Strona główna „Forum Akademickiego”

Archiwum z roku 1998

Spis treści numeru 6/1998

Siła symbolu
Poprzedni Następny

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
oddał właśnie do użytku pierwszą część gmachu głównego
Collegium Polonicum w Słubicach.

Jerzy Fedorowski

Fot. Adam Czerneńko
Widok z mostu na Odrze

Zwrócony swą nowoczesną i elegancką fasadą ku Odrze i ku najbliższemu nam terytorialnie sąsiadowi z Unii Europejskiej, już dzisiaj budynek ten stanowi wizytówkę nowej Polski - przyszłego członka Unii. Jest także pierwszym przyczółkiem Unii Europejskiej w Polsce. Właśnie w tym gmachu splatają się działania i plany najbardziej podstawowe i dalekosiężne dla wspólnej przyszłości europejskiej: międzynarodowego kształcenia młodzieży, międzynarodowych badań naukowych oraz integracji obecnych i przyszłych pokoleń Niemców i Polaków, których graniczna Odra ma łączyć, nie rozdzielać.

SŁOWO I CIAŁO

Gmach Collegium Polonicum jest dla mnie swoistym symbolem. Nawet fakt, że oddajemy do użytku dopiero pierwszą jego część, jest symboliczny. Symboliczne jest także dochodzenie do obecnego stanu rzeczy. I temu właśnie, zdarzeniom znanym wąskiemu gronu osób, szczegółom z pogranicza groteski i grozy, a przede wszystkim upartemu borykaniu się o zaistnienie czegoś początkowo mgławicowego i o nadanie tej mgławicy kształtu i nazwy, chcę przede wszystkim poświęcić niniejszy artykuł. Mógłbym z powodzeniem zacząć go od biblijnej inwokacji, iż u początków inwestycji w Słubicach "było słowo". Owo słowo - ministerialne - wypowiedziane 6 września 1991 r. przez prof. Roberta Głębockiego w imieniu Polski i dr. Heinricha Enderleina w imieniu Brandenburgii, zostało nawet potwierdzone odpowiednim porozumieniem. Nie nabrało jednak nigdy kształtu umowy międzynarodowej. Fakt ten znacznie utrudniał wszczęcie realizacji zadania inwestycyjnego po stronie polskiej i kładzie się cieniem na realizację zobowiązań strony niemieckiej. Reguły wstępne - nie zapisane, niestety, implicite - były proste: my (Polacy) zbudujemy gmachy i zapewnimy ich utrzymanie, wy (Niemcy) opłacicie personel. Z przykrością muszę stwierdzić, że interpretacja tego nie spisanego zobowiązania ulega po stronie niemieckiej różnym ewolucjom. Krótko mówiąc - jest przez Rząd Brandenburgii realizowana w niewielkim zakresie i raczej wybiórczo, podczas gdy po stronie polskiej stoją już 4 komfortowe domy akademickie, a ukończona część gmachu głównego Collegium Polonicum z daleka wita swą piękną sylwetką osoby wędrujące z Frankfurtu do Słubic. Bez przesady można zatem powiedzieć, że słowo po polskiej stronie oblekło się w ciało.

Fot. Jacqueline BollingerZacznijmy jednak od pierwocin. Od owej mgławicy koncepcji, kompetencji i możliwości. Ministerstwo Edukacji Narodowej upoważniło uniwersytety: Jagielloński, Warszawski, Wrocławski i Adama Mickiewicza w Poznaniu do współdziałania w sprawie utworzenia Uniwersytetu Europejskiego we Frankfurcie nad Odrą. Później do grupy tej dołączono jeszcze Uniwersytet Szczeciński. Umiędzynarodowienie powstającego nad Odrą uniwersytetu miało uzewnętrzniać się nie tylko w uczestnictwie uczelni polskich w dziele jego tworzenia, lecz także, może przede wszystkim, w zagwarantowaniu polskim studentom 30 proc. miejsc na studiach oraz w zbudowaniu w Słubicach domów akademickich dla studentów polskich i niemieckich. Owe 30 proc. jest również słowem, które oblekło się w ciało. Tylu bowiem studentów polskich, a początkowo nawet nieco więcej, studiuje w Uniwersytecie we Frankfurcie od pierwszego roku akademickiego tego uniwersytetu, tj. od 16 października 1992. Przyjęliśmy ich wówczas 200 na ekonomię i prawo. Spora część z tych pierwszych polskich studentów "Viadriny" musiała z różnych powodów odejść. Wszyscy otrzymali stypendia Fundacji Niemiecko-Polskiej i zostali równocześnie immatrykulowani w Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu, w celu zapewnienia im podwójnego statusu, ubezpieczeń i innych świadczeń. Immatrykulacja w UAM pozostała trwałym elementem - obecnie na czterech kierunkach: ekonomia ogólna, ekonomika przedsiębiorstwa, kulturoznawstwo i prawo. W roku akademickim 1997/98 studiują na tych kierunkach 262 osoby.

NA KŁOPOTY UAM

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza włączył się bardzo aktywnie w nurt wszystkich działań organizacyjnych Uniwersytetu we Frankfurcie. Uznaliśmy, iż wzajemne bliskie poznanie się choćby garstki młodej inteligencji niemieckiej i polskiej będzie stanowiło znaczący krok w kierunku wzajemnej tolerancji i zaufania, uznania własnych odrębności, zatarcia mało istotnych różnic, a nawet wylansowania wzorców. Garstka tak ukształtowanej młodej inteligencji może stać się zaczynem przyszłego szerszego zbliżenia narodów, a w bliższej przyszłości będzie z pewnością stanowiła zespół ekspertów przystosowujących polskie prawo i ekonomię do wymogów Unii Europejskiej, wprowadzających polskie przedsiębiorstwa i instytucje na forum Unii lub choćby służących poradą i pomocą.

Od samego początku tworzenia Uniwersytetu we Frankfurcie i polskiej placówki w Słubicach władze UAM uparcie lansowały tezę, iż koncepcja podziału na dydaktykę i naukę w Niemczech, a sypialnię w Polsce musi zostać odrzucona jako dyskryminująca polską naukę i szkolnictwo wyższe. Z przyjemnością podkreślam, iż Ministerstwo Edukacji Narodowej łatwo i chętnie przyjęło nie skrystalizowaną na razie myśl działań edukacyjnych na terenie Polski, komplementarnych do edukacji i badań, które miały być prowadzone we Frankfurcie. Uczyniony został pierwszy krok, od którego rozpoczęliśmy naszą podróż w przyszłość Collegium Polonicum.

Pozostawało wszakże niejasnym, kto ma odpowiadać za realizację zobowiązań i koncepcji strony polskiej. Pięć uniwersytetów rozrzuconych po Polsce? Pamiętajmy, że powszechna obecnie w użyciu poczta elektroniczna była wówczas w powijakach, telefony drogie i marnie działające, częste bezpośrednie spotkania pięciu rektorów lub prorektorów praktycznie niemożliwe, a listowne czy teleksowe kontakty w codziennych, niejednokrotnie pilnych sprawach, po prostu nierealne. Istniało wprawdzie powołane przez ministra tzw. Gremium Koordynacyjne, mające za zadanie koordynację współpracy naukowej i edukacyjnej z Brandenburgią, nie zajmowało się ono jednak praktycznymi sprawami dnia codziennego. Władze UAM zaproponowały zatem ministrowi edukacji narodowej wytypowanie jednej uczelni odpowiedzialnej za całość działań i zgłosiły gotowość przyjęcia na siebie tej odpowiedzialności i związanych z nią obowiązków. Plenipotencja została udzielona. Niestety, okazała się ona wkrótce plenipotencją bardziej na kłopoty i konieczność podejmowania ryzykownych decyzji niż na możliwość spokojnych i zabezpieczonych finansowo działań.

W tym miejscu czuję się w obowiązku podkreślić, iż Ministerstwo Edukacji Narodowej ponosi raczej ograniczoną winę za braki finansowe, z którymi przez cały początkowy okres borykał się Uniwersytet im. Adama Mickiewicza tworząc Collegium. Wynikały one bardziej z rzeczywistych trudności i dziwnego sposobu uwalniania środków przez Ministerstwo Finansów niż z braku chęci ze strony MEN. Minister czynił bowiem niewątpliwe starania, włącznie z wystosowaniem specjalnego pisma do premier Hanny Suchockiej o przeznaczenie wydzielonych kwot na budowę Collegium Polonicum. Ówczesny minister finansów, pismem z 12 maja 1993, odmówił jednak takiego finansowania. Udało się je uzyskać później, wprowadzając budowę do Planu Inwestycji Centralnych.

RYZYKOWNA SAMOWOLA

Nie można niczego zbudować bez pieniędzy. Ta oczywista prawda zdawała się nie docierać do świadomości najwyższych organów państwa, podobnie jak nie docierała świadomość wyjątkowości koncepcji lansowanej przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i w pełni popieranej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Koncepcji stworzenia po stronie polskiej placówki naukowo-dydaktycznej o skali i zakresie oddziaływania międzynarodowego nie mających precedensu na żadnej z granic europejskich. Pani premier Hanna Suchocka, wicepremierzy: Henryk Goryszewski i Paweł Łączkowski, minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski, sejmowa Komisja Budżetu i Finansów, wreszcie wojewoda gorzowski, jednym słowem wszyscy wielcy i średni decydenci owego czasu gorąco popierali tworzenie Collegium Polonicum, tylko nikt nie dawał pieniędzy. Pieniądze musiał zdobyć, i zdobył, plenipotent - Uniwersytet im. Adama Mickiewicza.

Nasze starania były gorączkowe i wielokierunkowe, ponieważ czuliśmy się zobowiązani do realizacji porozumienia podpisanego przez ministra Głębockiego w imieniu Polski. Już w 1992 r. trzeba było zdobyć kwatery dla ponad 100 studentów - sprawa w kilkutysięcznych Słubicach niełatwa od początku, a sięgająca granic absolutnej niemożności w miarę corocznego wzrostu liczby studentów. Trzeba było zatem pilnie wybudować akademik, znaleźć i przejąć tereny pod budowę całego kompleksu dydaktycznego i socjalnego, podczas gdy na wszystkie potrzeby mogliśmy dzielić minimalne środki przydzielane z własnych rezerw przez MEN. Środki, które w dodatku napływały z opóźnieniem, z reguły w grudniu. Trzeba więc było kredytować wszystkie działania ze środków własnych UAM, co czyniliśmy w początkowym okresie, czego jednak nie mogliśmy kontynuować przez lata. Ryzyko dla uniwersytetu było zbyt wielkie. Aby zilustrować ten stan rzeczy podam kilka dat dotyczących powstawania luksusowego domu studenckiego "Amicus", pierwszego obiektu uniwersyteckiego powstałego w Słubicach. 22 czerwca 1993 przystąpiono do prac budowlanych w obiekcie przeznaczonym początkowo na Dom Pielęgniarek. 20 października 1993 za kwotę 3 mld zł zakupiono ten obiekt aktem notarialnym. 26 października 1993 uzyskano zgodę na przebudowę obiektu z przeznaczeniem na dom studencki. 29 października 1993 budynek oddano do użytku i zakwaterowano pierwszych studentów.

W podanych datach nie ma pomyłek. Budynek naprawdę oddaliśmy do użytku w 3 dni po uzyskaniu zgody na jego przebudowę i naprawdę z pustej skorupy pod byle jakim dachem powstał w ciągu 4 miesięcy elegancki obiekt. Była to samowola budowlana, to oczywiste, jak również wielkie ryzyko dla UAM, działaliśmy bowiem wyłącznie na własną, osobistą odpowiedzialność, angażując znaczne kwoty pieniędzy UAM, które ministerstwo dopiero później rzetelnie spłacało. Bez podjęcia tego ryzyka trzeba by jednak było powiadomić stronę niemiecką, że Polska nie może wywiązać się z przyjętego na siebie zobowiązania. Więcej, jestem głęboko przekonany, iż bez podjęcia tego ryzyka i stworzenia w Słubicach faktów dokonanych nic by się tam po prostu nie rozpoczęło.

CIEMNA STRONA GRANICY

Mam wielką przyjemność podkreślić, iż działania nasze na terenie Słubic spotykały się z nadzwyczajną życzliwością i zrozumieniem, wręcz entuzjazmem ze strony Zarządu i Rady Miejskiej. Burmistrz Ryszard Bodziacki, przewodniczący Rady Miejskiej Waldemar Lewandowski i większość ich współpracowników doskonale zrozumieli otwierającą się przed Słubicami niepowtarzalną szansę zostania miastem uniwersyteckim, ze wszystkimi korzyściami i przywilejami płynącymi z tego tytułu. Miasto przekazywało Uniwersytetowi im. Adama Mickiewicza nieodpłatnie wszystkie tereny potrzebne pod budowę kompleksów uniwersyteckich, w tym najbardziej eksponowany teren ronda naprzeciwko mostu granicznego. Uznaliśmy bowiem, iż właśnie piękny gmach uniwersytetu powinien witać wszystkich przybywających do Polski przez Frankfurt. Władze Słubic i ten symbol zaakceptowały z pełną gotowością, za co należą się im słowa uznania i wdzięczności.

Słubice były jednak miastem granicznym i, jak to zwykle na granicy, interesy oraz sprawy czyste i piękne są tylko jedną stroną medalu. O drugiej, tej ciemnej, wiemy, ale z różnych względów nie możemy mówić zbyt otwarcie. Jedna z takich spraw dotyczyła budynku baru piwnego, będącego w posiadaniu PSS "Społem". Był usytuowany na przyszłym terenie uniwersyteckim, przy moście. Musieliśmy więc go nabyć i uczyniliśmy to odpowiednim aktem notarialnym. Niestety, nie wymusiliśmy na zarządzie "Społem" usunięcia lokatorów i nie mogliśmy tego w żaden sposób uczynić później, działając legalnie przez sąd w Słubicach. Sędzia tego sądu musiał później odejść z sądownictwa, ale budowa gmachu głównego Collegium Polonicum została opóźniona przynajmniej o rok, a opinia wielu mieszkańców Słubic o Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza doznała znacznego uszczerbku. Niemal powszechnie uważano bowiem, iż władze uniwersytetu zgadzają się na przykrywkę w postaci handlu krasnalami i inną tandetą, wiedząc o rzeczywistej działalności rozwijanej po cichu w dawnym barze "Społem". Zdawało się to tym bardziej oczywiste, iż wiedziano o zgromadzonych już przez uniwersytet pieniądzach na realizację inwestycji.

CENTRALNA INWESTYCJA

Pora teraz powrócić do spraw pieniężnych i sposobów ich gromadzenia. Pierwsze dwa z nich były swoistym aktem rozpaczy, połączonym z naiwnością. Na początku lutego 1993 r. zarejestrowaliśmy w Sądzie Wojewódzkim w Poznaniu Stowarzyszenie na rzecz Budowy i Rozwoju Collegium Polonicum. Działalność Stowarzyszenia nie przyniosła żadnych dochodów. Przepisy prawa finansowego nie były sprzyjające darowiznom bez faktycznego uszczuplania prywatnej kiesy, a na to ostatnie jakoś nikogo nie było stać. Działalność Stowarzyszenia została zamrożona w ubiegłym roku. W czerwcu 1993 r. rektorzy uniwersytetów: Jagiellońskiego, Wrocławskiego, Szczecińskiego i Adama Mickiewicza oraz wojewoda gorzowski i burmistrz Słubic założyli w Poznaniu Fundację Collegium Polonicum, której prezesem został, na własne życzenie, ówczesny wojewoda gorzowski. Przykro stwierdzić, ale działania wojewody na rzecz tej fundacji były niemal żadne. Wystarczy powiedzieć, iż od 1993 r. bodaj nie doczekała się rejestracji. O jakichkolwiek profitach na rzecz Collegium Polonicum, oczywiście, nie mogło być mowy. Wiele nadziei na wspieranie finansowe idei Collegium Polonicum wzbudzili businessmani i urzędnicy polscy w Berlinie. Spotkania władz rektorskich UAM z przedstawicielami tych osób nie przyniosły niczego poza wysłuchaniem obietnic bez pokrycia.

Skąd zatem pieniądze. Przede wszystkim od władz Rzeczpospolitej Polskiej. W marcu 1994 r. uznano Collegium Polonicum za inwestycję centralną i przeznaczono na tenże rok kwotę 82 mld ówczesnych złotych. Wobec rozmachu już rozpoczętych działań była to kwota niewystarczająca. Umożliwiła jednak działania nieźle zabezpieczone finansowo, szczególnie w porównaniu ze wspomnianym wyżej okresem pionierskim. Można było zapłacić za ogromne roboty przezbrajania terenu i rozpocząć budowę dwóch bliźniaczych domów studenckich na przejętym notarialnie od Zarządu i Rady Miasta terenie dawnej jednostki wojskowej przy ul. Piłsudskiego. Ważniejszym od samej kwoty było uznanie inwestycji za centralną. Gwarantowało to finansowanie zadania do jego całkowitego ukończenia. Dawało także szansę starania się o środki z innych źródeł. Szansa została wykorzystana. Już pod koniec kwietnia 1995 UAM uzyskał 180 mld zł z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej na budowę biblioteki Collegium. Zarząd Fundacji wyraził później zgodę na użycie tej kwoty w celu częściowego sfinansowania budowy gmachu głównego Collegium. W październiku 1995 uzyskaliśmy dotację w wysokości 4 mln ECU na budowę ukończonego właśnie domu studenckiego, a w grudniu 1996 dalsze 6 mln ECU na budowę gmachu głównego Collegium. Ministerstwo Edukacji Narodowej, posiadając gwarancję finansowania budowy jako inwestycji centralnej i otrzymując należne z tego tytułu kwoty, zaczęło regularnie ją dotować.

WYSOKI STANDARD

Istnieją podstawy do przypuszczenia, iż zwrot w podejściu do finansowania Collegium Polonicum ze strony władz państwowych nastąpił po wizytacji dokonanej w Słubicach przez członków sejmowej Podkomisji ds. Inwestycji Centralnych, z jej przewodniczącym dr. Wiesławem Ciesielskim. W marcu poprzedniego roku, po burzliwych obradach, w których brał udział ówczesny rektor UAM, podkomisja nie wyraziła zgody na zwiększenie dotacji, motywując odmowę niewiarą w możliwość sensownego wydatkowania zwiększonej kwoty. Oddanie w stanie surowym domu studenckiego na 270 miejsc i podciągnięcie pod dach jego bliźniaka - na terenie zajętym niewiele ponad rok wcześniej przez garaże czołgowe z niemal metrowej grubości posadzkami, które trzeba było wyburzyć - oraz jakość wykonanych robót wywarły na członkach podkomisji tak dobre wrażenie, iż suplementowano poprzednią dotację i zagwarantowano bardzo znaczne, terminowe dotacje na przyszłość. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza nie zawiódł udzielonego mu zaufania. Obydwa domy studenckie zostały oddane w terminie, z zachowaniem bardzo wysokiego standardu. Kończąc tę część poświęconą finansom należy podkreślić, iż inwestycja Collegium Polonicum ma obecnie pełne zabezpieczenie finansowe. Czy byłoby ono możliwe bez rozpaczliwych, ryzykanckich działań władz UAM u zarania realizacji tej szlachetnej idei, działań stwarzających fakty dokonane jako podstawę dla dalszych starań? Nie wydaje mi się. Zwykle nie ma chętnych do wykładania pieniędzy na mgławicowe mrzonki, choćby najbardziej szlachetne w zamyśle.

Starania o pieniądze, rozpisywanie i rozstrzyganie konkursów architektonicznych, budowanie, zajmowanie się bytowymi sprawami studentów to jeden nurt działalności UAM na rzecz Collegium Polonicum. Nurt w pierwszym okresie podstawowy, ponieważ trzeba mieć gdzie i kogo uczyć. Musieliśmy jednak stworzyć równocześnie merytoryczny program działalności naukowej, dydaktycznej i kulturotwórczej Collegium Polonicum. Program taki powstał w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, a następnie został przedyskutowany i przyjęty przez działającą w permanencji mieszaną komisję, złożoną z rektorów UAM i "Viadriny" oraz ich najbliższych współpracowników. Pierwociny tego programu wdrażane są już od roku 1995 w wynajętych od Wielkopolskiego Banku Kredytowego pomieszczeniach w Słubicach, a wkrótce zostaną w pełni rozwinięte we własnym gmachu Collegium; w pełni - o ile rząd Brandenburgii zapewni finansowanie tych stanowisk profesorskich i pomocniczych, które zostały przewidziane dla Collegium.

KOLEGIUM W MIEJSCE BARU

Na zakończenie niniejszego artykułu wrócę do "baru piwnego" przy moście w Słubicach, ponieważ wiąże się z nim epizod, z pewnością unikalny w historii budowy polskich uniwersytetów. Przedłużające się i coraz bardziej beznadziejne czynności sądowe, nieubłaganie umykający czas i nasilające się, powszechne już niemal niezadowolenie, zmusiło władze rektorskie UAM do zwrócenia się do wojewody gorzowskiego z prośbą o zwołanie w Słubicach utajnionej narady władz administracyjnych, sądowych, prokuratorskich i policyjnych województwa oraz burmistrza i przewodniczącego Rady Miejskiej Słubic z rektorem i dyrektorem administracyjnym UAM, w celu nie tyle rozwiązania problemu, co "rozcięcia wrzodu". Z wdzięcznością chcę podkreślić zrozumienie i wolę pełnego współdziałania ze strony kilkunastu osób biorących udział w tej naradzie, z wojewodą Zbigniewem Falińskim na czele. Postanowiono, że o godzinie 12 w nocy, pod osłoną plutonu policji oraz kilku uzbrojonych pracowników agencji ochrony, rozpoczniemy likwidację "baru" i komisyjne zabezpieczanie wszystkiego, co się w nim znajduje. Już w niespełna dwie godziny po zakończeniu narady wysadzono petardą drzwi wejściowe do DS "Amicus" jako ostrzeżenie przed realizacją zamierzenia. O "godzinie zero" wiedziało tylko 5 spośród 14 osób biorących udział w naradzie. Informator sprawców został więc dość łatwo ustalony drogą eliminacji, nigdy jednak nie został ujawniony. Szkoda okazała się niewielka, a za przysłowiową rękę nikogo nie złapano.

Pracownicy Uniwersytetu im A. Mickiewicza i głównego wykonawcy obiektu - przedsiębiorstwa Inwestbud-West w Gorzowie - biorący udział w likwidacji baru, do dzisiaj wspominają akcję opróżniania budynku i zrywania z niego dachu, nazywając ją "nocą listopadową". Po komisyjnym otwarciu drzwi "baru" okazało się, iż zostały w nim zmagazynowane bynajmniej nie krasnale i inna tandeta, którą handlowano na zewnątrz, lecz najprzeróżniejsze towary o nieznanej proweniencji i szacunkowej wartości około 4 mld ówczesnych złotych. Okazało się również, iż niczego nie trzeba było zabezpieczać, spisywać, czy przewozić, ponieważ właściciele owych dóbr wyrośli jak spod ziemi i wynieśli je w ciągu kilku godzin spokojnie, bez protestów. Pistolety zwykle działają ostudzająco. Pozostał tylko stary wózek lodziarza, po który do dzisiaj nikt się nie zgłosił. Niestety, jeszcze przez długi czas bezpieczeństwa pracowników budujących główny gmach Collegium strzegli uzbrojeni ochroniarze i czuwała nad nimi policja. Okazało się, że "Dziki Zachód" to nie tylko specyfika amerykańska.

Budowana pod osłoną pistoletów połowa gmachu już cieszy oko. Druga część powinna zostać oddana do użytku przed końcem wieku. Ponad 700 głębokich pali wbito w grunt. Na nich spoczywa solidnie uzbrojona płyta fundamentowa. Można natychmiast zacząć wznosić ściany. Konkurs na budowę z przyznanych w tym celu środków PHARE właśnie został rozstrzygnięty. 13 maja br. wizytowała budowę delegacja sejmowej Podkomisji Inwestycji Centralnych z jej przewodniczącym, dr. Wiesławem Ciesielskim. Posłowie uznali jakość i tempo wykonania dotychczasowych prac za tak dalece zadowalające, iż przyrzekli optować za przyznaniem znaczącej kwoty z budżetu państwa na rok 1999.

Pomimo, że może zabrzmi to ckliwie, chciałbym zakończyć artykuł jeszcze jednym symbolem. Otóż fragment już zbudowanej części gmachu Collegium Polonicum wznosi się na miejscu dawnego "baru piwnego". Jest w tym fragmencie wydzielona sala zadumy, miejsce, w którym każdy będzie mógł bez natręctwa otoczenia wejrzeć w siebie i zastanowić się nad światem, jaki jest i jaki powinien być.

Prof. dr hab. Jerzy Fedorowski, geolog, paleozoolog, jest kierownikiem Zakładu Paleontologii i Stratygrafii w Instytucie Goelogii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1990-96 pełnił funkcję rektora tej uczelni.

Uwagi.