Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 9/1998

Recenzje
Poprzedni Następny

Eksperyment niekontrolowany

W okresie istnienia naszej planety stopniowo kształtował się jej obecny klimat. Wielokrotnie w dziejach Ziemi następowały dramatyczne zmiany, powodujące ginięcie całych populacji stworzeń i całkowitą niemal zmianę szaty roślinnej. Mówiąc o gwałtowności tych przemian, mamy na myśli okres geologiczny, a więc miliony lat. Jednak znamy przynajmniej kilka zmian, nawet dość świeżej daty, których czas trwania był znacznie krótszy, a które w znaczący sposób wpłynęły na stosunki przyrodnicze. Oto po stosunkowo długim okresie ocieplenia, nagle około 12 tys. lat temu w Ameryce i Europie Północnej mamy do czynienia z gwałtownym – bo w ciągu zaledwie stu lat – powrotem zlodowacenia. Ochłodzenie i powrót lodowca trwało 500 lat. Gwałtowne zmiany klimatyczne miały też najprawdopodobniej miejsce na Grenlandii, gdzie w ciągu stulecia średnia temperatura zmieniała się o kilka stopni.

W ciągu ostatnich stu lat średnia temperatura na naszej planecie wzrosła o 0,5 stopnia Celsjusza. Czy jest to jedynie chwilowa fluktuacja, czy też stały trend? Czy w końcu zmiana spowodowana została działaniami człowieka, czy też ma charakter naturalny? Zdania naukowców są podzielone. Zwolennicy tezy o globalnym ociepleniu spowodowanym czynnikami antropogenicznymi biją się na argumenty ze zwolennikami twierdzenia, że jest to trend naturalny i chwilowy. Czy temperatura wzrośnie do 2100 roku o 1 stopień czy o 5 stopni i jakie będzie to mieć konsekwencje dla klimatu i dla ludzkości? Ekolodzy, do których zalicza się Schneider, twierdzą, że temperatura wzrośnie nawet o kilka stopni i że konsekwencje tych zmian – trudne do przewidzenia – mogą mieć katastrofalne skutki. Inni sądzą, że zmiany nie będą tak duże, a jeżeli nawet nastąpią, ludzkość potrafi się do nich dostosować a nawet je wykorzystać. W jednym ze scenariuszy, przewiduje się ocieplenie na północnej półkuli. Może ono doprowadzić do jeszcze większego zubożenia południa i wzrostu zamożności krajów północnych.

Co zatem robić? Schneider radzi zabrać się za solidne badanie zmian klimatycznych w skali globalnej. Stały wpływ człowieka na system ziemski porównuje on do wielkiego a słabo kontrolowanego eksperymentu. Skutki tego doświadczenia mogą być tragiczne tak dla laboratorium, jak i dla jego użytkowników. Należy więc zmniejszyć nacisk na środowisko. Oznacza to zarówno ograniczenie liczebności populacji, jak i dostosowanie technologii do potrzeb ochrony środowiska. Podstawowym działaniem będzie oczywiście ograniczenie zużycia energii oraz zmiana jej źródeł. Jako ekolog, Schneider opowiada się za odejściem od energii pochodzącej ze spalania paliw kopalnych, na rzecz energii słonecznej, uzyskiwanej z biomasy oraz... jądrowej. Każdy z nas może dołożyć swoje trzy grosze do walki z globalnym ociepleniem, np. zmieniając duży i wygodny samochód na bardziej oszczędny pod względem zużycia paliwa. Schneider jest ekologiem umiarkowanym – nie wymaga od nas wyrzeczenia się komfortu podróżowania prywatnym samochodem na rzecz transportu publicznego. Jednak jego poglądy i tak są w większości nie przyjęcia. Nadal większość populacji cierpi z powodu niskiego poziomu życia i sprawy ochrony środowiska są tej większości dość odległe. W naszym kraju marzenie o dobrym samochodzie i domu wyposażonym w nowoczesne urządzenia elektryczne wciąż przewyższa potrzebę obcowania z niezakłóconą przez cywilizację przyrodą.

(pik)

Stephen H. Schneider, Laboratorium Ziemia, tłum. Anna Tanalska-Dulęba, Wydawnictwo CiS, Warszawa 1998, seria: Science Masters.

Wszystkiego po trochu

W popularnej serii Wydawnictwa Dolnośląskiego otrzymujemy kolejny tom, będący tym razem kolorową opowieścią obrazkową o języku polskim. Trzeba przyznać, że językoznawstwo, w przeciwieństwie do wielu innych dyscyplin humanistycznych, jest w Polsce wyjątkowo dobrze popularyzowane. Wszelkiego rodzaju poradniki językowe i audycje poprawnościowe cieszą się w naszym kraju dużą popularnością, w czym spory udział mają zapewne wybitni popularyzatorzy wiedzy lingwistycznej. Ale też i sama materia językowa ma w sobie coś takiego, że budzi zainteresowanie. Etymologia, onomastyka, ortografia, poprawność wysławiania się, kwestia zapożyczeń to tematy, na które każdy niemal ma coś do powiedzenia, przy czym wielu uważa, że się na nich zna. Każdy z nas uczestniczył pewnie nie raz w dyskusjach o języku z udziałem niespecjalistów i wie, jak potrafią być gorące. Fascynuje nas skąd się wziął jakiś wyraz, imię czy nazwa miejscowości, podniecają różnice w fonetyce i słownictwie różnych regionów kraju, ciekawią źródła zapożyczeń.

Autorka książki, wrocławska badaczka polszczyzny, specjalistka od eufemizmów, skoncentrowała się głównie na tych dziedzinach systemu językowego, które najłatwiej i najchętniej przyswaja przeciętny amator refleksji o języku. Zaczęła więc od pochodzenia języka polskiego i jego miejsca w rodzinie języków indoeuropejskich. Potem omówiła etymologię, co zawsze pasjonuje użytkowników języka. Kolejne rozdziały poświęciła słownictwu rodzimemu i zapożyczeniom, gramatyce i ortografii, omawiając w każdym przypadku procesy zmian językowych. Dalsze rozdziały dotyczą języka literackiego i dialektów, ludycznej i perswazyjnej funkcji języka i wreszcie – onomastyki. Najwięcej uwagi poświęca autorka słownictwu, mniej innym zagadnieniom. Dzięki temu, bez wchodzenia w trudne teorie, bez używania hermetycznej terminologii, można wiele wyjaśnić.

Za mankament omawianej pozycji uznać można zbytnie nastawienie na historię języka. Więcej tu jej niźli współczesnej polszczyzny, w której przecież tyle się od kilku lat dzieje. Niektóre rozdziały kończą się jakby zbyt szybko. Zabrakło też na przykład rozdziału o zagrożeniach języka polskiego, których specjaliści upatrują zupełnie gdzie indziej niż to się czyta w popularnej prasie. Taki rozdział byłby istotnym wzbogaceniem książki. Zaletą jej jest natomiast prostota wykładu i... dobry język, choć w niektórych partiach spotykamy się z niepotrzebnym nagromadzeniem specjalistycznej nomenklatury.

Nie mniej ważna od tekstu jest we wrocławskiej serii warstwa ikonograficzna. Jak zilustrować taki tomik? To pytanie musiały sobie zadać autorki opracowania graficznego. Częściowo odpowiedzi udzieliła niejako praktyka serii A to Polska właśnie, podpowiadając, że może się tu znaleźć właściwie wszystko, co daje się zreprodukować i celnie, skrótowo podpisać: nawet biedronka, Jurek Owsiak czy dziewczynka na huśtawce. Temat książki sprawił, że głównym obiektem reprodukcji stały się teksty: z książek, gazet, rękopisów, reklam, murów, plakatów, najróżniejszych tablic itd. Wykorzystano malarstwo, medalierstwo, stare ryciny, fotografie wykonane specjalnie na użytek książki i rysunki satyryczne. Tomik stał się w ten sposób książką do czytania i do oglądania.

(fig)

Anna Dąbrowska, Język polski, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1998, seria: A to Polska Właśnie.

Pięć razy nauka

Żeby zrozumieć, docenić i schylić czoła przed światem nauki nie potrzeba wszechwiedzy. To oczywiste. Wystarczy jakiś klucz, byleby tylko wykonać go z dobranych ze szczególnym pietyzmem idei. I niekoniecznie musi ich być wiele, wystarczy na przykład Pięć największych idei w nauce. Taki właśnie – tłumaczący wszystko na wstępie – tytuł nosi książka Charlesa M. Wynna i Arthura W. Wigginsa, którą, co ważne, opatrzył ilustracjami słynny amerykański rysownik Sidney Harris. Swój klucz do rozumienia nauki skonstruowali oni z pięciu zagadnień, które ich zdaniem ze względu na swą wszechstronność świetnie nadają się do wyprawy w nieskończenie tajemniczy i zaskakujący świat nauki.

Kierunek podróży, w której uczestniczyć może każdy – byleby charakteryzowała go chorobliwa ciekawość świata tego – wyznacza obowiązkowe pytanie o materię Wszechświata. Atomy i jeszcze raz atomy – fragmenciki rzeczywistości, w których istnienie nie wierzył Arystoteles, a które dostrzegł i nazwał Demokryt. Te same, którymi Dalton „zagrał w bilard” a Thomson „upiekł z nich ciasto z rodzynkami”. Atomy, których standardowy model, zgodnie z najnowszą tendencją dzieli się na dwanaście elementarnych cząstek materii. Te z kolei dzielą się na sześć kwarków i...

Na szczęście materia to nie tylko tyleż frapujące co i wyczerpujące szukanie najmniejszej jej cząstki. To także badanie ich natury. I, jak udowadniają autorzy, wystarczy do tego elementarna metoda, jaką na co dzień zwykliśmy stosować przy okazji poznawania nowej osoby. Obserwujemy, jak się zachowuje w różnych, najlepiej skrajnych sytuacjach, by sformułować hipotezę o jej osobowości. Ta poddawana jest weryfikacji przy każdej możliwej okazji – zawsze gdy chcemy sprawdzić nasze prognozy z tym, jak naprawdę zachowuje się osoba badana.

Analogiczną metodą posługiwali się zarówno poszukiwacze uniwersalnego pierwiastka, którzy orzekli zgodnie, iż każda substancja jest niczym innym jak mieszaniną takich właśnie „wszechstronnych” substancji. Czynili to – choć ze znikomym, jak wiadomo, efektem – alchemicy, którym po nocach śniło się „laboratoryjne, syntetyczne” złoto. Na szczęście trud nie poszedł zupełnie na marne, po latach eksperymentów zaowocował układem okresowym Mendelejewa.

Kolejny przystanek w podróży z Wynnem i Wigginsem nosi nazwę Wszechświat. Jak jest zbudowany? Ile ma lat? Jak się zmienia? Odpowiedzi na te pytania prowadzą m.in. do najpowszechniejszej teorii pochodzenia Wszechświata – Wielkiego Wybuchu. I choć tłumaczy ona powstanie atomów na skutek możliwej do ogarnięcia umysłem zwykłego śmiertelnika zasady rozprężenia materii, nie jest wolna od zagadek. Te jednak, jak wiadomo, są przyczynkiem do odkrywania kolejnych metod rozumowania, stanowiących istotę nauki.

Ostatnie słowo należy do biologów zajmujących się ewolucją, którzy próbują zrozumieć, jakie miejsce zajmujemy w przeogromnej kosmicznej hierarchii.

Autorzy świetnie napisanej, zilustrowanej i skonstruowanej książki nie zapomnieli o zwykłych śmiertelnikach, którzy po nią sięgną. Zaopatrują ją w odpowiadający kolejnym rozdziałom katalog tematów. Po jego lekturze nawet czarne i białe dziury nie są już takie straszne.

(ami)

Charles M. Wynn, Arthur W. Wiggins, Pięć największych idei w nauce, tłum. Joanna Appelt, Piotr Łuczyński, Radosław Przeniosło, Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI i S-ka, Warszawa 1998.

W świecie bohaterów, poetów i świniopasów...

Jak w niewielkiej książce opisać kulturę, która swoim zasięgiem (od Portugalii po Turcję oraz od Szkocji i Irlandii po Włochy) dorównywała niemalże kulturze śródziemnomorskiej, i to na wiele lat przed szczytem potęgi tej drugiej? Jak pokrótce przedstawić lud, którego mnogość wierzeń i tradycji wprawiłaby w zakłopotanie najlepiej wykształconych religioznawców, etnologów i antropologów kultury? Ta paneuropejska społeczność, nie tworząca zresztą państw, a co najwyżej niewielkie królestwa, to Celtowie (gr. keltoi – obcy), wywodzący się z plemion zamieszkujących nasz kontynent już w epoce kamiennej. Oblicze duchowe dzisiejszej Europy ukształtował wszak nie tylko mariaż cywilizacji greckiej i rzymskiej z chrześcijaństwem, ale też – o czym się często zapomina – właśnie kultura celtycka. Dość powiedzieć, że poza Irlandią, Szkocją, Walią i Anglią, istotne ślady wpływów celtyckich odnajdujemy m.in. w Paryżu, Berlinie, Pradze, Wiedniu, Budapeszcie, Bukareszcie, większości starych miast dzisiejszej Nadrenii, Szwajcarii czy znacznej części Francji (szczególnie dorzecza Sekwany, doliny Rodanu, Prowansji, Bretanii i Akwitanii).

Słownik próbuje nieco uporządkować galimatias w dziedzinie intensywnie prowadzonych ostatnio badań, związanych z coraz to nowymi znaleziskami i ciągłą reinterpretacją źródeł już odnalezionych. Niemało trudności przysporzyli badaczom sami Celtowie, nie pozostawiając źródeł pisanych a jedynie ustne przekazy, fragmentaryczne dzieła sztuki i wizerunki bogów oraz sagi i legendy, posiadające często swoje odniesienia w dziełach kronikarzy świata antycznego. W kraju, który najdłużej opierał się obcym wpływom, pozostającej na uboczu rzymskiej konkwisty Irlandii, celtycka mitologia została spisana po raz pierwszy dopiero w VII w. n.e., w dodatku przez chrześcijańskiego mnicha. Nierozerwalnie związana zarówno z celtycką, jak i średniowieczną chrześcijańską tradycją legenda o królu Arturze jest o pół tysiąclecia starsza, w dodatku, wraz z postępem badań historycznych, syn Uthera Pendragona jako władca rzeczywisty (pocz. VI w.) ginie niemal w cieniu swej mocno wyolbrzymionej legendy. Zabawne nieporozumienie przytrafiło się także wydawcy słownika, który okładkę książki opatrzył zdjęciem osławionego Stonehenge, wedle najnowszych badań nie mającego z kulturą celtycką nic wspólnego. To tylko przykłady niektórych trudności i pomyłek, których ofiarami mogą paść zarówno domorośli miłośnicy Celtów, jak i profesjonalni celtolodzy. Tym cenniejszą wydaje się inicjatywa stworzenia krótkiego kompendium wiedzy o Celtach i ich kulturze.

O wiele istotniejsze jest jednak zapoznanie czytelnika ze źródłami i mitami tkwiącymi u fundamentów kultury europejskiej. Świat podań, legend i baśni – stworzonych przez lud, który poetów stawiał na równi z władcami, a jedną z najbardziej poważanych warstw społecznych czynił świniopasów, lud kochający życie we wszystkich jego przejawach, lubujący się w opowieściach o druidach i bohaterach (obojga płci), obcujący z materią i wykorzystujący ją, ale nie pozwalający się jej opanować – staje się znakomitą odtrutką na codzienność, zapełniając tak powszechną w odczuciu współczesnych duchową pustkę. Jak to ujął J.R.R. Tolkien, nawet najbardziej koszmarny zamek, jaki kiedykolwiek wytrząsnął z worka olbrzym z celtyckiej opowieści, jest mniej szkaradny od zautomatyzowanej fabryki. Warto więc zanurzyć się w treść sag o Cuchulainnie, Connie Stu Bitew i Boadicei, bogaty, wdzięczny i dźwięczny świat mitologii celtyckiej chociażby dla chwili wytchnienia.

(kpuch)

Sylvia Botheroyd, Paul F. Botheroyd, Słownik mitologii celtyckiej, tłum. Paweł Latko, Wydawnictwo „KSIĄŻNICA”, Katowice 1998, seria: Słowniki Encyklopedyczne „Książnicy”.

Dziedzice

Pokaźne historyczno-socjologiczne dzieło profesora socjologii UAM w Poznaniu, Andrzeja Kwileckiego, to rezultat kilkuletniej pracy autora, który jest do tego tematu szczególne predystynowany, tak ze względu na bogatą tradycję rodzinną, jak i zainteresowania społecznymi strukturami narodu i państwa. Jest ono jeszcze „ciepłe” i trzeba odczekać, aby się z nim oswoić. Wymaga ono studiów z dystansem, porusza bowiem bogatą i złożoną problematykę arystokracji w polskim społeczeństwie XIX i XX wieku i nie da się czytać „w marszu”, jeśli nie ma się w zapasie bogatej wiedzy historycznej i socjologicznej o Wielkopolsce i o procesach politycznych i społeczno-gospodarczych na ziemiach polskich w latach zaborów, okresie międzywojennym oraz po II wojnie światowej, stanowiących tło i inspirację skomplikowanych wydarzeń.

Publikacja może uchodzić za próbę podsumowania przeobrażeń, jakie dotknęły w latach zaborów, wojen i rewolucji najwyższą kiedyś warstwę w strukturze społeczeństwa polskiego. Historia obchodziła się ze szlachtą, posądzaną o zatracenie wolności narodowej i państwowej, bardzo surowo. Ta zaś, w swej najzdrowszej części, próbowała zmyć niejedną plamę szkodzącą dobremu imieniu tych, którzy szli zawsze drogą honoru i poświęcenia dla dobra narodu. Okupili je oni krwią, utratą majątków i cierpieniem zadawanym przez zaborców i okupantów, jak i przez własnych ziomków otumianionych nienawiścią klasową. W warunkach zachodzącej erozji społecznej, dawna warstwa szlachecka przekształciła się w ziemiaństwo nowego typu, na które składały się stare rody i nowe, powstające z „nowobogackich” przemysłowców i kupców. Mit „błękitnej krwi” wciąż działał i pociągał do zajmowania opustoszałych miejsc po pozbawionych zrządzeniem historii majątku, który stanowił o ich społecznym prestiżu.

Cóż zostało dzisiaj z tych lat? Z tego dorobku pokoleń gromadzących dobra kultury nie tylko materialnej, ale i duchowej? Wydaje się, że uratowane czy odnowione rezydencje, pałace i dworki dowodzą dawnej chwalebnej przeszłości i roli kulturotwórczej zanikającej warstwy, jej olbrzymiego wkładu do skarbca narodowej pamięci i istoty stanowiącej o trwaniu Polan znad Warty i Gopła, ale nie tylko. Ząb czasu będzie nadal czynił spustoszenie w substancji materialnej, lecz nie zniszczy wartości duchowych, które są dorobkiem szlachetności, a które weszły do narodowego i ogólnoludzkiego dorobku, do kultury demokratycznych społeczeństw. Demokracja, to nie równanie „w dół”, jak się niektórym wydaje, lecz dźwiganie ku nobilitas, bo tylko nobilitas nobilitat virum. Ten wskazany kierunek społecznego dziania się, będący dorobkiem także zanikającej warstwy, pozostanie wciąż aktualny i godny wdzięczności a także pielęgnowania i doskonalenia przez elity kolejnych pokoleń.

Aleksander Wesołowski

Andrzej Kwilecki, Ziemiaństwo wielkopolskie, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1998, seria: Biblioteka Kwartalnika „Życie i Myśl”.

Książki nadesłane

Jeremy Black, Anthony Green, Słownik mitologii Mezopotamii. Bogowie, demony, symbole, tłum. A. Reiche, Wyd. KSIĄŻNICA, Katowice 1998, seria: Słowniki Encyklopedyczne „Książnicy”.
Studia w Akademii Górniczo-Hutniczej w roku akademickim 1998/99. Informator dla kandydatów na studia, Wyd. Dział Nauczania AGH, Kraków 1998.
Informator dla kandydatów na studia stacjonarne, zaoczne i wieczorowe w Uniwersytecie Śląskim w roku akademickim 1998/1999, Uniwersytet Śląski, Katowice 1998.
Michael White, John Gribbin, Darwin. Żywot uczonego, tłum. H. Pawlikowska-Gannon, Wyd. PRÓSZYŃSKI i S-ka, Warszawa 1998, seria: Na Ścieżkach nauki.
Ogród złotych myśli. Witkacy, opr. R. Matys-Małaszkiewicz, Wyd. ASTRUM, Wrocław 1998, seria: Mała Antologia Aforyzmów.
Nastolatki piszą opowiadania, Prace konkursowe zeszyt 1, Wyd. ASTRUM, Wrocław 1998.
Eleanor Lynn Nesmith, Architektura, tłum. P. Bandel, Wyd. REBIS, Poznań 1998, seria: Wiedza w Pigułce.
Boyce Rensberger, Biologia. Od pojedynczych komórek do istot ludzkich i więcej, tłum. K.A. Kaszycka, J. Strzałko, Wyd. REBIS, Poznań 1998, seria: Wiedza w Pigułce.
Tony Rothman, Fizyka, tłum. T. Hornowski, Wyd. REBIS, Poznań 1998, seria: Wiedza w Pigułce.
James Reston, Jr., Galileusz, tłum. A. Szymanowski, Wyd. PRÓSZYŃSKI i S-ka, Warszawa 1998, seria: Na Ścieżkach nauki.
Edmund Leach, Levi-Strauss, tłum. P. Niklewicz, Wyd. PRÓSZYŃSKI i S-ka, Warszawa 1998, seria: Mistrzowie Współczesności.
Wiesław Skórzyński, Astrofotografia, czyli jak i czym fotografować nocne niebo i ciała niebieskie, Wyd. PRÓSZYŃSKI i S-ka, Warszawa 1998.
Witold Marciszewski, Sztuczna inteligencja, Wyd. ZNAK, Kraków 1998, seria: Krótko i Węzłowato.
Klonowanie. Na podstawie rozmów z Haliną Krzanowską i Marianem Tischnerem, opr. D. Strączek, Wyd. ZNAK, Kraków 1998, seria: Krótko i Węzłowato.
Lykke Aresin, Kurt Starke, Leksykon erotyki, tłum. K. Jachimczak, R. Wojnakowski, Wyd. KSIĄŻNICA, Katowice 1998.
Sławomir Kmiecik, Wolne żarty. Humor i polityka, czyli rzecz o polskim dowcipie politycznym, Wyd. CZYTELNIK, Warszawa 1998.
Jerzy Giedroyc, Jerzy Stempowski, Listy 1946-1969, cz. I i II, Wyd. CZYTELNIK, Warszawa 1998, seria: Archiwum „Kultury”.
Andrzej Nowakowski, Powszechne dzieje ustroju państw w zarysie. Od państwa antycznego do r. 1991, Wyd. EDUCATOR, Częstochowa 1998.
Władysław Górski, W mundurku i mundurze przez świat, Wyd. PROMOCJA, Szczecin 1998.
Mieczysław Jagłowski, Życie i rozum. Filozofia racjowitalizmu Juliana Mariasa, Wyd. ART, Olsztyn 1998.
Mleczarstwo. Zagadnienia wybrane, red. S. Ziajka, t. I i II, Wyd. ART, Olsztyn 1997.
Szczegółowa patologia i terapia chorób świń, red. H. Janowski, W Szweda, T.E. Janowski, cz. I i II, Wyd. ART, Olsztyn 1997.
Jacek Bolewski SJ, Początek w Bogu. Jedność dziewiczego i niepokalanego poczęcia, Wyd WAM. Księża Jezuici, Kraków 1998, seria: Myśl Teologiczna.
Ireneusz z Lyonu, Wykład nauki apostolskiej, tłum. i opr. W. Myszor, Wyd. WAM. Księża Jezuici, Kraków 1997, seria: Źródła Myśli Teologicznej.
Teodoret z Cyru, Komentarz do 1 i 2 listu do Koryntian, tłum. S. Kalinkowski, Wyd. WAM. Księża Jezuici, Kraków 1998, seria: Źródła Myśli Teologicznej.
Święty Hieronim, Komentarz do Księgi Jonasza, tłum. L. Gładyszewski, Wyd. WAM. Księża Jezuici, Kraków 1998, seria: Źródła Myśli Teologicznej.
 

Uwagi.