Wojciech Chudy
Nowy rok nauki wiąże się ze spotęgowaniem uczucia ciekawości. Może nie zawsze chodzi przy tym o ciekawość wiedzy. Tu nie mam złudzeń. Synek znajomego z osiedla co prawda przez chwilę wprawił mnie w podziw mówiąc przy końcu sierpnia, że bardzo już chce iść do szkoły, ale zaraz dodał: „Nie mogę się już doczekać kolegów”. Cóż, ciekawość do ludzi jest także ciekawością. Nawet w pewnym okresie biografii jednostki jest to jeden z najbardziej podstawowych motorów życia człowieka.
Ta siła w człowieku, która pobudza go do szukania i odkrywania ciągle czegoś nowego. Poznania, rozwiązań technicznych, krajów, ludzi czy po prostu doznań. Dziecko, odkąd kontaktuje, już jest ciekawe świata. Odkąd zacznie składać słowa, kończy je przeważnie pytajnikiem. „Po co to?” „Na co?” „Dlaczego?” „Do czego to?” Potok ciekawości. Nie na darmo nazywa się ten okres w życiu człowieka wiekiem najbardziej „filozoficznym”. Potem pytań jest coraz mniej (nie wypada). Ale ciekawość pozostaje.
Jednak mówi się też o niej, że jest „pierwszym stopniem do piekła”.
Ciekawość stoi u podstaw nauki i filozofii. Ten sam motyw, ta sama głęboka inspiracja spowodowała odkrycie prawa Archimedesa, praw Newtona, Einsteina i Hubble’a. To samo „wścibstwo” co do miejsca i sensu naszego bycia w świecie („Skąd przyszedłem?” „Gdzie jestem?” „Dokąd zdążam?”) zrodziło różne systemy filozoficzne. W miarę rozwoju nauk potężniała ciekawość ludzka. To ona ostatecznie doprowadziła do rewolucji naukowo-technicznej XX wieku. Ale to ona również każe zaglądać sąsiadce do garnka, a biednego voyeurystę pcha po rynnie na trzecie piętro, by mógł stamtąd podglądać piękną nieznajomą.
Na czym więc polega mechanizm ciekawości? Na jedności człowieka ze światem. Cały świat i wszyscy ludzie stanowią naturalne środowisko każdego człowieka. Wszystko, co istnieje, jest mu bliskie. Metafizycznie bliskie – powie filozof. A to, co bliskie, musi być poznane, chciałoby się, by było odkryte, odsłonięte we wszystkich wymiarach. Wystarczy, że jest, że istnieje – a już zaciekawia. Edmund Hillary, słynny zdobywca Mont Everestu (1953), na pytanie, dlaczego właściwie zdobywa te wszystkie szczyty, odpowiedział: „Idę tam, bo on tam stoi”.
W zaspokojeniu ciekawości jest coś pierwotnego. Thomas Harris, pisarz dobrze znający psychoanalizę napisał: „Rozwiązanie problemu jest niczym udane polowanie; daje dziką radość, radość, do której jesteśmy zrodzeni”. Korozja nudy, śniedź zniechęcenia dotyka każdej dziedziny ludzkiej egzystencji. Jedynie zrozumienia nie tyka się. Zrozumienie jest ciągle ciekawe, zawsze pasjonujące.
Cieszymy się posiadaniem wiedzy i urządzeniami, które ułatwiają nam życie. Korzystamy z dobrodziejstw tego, że kogoś paliła ciekawość, że nie mógł spać po nocach. Prąd elektryczny, samochód – kto wie, ile duszy Jamesa Maxwella i Gottlieba Daimlera zżarła ciekawość, nim doszli do jej zaspokojenia, do swoich odkryć i wynalazków.
Zasadniczo oceniamy ciekawość ludzką pozytywnie. Wiemy, że poszerza wiedzę i może prowadzić do wynalazków, pożytecznych odkryć, a także do poczucia satysfakcji. Jednak znamy przecież również ciemne strony ciekawości. Istnieją pojęcia „przesadnej” lub „niezdrowej” ciekawości. Na przykład w nauce – badania nad nową ludobójczą bronią. Eksperymenty genetyczne posługujące się istotą ludzką jak „materiałem badawczym” czy nawet – jak niektórzy już zapowiadają – „materiałem produkcyjnym” (klonowanie). Ciekawość dziennikarska gwałcąca prywatność. Ciekawość doznań i przeżyć, coraz to nowych i nowych, prowadząca do odrzucenia wszelkich norm, które by takiemu zaspokajaniu ciekawości stały na przeszkodzie. „Pierwszy stopień do piekła”.
A więc granica! Trzeba w pewnych sytuacjach powiedzieć: „Stop!” Wyłączyć ciekawość, gdy może okazać się szkodliwa: dla człowieka, jego życia, zdrowia lub intymności. Wyłączyć ciekawość, gdy może ona szkodzić naszej Ziemi, systemowi wartości i obyczajom. Wyłączyć ciekawość, gdy stoi się – to można niekiedy wyczuć – nie przed zagadką, lecz przed tajemnicą.
I oto pojawia się w tym miejscu cytat z pamiętnika dziewczęcego. Zagięty róg kartki, kuszący kolorowym ornamentem. Odgina się go powoli i ostrożnie, jak gdyby miało stamtąd coś wyfrunąć. A tam po prostu dość koślawym pismem napisano czarnymi literami: „Kto ciekawy, niech wsadzi nos do kawy”.
|