Badania naukowe
W 1976 r. rektorzy akademii medycznych, inspirowani przez Ministerstwo Zdrowia,
podjęli decyzję w sprawie ujednolicenia egzaminów wstępnych na te uczelnie.
Egzaminy są testowe. Ich wyniki analizuje komputer. Kwestia egzaminów,
zwłaszcza na wydziały lekarskie, wciąż budzi ogromne emocje.
Niemało kontrowersji wśród absolwentów wydziałów lekarskich wywołuje
egzamin państwowy, jaki trzeba będzie zdawać od 2003 r.
Rozmowa z prof. dr. hab. med. Andrzejem Kuligiem,
dyrektorem Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi
Fot. Halina Bykowska
 |
Prof. dr hab. med. Andrzej Kulig jest patomorfologiem. Absolwent Akademii Medycznej w Krakowie, gdzie uzyskał tytuł doktora i habilitację. W 1970 r. wygrał konkurs na stanowisko kierownika Katedry Patomorfologii WAM w Łodzi. W 1997 r. wygrał konkurs na stanowisko kierownika Zakładu Patomorfologii Klinicznej Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. Od 1995 r. przewodniczy zespołowi przygotowującemu testy egzaminów wstępnych do akademii medycznych. |
Uważa się, że zakres merytoryczny egzaminów wstępnych na wydziały lekarskie wykracza daleko poza program kształcenia w szkole średniej.
– Zakres pytań w testach nie wykracza poza treści programowe, jakie są przekazywane w szkole średniej. Na niedawnej konferencji w Paryżu, zorganizowanej w tamtejszym Ministerstwie Edukacji Narodowej, poświęconej rekrutacji na studia, egzaminy wstępne do akademii medycznych w Polsce uznane zostały za najlepsze w Europie. Wniosek stąd, że nasze egzaminy są dobrym narzędziem selekcyjnym.
– Poziom nauczania w szkołach średnich jest bardzo zróżnicowany. Szanse kandydatów są więc niejednakowe.
– Zgadzam się z tym. Na przykład absolwenci szkoły średniej w Bydgoszczy zwykle reprezentują niższy poziom wiedzy niż absolwenci z Lublina. Ujednolicony egzamin pozwala nam zorientować się, jak jest młodzież nauczana w poszczególnych regionach kraju. Łatwo zauważa się dysproporcje między oceną na świadectwie maturalnym a wynikiem testu. Warto się zastanowić nad tym, czy test, jaki rozwiązuje kandydat na studia, rzeczywiście pozwala wyłuskać same „brylanty”.
– Jakie kryteria stosuje test dla kandydatów na wydziały lekarskie?
– Sprawdza się wiedzę i sposób myślenia. Większość zadań budowanych jest na podstawie taksonomii Blooma, wymagającej wykonywania złożonych operacji myślowych. Taksonomia Blooma posiada rozmaite skale i jest rozbudowana. My stosujemy skalę trzyczłonową.
– Na czym to polega?
– Pierwszy człon skali Blooma to umiejętność zapamiętywania. A zatem, trzeba wykazać się – na przykład – wiedzą, że 2 plus 2 równa się 4. W odniesieniu do kandydatów na studia medyczne pytanie testowe może dotyczyć podania liczby krwinek czerwonych. Drugi człon skali Blooma sprawdza umiejętność kojarzenia. Trzeba będzie wskazać, jakie są następstwa zbyt małej liczby czerwonych krwinek. A zatem nie wystarczy zapamiętać liczbę krwinek czerwonych, lecz umieć przetworzyć tę informację. Trzeci poziom taksonomii Blooma bada, w jaki sposób posiadana wiedza służy w nowej, prostej sytuacji. Innymi słowy, trzeba umieć myśleć.
– Testy są jednakowe we wszystkich uczelniach medycznych w Polsce. Absolwent słabszej szkoły średniej ma znacznie mniejsze szanse na indeks. A może być bardzo zdolny i mieć duże predyspozycje do wykonywania zawodu lekarza.
– Poszczególne uczelnie otrzymują ściśle określone limity miejsc. Odsiew kandydatów bywa różny. Jeśli poziom absolwentów szkół średnich w danym regionie jest wyższy, indeksy otrzymują tylko najlepsi, a zatem tacy, którzy uzyskali maksymalną liczbę punktów. Istnieją dość duże dysproporcje. Są uczelnie, w których wystarczy uzyskać o 20 punktów mniej od najlepszego kandydata, by otrzymać indeks.
– W minionych latach zdarzało się, że mylił się komputer, sumując wyniki testu egzaminu wstępnego. To nie najlepiej świadczy o systemie rekrutacji.
– Obecnie jest to praktycznie niemożliwe. Dysponujemy doskonałymi programami amerykańskimi. Dotyczy to nie tylko sumowania punktów, ale również treści zadań testowych.
– Reklamacji nie ma?
– Bywają. Dotyczą złego sformułowania zadania. Jeśli są wątpliwości, należy złożyć odwołanie do Uczelnianej Komisji Rekrutacyjnej albo do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Powołuje się wtedy niezależnych ekspertów, którzy nie uczestniczą w pracach Centrum Egzaminów Medycznych. Są to nauczyciele akademiccy, pochodzący np. z uniwersytetu. Jeśli eksperci uznają słuszność reklamacji, kandydatowi przyznaje się 1 punkt, który powinien był on uzyskać.
– Nie zawsze tak się dzieje. Przed laty pisaliśmy na łamach „FA” o kandydatce na studia stomatologiczne w gdańskiej Akademii Medycznej. Mimo że NSA uznał zasadność odwołania, ówczesny rektor nie przyznał indeksu. Taki finał sprawy zaskoczył również Ministerstwo Zdrowia, mające w gestii uczelnie medyczne. Mówiono, że Jego Magnificencja w dziwny sposób się uparł.
– Na uczelnię przyjmuje nie sąd i nie ekspert, lecz rektor. Takie ma on uprawnienia. Jeśli – obrazowo rzecz ujmując – rektor zdecyduje, że na stomatologię dostawać się będę tylko blondynki o niebieskich oczach, bo tylko kandydatki tego rodzaju będą dobrymi lekarzami stomatologami, to jego sprawa. Oczywiście, odrębną kwestią pozostaje, co na ten temat myśli społeczeństwo. To m.in. rolą dziennikarzy jest pisać o takich sprawach. Jeśli państwo powierza rektorowi uczelni prawo kształtowania poziomu szkoły wyższej i kierowania nią, powinno dać mu równocześnie prawo dobierania sobie współpracowników i przyszłych studentów. Społeczeństwo, które dało takie prawo rektorowi, powinno go rozliczać.
– Czy egzaminy na studia są konieczne? O przyznaniu indeksu w wielu uczelniach decydują oceny na świadectwie maturalnym. Tajemnicą poliszynela jest, że egzaminatorzy często sami angażują się w udzielanie korepetycji lub prowadzenie kursów przygotowujących do egzaminów wstępnych. Jest to patologiczny układ. Może wystarczyłaby sama rozmowa kwalifikacyjna?
– Szukamy obiektywizmu. Urodziwa kandydatka miałaby większe szanse u egzaminatora wrażliwego na kobiece wdzięki. Straciłaby zwykła „szara myszka”, która imponuje wiedzą. Wyklucza to obiektywizm. Natomiast przeprowadzenie kilkuset rozmów kwalifikacyjnych w krótkim czasie byłoby wielce uciążliwe i praktycznie niemożliwe.
– Czy nie uważa pan, że na indeks akademii medycznej, bez konieczności zdawania egzaminu wstępnego, zasługują kandydaci, którzy z bardzo dobrymi wynikami zdali międzynarodową maturę? Takich absolwentów przyjmują bez żadnych egzaminów najlepsze uczelnie na całym świecie. A polskie akademie medyczne domagają się zdawania egzaminu wstępnego. To absurd.
– Nie do mnie należy decyzja w tej sprawie, lecz do rektorów, ustalających kryteria przyjmowania na studia. Może rektorzy nie znają wysokiego poziomu międzynarodowej matury?
– Skoro uczelnia medyczna wybiera najlepszych kandydatów, zdawać by się mogło, że jej absolwenci są wspaniali. Tymczasem tak nie jest. Lekarze popełniają wiele błędów diagnostyczno-terapeutycznych. Nierzadko postępują niezgodnie z zasadami etyki. Opinię publiczną bulwersują coraz częstsze procesy sądowe wytaczane lekarzom.
– Istotna jest wiedza, jaką absolwent wynosi z uczelni. Nie mniej ważne są również sposoby zachowań i wrażliwość. Dużo zależy od przekazywania wiedzy i od zaangażowania studenta. Natomiast wrażliwość na ludzkie cierpienie kształtowana bywa przez wiele czynników. Dużo zależy od domu, w jakim wychowuje się przyszły lekarz. Niemałą rolę odgrywa też środowisko, w jakim on przebywa i kształci się. Możemy oczekiwać sukcesu, jeśli nauczyciel akademicki jest w stanie przekazać wzór właściwego postępowania, pełnego wrażliwości. Doskonale pamiętam swego, siedemdziesięcioletniego wówczas profesora, Józefa Kostrzewskiego. Kiedy zauważył, że młody lekarz ciągnie chorego, starego człowieka za ręce, by osłuchać mu płuca, odsunął go. Sam posadził pacjenta na łóżku i objął go ramieniem. Była to znakomita lekcja, ukazująca, jaki powinien być stosunek lekarza do chorego. Starczy mi ona do końca życia.
– Czy państwowy egzamin, jaki czeka absolwentów wydziałów lekarskich, począwszy od października 2003 r., nie będzie wyrazem braku zaufania do wiedzy i umiejętności wyniesionych z uczelni?
– Przyszły sędzia musi ukończyć aplikację sądową, mimo że ma za sobą studia prawnicze. Specjaliści różnych dziedzin gospodarki muszą uzyskiwać odpowiednie uprawnienia, mimo że posiadają dyplomy ukończenia szkoły wyższej. Lekarze nie powinni stanowić wyjątku. Ich wiedzę i umiejętności należałoby poddać weryfikacji. Temu właśnie ma służyć obiektywny państwowy test egzaminacyjny. Takie testy stosuje się w wielu krajach europejskich i w Stanach Zjednoczonych. Lekarz, nim zacznie leczyć chorych, musi zdać państwowy egzamin lekarski. Potem zweryfikuje go samo życie.
Rozmawiała
Halina Bykowska
|