przebieg. Bywa, że jedynym materiałem służącym do przygotowania się do egzaminu jest nie recenzowany skrypt, kserowane notatki z wykładu, także nie autoryzowane i, najczęściej, opracowane odpowiedzi na ogłoszone wcześniej pytania. Poza tym czuwa "pomoc sąsiedzka", która pragnie dotrzeć na salę egzaminacyjną stosując nowoczesne techniki informacji. Nic więc dziwnego, że egzaminy, tak dla egzaminatorów, jak i egzaminowanych, nie stanowią atrakcji i nie dają satysfakcji z osiągnięć intelektualnych, raczej są smutną koniecznością, którą trzeba przeżyć.

USTNY W ODSTAWKĘ

Przy licznych grupach egzaminacyjnych (kilkuset uczniów w sesji), skóra cierpnie egzaminatorowi. Poszukuje się więc sposobu rychłego przebrnięcia przez sesję egzaminacyjną, by zarobić na kilka dni "wolnego". Zaniechano więc czasochłonnego prowadzenia egzaminu ustnego, bo któż wytrzyma siedzenie przez kilkanaście dni od rana do nocy i wysłuchiwanie "na okrągło" tego samego? Podjęto więc masowo egzaminy pisemne, mimo że uprawnienia do egzaminu pisemnego i ustnego mają tylko niektóre przedmioty wyznaczone w planie nauczania.

Prace pisemne trzeba poprawić, ocenić, udostępnić studentom. Jeżeli opracowuje się zebrany materiał uczciwie, to też wymaga czasu. Jednakże nawał prac powoduje, że przegląd odbywa się często "po łebkach", odfajkowuje się wynik końcowy, nie bacząc na wywód. Często korzysta się z pomocy innych osób, asystentów.

Egzamin pisemny ma to do siebie, że wymaga innego przygotowania, aniżeli ustny. Przede wszystkim student przygotowuje "ściągi", które umożliwią mu napisanie odpowiedzi. Uczy się więc "byle zaliczyć", po czym niewiele pozostaje w głowie. Przeżywanie takiego egzaminu jest zupełnie inne, aniżeli ustnego, "twarzą w twarz". Zatraca się psychiczny kontakt między egzaminatorem a egzaminowanym. Student jest anonimowym, pustym nazwiskiem. Przechodzi przez studia i właściwie zna swoich nauczycieli tylko ze słyszenia. Tak tracimy istotę stosunku wychowawczego mistrz-student. Studia kończy student "zimny".

DAWNIEJ I DZIŚ

Jakże inaczej wyglądały egzaminy w moich latach studenckich. Studiowało się u profesora, który choć zdalnie, ale wpływał na drogę życiową studenta. Interesował się nim. Student zaś odwzajemniał się poczuciem "przynależności do mistrza". Słuchał go i szedł za jego radą czy wymaganiami. Istniała ludzka więź, tak niezbędna do tworzenia rozwijającej się samodzielnie osobowości. Profesor spełniał rolę "słoneczka" niezbędnego do wzrostu rośliny, niczego nie narzucając. Nie wymagał też, aby "kropka w kropkę" powtarzać jego słowa na egzaminie. Każdy miał prawo do swojego poglądu, byle umiał go uzasadnić.

Na egzamin przychodziło się odświętnie ubranym, przeważnie na ciemno, aby okazać szacunek dla osoby egzaminatora. On również był zewnętrznie przygotowany dla podkreślenia powagi chwili. Egzamin był przeważnie ustny - rozmowa wokół istotnego, dyskusyjnego zagadnienia. Pamięta się te pytania przez dziesiątki lat "Czy dlatego płaczemy, bo jest nam smutno, czy też dlatego jest nam smutno, że płaczemy?" pytał mnie z psychologii prof. Stefan Błachowski.

UTRUDNIANIE ŻYCIA

Spokojny i przyjazny stosunek egzaminatora do studenta, to połowa sukcesu tego ostatniego. Najgorzej jest, gdy egzamin u "Tego" obrósł w mityczne okropności i zdaje się po kilku "podejściach". Czy warto więc uczyć się od razu na serio? Niektórym egzaminatorom-"twardzielom" wydaje się, że człowiek z wyższym wykształceniem winien być uodporniony na przeciwieństwa życia i dlatego trzeba studentowi, uważanemu najczęściej za "cwaniaka", utrudniać zdanie egzaminu. Sądzę, że nie to jest jednak celem egzaminu, a takie wychowawcze oddziaływanie jest spóźnione. Znam przypadki, że napięcie nerwowe studenta, mimo solidnego przygotowania, prowadziło do chwilowego zaniku pamięci, a bardziej wrażliwych, nawet do szpitala.

NO WŁAŚNIE, PANIE PROFESORZE

Egzamin ustny winien być rozmową, przekonywającą obie strony o opanowaniu przez egzaminowanego pewnego kwantum wiedzy, z tym, że egzaminator zdaje sobie sprawę, iż "wszystkiego" student wiedzieć nie może, bo któż wie wszystko? Egzamin nie może być "łapanką za słówka", zagadką o wielu odpowiedziach, z których tylko jedna uznana jest za prawidłową. Kiedy politolog pyta studenta: "Co nam dała Polska Ludowa?", student po namyśle odpowiada: "No właśnie, panie profesorze, no właśnie". Jakie pytanie, taka odpowiedź. Pytanie problemowe, to rzecz trudna, a więc i egzaminator powinien być przygotowany.

CZTERY POSTULATY

Sądzę więc, że po pierwsze - egzaminy nie muszą być kumulowane w sesji egzaminacyjnej i przynajmniej niektóre mogą być organizowane w ciągu roku akademickiego, po uzgodnieniu z egzaminatorem. Po drugie, winno być więcej egzaminatorów, szczególnie do przedmiotów masowych, do wyboru przez studenta. Po trzecie, studentowi powinno się udostępniać informator dotyczący treści programowych z danej dyscypliny, ze sprecyzowanym minimum tego, co powinien wiedzieć i umieć, aby zasłużyć na pozytywną ocenę. Po czwarte, w warunkach rozłożenia egzaminów w czasie będzie możliwość przeprowadzenia ich ustnie. Winne one jednak być lepiej wynagradzane. Może to zachęci studenta do indywidualnego studiowania i zbliży nauczyciela akademickiego do studenta.

Nie piszę niczego odkrywczego. Może jednak te kilka myśli pobudzi do myślenia tych, którym na sercu leży dobro nauki i poziom wykształcenia młodzieży na najwyższym szczeblu.

Dr Aleksander Wesołowski, socjolog wychowania, rodziny i pracy, jest emerytowanym docentem Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

Uwagi.