Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 7-8/1998

Kompatybilność
Poprzedni Następny

Jan Koteja

Motto: Panie Profesorze, czekamy na felieton lipcowy. Redaktor

Rys. Małgorzata Gnyś-WysockaI tak jedenaście razy w ciągu roku. A ja to przecież wiem sam od siebie - już koło piętnastego poprzedzającego miesiąca zaczyna mnie coś ściskać za gardło, a gdy nadchodzi dwudziesty nie śmiem przechodniom spojrzeć w oczy, zupełnie bezpodstawnie zresztą, bo który z nich wie, że dziś właśnie jest deadline dla felietonu i dla mnie? Swoją drogą, przyznać trzeba Anglikom, że dobry termin wymyślili na tę okoliczność, choć są flegmatykami (może wymyślili go dla obcokrajowców?). Podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić, z wyjątkiem bólu. Nie jestem pewien, czy deadline należy do kategorii bólu, czy do tej reszty. I nie wiem też, ile każdego dnia musi być tych deadlines, aby definitywnie skonać, bo przecież nawet jeżeli dziś napiszę i wyślę felieton, to i tak przekroczyłem deadlines dziesięciu innych spraw. W całej tej pesymistycznej rzeczy gdzieś na dnie tli się jednak iskra nadziei, że któregoś razu, zamiast "czekamy...", pan Redaktor napisze: "Panie Profesorze, niech się Pan nie trudzi, "Forum" ogłasza upadłość". To się może zdarzyć, przecież niejeden rynek się załamał. Ciekawe, jak moi Koledzy po fachu radzą sobie z terminami? Podejrzewam, że Redakcja nie ma problemów z panem Chudym, co do pana Szarugi, może być różnie - niekiedy tak się spieszy, że nawet kropek nie stawia, zupełnie jak moi studenci na klasówkach. I to się właśnie skończyło, upomnienie o felieton lipcowy zarazem ogłasza wakacje.

W tych spóźnieniach jest jednak pewien pozytywny element. Jak wiadomo, felietony muszą być aktualne - gdybym wakacyjny tekst wysłał w terminie, nie mógłbym napisać, że w Krakowie kwitnie lipa (bo jeszcze wtedy nie kwitła), a tym bardziej, że już przekwitła, co się właśnie stało. Nie tylko lipa kwitła - pod Jagiellonką kwitły maki. To jest sprawa zadziwiająca. Rozgrzebane w czasie remontu trawniki wywieźli (prawdopodobnie będą z nich wytapiać ołów, biblioteka mieści się przy głównej arterii komunikacyjnej), na ich miejsce wysypali surową ziemię i zagrabili; pewnie mieli zasiać trawę, ale zapomnieli albo zabrakło funduszy. Całą jesień i zimę trawniki były czarne lub białe, a na wiosnę zrobiły się zielone. Najpierw wyrosła i kwitła tam jaskrawa ognicha, potem mnóstwo innych gatunków - podbiał, stokrotki, rzeżucha, mniszek, rumianki, maki, niezapominajki, tasznik, rdest, chabry, babki, wyka, przytulia, szałwia... aż nie do wiary, że ziemia chowa w sobie zarodki tylu różnorodnych istnień. To jest obrazek do najnowszej historii Polski. W 1980 roku martwiliśmy się, skąd weźmiemy fachowców, menedżerów, kapitał..., potem były lata jałowizny stanu wojennego, teraz ten kobierzec barwnego zielska. Czy będą z tego prawdziwe zieleńce? Anglik, zapytany jakim sposobem mają tak piękne trawniki, odpowiedział: to bardzo proste, trzeba kosić i wałować, kosić i wałować... i tak przez trzysta lat. Jak się domyślasz, Miły Czytelniku, jest to informacja dla osób, które mają zamiar doczekać tych zieleńców oraz dla Ministerstwa Edukacji.

Ciekawe, dlaczego człowiek pamięta niektóre wydarzenia z dzieciństwa. Może dlatego, że one się potem powtarzają? Np. pamiętam, że gdy wiosną lub jesienią zrobiło się nagle zimno, starsi oświecali jeden drugiego: pewnie w górach śnieg spadł, i dlatego tak zimno. I rzeczywiście, choć gdzieś tam w podświadomości czaiło się powątpiewanie i sprzeciw, trudno było temu zaprzeczyć: brałeś śnieg do ręki, był zimny, jeżeli spadł w górach, to zimno ciągnęło w dół (dołem zawsze ciągnie). Nie ma takiej dziedziny filozofii ani działu matematyki, które pozwoliłyby wykazać, że śnieg spadł dlatego, bo zrobiło się zimno. Język (jako kultura) i matematyka (jako logika), o ile dobrze zrozumiałem, mają być filarami zreformowanej edukacji, a są to dziedziny hermetyczne, przeciwstawne "faktograficznej informacji". Ta działka reformy nie będzie kłopotliwa: ignorancja faktów i tak już jest totalna. Właśnie sąd, rzecznik kultury, rozstrzyga fizyczny fakt, czy pan Kwaśniewski był w Cetniewie, czy nie, a parlament kolejnych kadencji będzie przesądzał, czy zarodek jest człowiekiem, czy plazmą. Przy okazji (ale nie marginalnie): z odkryć człowieka najbardziej podziwiam zauważenie związku między zapłodnieniem i ciążą. Pomyślcie - połączyć narodziny z incydentem, który wydarzył się dziewięć miesięcy wcześniej, który w dodatku powtarzał się przedtem i potem codziennie! Kiedy ludzie na to wpadli? Ale w żółtej broszurce czytam, że w reformie chodzi o to, aby przezwyciężyć "prymat informacji nad umiejętnościami". Ha, umieć, tośmy umieli bez jakiejkolwiek informacji. Ze wszystkiego mi wychodzi, że po reformie astrolog zastąpi czarnego kota, a krzyżówki w milionowych nakładach - "nauczanie wg dziedzin akademickich".

Wróćmy jednak do trawników, które zapewne wywołały wściekłość zarówno botaników, jak i estetów. Ja też jestem zwolennikiem barwnych kobierców, a nie równiutkich trawników, nie do odróżnienia od plastykowych imitacji. Dowcip w tym, że kwiecie porastające tatrzańskie hale jest kompatybilne (to już ukłon w kierunku współczesności), natomiast ziele pod Jagiellonką to zbiorowisko ruderalne, czyli śmietnikowe (nie wierzycie, zapytajcie swoich kolegów przyrodników). Ale mnie się ten chwast i tak podoba, o ile nie ma być wzorcem edukacji i modelem społeczeństwa.

Powiecie, że coś te felietony za mało sowizdrzalskie. Zgoda. Sowizdrzalstwo to określona konwencja, w której występują: ciemny ciemnogród i jasny ciemnogród - obydwa w tym samym stopniu, choć w różny sposób obrażone, sowizdrzał, który z nich dworuje, jakaś publika, która ma z tego ubaw, wreszcie pewna atmosfera zrozumienia, czyli intelektu. Pojedynki już dawno wymarły, honorowe porachunki na weselach są w formie szczątkowej. Zresztą, nawet gdyby honor jakiś był, to nie ma czasu. Czy gość robiący pieniądze ma czas na takie drobiazgi? Najwyżej odda sprawę do sądu i zapomni o co chodziło, gdy dojdzie do rozprawy. A kropnąć kogoś zza węgła, to ani honor, ani sowizdrzalstwo. Poza tym, rosną akcje UW, czyli powszechnego wybaczenia, a wybaczony sowizdrzał przestaje być sowizdrzałem. I najważniejsze - sowizdrzalstwo trzeba umieć pojąć, a z tym najgorzej, dlatego, pomimo wszystko, jestem za reformą. Krótko wówiąc, sowizdrzał jest niekompatybilny z kulturą schyłku (XX) wieku, może po reformie będzie inaczej.

Uwagi.