Pierwsi wśród równych
To jest punkt wyjścia książki Briana Forda, brytyjskiego popularyzatora nauki, dziennikarza "Nature" i "New Scientist", członka wielu towarzystw naukowych. Nie neguje on wyjątkowości ludzkiego intelektu - choć jednocześnie zaznacza, że nazbyt często wykorzystujemy go do niecnych celów - stawia jednak tezę, że pod względem wyposażenia zmysłowego oraz zdolności do przeżywania emocji nie jesteśmy w świecie istot żywych niczym nadzwyczajnym. Zmysły są u zwierząt, roślin i mikroorganizmów czymś powszechnym, a niejednokrotnie bywają dużo lepiej wyspecjalizowane niż nasze. Potrafią np. odbierać zmiany natężenia ziemskiego pola magnetycznego, ruchu fal morskich czy polaryzacji światła, do czego człowiek nie jest zdolny. Poza tym, jako ewolucyjnie młodsi od wszystkich niemalże stworzeń zamieszkujących naszą planetę, dziedziczymy nasze zmysły po nich, nie są one naszą wyłączną własnością ani, tym bardziej, naszym "wynalazkiem". Zwierzęta okazywały podniecenie, frustrację, oddanie i strach na długo przed pojawieniem się człowieka - pisze Ford. Przykłady precyzyjnych narządów zmysłów i sposobów posługiwania się nimi przez rośliny, zwierzęta i mikroorganizmy, jakie autor mnoży na kartach książki, są rzeczywiście zdumiewające. Bogactwo zmysłowego i emocjonalnego świata istot żywych, a także wielość form ich porozumiewania się, oszałamia. Książka jest znakomitym przewodnikiem po tej gałęzi nauk przyrodniczych. Największym błędem w myśleniu o świecie zwierząt i roślin jest antropomorfizm i antropocentryzm. Z nich to wywodzi się niezrozumienie całkowitej odrębności emocjonalnej sfery życia tych stworzeń. Stan ten jest, niestety, groźny w skutkach, gdyż implikuje brutalne traktowanie organizmów, które uważamy za niższe od siebie: eksploatacyjną hodowlę (która obraca się przeciw nam poprzez nowe odmiany chorób, np. BSE), polowania (pozostałość po pierwotnej konieczności), eksperymenty genetyczne (których skutków nie potrafimy jeszcze przewidzieć). Ford nie ulega jednak pokusie politycznej poprawności i nie odwraca, za przewodem hałaśliwych organizacji ochrony praw zwierząt, akcentów. Choć zmysły i zdolność odczuwania stawia nas na równi ze światem roślin i zwierząt, to jednak intelekt czyni z człowieka istotę nieporównywalną z żadną inną. Ale ten problem nie należy już do materii książki. Na skrzydełku obwoluty czytamy, że pozycja ta ukazuje się równocześnie w Wielkiej Brytanii i Polsce. Godne podziwu wyczucie rynku ma jednak swe niekorzystne skutki uboczne. Korekta tekstu pozostawia bowiem wiele do życzenia, łamiąc klarowny i interesujący tok wywodu. (mer) ------------------ U klamki
Galileusz, piewca życia, miłośnik hucznych zabaw w dobrym - zamożnym i inteligentnym - towarzystwie. Nie bez przyczyny lubił zabawę. Jego ojciec był muzykiem. Podobnie brat, związany nawet przez krótki okres z Polską. Reston opisuje zabiegi Galileusza związane ze zdobywaniem uniwersyteckich katedr, szukaniem poparcia u możnych tego świata, walką o podwyżkę uposażeń. Wizerunek Galileusza odbiega od stereotypu uczonego zamkniętego w laboratorium i pochłoniętego badaniami. Nie można oddać się pracy naukowej, jeśli nie ma się poparcia polityków, władców, sponsorów. To wszystko niczym nie różni się od zabiegów współcześnie stosowanych przez uczonych w celu wspomożenia własnej kariery naukowej. Zdumiewająco podobne są warunki robienia kariery naukowej w okresie renesansu i czasach współczesnych. Pojęcie marketingu wiąże się z czasami najnowszymi. Natomiast sam marketing był dobrze znany Galileuszowi. Dowodzi tego sposób, w jaki pozyskiwał rynek dla swoich kolejnych wynalazków. A były to nie tylko znane wszystkim urządzenia optyczne, ale także np. pompa do wody, którą uczony skonstruował, opatentował - patenty już wówczas znano - a z jego sprzedaży miał nadzieję uzyskać środki na życie i prowadzenie badań. Reston pisał swoją książkę powodowany podjęciem przez Kościół działań zmierzających do oczyszczenia Galileusza z zarzutów postawionych mu przez inkwizycję. Pisał ją wyraźnie zawiedziony tym, na co zdobył się Kościół. Absurdalność zarzutów postawionych Galileuszowi, jego ludzka postawa - najpierw heroiczna obrona, merytoryczna, ale także sięgająca po argumenty ośmieszające przeciwnika, a potem kapitulacja przed groźbą fizycznego unicestwienia - imponuje autorowi książki. Postawa Kościoła, fakt, że działalność inkwizycji nie została przez papieża potępiona, wyraźnie go nie satysfakcjonuje. Reston z pewnością znajdzie poparcie wielu ludzi, którzy chcieliby usłyszeć mea culpa i stanowcze potępienie inkwizycji. Książka nie jest może przykładem pisarstwa naukowego, aczkolwiek jest bardzo bogato udokumentowana bibliograficznie. Może natomiast być przykładem pisania biografii, która zainteresuje czytelnika. Umiejętnie skonstruowana fabuła, unikająca wątków już mocno ogranych, która pokazuje działalność naukową, przełomowe odkrycia w bardzo przystępny sposób, w szerokim kontekście, jest atutem tej pozycji. Szkoda, że nasi autorzy nie potrafią tak pisać książek o nauce. (mag) James Reston, jr, Galileusz, tłum. Adam Szymanowski, Wydawnictwo Prószynski i S-ka, Warszawa 1998, seria: Na Ścieżkach Nauki. Dwie inteligencje
Komputery przeprowadzają dowody twierdzeń, grają w szachy, stawiają diagnozy, tłumaczą teksty, modelują różne sytuacje. Sztuczna inteligencja istnieje już więc w takim sensie, że maszyna dorównuje ludziom w rozwiązywaniu problemów. Po przegranej Kasparowa z komputerem nie ma jednak powodu do niepokoju o to, czy inteligencja ludzka nie przegra z mechaniczną - powiada Witold Marciszewski. Maszyny budowane są właśnie po to, żeby wiele rzeczy robiły lepiej niż ludzie. Komputer ma duże możliwości, nie posiada jednak jeszcze świadomości. Jeśli więc inteligencję maszyny pojmować jako jej zdolność do wytwarzania produktów naśladujących wytwory inteligencji ludzkiej, to żyjemy już w erze sztucznej inteligencji. Jeżeli natomiast sztuczna inteligencja miałaby być równa ludzkiej w sensie posiadania świadomości - wiele jeszcze przed nami. Książka Witolda Marciszewskiego opowiada o historii idei, które złożyły się na konstrukcję komputera. Komputer jest maszyną, która przetwarza informację. Do XIX wieku znano tylko jedną kategorię maszyn: te, które przetwarzały materię. Maszyna parowa była pierwszym urządzeniem przetwarzającym energię, jedną jej postać w drugą. Równanie Einsteina, wiążące masę z energią opisuje świat maszyn tej drugiej generacji. Trzecia generacja, to maszyny przetwarzające informację. Czy ktoś będzie w stanie podać równanie, które zwiąże energię z informacją? Zobaczymy. Autor przypomina Davida Hilberta, który na początku wieku XX sformułował największe problemy matematyczne do rozwiązania, w szczególności problem znalezienia metody pozwalającej na rozwiązanie dowolnego zagadnienia matematycznego za pomocą algorytmu. Sztuczna inteligencja to myślenie, które jest liczeniem, więc możliwość przekładu rozumowania na algorytm był podstawą jej powstania. Jako punkt węzłowy traktuje autor maszynę Turinga - urządzenie czysto teoretyczne, opisane w roku 1937. Umożliwiała ona wykonanie każdego algorytmu, co stało się podstawą maszyny cyfrowej. W trakcie intrygującego, popularnego wykładu, autor próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy maszyna może myśleć jak człowiek, czy będziemy kiedyś dysponować, a może już dysponujemy, sztuczną inteligencją. Przedstawia granice między inteligencją maszynową i ludzką. Człowiek posiada zdolność dążenia do poznania, ma własne problemy, denerwuje się i cierpi, gdy nie może osiągnąć celu, co stymuluje go do pracy. Uświadomienie niewiedzy powoduje u człowieka formułowanie problemów. Komputer sam z siebie nie dąży do rozwiązania zadań. Jeśli nie zostanie zaprogramowany, nic go do tego nie stymuluje. Nie posiada inwencji, będącej istotą inteligencji ludzkiej. Ograniczeniem maszyny jest też fakt, że istnieją prawdy, których ona nie pozna, bo potrafi się kierować jedynie algorytmem. Inteligencja zależy też między innymi od pojemności pamięci, a tę komputery mają coraz większą. Zależy też od szybkości przetwarzania informacji. Tu człowiek góruje nad maszyną. Góruje też rozległością i wnikliwością rozumowania. Istoty żywe są nieprawdopodobnie złożone, wielokrotnie bardziej od maszyn. Przepaść między ludzką i sztuczną inteligencją pozostaje więc wciąż ogromna. (fig) ---------------- Psychoanaliza ma się dobrze
"Niemierzalność" efektów psychoanalizy za pomocą tradycyjnych narzędzi jest wciąż dla wielu powodem do jej odrzucenia i uznania za "sprytne oszustwo". I na nic się zdają przypomnienia, iż psychoanaliza to dziedzina zajmująca się czymś niezwykle subtelnym i niemierzalnym, czyli procesami nieuświadomionymi. O nich właśnie mówi jeden z rozdziałów książki Kuttera, w którym przedstawia on istotę codziennych konfliktów na podstawie analizy wybranej literatury i filmu. Autor prezentuje również całą historię psychoanalizy, począwszy od Freuda i jego pierwszych zwolenników, przez różne odłamy, po jej współczesność. Osobny rozdział poświęca tyleż bliskiemu mu z racji urodzenia, co specyficznemu ruchowi zwolenników psychoanalizy w Niemczech. Mówi również o zasługach psychoanalizy na polu pedagogiki, filozofii oraz teologii, bezstronnie omawia inne rodzaje terapii. Sceptykom prezentuje zarówno nadal kontrowersyjne zagadnienia, jak i sporą garść argumentów do wykorzystania w dyspucie na temat: czy psychoanaliza zaiste jest nauką? W sposób klarowny, bez pominięcia detali, prezentuje Kutter psychoanalityczną teorię osobowości, mimo iż lojalnie wyznaje, że nie do końca da się ją udowonić. Zachęca nawet swych czytelników do prób jej samodzielnych weryfikacji w życiu codziennym. W książce nie brakuje informacji o psychoanalitycznej teorii chorób - począwszy rzecz jasna od klasycznej teorii nerwic, po prostytucję i perwersje. Praktycy rozsmakują się zapewne w rozdziale dotyczącym diagnozy. Fakty na temat "wywiadu" psychoanalitycznego czy testów wsparto przykładami z praktyki. Książka adresowana jest do szerokiego kręgu odbiorców. Z powodzeniem polecić ją można nie tylko psychologom i psychiatrom, ale i tym wszystkim, którzy w swej pracy sięgają do wiedzy psychologicznej. (ami) ---------------- Erotyczne ABC
Istnieją jednakże powody, dla których nawet tym specjalistom warto zarekomendować Leksykon erotyki pod redakcją L. Aresin i K. Starke`a, starannie i elegancko wydany przez "Książnicę". Jedną z najbardziej błahych, chociaż, moim skromnym zdaniem, dość istotnych przyczyn, są przeurocze ilustracje z dorobku Mai Berezowskiej. Poważniej natomiast rzecz ujmując, rzeczony leksykon daleki jest od "uświadamiającej" literatury Wisłocko-Lwo-Starowiczowej. Na całe szczęście. Lekko, i tylko tam, gdzie jest to absolutnie niezbędne, serwując ten mroczny, patologiczny wymiar ludzkiego erotyzmu, prowadzą autorzy czytelnika przez historię kultury i obyczajów. Erotykę ujmują jako rezultat kultywowania przez ludzkość seksualności, odsuwając przy tym na margines jej pierwotną, prokreacyjną funkcję, podkreślając za to funkcje rozkoszy, więzi i komunikacji. Przedstawienie erotyzmu w Leksykonie charakteryzuje się pozytywnym do niego nastawieniem, jako wyraz afirmacji życia. Szczególną uwagę przywiązują autorzy do języka, którym operują (język erotyki należy poza tym do jednego z najobszerniej zredagowanych haseł). Przyzwyczajonemu do wulgarnej dosadności bądź kryminologiczno-seksuologicznej oschłości polskiemu czytelnikowi język użyty przez niemieckich naukowców powinien sprawić satysfakcję w trakcie lektury, ze względu na jego swobodny, otwarty charakter. Także rozpiętość tematyczna może wprawić w podziw. Od cyberseksu po seksualne aspekty wojen oraz od prostytucji po abstynencję seksualną autorzy tropią wszędzie przejawy erotyzmu, należytą uwagę poświęcając np. poezji miłosnej czy też sztukom plastycznym. Hasła prezentujące najnowszy stan wiedzy teoretycznej i empirycznej pozbawione są słownikowej wstrzemięźliwości, co czyni Leksykon nie tylko kompetentnym kompendium wiedzy na temat erotyki, ale też i przyjemnym "czytadłem" na wolny wieczór. Krótko mówiąc - naprawdę warto! (kpuch) ---------------- Książki nadesłane
|
|