Wyniki badań wydają się wskazywać, że w odległej przeszłości
przodkowie Japończyków, Węgrów i Finów przebywali
w bardzo bliskim sąsiedztwie i posługiwali się tym samym językiem.
Leszek Wątróbski
 |
Deszyfracji pisma dokonał
prof. Szałek po blisko
30-letniej pracy |
Do najmniej znanych obszarów naszego globu należą nadal wyspy Pacyfiku. Trwa m.in. spór o pochodzenie mieszkańców Polinezji. Ciekawą hipotezę na ten temat wysunął prof. dr Benon Zbigniew Szałek z Uniwersytetu Szczecińskiego, który uważa, iż mieszkańcy najbardziej na zachód wysuniętej wyspy Pacyfiku, Wyspy Wielkanocnej, przypłynęli tam z południowych Indii.
Oczy patrzą w gwiazdy - tak nazywają mieszkańcy Wyspę Wielkanocną (polinezyjskie Matakiterani), która oddalona jest od Tahiti o 2700, a od chilijskiego Valparaiso o 2600 mil morskich i której powierzchnia o kształcie trójkąta (16 na 18 i 24 km) wynosi zaledwie 118 km kw. Wśród nie wyjaśnionych do końca tajemnic Wyspy Wielkanocnej pojawia się nadal problem pochodzenia kamiennych posągów oraz treści napisów rytych na drewnianych tabliczkach, które dla współczesnej nauki odkryte zostały przez biskupa Tepa.
TAJEMNICZE TABLICZKI
Deszyfracji pisma obrazkowego z Wyspy Wielkanocnej dokonał prof. Szałek po blisko 30-letniej pracy, kiedy to m.in. opanował 20 języków obcych - m.in. starogrecki i japoński - w stopniu pozwalającym korzystać z literatury pięknej i fachowej. Próbując tłumaczyć list z języka węgierskiego, którego wówczas jeszcze nie znał, uczony uzmysłowił sobie, że przekład z języka obcego ma w sobie coś z odczytywania starożytnego tekstu. Złamanie "szyfru" węgierskiego artykułu miałoby charakter podobny do deszyfracji jakiegoś starożytnego tekstu - przy czym praca byłaby o tyle prostsza, że zarówno słowniki węgiersko-polskie, jak i gramatyka języka węgierskiego były dostępne w księgarniach i bibliotekach - mówi.
Prof. Szałek zauważył pewne zgodności pomiędzy językiem węgierskim i japońskim. Olbrzymia odległość Węgier od Japonii oraz absolutna odmienność rasy czyniła te spostrzeżenia nieprawdopodobnymi. Mimo to profesor postanowił dokładnie przeanalizować i porównać węgierski z japońskim. W tym właśnie celu przeprowadził żmudną analizę porównawczą 200 tys. słów języka węgierskiego i fińskiego ze 100 tys. słów japońskich. W wyniku tej analizy doszedł do wniosku, że języki ugrofińskie - a więc węgierski i fiński - oraz japoński zawierają wiele starych słów o podobnym, względnie prawie identycznym brzmieniu i znaczeniu.
Wyniki moich badań - opowiada profesor - wydawały się wskazywać, że w odległej przeszłości przodkowie Japończyków, Węgrów i Finów przebywali w bardzo bliskim sąsiedztwie i posługiwali się tym samym językiem. Z ustaleń archeologów jasno też wynikało, że przodkowie Japończyków przybyli na wyspy z zachodu, a przodkowie Węgrów ze wschodu i z Azji. Oznaczałoby to, że w zamierzchłej przeszłości w centrum Azji musiało istnieć jakieś imperium, które było w stanie narzucić jeden wspólny język rasowo różnym ludom, przodkom Ugrofinów i Japończyków.
Potem, w pierwszej połowie 1984 roku, zacząłem szukać potwierdzenia mojej hipotezy o istnieniu owego imperium lub cywilizacji. Prowadziłem więc analizę porównawczą starożytnych i współczesnych ludów bytujących na południe od Syberii. Próbowałem ustalić też, czy nie ma wśród nich języków, które swym słownictwem i gramatyką wskazywałyby na pokrewieństwo z językami japońskim i ugrofińskimi. Sięgnąłem wtedy do słownika tamilsko-rosyjskiego, którego nie udało mi się wcześniej sprzedać w antykwariacie. Ze zdziwieniem stwierdziłem wówczas, że słownictwo i gramatyka języka Tamilów - czarnoskórego ludu drawidyjskiego zamieszkującego południe Indii - wskazuje masę analogii do słownictwa i gramatyki języków japońskiego i ugrofińskich.
PAŃSTWO MĘDRCÓW
Systemowe zgodności starych słów i struktur gramatycznych wskazywały, zdaniem prof. Szałka, że te trzy rasowo i przestrzennie tak odległe od siebie ludy musiały w zamierzchłych czasach posługiwać się wspólnym językiem i bytować na tym samym obszarze, objętym władzą płynącą z jakiegoś bardzo silnego ośrodka kultowego i politycznego. Zaś panujący tam lud był w stanie narzucić swój własny język pozostałym ludom i to tak skutecznie i trwale, że do dziś możemy wyśledzić we współczesnych nam tekstach tamilskich, węgierskich i japońskich potrójne zgodności leksykalne i gramatyczne. Według opinii profesora, to odległe imperium wspólnoty językowej istniało około 7000 lat p.n.e. i już wówczas znano pismo, choć oficjalna nauka twierdzi, że pierwsze systemy pisma pojawiły się 3000 lat później.
Potwierdzeniem niejako tej hipotezy są m.in. niektóre legendy azjatyckie. W przekazach hinduskich, tybetańskich i mongolskich pojawia się wspomnienie o państwie świętych mędrców i jogów. Z badań prof. Szałka wynika, że około 7000 roku p.n.e doszło do rozpadu imperium i jako pierwsze odłączyły się od niego ludy ugrofińskie, które powędrowały na północ. Potem, kilka tysięcy lat później, także i przodkowie Japończyków, maszerując na wschód, i wreszcie Drawidowie, wędrując gdzieś na południe.
AZJATYCKIE KORZENIE
Wiele wskazuje na to, że między pismem z Doliny Indusu, gdzie zamieszkiwały ludy drawidyjskie, a napisami z Wyspy Wielkanocnej istnieje duże podobieństwo. Wcześniej - jeszcze w latach trzydziestych naszego stulecia - podobieństwo to zaobserwowali dwaj badacze: Loukotka i Hevesy. Przypuszczalnie jednak olbrzymia odległość, prawie 20 tys. km, dzieląca Dolinę Indusu od Wyspy Wielkanocnej sprawiła, że świat nauki wykpił spostrzeżenia tych badaczy.
W roku 1984 prof. Szałek zdecydował się rozpocząć badania wartości fonetycznych znaków i treści napisów znajdujących się na tajemniczych drewnianych tablicach oraz we fragmentach na plecach wielkich posągów. Z legend wynika, że 67 drewnianych tablic z zagadkowymi napisami przywiózł pomiędzy V a XI wiekiem n.e. król Hotu Matua z bliżej nikomu nieznanej krainy. Współczesne badania antropologiczne wskazują, że około 60 proc. ludności wyspy było pochodzenia europoidalnego, śródziemnomorskiego. Także z doniesień pochodzących z XVIII wieku wynika, że część ludności, obok języka polinezyjskiego, posługiwała się drugim językiem i zajmowała się wykuwaniem z kamienia i wznoszeniem na całej wyspie olbrzymich posągów, mających na głowach coś w rodzaju turbanów. "Rzeźbiarze posągów" nakładali jednak zbyt wiele obowiązków na Polinezyjczyków, którzy doprowadzeni do depresji - gdzieś około 1700 roku - wymordowali swych sąsiadów. Następnie, przypuszczalnie przez dłuższy czas, głównym zajęciem Polinezyjczyków na wyspie było przewracanie kamiennych gigantów, których wzniesiono tam ponad 500.
Z pogromu ocalało zaledwie trzech ludzi - opowiada prof. Szałek - mówiących niepolinezyjskim językiem. Zachował się też system religijny, niepolinezyjski, bo nie mający w całej Polinezji swojego odpowiednika. Dawni mieszkańcy wierzyli bowiem w Make Make, boga płodności, czczonego jako ptak lub człowiek z głową ptaka, określanego też czasem jako Wie. Dokładne odtworzenie systemu religijno-kultowego "rzeźbiarzy posągów" stało się jednak rzeczą niemożliwą. Wiele drewnianych tablic pokrytych znakami zostało zniszczonych. O ile dawniej drewniane tablice z napisami były przechowywane w pokrowcach z trzciny, zawieszonych u powały domostw, to po upadku władzy królewskiej biali używali tablic do rozpalania ognia.
DESZYFRACJA TABLIC
Obecnie znanych jest nauce 26 autentycznych drewnianych przedmiotów pokrytych znakami - w tym 20 tablic, 1 pałka, 4 napierśniki-amulety oraz rzeźba "człowieka-ptaka".
Ciekawa jest historia tych drewnianych przedmiotów. Jeden z naszyjników odkryty został w roku 1851 w Nowej Zelandii, a więc w odległości kilku tysięcy kilometrów od Wyspy Wielkanocnej. Później, w roku 1974, L. Rollin doniósł, że podobne znaki znaleziono na Markizach. Autentyczne - bo są i falsyfikaty - napisy, zachowane na drewnianych przedmiotach, zawierają około 16 tys. znaków. Brak jednak jednomyślności co do charakteru pisma, sposobu deszyfracji i interpretacji napisów.
Moim zdaniem, niektóre z tablic zawierają tekst lub fragmenty częściowo bądź w pełni identyczne - mówi prof. Szałek. Podobieństwa tekstów z różnych tablic wynikały z faktu ich kopiowania na przestrzeni setek lat. Poszukiwanie zbieżności tekstowych pozwoliło mi na dokonanie kilku ważnych spostrzeżeń. Ustaliłem, że kierunek pisma jest typu bustrofedon, co oznacza że teksty były pisane wężykiem - od lewej linijki w górę. Zapisy tego typu znane były w starożytnej Grecji i w Dolinie Indusu.
Po drugie, zidentyfikowałem struktury napisów, to znaczy ustaliłem powtarzające się i unikatowe części tekstów. Po trzecie wreszcie, analizując teksty równoległe ustaliłem, w jaki sposób budowano ligatury - zbitki znaków. Okazało się, że z jakichś powodów pisarze z Wyspy Wielkanocnej łączyli ze sobą pewne znaki proste w bardziej złożone. I po czwarte, analiza analogii tekstowych pozwoliła mi na określenie możliwych wariantów znaków.
Na podstawie tych wszystkich porównań sporządziłem kilkudziesięciostronicowe zestawienie wariantów znaków w tekstach z Wyspy Wielkanocnej. Dysponując też pewnym rozeznaniem co do sposobu wariantowania znaków z drewnianych tablic, przystąpiłem do sporządzenia ich katalogu. W pierwszym etapie prac pogrupowałem kilkanaście tysięcy znaków w taki sposób, by wszystkie warianty tego samego znaku stały obok siebie. W drugim zaś etapie katalogowania wyłoniłem zbiór znaków "różnych", nie zawierający ewidentnych wariantów. Stwierdziłem wówczas, że znaków "różnych" jest około 3700, przy czym najwięcej, bo 616 znaków związanych było z wizerunkiem ptaka a 540 znaków z obrazem człowieka z głową żółwia.
Ponadto, wśród znaków częste były wyobrażenia drzewa i krzewów, postaci ludzkich siedzących, tańczących i biegnących oraz ryb, skorpiona, kraba, księżyca, naszyjnika, girlandy, strzały, łopatki i wreszcie części ciała ludzkiego. Już na tym etapie można było zauważyć zadziwiającą mnogość wariantów znaków, co wskazywało na dążenie skrybów do stworzenia z tekstu czegoś w rodzaju unikatowego dzieła sztuki.
W piśmie z Wyspy Wielkanocnej można było stwierdzić wielkie bogactwo form o charakterze wręcz barokowym. Uzmysłowiłem też sobie, że charakter napisów dopuszczał z jakichś powodów "wzbogacenie" znaków naniesionych przez wcześniejszych kopistów, a samo pismo miało charakter rebusowy - przy czym rebusy musiały się opierać na wieloznaczności nazw znaków.
DZIOBATE ŁODZIE DRAWIDÓW
Analiza porównawcza tekstów wskazuje na Tamilów jako ich twórców. Był to starożytny lud śmiałych żeglarzy, kupców i wojowników. Hipotezę tę poparł prof. E. Wiebeck z Rostocku, który po przeczytaniu w prasie informacji o ustaleniach prof. Szałka dotyczących pisma z Wyspy Wielkanocnej przyjechał do Szczecina. Wówczas to okazało się, że moją interpretację napisów wspiera także wiele faktów z zakresu żeglugi i konstrukcji statków.
Wiadomo, że jeszcze w roku 1851 na Nowej Zelandii w domu wodza Maorysów znaleziono drewniany napierśnik ze znakami z Wyspy Wielkanocnej. Ciekawy jest również fakt - podaję go za pracą J. Park Harrisona "Note on Easter Island", opublikowaną w Londynie w roku 1874 - jakoby wodzowie maoryscy z Nowej Zelandii rozpoznali znaki pisma z Wyspy Wielkanocnej, którymi kiedyś posługiwali się sami - stwierdza uczony. Od mojego niemieckiego gościa z Rostocku dowiedziałem się też, że także na Nowej Zelandii w latach 1863 i 1875 odkryto wrak statku z XV wieku z napisami w języku tamilskim, i że dziobate łodzie budowane od dawna przez Drawidów z południowych Indii wykazują wiele konstrukcyjnych analogii do łodzi używanych przez Polinezyjczyków z obszaru Pacyfiku.
Z TAMILANDU NA WYSPĘ WIELKANOCNĄ
Interpretacja napisów z Wyspy Wielkanocnej stała się bodźcem do powołania w roku 1993 Fundacji Narmini, której głównym celem jest przygotowanie i przeprowadzenie ekspedycji morskiej z Indii na Wyspę Wielkanocną. Ekspedycja miałaby zweryfikować od strony nawigacyjnej, za pomocą statku zbudowanego według starożytnych wzorców, wyniki prac prof. Szałka.
Koncepcja konstrukcji statku wykluwała się przez wiele miesięcy. Krzysztof Opiela - prezes Fundacji Narmini - zamierza przebyć trasę na statku, będącym wierną kopią statków drawidyjskich z V-XI wieku n.e, a więc z czasów, kiedy, zgodnie z teorią prof. Szałka, na Wyspę Wielkanocną dotarli Tamilowie z Indii.
Zgodnie też ze starożytną drawidyjską technologią, statek powinien być szyty, a nie zbijany gwoździami i zbudowany z drzewa teakowego. Statek z 10-osobową załogą wyruszyć ma z imieniem "Narmini", czyli "Dobrej Gwiazdy". |