|
Coraz więcej książek i płyt możemy kupić w polskim
Internecie. Sposób traktowania klienta pozostawia jednak wiele do życzenia.
Grzegorz Filip
Powiedz nam, czego szukasz – proszą mnie
twórcy internetowej księgarni empik.com. Więc wybieram kategorię „literatura
piękna polska” i otrzymuję, pomiędzy Dziadami i Panem Tadeuszem... powieści
japońskiego pisarza Abe Kobo, niejakiego Quinnella oraz opowieść o Kubusiu
Puchatku. Ta ostatnia jest wprawdzie piękna, gdybyż także była polska! Książki
są przy tym ułożone według tytułów, a nie, jak się od wieków przyzwyczailiśmy,
według autorów.
BEZ OPISU
Literaturę sprzedaje
się w Sieci jak marchewkę: brak najmniejszych choćby notek o zawartości,
charakterze oferowanej pozycji. Nie mówiąc już o tym, by zaproponować recenzje,
inne książki o podobnej tematyce, pozostałe pozycje tego samego autora czy
książki innych autorów o zbliżonym profilu. W przypadku nowości i bestsellerów
pojawia się kilkuzdaniowa informacja. Czasem przedrukują fragment wstępu lub
notkę z okładki. Opis książki składa się z tytułu, autora, wydawcy, roku
wydania, numeru isbn, liczby stron i ceny. Brak informacji o tłumaczu czy
rodzaju oprawy. Często pomija się już nawet podtytuł, co w połączeniu z brakiem
noty o książce uniemożliwia zorientowanie się, z czym mamy do czynienia.
Wyjątkiem jest Harry Potter i inne bestsellery, czyli, nie ma co
ukrywać, książki popularne lub tandetne. Tu są już recenzje klientów i fragment
z tekstu do przeczytania. Czasem nie wiemy, czy oferowana książka to proza,
poezja czy esej. Niektórzy autorzy uprawiają przecież wiele form. Zasada jest
taka: im książka lepiej znana i popularniejsza, tym ma obszerniejszy opis.
Wyszukiwanie, jakie proponuje empik.com, możliwe jest tylko wg autorów lub
tytułów. Nie da się szukać np. wg wydawców czy roku wydania. Najciekawszych
pozycji nisko- i średnionakładowych zresztą i tak „aktualnie brak na półce”.
Trochę lepiej handluje książką merlin.com.pl, wprowadził np.
kategorię książki po angielsku, która jest niezwykle pomocna. Empik też
sprzedaje książki w języku angielskim, ale nie ma tu możliwości wyodrębnienia
takiej kategorii.
Bogaty zestaw działów proponuje księgarnia literatura.net.pl.
Mimo tej wielości, np. filozofię połączono z psychologią, a tę kategorię, jak
łatwo się domyślić, zamula niesłychana liczba pseudoporadników, w których
gąszczu ginie książka filozoficzna. Wiele oferowanych przez tego dystrybutora
książek jest pozbawionych opisu, choć trzeba zauważyć, że podawane są np.
nazwiska tłumaczy. Wyszukiwarka, co może dać czasem ciekawe efekty, przeszukuje
nie tylko nazwiska i tytuły, lecz także treść notek informacyjnych. Tak więc np.
szukając książek Marqueza, dowiadujemy się o książkach Romana Warszawskiego, bo
w notce napisano, że dziennikarz ten spotkał się kiedyś z Marquezem.
KOT W WORKU
Jeszcze gorzej wygląda
handel płytami. Problem polega na tym, że sprzedające je sklepy internetowe nie
są jednocześnie źródłem informacji o płytach. Najlepszy w tej dziedzinie
merlin.com.pl pozostawia wiele do życzenia. Zanim coś się w nim zamówi, trzeba
pochodzić po stronach amerykańskiego sklepu amazon.com, cdnow.com lub innych
sklepach zagranicznych, by otrzymać wyczerpującą informację o nagraniach.
Inaczej nie wiemy, co kupujemy.
Kota w worku sprzedaje też sklep stereo.pl, bogaty skądinąd w
zasoby płytowe i wyróżniający się niskimi cenami. Cóż z tego, skoro trzeba tu
czekać tygodniami na zamówioną przesyłkę. Ten dystrybutor, podobnie jak
merlin.com.pl, nie podaje składu zespołu, który nagrał płytę, co w przypadku
muzyki poważnej i jazzu jest informacją podstawową. Nie zawsze podany jest spis
nagranych utworów, nigdy nie ujawnia się nazwisk ich twórców. Polscy
dystrybutorzy nie interesują się też datami nagrań, co ważne w przypadku
archiwaliów.
Polskie sklepy płytowe nie dbają o dodatkową obsługę
informacyjną swych klientów. Wspomniany amazon np. na stronach jazzowych
proponuje kilkanaście kategorii, w których można prowadzić poszukiwania, co jest
znakomitym rozwiązaniem zwłaszcza dla klientów słabo zorientowanych w danej
dziedzinie muzyki. Można wprawdzie rzec, że to konieczność u dystrybutora, który
proponuje 500 płyt Milesa Davisa, podczas gdy polskie sklepy mają ich 50. Amazon
(wiem, że to ogromna firma i niedościgniony wzór) podsuwa klientowi różne
możliwości, rozszerzając przy tym zakres jego poszukiwań. Klienci, którzy kupili
to, czego szukasz, zwykle kupują też... i tu następuje kilka propozycji. Poza
tym firma ta proponuje zakup dwóch płyt z rabatem, odsyła do listy wszystkich
albumów danego muzyka, listy artystów grających w podobnym stylu, umożliwia
wreszcie wysłuchanie sampli. Polecam ten sklep także tym, którzy poszukują
książek w języku angielskim i chcą się czegoś dowiedzieć o danej pozycji, zanim
spróbują ją zamówić.
Jeśli, np. z powodu nieznajomości angielskiego, trudno nam
poruszać się po amazonie, pewną orientację w świecie nagrań dać może strona
muzyka.onet.pl, gdzie znajdziemy recenzje płytowe, biogramy muzyków, skład
zespołu, który nagrał daną płytę.
POZA ZASIĘGIEM
W księgarniach internetowych zupełnie źle jest natomiast ze
wznowieniami płyt sprzed lat, myślę tu nawet o muzyce rozrywkowej, nie tylko o
takich mało komercyjnych niszach, jak jazz czy muzyka klasyczna. W ogóle,
wszelkiego rodzaju rzadkie płyty są w Sieci niedostępne. W żadnym z polskich
sklepów nie znajdziemy np. bluesowej płyty Milesa Davisa Hot Spot z 1990 roku.
Poza możliwością kupna pozostają całe ogromne obszary produkcji fonograficznej,
która nie jest akurat u nas popularyzowana w radio i TV. Weźmy np. tango, muzykę
graną przez jazzmanów i muzyków klasycznych, składy z akordeonem, składy z
instrumentami smyczkowymi, składy z gitarą lub klarnetem... Na świecie wychodzą
setki płyt, tango na sposób rozrywkowy, taneczny, jazzowy, klasyczny grają
dziesiątki zespołów. Muzyka ta jest popularna w Niemczech, Francji i oczywiście
krajach latynoskich. U nas nie da się tego kupić. Podobnie z muzyką na akordeon
lub bandoneon i składy z udziałem tego instrumentu. Modny jest Piazzolla, można
kupić nagrania Dino Saluzziego czy Richarda Galliano, ale na tym oferta się
kończy. Płyt dziesiątków znakomitych akordeonistów Polacy muszą szukać za
granicą.
Zaletą sklepów internetowych, które nie muszą posiadać własnych
magazynów, tylko wirtualny katalog, powinna być obszerność oferty, daleko
przekraczająca ofertę zwykłych sklepów. W katalogach wirtualnych powinny się
znajdować rzadkie płyty i książki niewielkich wytwórni i wydawnictw. Nic
podobnego! Oferuje się głównie masową produkcję potentatów, natomiast to, co dla
kolekcjonerów najciekawsze, pozostaje nadal poza zasięgiem.
|