Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1999

Spis treści numeru 6/1999

Plagiat i plagiatorzy
Poprzedni Następny

W związku z nagłośnioną sprawą
plagiatów i plagiatorów, nie wnikając w pojedyncze
przypadki, należy przyjrzeć się temu tematowi
ogólniej, rzecz bowiem jest stara i dla środowiska
akademickiego więcej niż wstydliwa.

Aleksander Wesołowski


Fot. Stefan Ciechan

Słownik języków obcych PWN informuje dosyć szczegółowo o pochodzeniu wyrazów "plagiat" i "plagiator" oraz podaje ich znaczenie. Najkrócej i dosadnie można określić plagiat jako kradzież, a plagiatora jako złodzieja. Już z tego tytułu czyn jest potępiany, a złodziej winien być ukarany. "Nie kradnij" jest przestrogą od wieków.

MORALNY KRĘGOSŁUP

Zjawisko kradzieży, zwłaszcza w nauce, jest często możliwe z dwóch głównie powodów. Pierwszy ma charakter subiektywny i odnosi się do jednostki, która ma chorobliwy charakter i egocentryczne wyobrażenie o swojej wyjątkowości. Pragnie być "na świeczniku", nie waha się "rozpychać łokciami", a także przywłaszczać sobie cudzy dorobek. W swoich zachowaniach lubi pomniejszać cudze zasługi, by pośrednio podkreślać własne. Kiedy dotrze do stanowiska kierowniczego, chętnie usuwa ze swojego otoczenia ludzi zdolnych. To miernota, którą kryje tytuł i stanowisko.

Sądzę więc, że jednym ze źródeł plagiatu i rodzenia się plagiatorów w nauce jest spaczenie osobowości jednostki. Każdy człowiek musi mieć moralny kręgosłup, a uczony przede wszystkim.

Podobają mi się zastrzeżenia Tadeusza Szczurkiewicza w artykule Znaczenie teorii dla praktyki, dotyczące opublikowanej rozprawki G. Ichheisera Teoria a praktyka w zakresie życia społecznego (patrz, T. Szczurkiewicz, Znaczenie teorii dla praktyki, w: Studia socjologiczne, PWN, 1970, s. 7) na podobny temat. Szczurkiewicz utrzymuje, iż przed ukazaniem się wspomnianej rozprawki miał odczyt na powyższy temat w listopadzie 1935 r. w Poznaniu i jego artykuł jest jedynie "rozszerzoną redakcją pisemną", zaś rozprawka Ichheisera ukazała się drukiem dopiero w połowie 1936 roku w "Przewodniku Pracy Społecznej" (rocznik II, nr 7-9). Przytaczam tę wypowiedź dlatego, iż świadczy ona o wysokim morale i uczciwości autora artykułu. Wszak w nauce zdarza się, iż uczeni pracują nad tymi samymi bądź podobnymi problemami i dochodzą do tych samych lub podobnych wyników, nic o sobie nie wiedząc. Trudno wtedy mówić o plagiacie. O pierwszeństwie rozwiązania problemu decyduje wówczas data publikacji, najczęściej komunikatu. Przezorni więc zamieszczają swoje wyniki w czasopismach światowych. Jest to bardzo ważne w naukach technicznych i przyrodniczych, gdzie postęp i odkrycia są aktualnie częste a konkurencja duża.

Tak więc uczony o wysokim morale nie będzie plagiatorem. Nie będzie też tolerował plagiatu, tak w pracy naukowej, jak i dydaktycznej. Będzie solidnym i uczciwym recenzentem bez względu na znajomości.

CZAS DOJRZEWANIA

Drugim źródłem plagiatów jest zewnętrzny układ warunków ekonomicznych, społeczno-politycznych oraz sytuacja w nauce. Potocznie mówi się, że "okazja czyni złodzieja". I to prawda. Jedną z nich jest izolacja uczonych od nauki światowej. Przeżywaliśmy to, choć były przecieki w postaci tłumaczeń, ale także przywłaszczenia cudzych myśli we własnych publikacjach. Autorzy takich "dzieł" nie potrafili przyznać się cudzysłowem i odnośnikiem do źródła. Były też czasy, kiedy niektóre nazwiska i dorobek naukowy znalazły się na indeksie. Wówczas nie trzeba było powoływać się na "banitę" i to uchodziło uwagi.

Tak więc nagłe, rewolucyjne zwroty polityczne często, zwłaszcza w naukach polityczno-historycznych, sprzyjają powstawaniu plagiatów. Nauce potrzebny był i jest czas dojrzewania, dochodzenia do czegoś wartościowego i ważnego, dlatego też sposoby finansowania nauki, administrowania, sprawozdawczości stają się ważniejsze od prezentowanych wyników i mogą wpływać na spłycanie doniesień. Czy ktoś je czyta? Czy doczekamy się z tych cząstkowych materiałów jakiejś syntezy? Stąd, mimo recenzowania materiału, nie ma pewności co do ich oryginalności.

Aktualna sytuacja w szkolnictwie wyższym sprzyja powstawaniu plagiatów, szczególnie w nierecenzowanych skryptach drukowanych "szybką ścieżką". Przy braku kontroli to uchodzi, lecz jednocześnie uczy odwagi posługiwania się plagiatem. Tym sposobem można stępić sumienie i przyzwyczaić się do "normalności". Przecież "wszyscy tak robią".

PLAGIAT STUDENCKI

Odrębną sprawą jest plagiat pojawiający się w pracach licencjackich i magisterskich studentów. Rodzi się on z masowości studiów i niemożności prowadzenia przez promotora seminariów, zwykle bardzo licznych. W moim pojęciu i praktyce, seminarium magisterskie było zawsze wyższym etapem studiów, w których decydującą rolę odgrywał proces dojrzewania studenta do samodzielnego rozwiązywania problemu. Promotor był doradcą i wiódł indywidualnie studenta do celu. Do tego służyły konsultacje oraz umówione dodatkowo spotkania, niezależnie od grupowego seminarium, które było miejscem kontroli postępów studentów, ich dopingu do przestrzegania procedury postępowania i terminów.

W okresie długiej przerwy wakacyjnej organizowaliśmy seminaryjny obóz, zwykle u "naszej gaździny" w Zakopanem. To pozwalało na bliższe poznawanie studentów, na ośmielanie ich w wieczornych dyskusjach, w swobodnych rozmowach podczas spacerów i wycieczek. chodziło o to, aby problem "był z nami" i nie trzeba było go z trudem "odgrzewać" na początku roku akademickiego. Spotkania seminaryjne miejscowe i zamiejscowe sprzyjały zżywaniu się. Atmosfera takiego seminarium owocuje do dzisiaj przyjaźniami, spotkaniami, wspomnieniami, nawet małżeństwami. Sprzyjała także względnie samodzielnej pracy przy zbieraniu materiałów, ich segregacji i ocenie przydatności. Na grupowym seminarium przedstawiano do dyskusji rozdziały pracy. promotor zaś nie miał zwyczaju "poprawiania" rozdziału. Żądał terminowego oddania całej pracy "w pierwszej wersji". Przeglądał ją nie tylko od strony merytorycznej i formalnej, ale i od strony indywidualnego wkładu. Widział styl pisania i troskę o poprawność języka, korzystanie z cytatów. Bywały nieświadome wpadki przy cytowaniu dzieł w języku obcym, którego nie znał autor. Stanowiło to okazję do wyjaśniania odpowiedzialności i unikania plagiatu.

Jeśli więc promotor chce i może zajmować się swoim dyplomantem, nie ma warunków do "ściągania" i nie powinno dochodzić do plagiatów. Wszak odpowiedzialność jest tu wspólna, autora i promotora. Przy tym ważną instancją oceny pracy dyplomowej jest również kompetentny recenzent. I on bierze po części odpowiedzialność za ocenę pracy.

Współczuję studentom, którzy otrzymują temat i czas wolny do "pisania" pracy, bo niekiedy seminaria faktycznie nie odbywają się. Promotor nie ma czasu: "Przynieś pan gotową pracę, wtedy porozmawiamy". Bywa i tak, że daje się do wglądu gotową pracę "dla przykładu". Inteligentny student rozumie o co chodzi. Jak wówczas uniknąć plagiatu?

PEDAGOGIKA RYGORYZMU

Tak więc niedozwolony sposób zdobywania "papierka" może stać się normą, a inteligent z wyższym wykształceniem "prawdziwym biznesmenem" w warunkach "wolnoamerykanki", w której każdy chwyt jest dozwolony. Ten, któremu powinie się noga, zostaje głupcem i kompromituje uczelnię, bo dał się schwytać. Należy go surowo ukarać, bowiem najlepszą pedagogiką wyższej uczelni jest bezkrytyczna względem siebie, a obowiązująca tylko studenta, pedagogika rygoryzmu.

Czytam artykuły o plagiatach i nie mogę pojąć, że nikt z uczonych nie uderzy się w piersi. Bije się tylko studenta. Może lepiej znieść pisanie prac dyplomowych? Lekarze nie piszą pracy dyplomowej i zostają "doktorami".

Dr Aleksander Wesołowski, socjolog wychowania, rodziny i pracy, jest emerytowanym docentem Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.

Uwagi.