Ranking uczelni tygodnika "Wprost" Już po raz piąty tygodnik "Wprost" opublikował swój ranking szkół wyższych. Odbija się on dość szerokim echem w środowisku akademickim i społecznościach lokalnych. Zdarza się często, że rektorzy muszą tłumaczyć się na posiedzeniach senatów i w mediach, dlaczego ich szkoła zajmuje taką a nie inną pozycję - zwłaszcza kiedy ta pozycja nie jest najwyższa. Pomimo że publikuje go największy polski tygodnik, ranking nie zasługuje chyba - delikatnie rzecz ujmując - na taką uwagę. Choć na czele poszczególnych typów szkół znajdują się rzeczywiście szkoły dobre (najlepsze?), ranking robi wrażenie, jakby jego autorzy nie przejmowali się zbytnio licznymi kryteriami, które sami wyliczają, ale raczej wierzyli swojej intuicji. Aby dokonać rzetelnej oceny poszczególnych szkół, trzeba dysponować sztabem ludzi - i to zapewne jest w tak dużej gazecie możliwe - ale także szczegółowymi danymi dotyczącymi uczelni. I tu zaczynają się schody. Na pytanie, skąd redakcja bierze te dane - w rankingu uwzględnione są wszystkie uczelnie państwowe i większość niepaństwowych - Stanisław Janecki, dziennikarz "Wprost", który firmuje cały ranking (poza nim, o sposobie powstania rankingu nic nie wie nawet dziennikarka, która pisze ilustrujący go tekst) przyznaje, że nie pochodzą one ani z uczelni, ani z Ministerstwa Edukacji czy Komitetu Badań Naukowych, do których redakcja nie zwraca się o ich udostępnienie. Twierdzi, że zespół oceniający - którego skład, nawiasem mówiąc, jest nieznany; według red. Janeckiego tworzą go współpracownicy redakcji - korzysta z ogólnie dostępnych danych publikowanych w Internecie i innych powszechnie dostępnych źródłach, np. bazach cytowań. Problem polega na tym, że w Internecie i innych ogólnie dostępnych źródłach większości tych informacji po prostu nie ma, a tam gdzie są, dotyczą często lat poprzednich, nie ostatniego roku. Przy okazji bardziej dociekliwych pytań o pochodzenie np. informacji na temat zatrudnienia absolwentów w 3 i 6 miesięcy po ukończeniu studiów i ich płacach, red. Janecki odpowiada, że są one rezultatem badań redakcyjnych (wykonują je enigmatyczni współpracownicy) prowadzonych na niezbyt dużej próbie i właściwie dotyczą tylko niektórych kierunków. Może zatem nie są to badania, tylko kilka wyrywkowych informacji? Ale jak wtedy można podawać je jako kryterium oceny szkół, stanowiące o ich pozycji w rankingu? I tak w wielu kolejnych kwestiach: inwestycji, aparatury, bibliotek - żadnych konkretów, same ogólniki. Żadnej ze znanych mi osób, które starały się uzyskać dane o szczegółowej punktacji dotyczącej ich uczelni, to się nie udało. Czasem nawet w uzasadnieniu odmowy powoływano się na prawa autorskie i własność intelektualną. Red. Janecki podał natomiast jednej z uczelni algorytm, który jakoby miał być podstawą do oceny - uzupełniony listą kilkunastu, podobno branych pod uwagę kryteriów. Algorytm w postaci: Qu=50xLkm/Lk+20xLwd/ Lw+15xLwh/Lw+15xLwAB/Lw, gdzie uwzględniono w ocenie (Qu) stosunek liczby kierunków magisterskich (Lkm), wydziałów z uprawnieniami do nadawania stopnia doktora (Lwd) i doktora habilitowanego (Lwh) oraz posiadających kategorie A i B według KBN (LwAB) do liczby wszystkich wydziałów (Lw), znowu budzi więcej wątpliwości niż cokolwiek wyjaśnia. Tak policzona ocena daje niektórym szkołom zupełnie inną pozycję niż uzyskana w rankingu, a algorytm zastosowany do szkół niepaństwowych w ogóle nie pozwala zrozumieć, jak - przy współczynniku 50 - szkoły, które nie posiadają uprawnień do nadawania stopnia magistra mogą wygrać ze szkołami, które takie uprawnienia mają. A tak właśnie jest w rankingu. Trudno też zrozumieć, dlaczego np. pierwszy człon algorytmu, dotyczący studiów magisterskich, które prowadzi większość uczelni państwowych, ma współczynnik aż 50, czyli w niektórych przypadkach aż połowę punktów, bowiem najwyższa możliwa liczba punktów, które może uzyskać szkoła wynosi 100. Pozostałe człony mogą teoretycznie, w niektórych przypadkach, dawać również 50. Gdzie zatem miejsce na pozostałe kryteria i jak one są punktowane? Tych wątpliwości nasuwa się znacznie więcej. O poziomie znajomości spraw akademickich autorów rankingu świadczy m. in. fakt, że przed rokiem 4 powstałe rok wcześniej politechniki klasyfikowane były jako wyższe szkoły inżynierskie. rzetelną podstawę do porównywania poszczególnych uczelni, muszą opierać się na czytelnych i jawnych kryteriach. Takiego warunku ranking "Wprost" nie spełnia. Marek Smuga |