Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 7-8/1998

Ocena miarodajna
Poprzedni Następny

Najbliżej uzyskania ideału obiektywizmu w ocenianiu są Holendrzy,
którzy stosują ujednolicone, kodowane egzaminy państwowe.

Halina Bykowska

Fot. Stefan CiechanZakłada się, że w zreformowanej szkole nie będzie już ocen subiektywnych. Stopień na świadectwie dojrzałości ma być na tyle miarodajny, że wreszcie nie dojdzie do przykrych rozczarowań po pierwszym roku studiowania. Prof. Bolesław Niemierko, kierownik Międzywydziałowego Studium Pedagogicznego w Uniwersytecie Gdańskim, krytykuje propozycje Ministerstwa Edukacji Narodowej, ostrzega przed kopiowaniem brytyjskich koncepcji i skutkami oddzielenia nauczania od sprawdzania na bieżąco wyników tego procesu.

PO CO JEST OCENA?

Ocena wiedzy i umiejętności ucznia jest procesem, który zaczyna się bardzo wcześnie. Zdaniem prof. Niemierki, punktem startu w ocenianiu jest już sam moment projektowania systemów dydaktycznych, tj. typów szkół oraz rodzajów zajęć. Nauczyciel musi dokładnie wiedzieć, czego zamierza nauczyć i powinien mieć wyobrażenie o tym, w jaki sposób sprawdzi, czy została opanowania wiedza, jaką przekazał - stwierdza. Im wcześniej nauczyciel sprawdzi, co uczniowie umieją i jak daleko są od stanu, jaki zamierzał osiągnąć, tym lepiej. Ocena jest bardzo istotna. Dlatego uważam, że niedoświadczonymi idealistami są projektodawcy reformy systemu edukacji, proponujący zwolnienie nauczyciela z obowiązku systematycznego oceniania osiągnięć uczniów i stawiania im stopni. Proponuje się, aby selekcjonowano młodzież wyłącznie na podstawie liczby punktów w testowaniu.

Większą rolę odgrywa bowiem ocena bieżąca (zwana inaczej kształtującą, tj. taka, która informuje i bardziej mobilizuje ucznia, niż ocena końcowa. Bardzo niebezpiecznym sposobem myślenia jest założenie MEN, że państwowe systemy egzaminacyjne będą dobrym substytutem - podkreśla prof. Niemierko i mówi, że niezbędne jest sprzężenie zwrotne. Uczeń musi mieć na bieżąco informację o stanie swoich osiągnięć, a pedagog - o efektach swojej pracy.

STOPIEŃ KOŃCOWY I MATURALNY

Projekt reformy edukacji zakłada możliwie największą obiektywizację ocen. Maturalne prace pisemne już są kodowane. W przyszłości maturzysta zdawałby egzamin przed niezależną komisją państwową. Według prof. Niemierko, oceny sumujące odgrywają drugorzędną rolę w procesie kształcenia. Podlegają one obecnie procesowi degradacji, tzn. zniekształceniu i koniunkturalnym ulepszeniom - przekonuje. Ocenianie końcowe bywa obciążone błędem. Zdającemu egzamin końcowy zadaje się tylko określoną liczbę pytań. Na końcowej ocenie ciążą wszystkie ograniczenia szkoły, w tym m.in. nadmiar uczniów w klasie oraz limity czasowe. Dochodzi do tego niemożność przewidywania rozwoju osobowości przyszłego absolwenta. Stąd nauczyciele oceniający maturzystę z reguły nie chcą robić mu przykrości. Dają mu szansę, wystawiając nierzadko ocenę na wyrost.

Stopnie na maturze bywają zazwyczaj podciągane w dobrej wierze - stwierdza prof. Niemierko. Dlatego im ocena ogólniejsza, tym mniej wartościowa. Szkoły średnie zwykle wypuszczają absolwenta z uśmiechem i pochwałą. Świadectwo maturalne nie jest obecnie dobrą podstawą do dokonywania selekcji kandydatów na studia.

Zatem istotnym celem powinno być podniesienie jakości pracy szkół, zwłaszcza tych, które zamierzają dostarczać kandydatów na studia. Należałoby także udoskonalić procedurę egzaminacyjną. Jednak propozycja MEN, aby powierzyć egzaminy maturalne wyłącznie państwowym komisjom, nie jest - twierdzi prof. Niemierko - rozwiązaniem optymalnym.

Egzamin sumujący wcale nie musi być jednakowy w każdej szkole, ponieważ placówki edukacyjne realizują - prócz podstawowego programu - również programy autorskie. Jeśli natomiast chodzi o wybór kandydatów, to uczelnie mają prawo tworzenia listy, na której znajdą się najlepsi, posiadający wiedzę, nawet wykraczającą poza zakres programu szkół, jakie ukończyli. Uwzględnia się ponadto szczególne zainteresowania i uzdolnienia. Dokonując selekcji kandydatów, uczelnia ma prawo wyjść poza program szkoły niższego szczebla - uzasadnia prof. Niemierko. Stąd niebezpiecznym uproszczeniem jest stwierdzenie, że egzaminy maturalne, zobiektywizowane i ujednolicone w skali kraju, rozwiążą problem doboru kandydatów na studia. Niestety, takie egzaminy nie rozwiążą kwestii rekrutacji w uczelniach i na kierunkach cieszących się największym powodzeniem.

POMIARY

Dokonywanie oceny (pomiarów) wiedzy i umiejętności wcale nie jest proste. Mija sto lat od pionierskich, rzec by można, badań, jakie w zakresie oceny wyników nauczania prowadził w USA Joseph M. Rice (1857-1934), lekarz z wykształcenia, a z zawodu inspektor oświaty. Interesowało go głównie podniesienie skuteczności nauczania. Ustalił on m.in., że znajomość ortografii języka angielskiego u uczniów nie jest bezpośrednio uzależniona od liczby ćwiczeń z tego przedmiotu w programie szkolnym. Dało to mu podstawę do porównywania poziomu pracy szkół i jednocześnie zainspirowało innych do pracy nad podniesieniem poziomu dydaktyki.

Jednak koncepcja testu (pomiaru) psychologicznego, służącego do rozpoznawania różnic indywidualnych uczniów, zrodziła się w Europie. Jej twórcą jest Alfred Binet (lekarz), dla którego psychologiczne testy stanowiły pomoc w dokonywaniu pomiaru ograniczeń umysłowych. Dało to początek rozwojowi badań testowych, które w latach 70. i 80. zyskały szczególną popularność, zwłaszcza w USA.

Na powyższych metodach ciąży piętno błędu - zaznacza prof. Niemierko. Pomiar psychologiczny obciążony jest błędem, wynikającym z różnic indywidualnych w dokonywaniu klasyfikacji ludzi. Nieostrożna diagnoza i brak kompetencji osoby, która ją odbiera, nierzadko ma wpływ na dalsze negatywne losy ucznia (studenta) poddanego badaniom. W pomiarze psychologicznym słabiej zazwyczaj wypadają mniejszości narodowe (tak jest np. w USA) albo mieszkańcy wsi (dotyczy to np. uczniów wiejskich szkół w Polsce). Dzieci wiejskie, rozwijające się zwykle w trudniejszych warunkach, uzyskują gorsze wyniki testów. Przyjmowanie kandydatów na studia na podstawie testów, w których istnieje duży udział czynnika inteligencji, ogranicza szanse młodzieży kształconej w gorszych warunkach lub rozwijającej się w innej kulturze językowej - mówi prof. Niemierko. W tym ostatnim przypadku chodzi o dzieci rodziców operujących np. gwarą albo nie posiadających wykształcenia, bądź też o młodzież, która wychowywała się w domach dziecka.

W procesie dokonywania pomiaru bardzo ważne są też szeroko pojęte uwarunkowania społeczne. Badania dowodzą, że trzeba też brać pod uwagę warunki ekonomiczne. W okresach pomyślnej koniunktury uzyskuje się lepsze wyniki testów inteligencji. Okresy zastoju i kryzysu sprzyjają spadkowi wyników nauczania oraz testów inteligencji. Coraz większą popularność w świecie zyskują testy praktyczne, pozwalające np. ocenić umiejętności manualne, zdolności projektowe, sprawnościowe itp.

W trakcie stażów naukowych w USA prof. Niemierko zafascynował się najbardziej dokonywaniem pomiaru sprawdzającego, tj. osiąganiem określonych standardów. Na tej podstawie sam opracował koncepcję pomiaru sprawdzającego i wielostopniowego w warunkach polskich. Koncepcje pomiaru, którą w USA lansował prof. James Popham (University of California, Los Angeles) i prof. Robert Glaiser (University of Pittsburgh), ujął w pracy Pomiar sprawdzający w dydaktyce. Jednak teorii pomiaru sprawdzającego nie udało się prof. Niemierko wdrożyć w Polsce bezpośrednio po powrocie z USA. Trzeba było poczekać na klimat sprzyjający dogłębnemu reformowaniu systemu edukacji. Wykorzystując koncepcję pomiaru sprawdzającego, od początku lat 90. prowadził zajęcia z nauczycielami. Wyszkolił kilkuset specjalistów.

POMIAR SPRAWDZAJĄCY

W pomiarze sprawdzającym bardzo ważne jest, aby jasno i precyzyjnie zostały z góry określone umiejętności, jakie mają być opanowane przez uczącego się - tłumaczy prof. Niemierko. Uczeń, jego rodzice, a także nauczyciel powinni dokładnie znać wymagania.

Jednak ze względu na zbyt duże różnice indywidualne, zainteresowania uczniów, jak również odmienne warunki pracy szkół, zastosowanie tylko jednego standardu wiedzy byłoby niewłaściwe. Musi istnieć hierarchia wymagań. Byłoby wskazane, aby egzaminy maturalne odbywały się przynajmniej na dwóch poziomach. Poziom najniższy (np. z matematyki) obejmowałby zakres wiedzy podstawowej (użytkowej), bez względu na wybrany kierunek dalszego kształcenia. Inny poziom egzaminu obowiązywałby młodzież, która zdecydowała się studiować w politechnice lub wybrała uniwersytecką matematykę. Organizacyjnie nie byłoby to trudne - twierdzi prof. Niemierko. W świecie istnieją szkoły, w których młodzież ma do czynienia z dużym wyborem przedmiotów i uczy się wiedzy na różnych poziomach.

OCENA ZŁOŻONA

Oceny końcowe (sumujące) bywają obecnie zbyt uproszczone i w dużym stopniu skażone bywają subiektywizmem. Obiektywizm oceny oznacza zgodność treści i wyniku pomiaru z uprzednio sformułowanymi wymaganiami - stwierdza prof. Niemierko i zaznacza, że jest go niezwykle trudno osiągnąć. Dodatkowe okoliczności pomagają zrozumieć jakość pisemnej pracy ucznia. Sytuacja komplikuje się, gdy praca ta jest kodowana. A jeśli za wystawienie stopni weźmie się (jak to przewiduje reforma edukacyjna) niezależna państwowa komisja, autor słabej pracy nie będzie mógł liczyć na żadne względy.

Prof. Niemierko uważa, że najbliżej uzyskania ideału obiektywizmu w ocenianiu są Holendrzy, którzy stosują ujednolicone, kodowane egzaminy państwowe (wyłącznie pisemne). Wynik tego egzaminu stanowi zaledwie połowę punktów oceny końcowej. Drugą połowę oceny proponuje i ustala szkoła, która dobrze zna ucznia. W dwuskładnikowej ocenie niwelują się słabości pomiaru dydaktycznego.

DOKĄD ZMIERZAJĄ POLACY?

Dotychczas mieliśmy państwową pseudomaturę - powiada prof. Niemierko. Komisje wewnątrzszkolne poklepywały uczniów po ramieniu, prowadziły egzamin bardzo uroczyście, a trzy czwarte oceny końcowej było znane z góry, ponieważ zapracowywało się na to przez kilka lat. Oceny końcowe z reguły bywały zawyżane.

Obecnie uważa się, że tzw. zewnętrzne egzaminy zapewnią pełen obiektywizm. Pozwolą ocenić nie tylko uczniów, ale i nauczycieli. Jest to naiwna i szkodliwa wiara - twierdzi prof. Niemierko i mówi, że nie zna lepszej metody pomiaru osiągnięć ucznia od stosowanej przez Holendrów.

Chociaż niektórzy napomykają także o tzw. wewnętrznej maturze, niewiele pracuje się nad jej przygotowaniem. Główne wzorce reformowania naszej edukacji czerpie się od Brytyjczyków, którzy proponują wdrożenie systemu zobiektywizowanych egzaminów państwowych, prowadzonych przez wyspecjalizowane ośrodki. Brytyjskimi koncepcjami urzędnicy ministerialni są zauroczeni. Niewiele przejmują się tym, uważa prof. Niemierko, że z pozycji pierwszoplanowej usunięty został nauczyciel, który ponosi odpowiedzialność za wyniki dydaktyczne. Jest to powód do dużego niepokoju.

Prof. Bolesław Niemierko pracuje w UG. Wcześniej zatrudniony był jako wicedyrektor m.in. w Instytucie Badań Edukacyjnych oraz Instytucie Kształcenia Nauczycieli w Warszawie, jak również w WSP w Bydgoszczy. Współpracuje też z Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku w zakresie przygotowań do wdrożenia zreformowanej, nowej matury. Jest autorem książki Między oceną szkolną a dydaktyką, opublikowana po raz pierwszy w 1991 r., została niedawno ponownie wydana.

Uwagi.