Szerzona obecnie w Polsce i lansowana natrętnie koncepcja, utożsamiająca bibliometrię z jakąś uniwersalną metodą Zbigniew Żmigrodzki Pan Profesor Andrzej Wiszniewski w swoim artykule Uwaga na Turcję! („Forum Akademickie” nr 7/8) napisał – na podstawie pracy magisterskiej K. Jaskólskiej Bibliometryczna analiza aktywności badawczej Polski w latach 1996-1998 – iż naprawdę fatalny obraz jawi się w obszarze nauk społecznych, bo w roku 1998 Polska, ze swymi 136 publikacjami (liczba wywiedziona ze wspomnianej pracy, której autorka uznała za miernik poziomu nauki polskiej cytowania w bibliografii specjalnej „Science Citation Index”) zajmuje 34 miejsce na świecie, ustępując Grecji, Turcji, Singapurowi, Meksykowi i wielu innym. Prof. Wiszniewski bije na alarm, gratulując jednocześnie promotorce pracy, dr Irinie Marszak-Szajkiewicz. JEDYNIE CHARAKTER POMOCNICZYDziwi mnie, że Profesor, będący zarazem przewodniczącym Komitetu Badań Naukowych, traktuje pracę magisterską – w której tytule znalazło się utożsamienie wyników analizy bibliometrycznej, dokonanej zresztą przy wykorzystaniu jednego tylko źródła bibliograficznego, z rezultatami prac badawczych – jako wykładnię poziomu badań naukowych w Polsce, formułując jeszcze tak daleko idące wnioski, mimo że na łamach „Forum” trwa od dłuższego czasu dyskusja właśnie na ten temat, w której wyjaśniano wyraźnie błędy tego rodzaju interpretacji oraz ich przyczyny. Bibliometria to nie żadna „naukometria”, może mieć jedynie charakter pomocniczy w ustalaniu osiągnięć. W najmniejszym stopniu odgrywa rolę w stosunku do nauk społecznych czy humanistycznych, gdy bierzemy pod uwagę bibliografie światowe o szerokim zakresie: publikacje z tych dziedzin, ze względu na ich specyfikę językową i tematyczną, nie są przedmiotem zainteresowania obcych bibliografów. Także lista wydawnictw ciągłych, które oni penetrują, nie stanowi żadnego absolutnego kryterium wartości. Od lat tłumaczą to swym odbiorcom redaktorzy SCI oraz innych opracowań filadelfijskiego Instytutu Informacji Naukowej (ISI), ale entuzjaści mierzenia wszystkich i wszystkiego za pomocą suwmiarki udają, że o tym nie słyszeli. A może nie wiedzą rzeczywiście, uznając swoje koncepcje za ex promptu słuszne i nieodwołalne, bez sprawdzenia? NIEWINNI BIBLIOGRAFOWIEZakład, którym kieruję, prowadzi od dawna badania nad bibliografiami i wydawnictwami informacyjnymi, z indeksami cytowań włącznie. Będąca promotorem wspomnianej pracy, doktor nauk Rosyjskiej AN w Moskwie p. Irina Marszak-Szajkiewicz, która przebywała w Polsce na pięcioletnim kontrakcie jako profesor Uniwersytetu Śląskiego, od szeregu lat zajmuje się bibliometrią, nie spotkałem się jednak z jej strony z sugestiami, że wyniki tego typu analiz ilościowych mają przesądzać o opiniowaniu osiągnięć w nauce. Szerzona obecnie w Polsce i lansowana natrętnie koncepcja, utożsamiająca bibliometrię z jakąś uniwersalną metodą mierzenia poziomu nauki, ma charakter szkodliwej, skrajnej nadinterpretacji. Jest błędna, a w stosunku do środowisk uczelnianych i innych naukowych stanowi jeszcze jedną, uciążliwą mitręgę typu biurokratycznego. Miast prowadzić badania, winniśmy widać z przejęciem oraz obawą liczyć opisy bibliograficzne i cytowania w amerykańskiej bibliografii – na ich podstawie będzie się nas z satysfakcją osądzać, kto jest wielki, kto mały, a kogo zupełnie nie ma. Wierzę, że są ludzie, którym się takie zajęcie podoba: będzie można przy okazji dyskredytować i dyskryminować nie tylko osoby, ale i całe dyscypliny naukowe, środowiska, poszczególne uczelnie, instytuty itp. Wynosić zaś pod niebo tych, co akurat spotkali się z zainteresowaniem niewinnych skądinąd bibliografów. Im nawet myśl o takim użytku z tego, co robią, nie przyjdzie do głowy. Prof. dr hab. Zbigniew Żmigrodzki, bibliotekoznawca, jest kierownikiem Zakładu Bibliografii i Informacji Naukowej w Instytucie Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. |