Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 9/1998

Entuzjaści i nieudacznicy
Poprzedni Następny

W Politechnice Gdańskiej w zatrważającym tempie ubywa profesorów.
O etat asystenta nierzadko zabiegają nieudacznicy.
naukowo i dydaktycznie pracuje coraz mniej autentycznych entuzjastów.

Halina Bykowska

Fot. Stefan CiechanWładze Politechniki Gdańskiej z niepokojem obserwują ruch kadrowy w uczelni. Od 1993 r. gwałtownie zaczęła się kurczyć lista nauczycieli akademickich z tytułem naukowym profesora. A ponieważ zmalało tempo przyrostu nowych pracowników o najwyższych kwalifikacjach, uczelnia nie rozstaje się z zasłużonymi profesorami, którzy są już na emeryturze. Obecnie zatrudnia się tu 1200 nauczycieli akademickich, wśród których jest ok. 80 profesorów, z czego 11 jest już na emeryturze.

W 1993 r. ubyło dziewięciu profesorów, a przybyło ich tylko sześciu. Rok i dwa lata później ubyło po ośmiu takich pracowników, najwyżej plasujących się w zawodowej hierarchii uczelni, podczas gdy awanse profesorskie uzyskało tylko dwóch nauczycieli w każdym roku. Niewiele lepiej było w następnych kilku latach. Średnio rocznie w PG ubywa siedmiu profesorów, a nowych przybywa zaledwie trzech.

Jeżeli dojdzie do tego, że w Politechnice Gdańskiej profesorów będzie mniej niż sześćdziesięciu, utraci ona status uczelni autonomicznej – ostrzega prof. Aleksander Kołodziejczyk, rektor PG, podkreślając równocześnie, że sytuacja niewiele różni się od istniejącej w innych ośrodkach akademickich. W porównaniu ze stanem w 1990 r., liczba nowo nadanych tytułów profesorskich zmalała w całym kraju o ponad 50 proc. – zaznacza. Z raportu Centralnej Komisji wynika, że w 1997 r. napłynęło z uczelni w całym kraju o ok. 30 proc. mniej podań o tytuł naukowy profesora niż w roku poprzednim.

Zbyt mała liczba profesorów może stać się przyczyną zamknięcia niektórych ośrodków akademickich. Od liczby profesorów zależy ranga uczelni. Profesorowie nadzorują zdobywanie tytułów doktorskich i pomagają w uzyskaniu habilitacji. Bez nich nie jest możliwy rozwój działalności naukowej.

PRZYCZYNY

Zasadniczym powodem tej sytuacji jest niedofinansowanie szkół wyższych oraz podejmowanie przez adiunktów pracy równocześnie na kilku etatach, co uniemożliwia prowadzenie działalności naukowej, której wynikiem byłby awans – uzasadnia rektor Kołodziejczyk. Z drugiej natomiast strony tłumaczy, że zbyt skromny uczelniany budżet nie zapewnia możliwości prowadzenia prac kwalifikacyjnych. Na sektor nauki przeznacza się obecnie w budżecie państwa poniżej pół procent produktu krajowego brutto, podczas gdy w krajach europejskich – 2-3 proc. Ze względu na zbyt małe nakłady na dydaktykę, uniemożliwiające uruchamianie nowych etatów, wykładowcy bywają zatrudniani w godzinach nadliczbowych. To też utrudnia lub niejednokrotnie nawet wyklucza starania o awans naukowy. Z drugiej strony nauczyciel akademicki, nadmiernie obciążony godzinami nadliczbowymi, nie jest w stanie zapewnić wysokiego poziomu wykładów, ćwiczeń ani innych zajęć dydaktycznych. Nie mają też oni czasu ani sił na działalność naukową. Obecnie Politechnika Gdańska zatrudnia ok. 430 adiunktów bez habilitacji (w 1990 r. było ich prawie 500), ok. 50 adiunktów z habilitacją oraz ponad 300 asystentów.

PIENIĄDZ NAJWAŻNIEJSZY

Chociaż liczba asystentów sukcesywnie wzrasta (wyjątek stanowił tylko ubiegły rok, kiedy zatrudniano ich o 11 więcej), w tej grupie zawodowej obserwuje się dość duży ruch kadrowy. Niemała grupa najmłodszych pracowników uczelni pracuje zwykle rok lub dwa, wcale nie myśląc o karierze naukowej. Zachętą do podjęcia pracy w ośrodku akademickim bywa zarobek, wynoszący 800 zł, a więc nieco wyższy od ofert płacowych dla absolwentów u innych pracodawców. Przed takimi pracownikami uczelnia się broni. Od niedawna z debiutantami zawiera umowę o pracę tylko na rok, a nie – jak było dotychczas – na dwa lata. Formalności związane z konkursem na asystenta załatwiane są do końca czerwca, co eliminuje słabeuszy i maruderów, uzyskujących dyplom w późniejszym terminie.

Niestety, w ostatnich latach więcej jest nieudaczników, próbujących „zahaczyć” się na rok lub dwa, niż prawdziwych entuzjastów, mających zamiar poświęcić się karierze naukowej. Pozytywnej selekcji sprzyja ustawa o szkolnictwie wyższym. Dwukrotna negatywna ocena pracy jest podstawą do dyscyplinarnego zwolnienia.

Traktowanie uczelni jako osobliwej przechowalni i odskoczni przed podjęciem zatrudnienia w firmie, która proponuje lepsze zarobki, jest również typowe dla części pracowników z doktoratem.

Jeden z moich pracowników, który niedawno uzyskał doktorat, zdecydował się na pracę w browarze, ponieważ zaproponowano mu zarobek trzykrotnie wyższy – powiada prof. Kołodziejczyk i dodaje, że jeden z jego najbliższych współpracowników, który miał już niemal ukończoną pracę habilitacyjną, zdecydował się na zatrudnienie w przedstawicielstwie firmy Hewlett Packard, zachęcony atrakcyjnymi warunkami płacowymi.

W ubiegłym roku akademickim ze stypendium doktorskiego zrezygnowało z przyczyn finansowych dwudziestu spośród stu przyszłych doktorów. Znęciła ich atrakcyjniejsza płaca u innego pracodawcy. Umykanie niedoszłych doktorów niepokoi szczególnie, ponieważ na młodej kadrze naukowo-dydaktycznej spoczywa niemały ciężar obowiązków dydaktycznych i naukowo-badawczych.

Te niekorzystne zjawiska są efektem polityki państwa, która doprowadziła szkolnictwo wyższe do finansowej zapaści – podkreśla rektor Kołodziejczyk i mówi, że tylko autentyczni entuzjaści, nie bacząc na trudności finansowe uczelni, z zaangażowaniem poświęcają się pracy naukowej i dydaktycznej. Ukryć się mimo to nie da, że wraz z entuzjastami w uczelni pozostają miernoty, które nie mogą liczyć na atrakcyjną ofertę gdzie indziej. Czują się oni w ośrodku akademickim dość bezpiecznie, bowiem świadomi są trudnej sytuacji kadrowej, na którą duży wpływ ma bieda w resorcie szkolnictwa wyższego i nauki.

JAK UCIERPI DYDAKTYKA?

Dążenie do tego, aby w uczelni mogło studiować coraz więcej młodzieży zmusiło część kadry do pracy w godzinach nadliczbowych. Jednak perspektywa zadłużenia (ubiegłoroczny dług Politechniki wyniósł 1,5 mln zł; to, że nie był wyższy, jest zasługą wdrożenia programu oszczędnościowego) zmusiła władze uczelni do podjęcia decyzji skrócenia o dwa tygodnie zajęć w nowym roku akademickim. Przyczyni się to do ograniczenia liczby godzin nadliczbowych o 6,6 proc. i równocześnie ograniczy wydatki uczelni o 1 mln zł, tj. o 1 proc. Powyższa decyzja, choć bolesna, podyktowana jest wyłącznie względami ekonomicznymi – zaznacza prof. Kołodziejczyk. Zdajemy sobie sprawę z tego, że powyższa zmiana może wpłynąć na obniżenie poziomu kształcenia. Studenci będą zmuszeni poświęcić więcej czasu na pracę samodzielną. Myślimy również o innych formach ograniczenia obciążeń finansowych. Nie jest wykluczone, że dojdzie do zmniejszenia liczby godzin dydaktycznych – zapowiada. Te same względy zmuszą do ograniczenia liczby osób na studiach doktoranckich. Nie starcza pieniędzy na stypendia dla młodych ludzi, którzy pragną robić doktorat.

Bulwersuje, że dramatyczna sytuacja ośrodków akademickich, mając wpływ na obniżenie poziomu dydaktyki i nauki, nie wywołuje pożądanych reakcji ze strony ekip rządzących – podkreśla rektor PG. A wiadomo, że przyszłość każdego kraju zależy w znacznym stopniu od tego, jak wykształcone jest społeczeństwo.

SĄ ŚRODKI ZARADCZE?

Sytuację uzdrowić może jedynie przyznawanie uczelniom wyższym większych środków finansowych – mówi prof. Kołodziejczyk i przypomina, iż w minionym roku Sejm RP podjął uchwałę stwierdzającą, że na szkolnictwo wyższe należałoby przeznaczać 2 proc. PKB, a na rozwój nauki – 1 proc. PKB. Daleko nam do tego ideału – stwierdza z goryczą rektor.

Uwagi.