Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 6/1998

Podejrzliwość i kultura
Poprzedni Następny

Wojciech Chudy

Fot. Stefan CiechanJedną z ważniejszych podstaw dialogu międzyludzkiego jest zaufanie. Ktoś otwarty na rozmowę wychodzi do ludzi ze szczerością i ufnością. Nie kryje się za tarczą dystansu i skrytości. Jest otwarty i liczy na otwartość drugich. Tylko tak można wspólnie budować.

Trzeba przyznać, że dziś nie jest to postawa powszechna. Ludzie tak często parzyli się w ostatnich dekadach - totalitaryzmem, polityką czy manipulacją - że nie mają sił ani chęci wychodzić do drugich z sercem na dłoni i szeroko otwartymi ramionami. Przeważa raczej spoglądanie spode łba i podejrzliwość. Pytanie numer jeden na ulicy, w salonach politycznych i w prasie: "Kto (co) za tym stoi?". Nie jest to wcale zjawisko specyficznie polskie. Wystarczy tzw. "uzasadnione podejrzenie" i padają rządy. Na rzucaniu podejrzeń robi się pieniądze i kariery. Można powiedzieć, że dzisiejszy świat toczy robak podejrzliwości.

A przecież nie zawsze tak było.

Gdzieś tak do XVII wieku generalnie panował w kulturze czas ufności, szczerości i prostoduszności intelektualnej. Ludzie - mędrcy i ci "z ulicy" - wierzyli, że dane dostarczane im przez ich zdrowy rozsądek są prawdziwe i wiarygodne. Że więc istota ludzka ma w sobie element cielesny oraz duchowy. Że ten pierwszy jest niższy, gdyż uleganie mu ciągnie człowieka w dół jego człowieczeństwa, drugi zaś wyższy, gdyż to dzięki niemu panuje się nad tym pierwszym, odkrywa prawdę, doskonali siebie i innych. Że poznając świat, odkrywa się dobro i zło, więc podążać się powinno za tą pierwszą wartością. Że to "powinno" ujawnia w istocie ludzkiej wolność: "mogę - nie muszę". Że w drodze wyznaczonej dobrami dojdzie człowiek do Boga. Że jest w nas coś, co się zmienia i coś stałego, co czyni nas podobnymi do Stwórcy i w czym wszyscy jesteśmy równi. Itd. itd.

Francuski filozof Ren? Descartes pierwszy zachwiał silnie tą pewnością i zaufaniem. Błyskotliwie, logicznie, jasno i wyraźnie ukazał, jak wiele jest wątpliwych rzeczy w poznawanym przez człowieka świecie. Jego "myślę, więc jestem" to właściwie: "wątpię, więc jestem". We wszystko można wątpić - wywodził autor "Rozprawy o metodzie" - każde poznanie można podejrzewać o zwodniczość, złudność i fałsz. Wyjątkiem jest owa prawda "cogito" (myślę), z której wynika, że - jestem. Ja istnieję. To pewne.

Robak uwolniony został z butelki. Padło to słowo. Sformułowane zostało owo pojęcie, weszło powoli w "krwiobieg" myślenia filozoficznego, a następnie potocznego. Podejrzenie, zwątpienie, nieufność. Człowieka względem rzeczy, a potem względem samego siebie.

Paul Ricoeur w książce "Konflikt interpretacji", wydanej w Paryżu w 1969 r. ukazuje, jak "ziarno zwątpienia" zasiane przez Descartesa zaowocowało w XIX i na początku XX w. wielkimi systemami myśli Fryderyka Nietzschego, Karola Marksa i Zygmunta Freuda, którzy do dziś wywierają wielki wpływ na teorię i praktykę życia ludzkiego. Ricoeur nazywa ich "nauczycielami podejrzenia" ("maitres de soup?on"). Trzej wielcy "nauczyciele podejrzenia" każą wątpić człowiekowi w jego naturalne widzenie świata i samego siebie. Każą podejrzewać, że jego istotą jest coś skrytego, ciemnego i znajdującego się poza świadomością samego człowieka.

Wbrew poczuciu słabości oraz solidarności z innymi podejrzewa się, że przeznaczenie człowieka leży w kreacji absolutnej mocy ("nadczłowiek") i zniewalaniu innych (Nietzsche). Być przebojowym, do sukcesu iść choćby po trupach. Tak być powinno. Wbrew świadomości aktów bezinteresownych podejrzewa się, że rządzi człowiekiem interes i walka (Marks). Ważne, abyś zyskał, lepszy ten, czyje na wierzchu. I to jest dobre, tak być powinno. Wbrew intuicji o konieczności ograniczania swoich pragnień oraz tendencji do samopanowania człowieka nad popędami podejrzewa się go o to, że w istocie ulega pożądaniu seksualnemu lub innym siłom wymykającym się spod kontroli świadomości i woli (Freud). Najważniejsze są odlot i orgazm. Tak jest i tak być powinno. Ricoeur, świadek wydarzeń naszego wieku, nazywa "nauczycieli podejrzenia" - "trzema wielkimi niszczycielami" ("trois grand destructeurs").

Dziś wokół tych idei kręci się duża część naszej kultury.

Podejrzenie, że człowiek nie jest tym, kim jest. Że nie jest wolnością ukierunkowaną na prawdę, lecz że rządzą nim skryte mechanizmy i siły. Popęd wywyższenia i dominacji, popęd posiadania, popęd wyżycia się i seksu. Człowiek zostaje zredukowany. Zamiast samoświadomości swej istoty, ma tylko świadomość zdeterminowania. Uświadomienie konieczności.

Wizja człowieka opierająca się na uczuciu podejrzliwości nie służy budowie wspólnoty. Jej praktyczną konsekwencją są: szowinizm, totalitaryzm i fatalistyczna postawa uległości. Zbiorowość ukształtowana przez taką kulturę przypomina raczej termitierę lub zbiór atomów niż społeczeństwo ludzi. "Bywają epoki upadku, w których zaciera się forma stanowiąca najbardziej immanentny wzorzec życia. Wtrąceni w nie, zataczamy się na prawo i lewo, jak istoty pozbawione równowagi. Z tępych przyjemności wpadamy w tępy ból, a świadomość straty, ożywiająca nas ciągle, ponętniej rysuje przed nami przyszłość i przeszłość. Poruszamy się w minionych epokach lub odległych utopiach, podczas gdy teraźniejszość przemija" - pisał Ernst J?nger, przenikliwy świadek stulecia, w niedawno opublikowanej u nas książce "Na marmurowych skałach" (tłum. Wojciech Kunicki).

Uwagi.