Jan Koteja
Motto: Finis coronat opus
Coś się ostatnio ta łacina do mnie przyczepiła, choć jej znajomość wcale nie jest warunkiem przyjęcia do Europy (a za Jagiellonów by była!), gdy przecież mamy na ten casus takie jedno proste polskie słowo: wiecha. Właśnie postawili ją na Jagiellonce - piękna, czterometrowa brzózka, majowo ulistniona, zdobiona trzema pąsowymi różami i złocistymi wstęgami. W dodatku skosili pod Biblioteką trawniki porośnięte tomką wonną, więc zapach jak w dzikiej przyrodzie, zwłaszcza po zachodzie. Jako uczonego zaraz mnie zastanowiło, dlaczego akurat trzy róże? Okazuje się, że wyjaśnień, jak zwykle, jest wiele: zostały (tylko) trzy kotyliony po balu sylwestrowym, więc je przyczepili; budowę prowadzi Mostostal S.A. nr 3, może dlatego; jest to trzeci etap rozbudowy Biblioteki; bo tres faciunt collegium, czyli wiązankę; ponieważ omnes tres perfectum... Może te róże symbolizują wiarę (w potęgę wiedzy), miłość (do książek, oczywiście) i nadzieję, że kiedyś jednak nastąpi ostatni etap tej rozbudowy.
Stojący obok gmach Muzeum Narodowego zaczęto budować przed wojną, a skończono w latach osiemdziesiątych. Jeszcze gorzej z Operą Narodową, której fundamenty założono (przed wojną) kilkadziesiąt metrów dalej, w stronę Wisły. Za moich studenckich czasów żelazne kikuty, porośnięte zielskiem, sterczały tuż koło Żaczka i świetnie nadawały się do zabawy w złodzieja i policjanta. Teraz na tych fundamentach stoi Pierwszy Polsko-Amerykański Bank. I sprawdziło się: finis coronat opera, albo, jak mówią Włosi: finita la commedia, a zaczynają się schody. Przepraszam za te rymowanki, ale dziś są fundamentem żurnalistyki. Jednak nie wszystko co złe - zaraz Balcerowicz. Na pomysł posadowienia hotelu o międzynarodowym standardzie na fundamentach Opery wpadł chyba Gierek w czasie pierwszego wejścia do Europy (o tym, że wyszliśmy z torbami dziś głucha cisza, na wszelki wypadek). Że standard był europejski - łatwo udowodnić: za miesięczną pensję mogłem, sam, spędzić w Cracovii dwa dni i dwie noce, we dwójkę już tylko dobę. A co to za przyjemność w pojedynkę, więc nie skorzystałem. W lewym skrzydle hotelu mieściła się księgarnia, a teraz ten właśnie bank z bankomatem. Rezygnację z budowy opery na jej własnych fundamentach uzasadniano wtedy... grząskością
gruntu. Gdyby zaśpiewał w niej np. Kiepura, budowla mogłaby się zawalić. Jak widać, grząski grunt bankom nie wadzi.
Ten budynek pod wiechą to ażurowa konstrukcja betonowa, przez którą na przestrzał widać stojące z tyłu Sanktuarium Piłsudskiego. Przecież tak nie może zostać, bo książki by zamokły, czyli dzieło wcale nie jest skończone. I tak jest zawsze - ilekroć zobaczysz wiechę, obojętnie czy na dnie fundamentów, czy na kominie, oznacza ona tylko domniemany koniec dzieła. Nie inaczej na uniwersytetach. Wszak to już czerwiec i numer dotrze do uczelni po zamknięciu letniej sesji, czyli postawieniu wiechy; a dziekani będą całkiem ukontentowani, gdy ostatni student zaliczy rok w połowie adwentu.
Tu wyłania się problem domniemania, na który dziś jesteśmy wyjątkowo uczuleni. Jeżeli sto tysięcy kibiców widziało, że piłka wpadła do siatki i ryk radości słychać z odległości 4 km (sprawdziłem), to jest to tylko domniemany gol. Dopiero, gdy sędzia ustawi piłkę na środku boiska, będzie to gol prawdziwy. Nawet gdyby milion świadków widziało na własne oczy, że Kain zabił Abla i gdyby to było utrwalone na fonii i wizji, pozostanie on tylko domniemanym zabójcą i nie wolno o nim inaczej powiedzieć jak "podejrzany K.". I zwróćcie uwagę, że Kain mógłby nam wytoczyć proces o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych (gazety codziennie piszą o takich procesach), wszak do dziś w tej sprawie nie zapadł prawomocny wyrok. A ile tysięcy tomów - bo tym mierzy się pracowitość, sprawność i wiarygodność Wymiaru Sprawiedliwości - liczą już akta sprawy?
Uczulenie to okazuje się jednak zadziwiająco ambiwalentne. W opinii publicznej pan Kwaśniewski jest magistrem - na podstawie domniemania, czyli wiechy, a nie dyplomu. Wystarczy powiedzieć, że Abel był zamieszany w sprawę zabójstwa, aby wszyscy byli przekonani, że jest mordercą. Jeżeli w zeznaniu podatkowym napiszę, że 90 proc. moich czynności uczelnianych jest pracą twórczą (z czego znacząca część przypada na wypełnianie PIT-ów), co w praktyce oznacza uszczuplenie zasobów skarbu państwa o dobrych parę tysięcy złotych (koszty uzyskania 50proc.), to wiechę tę zakwestionuje najwyżej Sąd Ostateczny. Gdybym jednak, zgodnie z prawem, skorzystał z ulgi podatkowej w związku z zakupem książki za 2 zł, to kilka osób urzędowych, łącznie z Panią Skarbową, zechce sprawdzić, czy jest to na pewno narzędzie pracy, a nie przedmiot rozrywki (widocznie nie wiedzą, że "Playboy" kosztuje 5 zł).
Domniemanie nie tylko działa selektywnie - bywa paradoksalne. Jeżeli prokurator poweźmie domniemanie o przestępstwie, pakuje gościa do ciupy i zbiera dowody przestępstwa. Nie dotyczy to jednak spraw bankowych. Aby uzyskać informację bankową, będącą dowodem przestępstwa, oskarżyciel musi wcześniej udowodnić, że przestępstwo naprawdę zostało dokonane, wiecha nie wystarczy. Pozostaje mu nająć włamywacza, który wykradnie dowody lub przekupić urzędnika. Od 10 lat w Polsce dokonywane są fizycznie zasadnicze zmiany strukturalne we wszystkich dziedzinach życia wg dyrektyw Banku Światowego, aby dostosować je (dziedziny) do wymogów Unii Europejskiej. Negocjacje na temat ewentualnego przyjęcia Polski do Unii mogą się rozpocząć dopiero po dokonaniu tych zmian. Wszystko to dzieje się na podstawie domniemania, że nam się ta Unia podoba i chcemy do niej wejść. Wiechę postawiono i oblano w 1989 roku. Nikt o to oficjalnie nie pytał, i dobrze, bo mogłoby się okazać, że Polacy, owszem, chcą chodzić w europejskich ciuchach, a nie podlegać rządom Brukseli. Ale nie ma sprawy, wkrótce pytanie będzie zbędne... Na chłopski rozum to by było tak: Śledztwo i proces w sprawie X mogą się rozpocząć dopiero, i pod warunkiem, wykonania egzekucji, tzn. gdy trup ostygnie. Kto go wskrzesi, jeżeli wyrok zapadnie na korzyść oskarżonego?
Wersety wzięte z Apokalipsy, ale się nie smuć, Miły Czytelniku - piramidy też się nie całkiem rozpadły: przez wieki pasły się na nich kozy, teraz turyści. A gdzie nam do piramid!
PS Motto z okładki książki Januarego Weinera "Technika pisania i prezentowania przyrodniczych prac naukowych". Ale o tym gdzie indziej. |