Niebieski fundament
Najwcześniejsze materialne ślady zainteresowania różnymi obiektami niebieskimi odnajdujemy już 30 tys. lat temu, w postaci wyrytych na kawałku kości, prymitywnych jeszcze, kalendarzy księżycowych. Pierwsze próby rachuby - jak wszystkie początki - grzeszyły dużą niedokładnością. Długość księżycowego miesiąca, zapisana w postaci ciągu symboli naszego satelity, wahała się w tych zapisach od 27 do 31 dni. Ale to były dopiero początki. Wiedza o gwiazdach nie od razu była nauką, nawet zważywszy jej początkową niedoskonałość. Od czasu, kiedy zaobserwowano regularność zjawisk na niebie astronomia rozkwitła w wielu kulturach, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Wraz z nią rozkwitła też próba wyjaśniania "przy użyciu" gwiazd tego, co dzieje się na Ziemi - astrologia. W ramach magicznej koncepcji przyrody regularność zjawisk na niebie pozwalała wtajemniczonej, wąskiej grupie mędrców, kapłanów czy magów "czytać" i przepowiadać z układu gwiazd ludzkie losy. Obserwacje zjawisk astronomicznych prowadzone były w różnych kręgach starożytnych i późniejszych cywilizacji: Egipcie, Mezopotamii, Persji, Grecji, Rzymie, Chinach, Japonii, także przez Majów, Azteków, astronomów wieków średnich, po współczesność. Każda z nich miała swój wkład w poznanie natury kosmosu, ale i często czyniła założenia błędne. Książka Johna Northa, mieszkającego obecnie w Holandii angielskiego astronoma i filozofa, wprowadza czytelnika w tę problematykę, dając doskonały przegląd dokonań wszystkich tych kultur, aż po osiągnięcia współczesne. Książka stanowi niemal kompletny przegląd historii i astronomii jakiego jeszcze niebyło w polskiej literaturze. Pozycja pisana dla czytelnika nie obytego z astronomią jest na naszym rynku takim fundamentem dla historii astronomii i poznania jej praw i zjawisk, jakim dla historii filozofii jest trzytomowa Historia filozofii Władysława Tatarkiewicza. Ten doskonały chronologiczny zapis dziejów astronomii, dokonany przez profesora historii nauk ścisłych i filozofa, przypomina nam przy okazji o nieustających poszukiwaniach transcendencji i naszego miejsca w kosmosie. (as) John North, Historia astronomii i kosmologii, tłum. T. i Z. Dworak, Wydawnictwo KSIĄŻNICA, Katowice 1997 "Za" i "przeciw" wiwisekcji
Początkowo pomiędzy stojacymi po przeciwnych stronach barykady istniała względna równowaga. Naukowcy chętnie podejmowali inicjowane przez antywiwisekcjonistów dysusje a nieliczne i proste wówczas doświadczenia na zwierzętach były zrozumiałe nawet dla laika. Rozwój wiedzy, zwłaszcza w dziedzinie medycyny i biologii, wprowadził jednak w tym porządku zmiany. To, co do tej pory dało się ogarnąć, stało się zawiłe i niezrozumiałe. Dystans między praktyką naukową a możliwościami pojmowania jej przez szersze rzesze odbiorców narastał, co zaowocowało wypowiedzeniem wojny. Po jednej stronie stanęli - uzbrojeni w zrozumiałe dla każdego, niekoniecznie prawdziwe argumenty - obrońcy praw zwierząt, z drugiej zmagajacy się z niewiedzą naukowcy. Próbę przywrócenia zaburzonej przez lata sporów równowagi podjął zmarły przed pięcioma laty sir William Paton. Był on nie tylko profesorem Wydziału Farmakologii Uniwersytetu w Oxfordzie, odkrywcą leku obniżającego ciśnienie, badaczem fizjologii nurkowania i alergii. W swej znakomitej książce daje wyczerpujący wykład na temat problemów związanych z doświadzczeniami na zwierzętach. Jest to głos obrońcy prawa człowieka do poznania otaczajacego go świata, który za sprawą swego humanistycznego podejścia wyważa racje obrońców prawa do prowadzenia wiwisekcji, jak i orędowników ich zakazu. Sir Paton nie skupia się jedynie na wyjaśnieniu natury sporu. Wskazuje jak niejasna jest granica między zwierzętami niższymi i wyższymi. Mówi o fizjologii bólu, celach i motywach jego zadawania. Pyta, czy można robić zwierzęciu coś, czego nie zrobiłoby się człowiekowi, czy można robić człowiekowi to, co zrobiłoby się zwierzęciu, czy zwierzę może mieć prawa, skoro nie ciąży na nim odpowiedzialność? Obrońcom praw zwierząt Paton dedykuje przekonującą statystykę, z której wynika, iż co roku zabija się "bezkarnie" na mięso i sprzedaje setki milionów zwierząt. Na przykład, przeciętny Brytyjczyk zjada w życiu 8 krów, 36 świń, 36 owiec i 550 sztuk drobiu. Jeśli dodać do tego tysiące unicestwianych w ramach deratyzacji gryzoni, podnoszone przez krytyków wiwisekcji argumenty wyraźnie bledną. Książka nie została napisana jako "oręż" do walki z ortodoksyjnymi obrońcami praw zwierząt a opisane argumenty nie przekonają wielu z nich. Mimo to zawarta w niej rzetelna wiedza może stanowić z powodzeniem "baterię" argumentów w dyskusji z najbardziej nawet zagorzałymi obrońcami praw zwierząt i wiwisekcji. Pomocna będzie także dla nauczycieli bioetyki. Polecić ją można rownież tym, którzy chcąc przenieść na nasz grunt idee ruchu na rzecz zwierząt, zapominają częstokroć, że nie zawsze dobre jest to, co nie polskie. (ami) William Paton, Człowiek i mysz. Badania na zwierzętach, tłum. Stefan Kasicki, Marta Umińska, Krzysztof Turlejski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1997. Drogi i bezdroża fizyki
Książka rozpoczyna się przeglądem stanu nauki przed Newtonem i omówieniem jego roli w konstruowaniu gmachu zwanego fizyką. Dzięki Newtonowi został on posadowiony na trwałych filarach zasad dynamiki oraz prawa ciążenia. Następnie Speyer omawia: teorię fal i pól, fizykę statystyczną, szczególną teorię względności, teorię kwantów oraz ogólną teorię względności. Każda z nich poszerzała wiedzę ludzką i była nowym sposobem widzenia i opisu rzeczywistości. Zajmuje się także niektórymi z aktualnych kierunków rozwoju fizyki, wraz z problemami w nich występującymi: fizyką jądrową z mnogością cząstek i antycząstek o coraz mniejszej masie i coraz krótszym średnim czasie życia, oraz nadziejami energetycznymi wiązanymi z opanowaniem kontrolowanej reakcji syntezy. Kolejny problem to wzajemne relacje między mechaniką kwantową a klasyczną i wybór koncepcji definiującej granice między nimi. Jest to spór determinizmu z indeterminizmem, pragnącymi zunifikować - każdy na swój sposób - przebieg procesów fizycznych. Speyer jest propagatorem koncepcji holistycznej, zakładającej jedność wszechświata i uznającej obie teorie za uproszczone, o ograniczonym obszarze stosowania. Ostatni rozdział książki przypomina towarzyszące człowiekowi odwieczne pytania o celowość życia. Do tych pytań, pozostających nadal bez odpowiedzi, doszły następne, nie mniej ważne, dotyczące odpowiedzialności naukowców za skutki ich eksperymentów. Zamiar pokazania piękna i poezji nauki w znacznym stopniu został w książce Speyera osiągnięty. Duże fragmenty są napisane z polotem, czyta się je lekko. Dotyczy to szczególnie teorii pól, kwantów oraz ogólnej teorii względności. W sposób prosty i przystępny omówiono rolę zasady nieoznaczoności Heisenberga, fal materii de Broglie'a, znaczenie i sens fizyczny stałych w mechanice kwantowej oraz szereg innych zagadnień. Zwraca uwagę warstwa anegdotyczna książki, przybliżająca czytelnikowi postacie o znanych z podręczników nazwiskach i ich prawo do wędrówki nie tylko po drogach, lecz również po bezdrożach. Niepoślednie znaczenie ma również poczucie humoru autora, przejawiające się choćby w twierdzeniu, że zabawnie być głupcem, ale o wiele zabawniej jest wiedzieć. Niestety, nie ustrzeżono się szeregu błędów oraz niejasności w tłumaczeniu takich zagadnień jak: nieważkość, powstawanie ciemnych prążków w doświadczeniu Younga itd. Szczególnie razi używanie określenia "fale wodne"zamiast "fale powierzchniowe"bądź też stosowanie jako jednostki częstotliwości 1 cns (cyklu na sekundę) zamiast 1 Hz. Jest to chyba efekt zbyt dosłownego tłumaczenia z oryginału i zbyt pobieżnej korekty merytorycznej. Tomasz Kurzyp Edward Speyer, Spadkobiercy Newtona, tłum. Jerzy Dziembowski, Wydawnictwo AMBER, Warszawa 1997; seria: Tajemnice Nauki. Udowodnij, że to przesąd
Skąd wiesz, że to prawda nie jest metodologicznie doskonała, niestety. Będąc bowiem po stronie autora od samego początku, poczułem w którymś momencie lektury, że przekonuje się tu przekonanych, a tych, których należy dopiero przeciągnąć na stronę wiedzy, nieco się lekceważy. Niektóre argumenty Ruchlisa nie mają bowiem mocy rozstrzygającej - być może dlatego, iż nie sięgają sedna sprawy. Wątpliwości moje dotyczą głównie pierwszej części książki, która próbuje charakteryzować sposób myślenia właściwy ludziom przesądnym. Błąd, jak sądzę, polega tu m.in. na nieodróżnianiu przesądu od baśni. Przesąd związany jest najczęściej z dawnymi wierzeniami religijnymi, którymi niegdyś usiłowano tłumaczyć niezrozumiały świat. Baśń natomiast jest emanacją kulturowych archetypów i w metaforycznej formie niesie pewną naukę moralną. To prawda, łączy je element fikcji, ale nie są tożsame. Natomiast autor używa tych określeń zamiennie. Zresztą, baśnie opowiadamy dzieciom nie dlatego, że dzięki nim uczą się kochać książki i czytanie, jak czytamy w pierwszym rozdziale książki, lecz by uruchomić ich wyobraźnię, która niezbędna jest również uczonemu w jego pracy badawczej. Baśniowość nie ogranicza świata dziecka, ona pobudza jego ciekawość, którą systematyczna nauka ma skierować na właściwe tory. Nie lekceważyłbym więc baśni, jak robi to Ruchlis (żal mi go, bo musiał mieć smutne dzieciństwo). Sądzę, że nie uda się odstręczyć zwolenników astrologii od jej kultywowania, jeżeli dyskusja toczy się na płaszczyźnie terminologii. Nieważne jest tu przecież mitologiczne pochodzenie nazw gwiazdozbiorów czy konstelacji ani też podział nieba na "domy" (i inne astrologiczne brednie). Istota sprawy to wpływ planet na życie na Ziemi, a więc i na człowieka. Istnieje czy nie? Przeciętny człowiek wie, że Księżyc reguluje np. pływy oceanów na Ziemi. Słyszał też coś o lunatykach. Wytłumaczmy mu więc, czy to prawda czy fikcja. Przyznajmy się też do bezradności nauki, jeżeli nie potrafi ona wyjaśnić zjawiska lunatyzmu. A co z badaniami aktywności mózgu ludzkiego? Na pewno każdy słyszał, że na podstawie tych obserwacji próbuje się przewidywać potencjalnie korzystne czy też niekorzystne dni i okresy w życiu człowieka. Czy to rzetelna wiedza, czy tylko paranauka? A może wręcz szarlataneria? Jeżeli nie wyjaśnimy tego czytelnikowi, nie wolno nam spać spokojnie. Nie można unikać tematów trudnych tylko dlatego, że komplikują drogę prowadzącą do końcowych wniosków. Przecież właśnie stawianie pytań jest, według autora, najlepszym sposobem dotarcia do prawdy. By mieć pewność, należy jednak postawić nie tylko pytanie tytułowe, lecz także to pozostające w domyśle: Skąd wiesz, że to nieprawda. Nie wystarczy pobłażliwa ironia. (mer) Hy Ruchlis, Skąd wiesz, że to prawda. Różnice między nauką i przesądami, tłum. Anna Żylińska, Wydawnictwo PRÓSZYŃSKI I S-KA, Warszawa 1998. Einstein zginął w cytatachWydawnictwo Prószyński i S-ka przyswoiło nam ostatnio, w serii Klasycy Nauki, dwie książki Alberta Einsteina: Teorię względności i inne eseje oraz Istotę teorii względności. Przyszedł teraz czas na pozycję lżejszą i zarazem pokazującą znaną postać od strony bardziej intymnej. Cytaty bowiem, z których składa się książka, pochodzą często z listów prywatnych, np. intymnej korespondencji z obiema żonami. Alice Calaprice, autorka zbioru, pracując w archiwum pism Einsteina - gdy jeszcze przechowywano je w Princeton, gdyż obecnie jest ono w Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie - założyła sobie kartotekę ulubionych cytatów. Po dwudziestu latach wykorzystała je, wydając książkę The Quotable Einstein, której polskie tłumaczenie mam przed sobą. Drzewo genealogiczne rodziny Einsteinów - niewielkie wprawdzie, bo rozpoczynające się od ojca Alberta i sięgające do jego prawnuków - kalendarium życia Alberta Einsteina oraz antologia cytatów z jego wypowiedzi, a także niewielki wybór opinii innych osób o Einsteinie - oto co oferuje ta pozycja. Dodajmy do tego kolekcję fotografii oraz indeksy słów kluczowych i osób, a otrzymamy książeczkę, z której w dowolnej chwili będziemy mogli dowiedzieć się, co myślał geniusz naszej epoki o jakimś problemie czy danej osobie. Rozdział złożony z cytatów o ludziach rozczarowuje jednak. O wszystkich, z wyjątkiem Hitlera, Lenina i Engelsa, wypowiada się Einstein dobrze, z życzliwością, sympatią i podziwem - do tego stopnia, że staje się to monotonne. Zestaw laurek nie daje przecież wyobrażenia o prawdziwym stosunku genialnego fizyka do ludzi. Można jednak zorientować się, że cenił w ludziach pokorę i skromność, cechy które sam posiadał. Rozdział poświęcony nauce pokazuje m.in. stosunek Einsteina do młodszych badaczy, konkurentów. W r. 1912 uznaje on teorię kwantów, która kolidowała z jego teorią, za niemądrą. Tymczasem w roku 1929 napisał: teoria ta jest w głębokim sensie prawdziwa. W jednym z aforyzmów określił Einstein politykę jako dziedzinę trudniejszą od fizyki. Gdzie indziej mówił, że równania są dlań ważniejsze od polityki. W tę ostatnią, niestety, jednak nieustannie się wikłał. Być może nie mógł tego uniknąć, będąc człowiekiem publicznym. Podobnie jak inni intelektualiści swojego czasu był pacyfistą, podobnie jak wielu innych nie rozumiał czym jest komunizm (nawet w 1954 roku!), choć od początku nie miał złudzeń co do zbrodniczego charakteru nazizmu, podobnie jak wielu intelektualistów niechętny był kapitalizmowi, potępiał działania zmierzające do wytępienia komunizmu w Ameryce, wykazywał nadmierną admirację dla koncepcji politycznych Gandhiego, przeceniał zagrożenie przeludnieniem. Jego wypowiedzi o polityce (np. koncepcja Rządu Światowego) i wojnie nacechowane są niejednokrotnie szlachetną naiwnością. Z pacyfizmu np. wyleczył się w roku 1933, gdy trzeba było bronić się przed Hitlerem. Kultura masowa ma to do siebie, że recepcja wybitnych uczonych: fizyków, matematyków, biologów, abstrahuje od dyscyplin, w których pracują. Ludzi nie interesuje, tak przynajmniej utrzymują dziennikarze, wypowiedź uczonego o jego odkryciach i teoriach, lecz to, co ma on do powiedzenia o sprawach publicznych, polityce, kobietach, życiu, religii, wojnie i pokoju. Intelektualiści, którzy dają się dziennikarzom prowokować do takich wypowiedzi, zaczynają potem wierzyć, iż rzeczywiście o wszystkim mają coś wyjątkowego do powiedzenia. Autorka omawianej książki wyraźnie podziela takie przekonanie. Na zbiór składa się bowiem masa wypowiedzi mało oryginalnych, nieciekawych, banalnych, np. o małżeństwie czy o karze śmierci. Archiwistyczna pasja kolekcjonerska, z jaką autorka zbierała wszystko, co wyszło z ust i spod pióra Einsteina, odbiła się niekorzystnie na tej publikacji. Einstein zginął tu w gąszczu cytatów, z których wielu, może większości, sam prawdopodobnie nie upubliczniałby. (fig) Einstein w cytatach, zebrała Alice Calaprice, tłum. Marek Krośniak, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1997. Książki nadesłane
|
|