Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 5/1998

Ars brevis...
Poprzedni Następny

Powodem powszechnego dążenia do "wyrażenia się"
w postaci prywatnych stron WWW jest nieprzeliczona
rzesza potencjalnych odbiorców tej twórczości.

Paweł Misiak

Tworzenie stron internetowych bywa uważane za działanie artystyczne. Mniejsza o to, czy słusznie. Problem wszak stary jak świat: co różni dzieło sztuki od pięknego wyrobu rzemiosła? Czy strona WWW stworzona przez zawodowego artystę jest z definicji dziełem sztuki? A może w Cyberkosmosie każdy jest artystą?

W Internecie bez trudu znaleźć można wskazówki dotyczące tworzenia dobrych stron WWW. Dobrych znaczy tu poprawnych technicznie, łatwych w odbiorze, atrakcyjnych w formie. Wspólnym mianownikiem wszystkich tego rodzaju wskazań jest dążenie do jak największej uniwersalności przekazu internetowego z jednej strony, a oszczędzanie pasma przesyłowego z drugiej. Aspekt pierwszy dotyczy czytelności stron przy pomocy każdego rodzaju przeglądarki: i porzez te wyznaczające standardy, jak Netscape czy Internet Explorer, i przez programy mniej popularne, czasem egzotyczne, i porzez używanego przez "prawdziwych mężczyzn" tekstowego Lynxa. Aspekt drugi to przekazywanie treści stron za pomocą jak najmniejszej ilości bajtów.

SPOJRZENIA NA WWW

W różnych pismach zajmujących się zagadnieniami Internetu pojawiają się coraz częściej recenzje stron WWW. Oceniane są w nich głównie walory plastyczne, szybkość wczytywania, rzadziej poprawność kodu HTML (języka "programowania" wyglądu stron), a prawie nigdy zawartość treściowa. Wysokie oceny uzyskują więc strony z oszczędnie zrobionymi "bajerami", nawet jeśli ich zawartość bywa miałka i nijaka. Tego rodzaju spojrzenie, kiedy strona formalna przedkładana jest nad merytoryczną, charakterystyczne jest dla webowych "najmitów", którzy opanowali warsztat, ale nie tworzą treści. Niektórzy z nich są nawet dyplomowanymi artystami, inni - dobrymi w tej dziedzinie "amatorami". Chociaż w odniesieniu do działań w Internecie wszyscy są na bardzo zbliżonej stopie, to jednak łatwo sobie wyobrazić, że na przykład zawodowy malarz ma nad dyletantem przewagę w postaci bardziej wyrobionego spojrzenia, znajomości ogólnych zasad kompozycji i postrzegania obrazu itp. Ale dyplom artystyczny nie daje gwarancji, że strony WWW tworzone przez jego posiadacza będą lepsze od "amatorskich". To samo dotyczy oceny witryn internetowych.

W samej Sieci znaleźć można sporo tekstów pod uogólnionym tytułem: "Jak zrobić dobrą stronę WWW?" Są tam informacje ogólne co do objętości, proporcji, elementarnych zasad, jak i wskazówki szczegółowe na temat kodowania określonych poleceń formatowania w HTML-u, przygotowania grafiki, rozmaitych "sztuczek" itp. Większość znanych mi tekstów tego rodzaju, oprócz wskazówek technicznych podkreśla też fakt, iż strony WWW powinny przede wszystkim przekazywać jakąś informację, że powinny być napisane tak, by zainteresować ewentualnego czytelnika, a zarazem by oszczędzać czas i pieniądze (przy łączach modemowych) internautów. Podobnie, jak w przypadku poczty elektronicznej i grup nowinek, dla których sformułowano zasady "netykiety", istnieje też rodzaj kodeksu etycznego twórców stron WWW.

Prawie wszystkie teksty zawierające zalecenia dla HTML-ujących są dostępne w języku angielskim. Tymczasem spora liczba rodzimych "artystów" internetowych zbyt słabo zna ten język, by owe teksty przeczytać i zrozumieć. A jeśli nawet potrafiliby zrozumieć, nie czytają, bo przecież i tak wiedzą lepiej. Posługując się łatwymi w użyciu narzędziami do tworzenia różnych "bajerów" na WWW, zalewają Sieć stronami pozbawionymi treści, których jedynym przesłaniem jest pokazanie się autora: "oto jestem". Powstają w ten sposób kolejne internetowe "jelenie na rykowisku", dzieła niedzielnych webmasterów, strony na których wszystko się miesza, migoce, porusza i gra, ale... nic nie mówi. I nie byłoby się czym przejmować, gdyby nie fakt, iż estetyka internetowego "disco polo" bywa propagowana także przez ludzi o wyrobionym - wydawać by się mogło - smaku. Kiedy zaś znajduje poparcie we wspomnianych wyżej recenzjach internetowych witryn, publikowane w wysokonakładowych pismach, zaczyna uchodzić za obowiązujący standard.

Dlaczego miałoby to być niebezpieczne? Jeśli Sieć będzie rzeczywiście odgrywała coraz większą rolę w komunikacji społecznej, standardy tam panujące będą miały wpływ na ogólny poziom kultury. Kategorie piękna i szpetoty nie bardzo dają się ująć obiektywnie. Powiada się przecież, że nie to piękne, co piękne, lecz co się komu podoba. Albo inaczej - że piękno jest w oku patrzącego. A jednak "wie się", że Mona Liza czy freski w Kaplicy Sykstyńskiej to dzieła piękne i wartościowe, zaś jeleń na rykowisku to kicz. Skąd? Czy nie jest to zasługa elit kulturalnych, iż odróżniają dzieło od kiczu? Czy podobnie będzie się rzecz miała z zawartością Internetu? - czas pokaże.

KAŻDY JEST ARTYSTĄ?

W zasadzie każdy człowiek ma możliwość artystycznej ekspresji na co dzień - może malować, rzeźbić, pisać, grać czy śpiewać. Cóż więc takiego daje Internet, że w jego wirtualnej przestrzeni owe artystyczne zapędy ludzi tak silnie się ujawniają? To nie narzędzia w postaci programów komputerowych stanowią o rozkwicie weny wśród społeczności internautycznej, były one bowiem dostępne na długo przed upowszechnieniem się dostępu do Sieci. Powodem powszechnego dążenia do "wyrażenia się" w postaci prywatnych stron WWW jest nieprzeliczona rzesza potencjalnych odbiorców tej twórczości. Ludzie tworzą strony internetowe nie po to, by w samotności lub w gronie bliskich i znajomych dać wyraz wewnętrznej potrzebie tworzenia, lecz by zaprezentować się szerokiemu światu. Możliwość przedstawienia swojego "dzieła" szerokiej, potencjalnie wielomilionowej, choć anonimowej publiczności, jest głównym motywem takiej twórczości - twierdzą badacze zjawisk w Cyberkosmosie.

Pojęcie artysty jest na tyle pojemne, że można nim objąć nie tylko zawodowców w tej dziedzinie, ale i niedzielnych malarzy czy piszących do szuflady domorosłych mistrzów słowa, a także twórców stron internetowych, zawierających, prócz prostej informacji, również elementy kreatywne z estetycznego punktu widzenia. Teoretycy kultury przestrzegają jednak przed zacieraniem granicy pomiędzy jednymi a drugimi, gdyż idzie za tym zacieranie różnic pomiędzy kulturą wysoką a popularną. Co prawda proces owego zacierania różnic dokonuje się w społeczeństwie już od wielu lat, lecz Sieć znacznie go przyspiesza.

W Cyberkosmosie rysują się dwie przeciwstawne tendencje: do niczym nieskrępowanego wypowiadania się z jednej strony i do "kontroli jakości" dziełek i dzieł umieszczanych w Sieci z drugiej. Pierwsza, co oczywiste, jest popierana przez większość zwykłych internautów, druga - przez przedstawicieli elit kulturalnych, działających również na niwie Internetu. Ponieważ jednak Sieć z samej swej natury ma charakter egalitarny i anarchiczny, zwolennicy "cenzury" jakościowej skazani są na przegraną. Internet to nie galeria. Tutaj każdy staje się artystą, każdy może tworzyć bez ograniczeń. Sieć otwiera nowe możliwości wyrażania siebie. Co ciekawe, zauważyć tu można wiele działań sensu stricto artystycznych, polegających na inspirowaniu kreatywnych zachowań przypadkowych odbiorców, odwiedzających określone miejsca w Sieci. Działania owe polegają w przeważającej mierze na tworzeniu wirtualnego środowiska lub dostarczaniu narzędzi, dzięki którym odbiorcy mogą się twórczo wypowiedzieć.

SIEĆ A KULTURA

Wracając do sprawy recenzowania stron WWW na łamach czasopism i nie tylko. Jak można się domyślać, recenzje takie są wyrazem dążenia do podnoszenia poziomu zarówno tworzonych stron, jak i gustów "oglądaczy" (przy założeniu, że recenzent nie propaguje estetyki kolorowo-jarmarcznej). Ciekawe, czy takie oddziaływanie jest możliwe? Czy recenzje te czytają twórcy stron WWW? Z pewnością tak, gdy dotyczą ich własnych wytworów. Jednak obserwacje poczynione wśród webmasterów, zwłaszcza uważających się za zawodowców w tej dziedzinie (a ilu przyzna się do dyletantyzmu?), skłaniają do stwierdzenia, iż większość z nich jest bardzo głęboko przekonana, że ich pomysły i dzieła są doskonałe, a jeśli ktoś mówi co innego, to się nie zna. Czyż nie podobnie reagują artyści?

A jednak warto czasem wysłuchać zdania innych i czegoś się nauczyć. W sprawie oceny stron WWW można nawet odwołać się do automatu - programu badającego niektóre aspekty funkcjonowania witryn internetowych, pod adresem http://www.websitegarage.com/ (patrz obok). Program ów sprawdza m.in. poprawność języka HTML podanej strony, szybkość jej ładowania przez symulowane łącza modemowe i liczbę odwołań do tej strony na witrynach indeksowanych w największych przeszukiwarkach internetowych. Ponadto, w przypadku niskich ocen program sugeruje drogi poprawy. Warto go więc polecić zarówno "zawodowcom" jak i amatorom, jako "recenzenta" wolnego od uprzedzeń i subiektywizmu. Może będzie to mały kroczek na drodze od pełnej amatorszczyzny do wysokiego artyzmu twórców stron, choć trzeba pamiętać, że nie każdego jednako obdarzyły muzy, a ludzkie oceny są subiektywne.

pm@atm.com.pl

Uwagi.