Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 5/1998

Demostenes i David Copperfield
Poprzedni Następny

Czyż doświadczenia, jakie pokazuje się studentom i wiedza,
jaką mają zdobyć w czasie wykładów są mniej fascynujące
i stanowią mniejsze osiągniecie ludzkiego umysłu niż sztuczki iluzjonisty?

Wiktor Niedzicki

Fot. Stefan CiechanNaukowiec, by zostać profesorem, musi zdobyć ogromną wiedzę i doświadczenie w swojej specjalności. Musi mieć publikacje, wychowanków-doktorów, spełnić wiele innych wymogów ustawy. Aby zostać wykładowcą nie musi nic! Widocznie uważa się, że umiejętność przekazywania wiedzy to dar pochodzący od Boga i nie ma co się starać. W efekcie w wielu uczelniach zmorą studentów i doktorantów są wykładowcy, którzy mylą się, stękają, szepczą i nudzą. Takie zajęcia są gehenną dla słuchaczy.

Duża część uczonych nie przyjmuje do wiadomości faktu, że są (a w każdym razie powinni być) sprzedawcami wiedzy. Popularyzację swojej dziedziny uchwalają towarzystwa naukowe. I co? I nic. Na ogół brak nie tylko chętnych, ale i utalentowanych popularyzatorów.

"Dlaczego ja? A nie mógłby Pan zaprosić kogoś innego?" - pyta znany profesor. "Koledzy uznają mnie teraz za reklamiarza". "To co ja mam powiedzieć?" - z rozbrajającą szczerością przyznaje dyrektor instytutu, poproszony o prostą, ale zrozumiałą wypowiedź.

W tak zwanych krajach zachodnich prawie każdy profesor wypowiada się ze swadą, bez jąkania i z uśmiechem. Wie, że w ten sposób prezentuje nie tylko siebie, ale także swoją dziedzinę wiedzy. Nie jest to jednak kwestia świadomości. Ci ludzie już od najwcześniejszych lat są przygotowywani do zabierania głosu i prezentacji. Wiedzą, że od tego, czy zdołają zainteresować media, czy ciekawie i popularnie przedstawiają swoje prace, zależą dotacje na dalsze badania.

MĄDRZE BO MĘTNIE?

U nas w dalszym ciągu uważa się, że wykład jest tym mądrzejszy, im mniej zrozumiały. W czasie przygotowań do jednego z telewizyjnych programów popularnonaukowych pan doktor inżynier powiedział mi wprost, że "nie może wyjaśnić popularnie czym się zajmuje, bo uczeni koledzy sądziliby, że zgłupiał".

Okazało się, że tych, którzy naprawdę rozumieją, o co chodzi w tej bardzo wąskiej dziedzinie jest w Polsce dwudziestu. Argument, że przecież robimy program dla milionów widzów nie był przekonujący, ale w końcu udało się. Niemniej, ów naukowiec zatelefonował do swoich kolegów z wyjaśnieniami. To tylko "prostacka" telewizja zmusiła go do tak "nienaukowej" wypowiedzi.

Reportaż filmowy przedstawiający jeden z projektów badań naukowych. Inny doktor, kierownik laboratorium, nagrał cztery zdania swoich wyjaśnień, ale każde osobno. Nie było mowy o tym, żeby uzyskać za jednym razem czterozdaniową wypowiedź.

W jeszcze innej uczelni profesorowie po nagraniu wyrazili mi słowa współczucia, z tego powodu, że muszę z nimi pracować. Każdy z nich próbował przedstawić swoją krótką kwestię po kilka, a nawet kilkanaście razy. Niektórzy nie mogli przebrnąć nawet przez pierwsze zdanie.
Czy można to zmienić?

Z pewnością podobnie atrakcyjne przygotowanie wykładu wymaga na ogół dużego wysiłku. Nie łudźmy się jednak. Ci, których podziwiamy za wartkie, ciekawe wypowiedzi też musieli włożyć w swoją sztukę oratorską sporo pracy.

DEMOSTENES

Jeśli mamy trudności z ciekawym wygłaszaniem wykładu, należy sobie cały tekst napisać. Jedna minuta wykładu to mniej niż połowa strony maszynopisu (mniej niż 900 znaków). Teraz trzeba nauczyć się opowiadać ten tekst bez zaglądania do kartki. Opowiadać!

Maszynopis może być tylko ściągawką. W przeciwnym wypadku wykład stanie się nudnym odczytywaniem kartek. Lepiej wówczas powielić je i dać odbitkę każdemu studentowi. Nie będzie błędów w notatkach, a sobie i innym zaoszczędzimy sporo czasu!

Jeszcze trudniejsze jest przygotowanie wystąpienia w telewizji lub w radiu. Improwizacji mogą się podjąć tylko naprawdę utalentowani mówcy. Kamera i mikrofon są okrutne. Obnażają bezlitośnie nasze przywary, powtarzanie niektórych zwrotów i cedzenie "eeee". Dlatego najlepiej przećwiczyć wystąpienie przed lustrem oraz skorzystać z pomocy rodziny, która zastąpi nam widzów.

Przygotowując wystąpienie trzeba się liczyć z kilkoma niebezpieczeństwami. Jednym z nich jest niewolnicze trzymanie się napisanego tekstu. Jeśli np. w radiu mamy ochotę korzystać z kartki - powinny się na niej znaleźć tylko dane, tezy lub punkty. Tak przygotowane wystąpienie zmusza do myślenia w trakcie audycji. Napisany pełny tekst przeszkadza w słuchaniu pytań lub reagowaniu na zmieniającą się sytuację.

JĘK I CISZA

Wiele lat temu prowadziłem programy radiowe "na żywo". Kiedyś, w czasie audycji, poprosiłem znakomitego uczonego znajdującego się w studiu regionalnym o wyjaśnienie pewnej kwestii. Wypowiedź profesora trwała już dwie minuty, kiedy dopowiedziałem: bowiem w stanie nieważkości ogromną rolę odgrywają siły miedzycząstkowe. Odpowiedzią był jęk i cisza. Zapewne miał Pan na myśli zjawisko napięcia powierzchniowego - kontynuowałem, usiłując jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Znów usłyszałem mruknięcie i jęk. Tu przestraszyłem się nie na żarty. Może zawał? Realizator szybko wyłączył rozgłośnię.

Zagadka wyjaśniła się po zakończeniu programu. Oto profesor przyszedł do studia z kilustronicowym referatem. Poproszony o wypowiedź czytał z kartki. Mojej uwagi nie słyszał i jękami prosił o podpowiedź. Drugie zdanie zdezorientowało go na tyle, że nie wiedział, czy mówić "z głowy" czy wrócić do swojego tekstu. Podpowiedzi nie było. W efekcie uczony zakończył występ przed czasem.

Przygotowany tekst musi ponadto przypominać mowę potoczną (oczywiście poza żargonem lub wulgaryzmami). Tak naprawdę bowiem tekst pisany jest, a w każdym razie powinien być zupełnie inny niż tekst mówiony.

DAVID COPPERFIELD

I wreszcie zawartość

W przeciwieństwie do tekstu gazetowego nie możemy tego samego zdania przeczytać dwa razy. Nie możemy też odnieść się do tego, co powiedzieliśmy już kilka minut wcześniej. Dlatego też wystąpienie radiowe lub telewizyjne musi być atrakcyjne i łatwe w odbiorze.

Powyższe przygotowania mogą wydać się nudne i czasochłonne. Są jednak niczym w porównaniu z sytuacją, gdy znakomity uczony przerywa po raz kolejny nagranie, gdyż nie wie, co ma powiedzieć. Pot na czole, łzy w oczach. Pomyłki, błędy, jąkanie się. A przecież bohaterem miał być inteligentny, dowcipny specjalista o ogromnej wiedzy.

W niektórych działających w Polsce firmach zagranicznych prowadzone są szkolenia dla menedżerów. Uczy się ich wypowiedzi, a zwłaszcza najtrudniejszej - wypowiedzi dla telewizji. Szkolenia prowadzą specjaliści od public relations, dziennikarze telewizyjni, prezenterzy. Takie kursy są bardzo drogie. Jeden dzień nauki indywidualnej kosztuje ponad 2 tysiące złotych.

Podobne szkolenia prowadzone są także z inicjatywy niektórych uczelni np. na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej czy w Politechnice Wrocławskiej. Niestety, nie są obowiązkowe, a wielu profesorom wydaje się, że traktują o rzeczach oczywistych.

To jednak dopiero początek. Dopóki cała kadra wykładowców nie zostanie przygotowana do prowadzenia wykładów, dopóki nie zostanie przeszkolona w zakresie współpracy z mediami - nie ma co liczyć na lepszy niż dotąd stosunek społeczeństwa do nauki. To co niezrozumiałe, nie może być zaakceptowane. Pieniędzy nie będzie.

JAK ZATEM PRZYGOTOWAĆ CIEKAWY WYKŁAD?

Najważniejszą sprawą jest opanowanie mowy. Staranna dykcja (Demostenes wykazał, że nawet człowiek jąkający się może to wyćwiczyć), postawiony głos (tak, aby student siedzący na końcu sali słyszał każde słowo) i wreszcie zaangażowany sposób mówienia.

Pamiętam jeszcze ze studiów docenta, który mówił o bardzo ciekawych sprawach, miał ogromną wiedzę i cytował interesujące przykłady. Niestety, na samym początku zamykał oczy, składał ręce i jednostajnie chodząc wzdłuż katedry, monotonnym głosem cedził kolejne zdania. Wykłady stawały się koszmarem.

Oczywiście, nie można przez półtorej godziny mówić głosem afektowanym i stale utrzymywać napięcia uwagi słuchaczy. Byłoby to nie do zniesienia. Można, w zależności od treści, zmieniać natężenie głosu, a dodatkowo podkreślać wagę niektórych twierdzeń lub najważniejszych danych przez efektowne pauzy, zmianę rytmu mowy lub nawet "teatralny szept".

SCENARIUSZ?!

Tak. Scenariusza lub konspektu wymaga każdy, nawet 15 sekundowy film reklamowy, film fabularny, program telewizyjny i każda prezentacja. Dramaty Szekspira też są scenariuszami, a na ich podstawie powstają filmy. Każdy scenariusz musi uwzględnić zawiązanie akcji lub intrygi, ciekawe zwroty lub kulminacje akcji (powinny być co najmniej trzy) oraz efektowny finał. W scenariuszu wykładu powinny zatem znaleźć się: intrygujący początek, który zachęci odbiorcę, aby wytrwał do końca, ciekawe doświadczenia, pokazy lub zastosowania oraz zakończenie, które wyjaśni, po co słuchacze powinni przyswoić sobie dany fragment wiedzy. Oczywiście, najpierw musi to sobie uzmysłowić sam wykładowca.

Wiele osób podziwia sławnego iluzjonistę Davida Copperfielda. Jest to wspaniałe widowisko. Prezentowane pokazy są fascynujące. Czyż doświadczenia, jakie pokazuje się studentom i wiedza, jaką mają zdobyć w czasie wykładów są mniej fascynujące i stanowią mniejsze osiągnięcie ludzkiego umysłu niż sztuczki iluzjonisty? Wszystko jest kwestią dramaturgii i formy przekazu. I jeszcze pieniędzy włożonych w przygotowania demonstracji. Sama zasada jest dosyć prosta.

Czy każdy może być jednocześnie Demostenesem i Davidem Copperfieldem? Sądzę, że tak. Na katedrze czy przed kamerą, przed mikrofonem czy pisząc tekst artykułu powinniśmy pamiętać, że to, co my chcemy powiedzieć jest, oczywiście, bardzo ważne. Jednak jeszcze ważniejsze jest, co z tego wykorzysta odbiorca. Co usłyszy, zrozumie, zapamięta. A to zależy w dużej mierze od formy naszej wypowiedzi.

Zadowolony odbiorca to w przyszłości nasz sojusznik.

Wiktor Niedzicki, z wykształcenia fizyk, dziennikarz radiowy i telewizyjny, prowadzi w I Programie TVP programy "Nobel dla Polaka" i "Pulsar".

Uwagi.