Strona główna

Archiwum z roku 2001

Spis treści numeru 7-8/2001

Dwie drogi
Poprzedni Następny

W stronę historii

Kartki z dziejów nauki w Polsce (26)

Piotr H?bner

Jednym z przejawów instytucjonalizacji nauki są stopnie naukowe, będące potwierdzeniem szczególnych umiejętności i uprawnień danej osoby w określonej dziedzinie nauki. Wiązały absolwenta z mistrzem-promotorem i wprowadzały do korporacji akademickiej. Nadawane ceremonialnie były wyróżnikiem godności i statusu. Były dozgonną formą nobilitacji społecznej, odgrywając przy nazwisku rolę tytułu.

Naukę polską zdominowały od XIX wieku wzory austriackie. Wtedy jedynym stopniem naukowym był doktorat. Nadawany wyłącznie przez fakultety szkół akademickich stanowił bezpośrednie zwieńczenie studiów. Od kandydata na wydziale filozoficznym oczekiwano przedłożenia rozprawy i zdania dwóch egzaminów ścisłych. Rozprawa powinna okazać, że kandydat uczył się obranego przedmiotu gruntownie i że może wydawać o nim sąd samodzielny i traktować go w odpowiedniej formie. Recenzowało ją dwóch profesorów wskazanych przez dziekana. Egzamin ścisły obejmował rygoroza z filozofii i nauki uzupełniającej (historia, filologia klasyczna, matematyka z fizyką albo jedna z nauk przyrodniczych), z dodaniem wiedzy wskazanej przez temat rozprawy. Przy doktoracie z teologii precyzowano, iż w czasie egzaminu należy a) postępować z surowością dobrze rozumianą, b) poruszać nie tylko kwestie sporne, lecz przede wszystkim doctrinam planam i jus planum, c) odbywać egzamin w obecności dziekana i czterech egzaminatorów (...), d) każdy egzamin ma trwać dwie godziny. Po złożeniu egzaminów kandydat bronił publicznie pięćdziesięciu, ze wszystkich umiejętności teologicznych wybranych, pożytecznych tez – wszystko po złożeniu dziekanowi „małej rozprawy”. Prawnicy z kolei przewidywali co najmniej trzymiesięczne odstępy między każdym z egzaminów ścisłych. Zaznaczano, iż na egzaminie każdy członek komisji powinien być obecny od początku do końca. Głosowanie i uchwałę poprzedza obrada nad skutecznością egzaminu. Oceniano nie tylko odpowiedzi, ale i „postęp ogólny” kandydata. Od lekarzy nie wymagano rozprawy, ale – dodatkowo – zdania egzaminu z wiedzy praktycznej, zdobytej przez 5 lat w klinikach. W ministerialnym rozporządzeniu z 1872 r. wyznaczano szczegółowo opłaty za każdą czynność, a nawet potwierdzano obowiązek wpłaty na rzecz stowarzyszeń wdów i kolegiów doktorskich, bez wspominania o zwyczajowej uczcie organizowanej przez wypromowanego.

Miejsce tak ukształtowanego doktoratu zajęło po reformie z 1925 r. magisterium – do r. 1951 pełniące rolę niższego stopnia naukowego (po tym roku jest to tylko tytuł zawodowy). Reforma przedwojenna rozbiła wydziały filozoficzne na dwa fakultety i powołała na każdym odrębne kierunki studiów – już nie ogólnofilozoficznych, lecz dyscyplinowych. Tym samym załamała się – jak pisał Tadeusz Manteuffel (1924) – koncepcja zupełnego pozostawienia studentowi swobody w wyborze przedmiotu studiów oraz absolutne niekrępowanie jego bardzo szczegółowych nawet zainteresowań, koncepcja pogłębiania zagadnień nie myśląc natomiast zupełnie o ich rozszerzaniu, układ monograficznego systemu wykładów, nie pozwalającego, nawet w ciągu najdłuższych studiów, na ogarnięcie całości danej gałęzi wiedzy oraz kształcenie przede wszystkim metody samodzielnej twórczości pracy naukowej.

Zmierzając – pod naciskiem utylitarnych potrzeb – w kierunku przeciwnego bieguna, powiązano magisterium z egzaminem dającym uprawnienia nauczycielskie (niektórzy doktorzy robili więc magisterium w drugiej kolejności). Pojawiły się podręcznikowe syntezy i corocznie powielane syntetyczne wykłady. Doktorat zyskał na znaczeniu, każdy student dążył bowiem do magisterium, a po doktorat sięgali ci, którzy myśleli o pracy akademickiej. Zyskała też rozprawa doktorska, np. Wydział Prawno-Ekonomiczny UP postanowił (1926): Rozprawa doktorska ma świadczyć o uzdolnieniu kandydata do samodzielnego rozwiązywania zagadnień naukowych, winna być opracowana metodycznie i sumiennie oraz stanowić istotne wzbogacenie nauk. Między magisterium a doktoratem musiały upłynąć minimum 2 lata, egzaminy ścisłe miały zaś wykazać nie tylko wiedzę, ale i to, czy i w jakim stopniu kandydat jest uzdolniony do samodzielnej pracy naukowej, czy posiada w należytej mierze przygotowanie teoretyczne (...) oraz czy jest należycie obeznany z literaturą. Egzaminy te trwały nie krócej jak 1 godzinę, a nie dłużej jak 3 godziny. Test rozprawy udostępniano wszystkim profesorom wydziału w dziekanacie. Taki doktorat wystarczał do habilitacji (ówcześnie polegającej na uzyskaniu venia legendi) i profesury.


Komentarze